Читать книгу Turbulencja - kpt. Dariusz Kulik - Страница 6
1
Ci wspaniali mężczyźni w swych latających maszynach
Оглавление„Jesteś pilotem? Wow, szacunek!” Czy pilot często słyszy te słowa? A może styka się z wyrazami zazdrości? Osobiście mi się nie zdarzyło, choć mam świadomość, że wykonywany przeze mnie zawód jest wyjątkowy. Po oderwaniu samolotu od ziemi trzeba doprowadzić lot do końca bez względu na występujące warunki i przeciwności. Nie można zrobić przerwy, zatrzymać się, poczekać na pomoc, na spokojnie skonsultować się z innym specjalistą lub odłożyć problem do rozwiązania na później. Ktoś może powiedzieć, że podobnie jest na przykład w zawodzie chirurga. Ale ilu chirurgów zginęło w wyniku własnego błędu, poza tymi, którzy operowali samych siebie?
Zauważyłem, że mój zawód jest różnie odbierany w zależności od kraju. Wysokim statusem cieszy się na przykład we Francji. W naszym rejonie świata niby nadal traktowany jest jako wyjątkowy, choć coraz rzadziej, upowszechnia się bowiem opinia, że nowoczesne samoloty latają samodzielnie, a piloci są tylko tradycyjnym dodatkiem. W trakcie pobytów na północy Europy odniosłem wrażenie, że w krajach skandynawskich piloci nie są odbierani jako grupa prestiżowa, co być może wynika z wysokości ich zarobków, niewyróżniającej się na tle średniej krajowej. Dotyczy to zresztą także innych zawodów wymagających bardzo specjalistycznej wiedzy i umiejętności.
Sami piloci prezentują różne podejścia do własnej profesji, rozmaicie postrzegają swoje miejsce w kokpicie i wizerunek. Spotykałem kolegów, którzy nie używali dostarczonych przez firmę strojów służbowych, uważając je za zbyt tandetne. Zlecali uszycie swoich mundurów na wymiar – czasami pojedynczych elementów garderoby, a czasami całych uniformów łącznie z obuwiem. Znam kilku, którzy mieli lekką obsesję na punkcie połysku swoich butów. Przed każdym lądowaniem czyścili je specjalną pastą, by nadać im perfekcyjny wygląd i godnie zaprezentować się w nowym miejscu.
Ja mam znacznie bardziej pragmatyczne podejście do swojego wizerunku. Oczywiście, staram się wyglądać schludnie, ale jak wiadomo: nie szata zdobi człowieka.
W swojej karierze miałem do czynienia z kilkuset pilotami kilkudziesięciu narodowości. Na temat interakcji z nimi, ich profili kulturowych i psychologicznych mógłbym napisać osobną książkę. Pracowałem z pilotami o „podwójnej osobowości” – inaczej zachowywali się wobec personelu pokładowego, a zupełnie inaczej po zamknięciu drzwi kokpitu. Gdy byłem pierwszym oficerem, trafiali mi się kapitanowie bardzo mili w stosunku do stewardes, a oschli w kontaktach z pierwszym oficerem. Zazwyczaj dość sprawnie radziłem sobie z trudnymi osobowościami, choćby dlatego, że nie pozwalałem się traktować w sposób nieprofesjonalny. Nie rozpocząłem swojej kariery jako dwudziestokilkulatek, więc kapitanowie z rozdętym ego mieli ograniczone możliwości wywyższania się. Gdy przesiadłem się na fotel kapitana, spotkałem także kilku pierwszych oficerów wymagających specjalnego podejścia. Wcześniej wydawało mi się, że kapitan ma znacznie łatwiej, bo lepiej mieć sprawiającego kłopoty podwładnego niż szefa. Użyłem tych dwóch określeń, choć nie odpowiadają one prawidłowym relacjom w kokpicie. Różnica między kapitanem a pierwszym oficerem powinna być utrzymana, ale w większości linii lotniczych nie przybiera formy władzy autorytarnej.
Nie wchodząc w szczegóły związane z poziomem merytorycznym i umiejętnościami ludzi obecnie przychodzących do lotnictwa, widzę, że wielu młodych pilotów żywi irracjonalne przekonanie o swojej wyższości. Są przeświadczeni, że celem ich obecności w kokpicie jest wypatrywanie błędu kapitana. Czekają na moment, w którym będą mogli ocalić siebie, pasażerów i cały świat. Wydają się znacznie bardziej skupieni na wyczekiwaniu tego momentu niż na czynnościach związanych ze swoimi zadaniami. Kiedyś, gdy zauważyłem dziwną nerwowość u pierwszego oficera, spytałem, dlaczego jest taki spięty i zachowuje się w sposób niestandardowy. Jego odpowiedź wprawiła mnie w zdumienie. Powiedział, że musi być gotowy na reakcję w każdej chwili, bo kapitan może popełnić błąd i spowodować katastrofę. Być może będzie musiał zareagować w trakcie odrywania samolotu od ziemi lub ostatniej fazy lądowania. Tymczasem nawet jeśli jest się doświadczonym kapitanem czy instruktorem, trudno podjąć decyzję o sposobie reakcji w ostatniej fazie lądowania, bo rzeczy dzieją się bardzo szybko. Niełatwo ocenić, czy ktoś zapomniał wyrównać (czyli podciągnąć nos samolotu w górę bezpośrednio przed przyziemieniem w celu zmniejszenia prędkości opadania) na przykład w wyniku stresu, czy po prostu taką ma technikę lądowania i wyrównuje później, ale bezpiecznie. Młody człowiek z niewielkim doświadczeniem tym bardziej nie potrafi tego oszacować. Od tamtej pory, gdy leciałem ze wspomnianym pierwszym oficerem, bezpośrednio przed oderwaniem samolotu od ziemi informowałem go, że czuję się dobrze i wiem, co mam robić. Nie był to jedyny taki przypadek, choć na szczęście tego typu zachowania nie należą do normy.
Do wzmocnienia wizerunku pilota superbohatera przyczyniło się na pewno kino. W wypadku seriali dokumentalnych, jak choćby Katastrofa w przestworzach, materiały stoją na dość wysokim poziomie merytorycznym, choć czasami komentarz jest błędnie przetłumaczony. Natomiast w filmach fabularnych poziom merytoryczny jest co najwyżej średni, a niejednokrotnie skandalicznie niski. Nie należy się temu dziwić, bo celem tych produkcji jest wzbudzenie emocji, a nie przekazywanie konkretnych informacji na temat funkcjonowania lotnictwa. Nikt nie powinien czerpać z tych filmów wiedzy lotniczej, podobnie jak chirurg nie powinien zdobywać takiej wiedzy z fabuł traktujących o pracy lekarzy.
A tak w ogóle – wszyscy znają się na wszystkim, zwłaszcza na lotnictwie, skoro matka mojego kolegi z Grecji daje synowi wskazówki, jak ma latać. Wiele osób chętnie udziela rad pilotom, więc chyba siła mitu podniebnego superbohatera znacznie osłabła w ostatnich kilkunastu latach.
Z drugiej strony – zdarzenia, gdy pilotom udało się wyprowadzić samolot bez szwanku z trudnej sytuacji, omawia się szczegółowo w mediach i na portalach społecznościowych, a owi piloci są traktowani jak bohaterowie i zapraszani do przeróżnych programów. Może jednak ludzie potrzebują opowieści o podniebnym heroizmie?