Читать книгу Noc nad oceanem - Ken Follett - Страница 12

CZĘŚĆ PIERWSZA
ANGLIA
5

Оглавление

Pierwszy raz w życiu Nancy Lenehan przybrała na wadze.

Stała w apartamencie hotelu Adelphi w Liverpoolu obok stosu bagaży, które czekały na przewiezienie na pokład S.S. Orania, i z przerażeniem spoglądała w lustro.

Nie była ani piękna, ani pospolita: miała regularne rysy twarzy – prosty nos, proste czarne włosy i ładnie zarysowany podbródek – i wyglądała atrakcyjnie, gdy była dobrze ubrana, czyli niemal zawsze. Dzisiaj miała na sobie lekki jak piórko flanelowy kostium od Paquina, w uroczym odcieniu ciemnego różu, oraz szarą jedwabną bluzkę. Żakiet był modnie wcięty w talii i to on okazał się ostatecznym dowodem, że utyła. Kiedy go zapięła, pojawiła się niewielka, lecz widoczna fałda, a dolne guziki rozciągały dziurki.

Ten fakt można było wytłumaczyć tylko w jeden sposób. Talia żakietu była węższa niż talia pani Lenehan.

Zapewne był to skutek spożywania lunchów i obiadów w tych wszystkich najlepszych paryskich restauracjach w sierpniu. Westchnęła. Podczas podróży przez Atlantyk będzie na diecie. Zanim dotrze do Nowego Jorku, powinna już odzyskać swoją zgrabną figurę.

Jeszcze nigdy nie musiała stosować diety, ale ta perspektywa zbytnio jej nie martwiła: chociaż lubiła dobrze zjeść, nie była żarłokiem. Tak naprawdę niepokoiło ją to, że być może zaczyna się starzeć.

Dziś obchodziła czterdzieste urodziny.

Zawsze była szczupła i dobrze wyglądała w drogich, szytych na miarę ubraniach. Nienawidziła prostych sukien o obniżonej talii z lat dwudziestych i ucieszyła się, gdy znów wróciły do łask stroje dopasowane do figury. Poświęcała dużo czasu i pieniędzy na zakupy, i lubiła to robić. Czasem używała wymówki, że zajmując się modą, musi dbać o swój wygląd, lecz prawdę powiedziawszy, robiła to dla przyjemności.

Jej ojciec otworzył fabrykę butów w Brockton w stanie Massachusetts, w pobliżu Bostonu, w 1899 roku, kiedy urodziła się Nancy. Zdobył wysokiej klasy buty przysłane mu z Londynu i produkował ich tanie wersje, a potem wykorzystał to w swojej kampanii reklamowej. W jego ogłoszeniach londyńskie buty za dwadzieścia dziewięć dolarów umieszczono obok ich kopii za dziesięć dolarów, poniżej zaś znalazło się pytanie: „Czy widzisz różnicę?”. Ciężko pracował i odniósł sukces. Później, podczas wojny, zdobył pierwsze zamówienia od wojska, które wciąż stanowiły fundament tego interesu.

W latach dwudziestych utworzył sieć sklepów, głównie w Nowej Anglii, sprzedających wyłącznie jego obuwie. Kiedy zaczęła się recesja, zmniejszył liczbę wzorów z tysiąca do pięćdziesięciu i wprowadził standardową cenę sześć dolarów i sześćdziesiąt centów za każdą parę butów, niezależnie od wzoru. To śmiałe posunięcie się opłaciło i kiedy wszyscy konkurenci zbankrutowali, dochody Black’s Boots wzrosły.

Ojciec zwykł mówić, że wyprodukowanie pary kiepskich butów kosztuje tyle samo co produkcja dobrych i nie ma powodu, żeby robotnicy chodzili w byle jakim obuwiu. W czasach, gdy biedacy kupowali buty z tekturowymi podeszwami, które rozlatywały się po kilku dniach, buty Blacka były tanie i trwałe. Ojciec czuł z tego powodu dumę i Nancy także. Jej zdaniem solidne buty, jakie produkowała jej rodzina, usprawiedliwiały posiadanie pięknego domu, w którym mieszkali, oraz wielkiego packarda z szoferem, przyjęcia, eleganckie stroje i służbę. Nie była jednym z tych bogatych dzieciaków, które uważały odziedziczone bogactwo za coś oczywistego.

Chciałaby to samo powiedzieć o swoim bracie.

Peter miał trzydzieści osiem lat. Kiedy ojciec umarł przed pięcioma laty, zostawił Peterowi i Nancy równe udziały w firmie, po czterdzieści procent. Siostra ojca, ciotka Tilly, dostała dziesięć procent, a pozostałe dziesięć otrzymał Danny Riley, stary adwokat ojca, mający nie najlepszą reputację.

Nancy zawsze zakładała, że to ona będzie zarządzać spółką po śmierci ojca, który zawsze wolał ją niż Petera. Nieczęsto spotykało się kobiety piastujące tak odpowiedzialne stanowiska, choć branża odzieżowa była tu chlubnym wyjątkiem.

Ojciec miał zastępcę, Nata Ridgewaya, bardzo zdolnego współpracownika, który jasno dał do zrozumienia, że uważa się za najodpowiedniejszego kandydata na prezesa firmy Black’s Boots.

Jednak Peter też tego chciał, a był synem właściciela. Nancy zawsze doskwierało poczucie winy z powodu tego, że ojciec ją faworyzował. Peter poczułby się upokorzony i bardzo rozczarowany, gdyby nie odziedziczył stanowiska ojca. Nancy nie miała serca zadać mu takiego druzgocącego ciosu. Tak więc zgodziła się, by brat przejął zarządzanie. Razem mieli osiemdziesiąt procent udziałów, więc zakładając, że będą działali zgodnie, mogli dopiąć swego.

Nat Ridgeway odszedł i zaczął pracować w General Textiles w Nowym Jorku. Jego odejście było dużą stratą dla firmy, ale jeszcze większą dla Nancy. Tuż przed śmiercią ojca ona i Nat zaczęli się spotykać.

Nancy nie chodziła na randki, odkąd umarł jej mąż, Sean. Nie miała ochoty. Jednak Nat idealnie wybrał moment, gdyż po pięciu latach zaczęła dostrzegać, że jej życie to wyłącznie praca bez żadnych rozrywek, i dojrzała do małego romansu. Byli na kilku spokojnych obiadach oraz parę razy w teatrze i pocałowała go na dobranoc, bardzo ciepło, jednak do niczego więcej nie doszło, bo wybuchł kryzys, a kiedy Nat odszedł z firmy Blacka, Nancy już na dobre musiała się pożegnać z myślą o romansie i czuła się oszukana.

Nat doskonale radził sobie w General Textiles i teraz był prezesem firmy. Ponadto ożenił się ze śliczną jasnowłosą kobietą o dziesięć lat młodszą od Nancy.

W przeciwieństwie do niego Peter radził sobie kiepsko. Prawda wyglądała tak, że nie nadawał się na prezesa. W ciągu pięciu lat jego rządów firma szybko podupadała. Sklepy już nie przynosiły dochodów, ledwie wychodziły na swoje. Peter otworzył ekskluzywny butik na Piątej Alei w Nowym Jorku, który oferował drogie modne buty dla kobiet i któremu poświęcał cały swój czas i całą swoją uwagę – jednak generował straty.

Tylko fabryka, którą zarządzała Nancy, przynosiła zyski. W połowie lat trzydziestych, gdy Ameryka zaczęła wychodzić z recesji, Nancy postawiła na bardzo tanie kobiece sandałki, które cieszyły się ogromnym powodzeniem. Była przekonana, że przyszłość kobiecego obuwia to lekkie, kolorowe modele, dostatecznie tanie, żeby często je zmieniać.

Mogłaby sprzedawać dwukrotnie więcej, gdyby miała takie możliwości produkcyjne. Jednak jej zyski były zżerane przez straty Petera i nie zostawało nic na rozbudowę fabryki.

Nancy wiedziała, co należy zrobić, żeby uratować firmę.

Trzeba sprzedać sieć sklepów, może ich kierownikom, żeby zgromadzić fundusze na modernizację i przejście na taśmowy system produkcji, jaki wprowadzano we wszystkich nowoczesnych fabrykach obuwia. Peter musiałby przekazać jej zarządzanie i ograniczyć się do prowadzenia sklepu w Nowym Jorku, w ramach ściśle kontrolowanego budżetu.

Była gotowa pozostawić mu tytuł prezesa oraz związany z tym prestiż i nadal subsydiować jego butik z dochodów fabryki – w rozsądnych granicach – ale musiałby oddać jej prawdziwą władzę.

Przedstawiła te propozycje w pisemnym raporcie, przeznaczonym wyłącznie dla niego. Obiecał, że je rozważy. Nancy powiedziała mu, najdelikatniej jak umiała, że nie wolno dopuścić do dalszego pogarszania się kondycji firmy i jeśli nie zgodzi się na jej plan, będzie musiała przedstawić sprawę zarządowi – co oznaczało, że zostanie zwolniony i ona będzie prezesem. Miała szczerą nadzieję, że brat okaże się rozsądny. Gdyby wywołał kryzys, ten z pewnością zakończyłby się jego upokarzającą klęską i nieodwracalnym rozłamem w rodzinie.

Na razie się nie obraził. Wydawał się spokojny, zamyślony, ale wciąż zachowywał się przyjaźnie. Postanowili polecieć razem do Paryża. Peter kupował eleganckie buty do swojego sklepu, a Nancy robiła zakupy u znanych projektantów mody i miała oko na jego wydatki. Uwielbiała Europę, szczególnie Paryż, i niecierpliwie czekała na wyjazd do Londynu – wtedy jednak wybuchła wojna.

Postanowili natychmiast wracać do Stanów, ale – oczywiście – wszyscy inni też, więc mieli duże kłopoty ze znalezieniem miejsc. W końcu Nancy kupiła bilety na statek wypływający z Liverpoolu. Po długiej podróży z Paryża pociągiem i promem dotarli tu wczoraj, a dziś mieli się zaokrętować.

Była zdenerwowana przygotowaniami Europy do wojny. Poprzedniego dnia po południu boy hotelowy przyszedł do jej pokoju i zainstalował w oknie wymyślną światłoszczelną zasłonę. Wszystkie okna musiały być co wieczór dokładnie zasłonięte, żeby miasto nie było widoczne w nocy z powietrza. Szyby pozalepiano na krzyż taśmą klejącą, by odłamki szkła nie latały w powietrzu podczas bombardowania. Przed hotelem ułożono sterty worków z piaskiem, a na jego tyłach znajdował się podziemny schron przeciwlotniczy.

Okropnie się bała tego, że Stany Zjednoczone przystąpią do wojny, a wtedy jej synowie, Liam i Hugh, zostaną powołani do wojska. Gdy naziści doszli do władzy, ojciec powiedział, że nie pozwolą, by Niemcy stały się państwem komunistycznym. Wtedy po raz ostatni myślała o Hitlerze. Miała zbyt wiele pracy, żeby przejmować się Europą. Nie interesowała się polityką międzynarodową, równowagą sił ani rozkwitem faszyzmu: takie abstrakcyjne tematy wydawały się głupstwami w porównaniu z życiem jej synów. Niech Polacy, Austriacy, Żydzi i Słowianie troszczą się sami o siebie, ona musi zadbać o Liama i Hugh.

Nie żeby potrzebowali tej opieki. Nancy młodo wyszła za mąż i zaraz urodziła dzieci, więc chłopcy byli już dorośli. Liam ożenił się i mieszkał teraz w Houston, a Hugh był na ostatnim roku Yale, ale nie studiował tak solidnie, jak powinien. W dodatku ostatnio kupił szybki sportowy samochód. Nancy martwiła się o niego, lecz był już w wieku, w którym nie słucha się matczynych rad. Tak więc, skoro nie mogła zapobiec ich powołaniu do wojska, nic nie zmuszało jej do powrotu do domu.

Wiedziała, że wojna będzie dobra dla interesów. W Ameryce zacznie się boom gospodarczy i ludzie będą mieli więcej pieniędzy na kupowanie butów. Czy USA przystąpią do wojny, czy nie, armia zostanie rozbudowana, a to oznaczało zwiększenie zamówień w ramach kontraktów rządowych. Tak czy inaczej, oceniała, że w ciągu najbliższych dwóch lat podwoi lub potroi sprzedaż – jeszcze jeden powód, aby zmodernizować fabrykę.

Jednak to wszystko blakło i traciło znaczenie wobec okropnej i całkiem realnej możliwości, że jej synowie zostaną powołani do wojska, by walczyć, odnosić rany, a może nawet zginąć na polu bitwy.

Portier przyszedł po walizki i przerwał Nancy te ponure rozmyślania. Zapytała go, czy Peter już wystawił swoje bagaże. Z silnym lokalnym akcentem, który ledwie rozumiała, powiedział jej, że Peter posłał swoje rzeczy na statek wczoraj wieczorem.

Poszła do pokoju Petera, żeby zobaczyć, czy jest gotowy do wyjazdu. Kiedy zapukała, drzwi otworzyła jej pokojówka, która z tym samym gardłowym akcentem powiedziała, że jej brat opuścił hotel wczoraj.

Nancy była zdumiona. Zameldowali się poprzedniego dnia wieczorem. Nancy postanowiła zjeść kolację w pokoju i wcześnie położyć się spać, a Peter zadeklarował, że zrobi to samo. Jeśli zmienił zdanie, to dokąd się udał? Gdzie spędził noc? I gdzie był teraz?

Zeszła do holu, żeby zatelefonować, ale nie wiedziała, do kogo. Ani ona, ani Peter nie znali nikogo w Anglii. Liverpool był niedaleko Dublina. Czy Peter mógł popłynąć do Irlandii, żeby zobaczyć kraj pochodzenia rodziny Blacków? Taki był ich pierwotny plan. Jednak Peter wiedział, że nie udałoby mu się wrócić w porę, żeby zdążyć na statek.

Pod wpływem nagłego impulsu poprosiła telefonistkę o połączenie z numerem ciotki Tilly.

Dzwonienie do Ameryki z Europy było prawdziwą ruletką. Brakowało linii telefonicznych i czasem przychodziło długo czekać na połączenie. Jeśli się jednak miało szczęście, to kilka minut. Tak czy inaczej, rozmówcy niemal się nie słyszało i trzeba było krzyczeć.

W Bostonie dochodziła siódma rano, ale ciotka Tilly na pewno się już obudziła. Jak wielu starszych ludzi miewała problemy ze snem i wstawała dość wcześnie. Była bardzo żwawa.

Linie w tym momencie nie były obciążone – zapewne dla biznesmenów w Stanach pora była zbyt wczesna, żeby siedzieć przy biurkach – więc po zaledwie pięciu minutach telefon w budce zadzwonił. Nancy podniosła słuchawkę i usłyszała znajomy amerykański sygnał. Wyobraziła sobie ciotkę Tilly w jedwabnej podomce i kapciach, maszerującą po lśniącej drewnianej podłodze kuchni do czarnego telefonu w holu.

– Halo?

– Ciociu Tilly, tu Nancy.

– Wielkie nieba, dziecko, nic ci nie jest?

– Nie, nic. Brytyjczycy wypowiedzieli wojnę Niemcom, ale strzelanina jeszcze się nie zaczęła, przynajmniej nie w Anglii. Masz jakieś wiadomości od chłopców?

– U obu wszystko w porządku. Dostałam pocztówkę od Liama z Palm Beach, pisze, że opalona Jacqueline jest jeszcze piękniejsza. Hugh zabrał mnie na przejażdżkę swoim nowym samochodem, który jest bardzo ładny.

– Czy jeździ bardzo szybko?

– Wydał mi się dość ostrożnym kierowcą i odmówił wypicia koktajlu, ponieważ twierdzi, że ludzie nie powinni jeździć szybkimi samochodami po wypiciu alkoholu.

– Już mi lepiej.

– Wszystkiego najlepszego w dniu urodzin, moja droga! Co robisz w Anglii?

– Jestem w Liverpoolu i mam wsiąść na statek do Nowego Jorku, ale zgubiłam gdzieś Petera. Pewnie nie miałaś od niego żadnych wiadomości, prawda?

– Cóż, moja droga, oczywiście, że miałam. Zwołał posiedzenie zarządu na pojutrze, z samego rana.

Nancy nie wierzyła własnym uszom.

– Masz na myśli piątek rano?

– Tak, moja droga. Pojutrze jest piątek – powiedziała lekko urażona Tilly. Ton jej głosu wyraźnie sugerował: „nie jestem jeszcze taka stara, żeby nie wiedzieć, jaki to dzień tygodnia”.

Słowa ciotki zupełnie zbiły Nancy z tropu. Co za sens zwoływać posiedzenie zarządu, na którym nie będzie ani jej, ani Petera? Pozostałymi dyrektorami byli Tilly i Danny Riley, a oni nigdy sami nie podjęliby żadnej decyzji.

To wyglądało na spisek. O co chodziło Peterowi?

– W jakim celu, ciociu?

– Właśnie rzuciłam na to okiem. – I ciotka Tilly przeczytała na głos: – „Zatwierdzenia sprzedaży Black’s Boots firmie General Textiles na warunkach wynegocjowanych przez prezesa”.

– Dobry Boże!

Nancy była tak zaszokowana, że omal nie zemdlała. Peter sprzedawał firmę za jej plecami!

Przez moment czuła zbyt wielkie oszołomienie, żeby coś powiedzieć, a potem wykrztusiła drżącym głosem:

– Zechciałabyś przeczytać mi to jeszcze raz, ciociu?

Ciotka Tilly ponownie przeczytała zawiadomienie.

Nancy nagle przeszedł zimny dreszcz. Jak Peter zdołał zrobić to bez jej wiedzy? Kiedy wynegocjował umowę? Musiał zajmować się tym ukradkiem, gdy tylko przekazała mu tajny raport. Udając, że rozważa jej propozycje, w rzeczywistości spiskował przeciwko niej.

Zawsze wiedziała, że Peter ma słaby charakter, ale nigdy nie podejrzewała, że jest zdolny do takiej zdrady.

– Jesteś tam, Nancy?

Nancy przełknęła ślinę.

– Tak, jestem. Po prostu oniemiałam z wrażenia. Peter ukrył przede mną swoje zamiary.

– Naprawdę? To nie w porządku, czyż nie?

– Najwyraźniej chce to przeprowadzić pod moją nieobecność… ale jego też nie będzie na posiedzeniu. Dziś wsiadamy na statek i nie wrócimy do domu wcześniej niż za pięć dni.

A jednak, pomyślała, Peter znikł…

– Czy nie lata teraz stamtąd samolot?

– Clipper!

Nancy przypomniała sobie: pisano o tym we wszystkich gazetach. Można przelecieć przez Atlantyk w jeden dzień. Czy właśnie to planował Peter?

– Zgadza się, Clipper – potwierdziła Tilly. – Danny Riley mówi, że Peter wraca Clipperem i będzie na zebraniu.

Nancy trudno było pogodzić się z myślą, że jej brat tak bezwstydnie ją okłamał. Przyjechał z nią aż do Liverpoolu, by myślała, że zamierza wsiąść na statek. Musiał opuścić hotel zaraz po tym, jak rozstali się na korytarzu, i jechać całą noc do Southampton, żeby zdążyć na samolot. Jak mógł spędzić z nią tyle czasu, rozmawiać i jeść posiłki, omawiać nadchodzącą podróż, przez cały czas kombinując, jak ją oszukać?

– Dlaczego ty też nie przylecisz Clipperem? – zapytała ciotka Tilly.

Czy było za późno? Peter z pewnością starannie to zaplanował. Wiedział, że Nancy zacznie dociekać prawdy, kiedy odkryje, że zniknął, i pewnie się postarał, by nie mogła go dogonić. Jednak nie nazwałaby brata dobrym organizatorem, więc może była jakaś luka w jego planie.

Nancy nie śmiała jeszcze mieć nadziei.

– Zamierzam spróbować – oświadczyła z nagłą determinacją. – Do widzenia.

Rozłączyła się.

Zastanawiała się przez moment. Peter wyjechał wczoraj wieczorem i z pewnością podróżował nocą. Clipper zapewne wylatuje z Southampton dzisiaj i przyleci do Nowego Jorku jutro, tak że Peter zdąży dotrzeć do Bostonu na piątkowe posiedzenie zarządu. Tylko o której odlatuje samolot? I czy ona ma szansę znaleźć się do tego czasu w Southampton?

Z sercem w gardle poszła do recepcji i zapytała głównego recepcjonistę, o której Clipper Pan American odlatuje z Southampton.

– Nie zdąży pani – odparł.

– Proszę tylko sprawdzić godzinę odlotu – powiedziała, starając się ukryć zniecierpliwienie.

Wyjął rozkład i otworzył.

– O drugiej.

Spojrzała na zegarek: była dokładnie dwunasta.

– Nie zdążyłaby pani do Southampton – dodał recepcjonista – nawet gdyby czekał na panią prywatny samolot.

– A są tu jakieś samoloty?

Zrobił tolerancyjną minę pracownika hotelu spełniającego zachciankę głupiej cudzoziemki.

– Około piętnastu kilometrów stąd jest lotnisko. Zwykle można tam znaleźć pilota, który zawiezie panią, dokąd pani zechce, za odpowiednią cenę. Jednak musiałaby pani dotrzeć na to lotnisko, znaleźć pilota, dolecieć i wylądować gdzieś pod Southampton, a potem dostać się z tamtego lądowiska do portu. Tego nie da się zrobić w dwie godziny, proszę mi wierzyć.

Sfrustrowana, odwróciła się do niego plecami.

Już dawno się nauczyła, że w interesach gniew nic nie daje. Jeśli sprawy źle się układają, trzeba znaleźć sposób, żeby to naprawić. Nie mogę w porę wrócić do Bostonu, pomyślała, więc może zdołam zablokować sprzedaż na odległość.

Wróciła do kabiny telefonicznej. W Bostonie było tuż po siódmej rano. Jej adwokat, Patrick „Mac” MacBride, będzie jeszcze w domu. Podała telefonistce numer.

Mac był takim człowiekiem, jakim powinien być jej brat. Gdy umarł Sean, Mac zajął się wszystkim: aktem zgonu, pogrzebem, testamentem i prywatnymi finansami Nancy. Wspaniale dogadywał się z chłopcami, chodząc z nimi na mecze, pojawiając się, gdy grali w szkolnych przedstawieniach, doradzając im w wyborze uczelni i zawodu. W trudnych chwilach uświadamiał im życiowe prawdy. Gdy umarł ojciec Nancy, Mac radził jej, żeby nie pozwoliła, by Peter został prezesem. Nie usłuchała jego rady i teraz wydarzenia dowiodły, że Mac miał rację. Wiedziała, że się w niej podkochuje. To nie było niebezpieczne uczucie: Mac był żarliwym katolikiem, wiernym swojej pospolitej, kluchowatej, lojalnej żonie. Nancy bardzo go lubiła, ale nie był typem mężczyzny, w którym mogłaby się zakochać: spokojny i poczciwy, łysy i tęgawy, a ona zawsze wolała tych silnych o bujnych czuprynach – takich jak Nat Ridgeway.

Czekając na połączenie, miała czas rozmyślać o sytuacji, w jakiej się znalazła. Wspólnikiem Petera w tym spisku przeciwko niej był Nat Ridgeway, niegdyś zastępca ojca i jej dawna miłość. Nat porzucił firmę – i Nancy – ponieważ nie mógł być szefem, a teraz, ze swojej pozycji prezesa General Textiles, znów próbował przejąć kontrolę nad Black’s Boots.

Wiedziała, że Nat był w Paryżu i oglądał kolekcje, chociaż na niego nie wpadła. Jednak Peter musiał spotykać się z nim w sekrecie i uzgodnił warunki sprzedaży tutaj, udając, że kupuje obuwie dla swojego butiku. Nancy niczego nie podejrzewała. Kiedy dotarło do niej, jak łatwo dała się oszukać, była wściekła na Petera i Nata – a najbardziej na siebie.

Telefon w kabinie zadzwonił, Nancy podniosła słuchawkę: dziś miała szczęście z połączeniami.

Mac jadł śniadanie i odebrał z pełnymi ustami.

– Hm?

– Mac, tu Nancy.

Pośpiesznie przełknął.

– Dzięki Bogu, że dzwonisz. Szukałem cię po całej Europie. Peter próbuje…

– Wiem, właśnie się dowiedziałam – przerwała mu. – Jakie są warunki umowy?

– Jedna akcja General Textiles oraz dwadzieścia siedem centów za pięć akcji Black’s Boots.

– Jezu, to jak za darmo!

– Przy waszych zyskach to nie tak mało…

– Przecież wartość aktywów jest znacznie większa!

– Hej, ja się z tobą nie spieram – rzucił łagodnie.

– Przepraszam, Mac, po prostu jestem wściekła.

– Rozumiem cię.

W tle słyszała piski jego dzieci. Miał pięć dziewczynek. Słyszała również grające radio i gwiżdżący czajnik.

– Zgadzam się, że oferta jest za niska – rzekł po chwili. – Odzwierciedla obecny poziom zysków, ale pomija wartość aktywów i potencjał.

– Mnie to mówisz?

– Jest coś jeszcze.

– Mów.

– Peter będzie nadal kierował spółką przez pięć lat od chwili przejęcia. Jednak tobie już podziękują za pracę.

Nancy zamknęła oczy. To był najokrutniejszy cios. Zrobiło jej się niedobrze. Leniwy, głupi Peter, którego osłaniała i chroniła, miał pozostać, a ona, która utrzymywała ten biznes na powierzchni, zostanie wyrzucona.

– Jak może mi to robić? – jęknęła. – Przecież jest moim bratem!

– Naprawdę mi przykro, Nan.

– Dzięki.

– Nigdy nie ufałem Peterowi.

– Mój ojciec przez całe życie budował tę firmę! – krzyknęła. – Nie można pozwolić, żeby Peter ją zniszczył.

– Co chcesz, żebym zrobił?

– Czy możemy to powstrzymać?

– Jeśli zjawisz się na posiedzeniu zarządu, to sądzę, że zdołasz przekonać swoją ciotkę i Danny’ego Rileya, żeby odrzucili tę propozycję.

– Nie zdążę przyjechać, w tym problem. Nie możesz ich przekonać?

– Może mógłbym, ale to na nic: Peter ich przegłosuje. Oni mają tylko po dziesięć procent, a on czterdzieści.

– Nie możesz zagłosować w moim imieniu?

– Nie mam twojego pełnomocnictwa.

– A mogę zagłosować przez telefon?

– Ciekawy pomysł… Myślę, że to zależałoby od zarządu, a Peter wykorzystałby swoją przewagę głosów, żeby do tego nie dopuścić.

Noc nad oceanem

Подняться наверх