Читать книгу W górskiej rezydencji - Кэтти Уильямс - Страница 3
ROZDZIAŁ DRUGI
ОглавлениеLucas podjął decyzję pod wpływem chwili, ale czyż nie potrafił myśleć kreatywnie w każdych okolicznościach? Lubił bawić się sytuacją, wynajdywać słabe punkty i luki dla własnej korzyści. Na tym polegała różnica między osiągnięciem umiarkowanego sukcesu a dotarciem na sam szczyt. Nigdy nie postało mu w głowie, że może nie dostać tego, czego pragnie.
Teraz doszedł do wniosku, że przez kilka dni będzie się cieszył na stoku towarzystwem tej kobiety.
Z pewnością nie była w jego typie, to znaczy nie przypominała wysokich, szczupłych, długonogich brunetek z jego sfery, ale jednak miała w sobie coś…
W tej chwili gapiła się na niego jak na wariata.
‒ Słucham?
Nie wierzyła własnym uszom. Rozwiązać problem jej pracy? Owszem, znał osobiście Ramosów, ale co miał do powiedzenia jakiś instruktor narciarski?
‒ Najpierw jedzenie.
‒ Jedzenie?
‒ Prawdę mówiąc, przyszedłem do kuchni, żeby coś przekąsić.
Początkowo zamierzał sprowadzić szefa jednego z hoteli, ale ostatecznie zrezygnował; chciał tu spędzić tylko dwie noce, poza tym wiedział, że lodówka będzie pełna.
‒ Coś przekąsić? Całkiem ci odbiło? Nie możesz ich objadać i pić ich wina! Wiesz, ile kosztują te butelki w stojaku?
Lucas już skierował się w stronę lodówki.
‒ Chleb… – Odwrócił się do niej. – Ser… i jestem pewien, że znajdzie się też jakaś sałatka.
Milly zerwała się na równe nogi.
‒ Mogę ci coś przyrządzić, jeśli chcesz… jeśli jesteś pewien. W końcu miałam tu gotować.
Lucas uśmiechnął się do niej, a ona znów poczuła ten niesamowity dreszcz. Czy kiedykolwiek reagowała tak na tego drania Robbiego? Chyba nie.
Chodzili do czternastego roku życia do tej samej szkoły w odległym zakątku Szkocji, potem on przeniósł się z rodzicami do Londynu. Zbyt nieśmiała, by wzbudzać ciekawość nastoletnich i napakowanych testosteronem chłopców, podkochiwała się w nim po kryjomu.
Kontaktowali się przez te lata na portalach społecznościowych albo gdy przyjeżdżał czasem do miasta, ale tak naprawdę zaczął się nią interesować dopiero przed sześcioma miesiącami, i była to istna burza. Milly nie kryła zadowolenia. Powód tej nagłej fascynacji z jego strony stał się jasny, kiedy porzucił ją dla długonogiej Emily.
Lucas zamknął lodówkę i ku konsternacji Milly wziął jakieś bardzo kosztowne wino.
No cóż, nigdy nie wymagał, by kobiety gotowały dla niego, ale była to wyjątkowa sytuacja.
‒ Prawdę powiedziawszy, jestem z zawodu szefem kuchni – oznajmiła z uśmiechem i podeszła do lodówki, żeby spenetrować jej zawartość, choć niczego nie tknęła, niemal czując na sobie wzrok kapitana Sandry.
‒ Niedoszła narciarka, szef… widzę, że masz rozliczne talenty.
‒ Żartujesz sobie ze mnie. – Popatrzyli sobie w oczy i ona się zaczerwieniła. – Nie czuję się zbyt pewnie, grzebiąc w ich szafkach, ale chyba musimy coś zjeść. Sandra nie chciałaby chyba, żebym głodowała…
‒ Ta twoja Sandra wygląda na niezłą despotkę.
Odsunął się, kiedy zaczęła wyjmować z lodówki wiktuały. Sam nigdy nie interesował się gotowaniem.
‒ Trafiłeś w sedno. – Zaczęła szukać przyborów kuchennych. – Chcesz pomóc?
Opierał się niedbale o szafkę z kieliszkiem w ręku.
‒ Jeśli chodzi o gotowanie, jestem raczej widzem.
A musiał przyznać, że widok jest niezwykły. Zdjęła gruby sweter i pozostała w obcisłym podkoszulku z długimi rękawami, który podkreślał każdy fragment jej ciała.
‒ Zjemy szybciej, jeśli pomożesz.
‒ Nie spieszy mi się. Miałaś opowiedzieć mi o tej Sandrze…
‒ Miałam z nią trzy rozmowy w sprawie tej pracy. Dasz wiarę? Ramosowie to najbardziej kapryśni ludzie na świecie. Och, przepraszam, zapomniałam, że jesteś ich instruktorem narciarskim. Patrzysz pewnie na nich inaczej.
Poczuła nagły ucisk w gardle na myśl o starannie ułożonym życiu, które jej umknęło.
A jednak dziwiła się trochę, że nie odczuwa szczególnie głębokiego smutku. Bardziej zażenowanie. Prezenty zostały zwrócone, suknia sprzedana, ślub w niewielkim kościele odwołany.
Ten ucisk w gardle był wywołany myślą o bajkowej przyszłości, którą planowała, o miłości i porzuceniu…
‒ Wątpię. – Lucas przypomniał sobie ten ostatni raz, kiedy widział oboje w domu matki w Argentynie, gdzie Julia Ramos puszyła się jak paw. – Alberto i Julia nie są szczególnie skomplikowani. Mają pieniądze i lubią się tym chwalić.
‒ Współczuję. Niełatwo pracuje się dla ludzi, których nie darzy się sympatią… – Znów zajęła się siekaniem, a on przysunął sobie stołek barowy, by lepiej ją widzieć. Nie była już taka zbulwersowana jego arogancją w tej kuchni. – No cóż, wszyscy musimy zarabiać na życie. Co robisz, kiedy nie uczysz jazdy na nartach?
‒ To i owo.
Nie odezwała się; może był zażenowany, że jest tylko instruktorem narciarskim. Wydał jej się facetem, który ma większe ambicje.
‒ Dlaczego zatrudniasz się na dwa tygodnie w czyimś domu, skoro jesteś zawodowym szefem? I nie pijesz wina. Spróbuj, to doskonały rocznik.
‒ Mam nadzieję, że nie wpakujesz się w kłopoty z powodu tej butelki…
Ale uporała się już z gotowaniem, wzięła kieliszek i poszła z Lucasem do salonu, skąd rozciągał się wspaniały widok na zaśnieżone zbocza.
‒ Nigdy nie pakuję się w kłopoty – zapewnił Lucas, siadając z nią na sofie.
Przycupnęła niepewnie na brzegu białej kanapy.
‒ Nigdy? Jakież to aroganckie!
Ale dziwnie podniecające.
‒ Przyznam, że potrafię być arogancki – oznajmił szczerze, patrząc na nią niewzruszenie.
‒ Okropna cecha.
‒ Godna ubolewania. Masz jakąś?
‒ Co mam? – Nie zauważyła nawet, że jej kieliszek jest pusty.
‒ Godną ubolewania cechę.
Doszedł do wniosku, że jej włosy są bardziej kasztanowe niż rude.
‒ Zakochuję się w draniach. Chodziłam z chłopakiem numer jeden przez trzy miesiące, trzy lata temu. Okazało się, że ma dziewczynę, która wyjechała na rok, dając mu wolną rękę…
‒ Świat jest pełen drani – mruknął. Zawsze dawał swoim kobietom jasno do zrozumienia, że pierścionek nie wchodzi w rachubę. – A chłopak numer dwa?
‒ Był moim narzeczonym.
Zastanawiała się, czy jeszcze się napić. Lucas siedział rozparty na sofie i całkowicie rozluźniony.
‒ Narzeczonym?
Pokazała mu dłoń.
‒ Co widzisz?
Nachylił się i spojrzał.
‒ Niezwykle atrakcyjną dłoń. – Zerknął na nią, a barwa jej policzków go oczarowała.
‒ To dłoń, na której nie ma pierścionka zaręczynowego – wyjaśniła ze smutkiem. – W tej chwili powinnam być zamężną kobietą.
‒ Ach…
‒ A piję czyjeś wino i odsłaniam serce przed obcym człowiekiem.
‒ Czasem ktoś taki jest najlepszym słuchaczem.
‒ Nie wyglądasz na kogoś, kto sam lubi się zwierzać.
‒ Powiedz mi o narzeczonym…
‒ Nie udawaj, że cię to interesuje…
Nie wyobrażała sobie, by kiedykolwiek przeżył to co ona.
‒ Fascynujesz mnie – mruknął Lucas, sięgając po butelkę, by napełnić oba kieliszki.
‒ Naprawdę?
‒ Tak – odparł poważnie. – Nie spotkałem nikogo tak otwartego jak ty.
‒ Dajesz mi chyba do zrozumienia, że mówię za dużo.
‒ Masz też niezwykłe włosy.
Flirtował z nią? Postanowiła, że nie złapie się na pochlebstwa, zwłaszcza ze strony instruktora narciarskiego.
Posłała mu spojrzenie pełne gniewu. Zastanawiał się, jak by zareagowała, gdyby jej powiedział, że chce przesunąć palcami po tych jej wspaniałych włosach.
‒ Jak miał na imię twój były?
‒ Robert.
‒ I co Robert zrobił?
‒ Wylądował w łóżku z moją najlepszą przyjaciółką. Najwidoczniej raz na nią spojrzał i uznał, że nie potrafi się jej oprzeć. A mnie się oświadczył, ponieważ rodzice chcieli, by się ustatkował. Nadawałam się. Zaakceptowali mnie. Twierdził, że mu się podobam, ale tak bardzo mu się nie podobałam. Naprawdę zakochał się w Emily, skoro był gotów narazić się na gniew rodziców. No cóż… to ją czeka życie, które planowałam.
‒ Z draniem, który po dwóch latach znajdzie sobie nową dziewczynę… Na twoim miejscu nie pogrążałbym się w żalu.
Był konkretny. Załatwiał sprawę kilkoma słowami.
‒ Zobaczymy, co z twoim jedzeniem? – Wstał i przeciągnął się, a Milly dostrzegła jego mocne mięśnie pod ubraniem. – Wykonam kilka telefonów w sprawie tej pracy, która uciekła ci sprzed nosa.
Nie zapomniała, że to obiecał, ale nie chciała mu przypominać.
‒ Kilka telefonów?
‒ Właściwie dwa.
Patrzył na jej zgrabny tyłeczek, kiedy szedł za nią do kuchni. W bardzo krótkim czasie dowiedział się o niej więcej niż o jakiejkolwiek dziewczynie, z którą chodził. Z drugiej strony nigdy nikogo nie zachęcał do zwierzeń. Żadnych wyznań. Kobiety o tym wiedziały.
Nic dziwnego, że teraz doskonale się bawił. Rola instruktora narciarskiego była niezwykle ożywczym doznaniem. Miała posmak normalności.
Zniknął w salonie, żeby zadzwonić, najpierw do matki, by ją poinformować, że zostanie trochę dłużej, niż planował, a potem do Alberta. Powiedział, że potrąci mu tyle, ile się dziewczynie należy, ponieważ ta zostaje na miejscu, kazał też przekazać wiadomość do jej agencji. Mógł sam pokryć koszty, ale facet był w firmie przepłacany, poza tym wycofał się pewnie w ostatniej chwili, zostawiając Milly na lodzie.
Wrócił do kuchni, kiedy nakładała dwie porcje makaronu.
‒ Załatwione.
Kiedy dzwonił, zastanawiała się nad dwutygodniowym pobytem z nieznajomym mężczyzną w domu, który do nich nie należał. Czy nie musiałaby ponieść prędzej albo później konsekwencji? Nic nie było w życiu za darmo.
Poza tym co o nim wiedziała? Nie wyglądał groźnie, ale mógł się w nocy zamieniać w maniaka seksualnego.
Ta myśl przyprawiła ją o rumieniec. Nawet jeśli był takim maniakiem, i tak nie spojrzałby dwa razy w jej stronę. Wciąż się jednak wahała, siadając przy stole. Zastanawiała się, czy nie poprosić go o referencje potwierdzające jego morale.
‒ Jakoś nie widać po tobie radości i satysfakcji – zauważył i spróbował makaronu, który był znakomity.
‒ No… – Ciekawość przeważyła. – Jak ci się udało tego dokonać? Kiedy powiedziałeś „załatwione”…
‒ Nie uwierzyłabyś, ile potrafię. Zapłacą ci za cały pobyt, nawet jeśli wyjedziesz za dwa dni.
Otworzyła usta ze zdumienia, a Lucas się uśmiechnął.
‒ Przyznaj, że jesteś pod wrażeniem.
‒ Rany, musisz mieć dużo do powiedzenia, jeśli chodzi o Ramosów…
Nagle uderzyła ją pewna myśl i Milly się zarumieniła.
‒ Coś ci chodzi po głowie? – spytał.
‒ Dlaczego tak uważasz?
‒ Może dlatego, że zrobiłaś się czerwona jak burak, a może dlatego, że masz twarz przezroczystą jak szkło. Tak przy okazji, jedzenie jest pyszne. Gdyby nie te rude włosy, pomyślałbym, że masz w sobie kroplę włoskiej krwi.
‒ Kasztanowe, nie rude…
‒ Wyrzuć to z siebie.
‒ Nie spodoba ci się.
Lucas dolał sobie wina i w końcu wybawił ją z kłopotu.
‒ Wierz mi, nie obrażam się łatwo. – Co nie znaczy, by ktokolwiek śmiał powiedzieć pod jego adresem coś obraźliwego. Przywileje bogactwa i władzy.
‒ Jesteś arogancki, prawda? – zauważyła odruchowo, a on się uśmiechnął, co ją całkowicie zaskoczyło. – Zastanawiałam się, czy nie sypiasz z panią Ramos…
Nie wiedział przez chwilę, czy się wściekać, czy śmiać.
‒ No… miałoby to sens – zauważyła nerwowo.
‒ Czyżby?
‒ Jak inaczej zapewniłbyś mi tę pracę i wynagrodzenie?
‒ No cóż, instruktorzy narciarscy odznaczają się darem przekonywania. – Uciekł się do tego enigmatycznego stwierdzenia, bo nie chciał kłamać wprost. – Pomogłem Albertowi przy kilku okazjach, a on z chęcią mi się odwdzięczył. Poza tym nigdy nie zbliżyłbym się do zamężnej kobiety.
‒ Nie?
‒ Wszyscy instruktorzy narciarscy, jakich w życiu spotkałaś, zachowywali się niestosownie wobec kobiet zamężnych czy niezamężnych?
‒ Różnie się o nich mówi. – Odetchnęła jednak z ulgą. – Jeszcze jedno… w normalnej sytuacji nie zdecydowałabym się na pobyt sam na sam z kimś nieznajomym.
Tym razem poczuł wściekłość.
‒ Więc nie tylko masz mnie za kobieciarza, ale też za zboczeńca!
‒ Nie! – pisnęła. – Skąd mam wiedzieć, że naprawdę rozmawiałeś z panem Ramosem?
‒ Bo tak ci powiedziałem. – Nienawykły do podawania w wątpliwość jego własnych słów, Lucas postrzegał tę rozmowę jako coraz bardziej surrealistyczną. – Mogę to udowodnić.
‒ Jak?
Instynkt jej podpowiadał, że powinna wierzyć we wszystko, co mówi. Nawet w to, że na niebie pojawiły się statki kosmiczne z zielonymi ludzikami.
Lucas wystukał jakiś numer na swojej komórce, powiedział coś po hiszpańsku, a potem położył telefon na stole i włączył tryb głośnomówiący. Potem się rozsiadł i zaczął mówić bardzo wyraźnie, nie spuszczając z niej oka. Jej twarz wydawała mu się dziwnie atrakcyjna. Dlaczego? Miała w sobie coś miękkiego i zarazem upartego, sympatycznego i otwartego…
Przez chwilę żywił wściekłość wobec byłego narzeczonego, który ją rzucił.
Wskazał gestem magika telefon i założył ręce za głowę, słuchając, jak Alberto robi dokładnie to, co mu powiedziano.
Oczywiście, że dziewczyna może zostać! Otrzyma całe wynagrodzenie. Może jeść, pić wino i nie musi sprzątać. Tymczasem przeleje pieniądze na jej konto, dorzuci też premię za niedogodności, jakich doznała.
‒ Czuję się okropnie – wyznała Milly, gdy tylko Alberto się rozłączył, przepraszając ją wcześniej za wszelkie kłopoty.
‒ Okropnie? Co to znaczy? Myślałem, że będziesz skakać z radości. Nie musisz wracać do Londynu ani martwić się o pieniądze, ani usługiwać Ramosom. Nie mogłaś chyba liczyć na korzystniejsze rozwiązanie… a jednak wyglądasz tak, jakby spotkała cię krzywda.
‒ Nie byłam szczególnie miła dla biednego pana Ramosa, prawda?
‒ Nie z mojej winy.
‒ Myślałam początkowo, że są bardzo wymagający… ta cała lista dań, instrukcje dotyczące mojego stroju. A jednak… – Wyjęła telefon z plecaka i wystukała stosowną wiadomość dla Alberta. – Zachował się wyjątkowo przyzwoicie. – Otrzymała po chwili informację, że pieniądze zostały już przelane na jej konto. – Po tej historii z Robbiem dobrze jest wiedzieć, że są jeszcze na świecie przyzwoici ludzie.
Lucas z trudem panował nad irytacją, jaką wzbudzały w nim śmieszne żądania Alberta.
‒ Czy zobaczę w końcu taniec radości i szczęścia? Och, zapomniałem, wciąż uważasz mnie za zboczeńca, któremu nie możesz ufać…
‒ Nie – odparła Milly z westchnieniem. Była na tyle zarozumiała, by oczekiwać, że zacznie się do niej dobierać. Taki Adonis szukał zwykle Afrodyty.
‒ Czuję ogromną ulgę.
‒ Powinniśmy chyba posprzątać i pójść spać – oznajmiła, wstając z miejsca. Huśtawka, jaką było jej życie, nie zwalniała ani na chwilę. Kontrakt był wciąż ważny, a ją czekało bajeczne wynagrodzenie za dwa tygodnie narciarskiego szaleństwa.
‒ Posprzątać?
‒ Pozmywać. Może nie umiesz gotować, ale musisz mi pomóc. Oboje nabałaganiliśmy.
Wziął posłusznie naczynia ze stołu, podczas gdy Milly wciąż przyznawała się, zupełnie niepotrzebnie, do wyrzutów sumienia z powodu niewłaściwego zachowania wobec Alberta i jego rodziny.
‒ Okej! – Powstrzymał ją gestem uniesionej dłoni, kiedy znów zaczęła mówić o tym, jaki miły okazał się pan Ramos. – Jestem zorientowany, choć przyznam, że niewiele wiesz o Ramosach. Dosyć o tym.
Oparł się o szafkę i skrzyżował ramiona. Jego wkład w sprzątanie ograniczył się do zabrania ze stołu dwóch talerzy i szklanki i zaniesienia ich do zlewu.
‒ Skończmy z tymi panegirykami – dodał. – Będę tu przez dwa dni. Możemy porozmawiać o trasach zjazdowych.
Wszystko wskazywało na to, że jest niezłą narciarką w przeciwieństwie do jego dawnych dziewczyn, których umiejętności ograniczały się do odpowiedniego stroju.
I była zaskakującą, zabawną osobą, która nic o nim nie wiedziała. Nie potrafił przewidzieć, czym skończy się ta niespodziewana i krótka znajomość. Perspektywa czegoś nowego w jego przewidywalnym życiu wydała się niezwykle kusząca.
Uśmiechnął się, widząc, jak Milly oblewa się rumieńcem i spuszcza wzrok.
Tak, podjął słuszną decyzję, przyjeżdżając tutaj…