Читать книгу Willa pod kasztanem - Krystyna Mirek - Страница 4
ROZDZIAŁ 1
ОглавлениеKażda nieszczęśliwa miłość jest inna. A jednak ludzie, którzy doświadczyli tego uczucia, dobrze się nawzajem rozumieją. Opowieści są różne, ale ból ten sam.
Wszyscy wokół mówią, że dobrze się stało, należy się cieszyć, że teraz, a nie po ślubie, on nie był ciebie wart, znajdzie się lepszy. Człowiek w zasadzie się z tym zgadza. Ale jego serce cierpi. Na nic się zdają wszystkie rozsądne, nawet słuszne argumenty.
Każdego dnia wracają wspomnienia najlepszych chwil. Tych, kiedy było dobrze. Czułości, uśmiechów, śmiało snutych planów. Całe ciało rwie się do powrotu. Mimo wszystko. Nawet jeśli doskonale pamięta się wyrządzoną krzywdę. Rozum podąża jedną drogą, a serce ciągnie w przeciwnym kierunku.
Magda Łaniewska codziennie rano, albo wieczorem tuż przed zaśnięciem, miała takie momenty, kiedy czuła, że jest gotowa wszystko zapomnieć, przebaczyć, puścić w niepamięć i dać Konstantemu, swojemu wiarołomnemu narzeczonemu, jeszcze jedną szansę.
Owszem, zostawił ją w wyjątkowo niedelikatny sposób. W wigilijny wieczór i pod choinką. Zawiódł, mimo że była gotowa dla niego tak wiele poświęcić. Ale choć wciąż sobie o tym przypominała i czuła z tego powodu prawdziwą wściekłość, to jednak równie często dopadała ją niemożliwa do ugaszenia tęsknota.
Nikomu się nie przyznawała do tych pragnień. Przede wszystkim obu braciom, z którymi wspólnie mieszkała po śmierci rodziców. Michał i Bartek przeżywali mocno wszystkie jej związki, a zwłaszcza każde rozstanie. Od początku nie ufali Konstantemu i, jak się szybko okazało, mieli rację. To nie był po prostu zwykły nieodpowiedzialny mężczyzna, lecz drań w pełni zasługujący na to surowe określenie.
Włożyła ostatni talerz do zmywarki i z ulgą włączyła urządzenie. Nie przepadała za kuchennymi zajęciami. Nigdy nie nauczyła się gotować. Mylił jej się rozmaryn z tymiankiem, a z ziół na sklepowej półce rozpoznawała tylko bazylię. Nie udało jej się upiec nawet prostego sernika, a w kwestiach obiadowych dziełem jej życia był makaron w sosie pomidorowym. Bardzo dobry, choć z puszki. Poza tym umiała nastawić wodę na herbatę.
Ale zawzięła się. Chciała się nauczyć. Dla Konstantego i jego miłującej tradycję rodziny.
Spojrzała na stół w jadalni. Nie było już na nim śladu po wspaniałej kolacji wigilijnej, którą przygotowała z pomocą ludzką, boską, internetową i sąsiedzką. Zrobiła to dla ukochanego mężczyzny, żeby mógł przyprowadzić swoich rodziców i być dumny. Kierowała nią miłość.
Włożyła najlepszą sukienkę, tuszującą niewielkie fałdki w talii, i cienkie rajstopy, w których było jej cały czas zimno, ale za to pięknie się prezentowały. Uczesała niesforne włosy. Ale czy mogła w tym wszystkim konkurować ze swoją perfekcyjną, zamożną, doskonałą szefową?
Nie mogła.
Przełknęła niechcianą łzę.
Wróciło wspomnienie zimnego barszczu, w kółko podgrzewanej ryby, która ostatecznie całkiem się rozpadła, oraz tego okropnego momentu, kiedy dostała krótkiego esemesa i okazało się, że Konstanty wybrał taki tchórzliwy, słaby, nędzny sposób, by ją poinformować, że jednak nie przyjedzie.
Zostawić dziewczynę bez słowa wyjaśnienia w wieczór wigilijny, kiedy czekała na niego przy obficie i starannie zastawionym stole, to sposób na zerwanie plasujący się wysoko na liście najgorszych metod.
Magda miała świadomość wszystkich okropnych cech tego mężczyzny, ale i tak, kiedy była sama w pokoju, zwijała się w kłębek na kanapie, przymykała oczy, a pod powiekami natychmiast widziała tamten ciepły uśmiech, który ją tak pociągał. Pełen radości życia, energii, miłości. Bardzo za nim tęskniła.
Czuła na plecach dotyk dłoni Konstantego. Kiedy dobrze zacisnęła powieki, to wyobrażenie było tak realne, że robiło jej się ciepło, jakby naprawdę ją przytulał. Ale zawsze nadchodził moment, gdy trzeba było otworzyć oczy. Szarość wokół biła wtedy ze zdwojoną siłą.
Magda położyła na stoliczku obok łóżka piękny pierścionek od Konstantego. Nie chciała go już nosić, ale zerkała na niego codziennie po obudzeniu. Był symbolem najpiękniejszego dnia w jej życiu, kiedy wydawało się, że wszystko wreszcie się ułożyło. Po wielu trudnych latach nastał czas na szczęście. Wszystkie elementy układanki doskonale do siebie pasowały. Konstanty miał to, czego Magda najbardziej pragnęła: pogodę ducha, optymizm, życiową energię, i żywił wobec niej prawdziwe, szczere uczucie.
Tylko że wszystko okazało się fikcją.
Zmywarka szumiała cicho i Magda próbowała się uspokoić, wsłuchując się w ten miarowy odgłos. Za oknem kołysały się pozbawione liści gałęzie drzew. Wszyscy tęsknili już za zielenią i ciepłem. Próbowała sobie wyobrazić wiosenny dzień. Siebie budującą życie na nowo, nawet jeśli nie szczęśliwą, to chociaż pogodną.
Mimo że Konstanty tak mocno ją zawiódł.
A może to ona po prostu nie okazała się dla niego dość dobra?
Zabolało. Dochodziła do tej konkluzji za każdym razem, gdy o tym myślała, czyli bardzo często. Ten wniosek nasuwał jej się z regularnością bijącego serca i sto razy na dzień rozgniatał na miazgę resztki jej dobrego zdania o sobie samej i wątłej pewności siebie.
Uznała, że nie sprawdziła się jako kobieta.
Łza spłynęła szybko po policzku i wsiąkła w szalik, którym Magda szczelnie się otulała przed wyjściem z domu. Włożyła jeszcze kurtkę, zapięła starannie i wyszła. Nie było sensu dłużej się ociągać, spóźnienie mogło oznaczać tylko kolejne kłopoty. Droga do pracy wiele ją kosztowała. Musiała mocno się skupić, by przecisnąć się przez uliczne korki i zatłoczone ronda. Odetchnęła z ulgą, kiedy zaparkowała w garażu podziemnym krakowskiej galerii handlowej, bo jazda samochodem ze wzrokiem zamglonym łzami to nie jest bezpieczne zajęcie. Wyłączyła silnik i jeszcze chwilę siedziała w samochodzie. Drżała z emocji i chłodu.
Wciąż było zimno. Styczeń to jeden z trudniejszych miesięcy w roku. Świąt już nie ma w perspektywie i pełne napięcia oczekiwanie dawno się zakończyło. Emocje opadły, po makowcu oraz pierniczkach nie zostały już nawet okruchy, za to chłodne dni ciągną się w nieskończoność wraz z rachunkami do zapłacenia, odśnieżaniem, a także codziennym skrobaniem szyby samochodu.
Może, kiedy ktoś jest szczęśliwy, łatwiej mu dostrzec w tej szarej rzeczywistości ukryte piękno? Zapewne ono gdzieś tam jest, ale Magda nie miała pojęcia gdzie. Na krótką chwilę doświadczyła tego uczucia ciepła i jasności, jakie w życie wnosi miłość, ale szybko ją z tej pięknej krainy wykopano jednym mocnym uderzeniem i znów znalazła się w strefie zimnej i pełnej sprzecznych pragnień.
A być może dzisiaj sytuacja się jeszcze bardziej skomplikuje.