Читать книгу Tylko jeden wieczór - Krystyna Mirek - Страница 6

ROZDZIAŁ 1

Оглавление

Sylwia Nowak, znana szerokiemu gronu pod bardziej spektakularnym pseudonimem Amelia Diamond, oparła dłonie o biurko i zadzwoniła zestawem bransoletek, które zawsze poprawiała nerwowym gestem w chwilach szczególnego napięcia. Światło świątecznych lampek szczodrą ręką rozwieszonych w gabinecie zadrżało na rudych włosach o niezwykłym złotym odcieniu.

Z głośników cicho płynęły dźwięki nastrojowej ballady o białych świętach. Zbliżały się wielkimi krokami i wszędzie już czuło się oczekiwanie na upragniony urlop.

Złote włosy Sylwii znów zamigotały w świetle lampek.

– Co my tam mamy jeszcze na dzisiaj? – zapytała ostro właścicielka tego cudu natury. Była bardzo zdenerwowana, choć starała się wszelkimi sposobami ukryć ten fakt. Czekała jak na zbawienie na godzinę dziewiętnastą, by wreszcie móc spokojnie zebrać myśli. Ale sporo jeszcze musiała zrobić.

Monika, miła, młoda asystentka, westchnęła tak dys­kretnie, że tylko prawdziwy mistrz czytania ludzkich serc i gestów zdołałby dostrzec pod jej uprzejmym uśmiechem najwyższe oburzenie. Patrzyła na swoją szefową i nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Sylwia ani słowem nie wspomina o tym, co najważniejsze.

– Za piętnaście minut wywiad – odpowiedziała Monika na zadane wcześniej pytanie, ukrywając swoje emocje. – Wszystko przygotowane. Pokój do zdjęć urządzony, jak chciałaś… – Tu jak zawsze nastąpiła pauza.

Sylwia wymagała, by wszyscy pracownicy zwracali się do niej per ty. Uważała, że to buduje wspaniałą atmosferę w zespole. Ale to nie była prawda. Większość zatrudnionych przez nią osób czuła się niezręcznie w tej bezpośredniej relacji. Nikogo faktycznie nie łączyły z szefową bliższe więzi. Mówienie jej po imieniu wywoływało odruchowy opór. Monika zadrżała.

– Dzieci nie poszły dzisiaj do szkoły – odzyskała panowanie nad głosem. – Czekały w domu. Opiekunka pilnowała, żeby wyglądały, jak należy i dotrwały do wywiadu. Przywiozła je do firmy pół godziny temu. Twój mąż trochę narzekał, że stawka dla niego jest za niska, ale dał się w końcu namówić. – Ostatnie zdanie wyrwało jej się pod wpływem emocji. Zwykle nie komentowała prywatnego życia szefowej. Wiedziała, że Sylwia tego nie znosi.

– Najlepiej jest, kiedy każdy robi, co do niego należy – powiedziała surowo szefowa i zaczerwieniła się. – On i tak najmniej.

Monika nie skomentowała tych słów. Lubiła pana Nowaka, choć nie do końca szanowała. Był mocno uwięziony pod eleganckim pantoflem wpływowej, sławnej żony i to sprawiało, że ludzie nie traktowali go poważnie.

Sylwia wstała energicznie. Wszystko robiła szybko i sprawnie. Być może właśnie dlatego udało jej się osiągnąć tak wielki sukces. Znów zadrżały bransoletki i chwilę trwało, nim zdołała opanować się na tyle, by wydać kolejne polecenie. Monika się myliła, pozornie spokojna twarz szefowej nie zdradzała większych emocji, ale to nie oznaczało, że ich nie było.

– Dajcie mi jeszcze łyk kawy – zarządziła, chcąc odwrócić uwagę od spraw bardziej istotnych. – Ale nie za mocnej. I proszę, żeby mleko kokosowe tym razem było bezwzględnie świeże. Zobacz, czy moje szpilki błyszczą, i ruszajmy. Nie chcę się spóźnić. Dwa lata czekałam na ten wywiad. I wreszcie mnie zaprosili. To najważniejsze pismo w branży, do tego portal z milionami obserwatorów. Narobimy dymu przed samymi świętami.

Monika doskonale o tym wiedziała. Znała zawodowe cele szefowej i zdawała sobie sprawę, jak trudno było niektóre z nich osiągnąć. Towarzyszyła Sylwii od początków jej kariery, ale nie była przyjaciółką ani powierniczką. Tych szefowa nie miała. Nikogo nie dopuszczała do siebie bliżej, niż było to konieczne.

Monika obserwowała ją każdego dnia i próbowała zrozumieć tę zagadkę. Dlaczego akurat ta kobieta tak mocno się wybiła ponad inne? Tyle osób codziennie robiło wszystko, byle tylko móc zaistnieć w medialnym świecie. Sprzedawali swoją prywatność, mówili o sprawach, które nigdy nie powinny były ujrzeć światła dziennego. Sypiali z kochankami, którymi pogardzali. Brali każdą rolę, bo ponoć od czegoś trzeba zacząć. Próbowali się przebić. Ale im się nie udawało.

Sylwia weszła do tego świata przebojem. I świetnie sobie poradziła. Na czym polegała tajemnica tego fenomenu? Im dłużej Monika się nad tym zastanawiała, tym dalsza była od znalezienia odpowiedzi.

Szefowa skierowała się do wyjścia z gabinetu. Asystentka jeszcze pospiesznie parzyła jej kawę, pre­cyzyjnie wyliczając składniki. A przepis nie należał do łatwych. Świeżo mielone ziarna, mleko kokosowe, cynamon, kurkuma i cukier brzozowy, wszystko w skomplikowanych proporcjach.

– Ach! – odezwała się nagle Sylwia, jakby dopiero teraz sobie o tym przypomniała. – Jak sprawy z pogrzebem? Wszystko załatwione?

Monika przełknęła ślinę i wzięła oddech, żeby zapanować nad głosem. Ręce tak jej drżały, że kawa wylała się na spodek. Starła ją pospiesznie, by nie denerwować szefowej.

– Tak – potwierdziła spokojnie. – Wszystko przygotowane. Jutro o dziewiątej rano. Cmentarz Powązkowski.

– Co za pora na pogrzeb? Niedziela przed południem?! – zawołała Sylwia, czepiając się czegokolwiek, byle tylko ukryć targające nią emocje. Wyrzuty sumienia nie pozwalały jej spokojnie złapać tchu.

– Nie mogliśmy znaleźć innej – tłumaczyła się Monika. – Nie masz właściwie pustych miejsc w planie dnia. Przesunęłam masażystę i próbę. Jutro już o jedenastej zaczynasz zdjęcia do kolejnego odcinka serialu i do wieczora będą z pewnością trwać nagrania, a potem wywiad. Szpilki w kalendarz nie da się wetknąć, a co dopiero tak ważnej uroczystości. – Odwróciła się dyskretnie, bo nie mogła patrzeć na to, w jaki sposób szefowa podchodzi do śmierci swojej jedynej siostry.

– Wiem, że jestem zajęta – odparła Sylwia i wzięła kawę z jej rąk. – Jeśli poproszę o urlop, zaczną się pytania. Muszę ci to tłumaczyć?

Monika nie odpowiedziała. Czuła, jak żołądek zwija jej się w ciasny supeł.

– I tak będzie dostatecznie ciężko wygospodarować dwie godziny – denerwowała się Sylwia. – Sukces ma swoją cenę. Na każdym kroku jestem obserwo­wana. Zatrudniam cię, żebyś rozwiązywała za mnie takie problemy.

– Możesz przyjść do kaplicy później – zapro­pono­wała Monika nieśmiało. Gardło nadal miała zasznuro­wane wzruszeniem, którego wcale nie musiała w takiej sytuacji odczuwać. To jej szefowa powinna teraz jak każdy człowiek mieć czas na żałobę, smutek, wspomnienia, może refleksję.

– Masz rację. – Sylwia zastanowiła się chwilę nad tym pomysłem, choć nie powinna była nawet brać go pod uwagę. – Najlepiej przyjść na koniec. Zmarłemu i tak wszystko jedno.

– No nie wiem… – Asystentka tym razem nie mogła się przemóc, by się zgodzić, choć zwykle robiła to dla świętego spokoju.

Szefowa rzuciła w jej stronę groźne spojrzenie.

– Przepraszam – poprawiła się natychmiast dziewczyna.

– Ty nie przepraszaj, tylko lepiej powiedz, czy się pismaki o tym nie zwiedziały. – Sylwia upiła łyk kawy i sprawdziła jakość napoju. Asystentka na krótką chwilę wstrzymała oddech, ale niepotrzebnie się obawiała. Szefowa miała myśli zajęte czym innym. – Nie chcę wyciągać kolejnych spraw rodzinnych – powiedziała stanowczo. – Mam prawo zachować coś dla siebie. I tak już wszyscy za daleko wchodzą w moje życie.

Monika westchnęła.

– Na razie spokój w sieci. Bartek wszystko monitoruje. Nikt jeszcze nie wie, że twoja siostra zmarła. Inne nazwisko, nie było cię w szpitalu i w żadnym wywiadzie o niej nie opowiadałaś. Jest szansa, że sprawa przejdzie cicho, choć punktem zapalnym jest oczywiście pogrzeb. Każdy ma dzisiaj aparat w telefonie i każdy zna ciebie.

– Spluń przez lewe ramię – poradziła jej pragmatyczna zwykle Sylwia, która w głębi serca wciąż wierzyła w przesądy, choć nigdy by się do tego nie przyznała. – I nie kracz.

– Tak jest. – Monika kiwnęła głową, choć oczywiście nie zamierzała spełniać absurdalnej prośby szefowej i pluć na elegancką wykładzinę gabinetu. – Więc stan aktualny jest taki, że nikt nic nie wie – zaraportowała.

– I bardzo dobrze – ucieszyła się Sylwia. – Choć jedna dobra wiadomość. To jednak było strategiczne zagranie: nie opowiadać za dużo o rodzinie. A wszyscy mi inaczej radzili. Jak zawsze mam rację. – Sylwia pochwaliła samą siebie z zapałem, bo jakoś otoczenie się do tego nie kwapiło. – A gdzie jest teraz Julka?

– Twoja siostrzenica czeka w hotelu. – Monika spojrzała na szefową z wyrzutem.

Ryzykowała nawet utratę pracy, a już z całą pewnością zły humor Sylwii, a ten potrafił się dać we znaki. Ale nie zamierzała udawać, że zachwyca ją fakt, iż nastoletnie dziecko w tak trudnej sytuacji musiało siedzieć wśród obcych, zamiast znaleźć schronienie w domu cioci.

– Dobrze jej pilnują? – zapytała Sylwia. Tym razem nie zareagowała na wyrzut wyraźnie słyszalny w tonie Moniki, choć z pewnością musiała go zauważyć.

– Tak. Oczywiście. Dwóch ochroniarzy cały czas stoi na korytarzu, a wykwalifikowana psycholożka jest z Julką w pokoju. Stawka za godzinę jak u najlepszego nowojorskiego adwokata.

– Boże, co za kłopot! – Sylwia westchnęła ciężko. Zwykle nie zwierzała się asystentce, ale emocje wzięły górę. Nie powinna była teraz siedzieć tutaj sama. Gdzie jest mąż? Gdzie dzieci? Nikomu nie przyszło do głowy, że przydałoby się wsparcie. Rozumiała, że na jej wizerunek silnej kobiety nabierają się widzowie, ale najbliżsi powinni byli chyba znać prawdę. Tylko czy ona miała jeszcze jakichś bliskich?

Spojrzała na światełka choinki stojącej w rogu gabinetu. To było wyjątkowo piękne drzewko. Całe w złotych lampkach. Przez łzy wyglądały jak gwiazdy. Sylwia szybko się opanowała i światełka zyskały normalny wygląd.

– Mam nadzieję, że niedługo wszystko wróci na zwykłe tory – powiedziała stanowczo. – Znalazłam już dyskretną szkołę z internatem, ale przecież nie wyślę tam dziecka przed samymi świętami. To najgorszy możliwy czas. I tak słono mnie to będzie kosztowało. Wszystko dzisiaj opiera się na pieniądzach. A kto je musi zarobić? Ja oczywiście, bo innych chętnych nie ma.

Monika znów powstrzymała się od komentarza.

– Przygotujcie mi wszystko na jutro. Jakieś ciemne ciuchy, tylko twarzowe – zarządziła Sylwia. – Pojedziemy na sam koniec uroczystości i będziemy udawać, że byliśmy od początku. Okularów nie zapomnij. Nie mam zamiaru tłumaczyć się, dlaczego mój makijaż przetrwał w nienaruszonym stanie. Nikomu nic do tego, czy płaczę na pogrzebie siostry.

– Jak sobie życzysz.

– To idziemy. – Sylwia uśmiechnęła się do lustra. Była rewelacyjną aktorką. Jej serdeczny uśmiech trafiał ludziom prosto do serc. To właśnie na tym zbu­dowała swoją potęgę. Pokazując pełną ciepła i serdeczności twarz zwykłej kobiety. Ale cena za sukces okazała się wysoka.

O tym jednak teraz nie chciała myśleć. Musiała się przygotować do wywiadu.

***

Chwilę później zapomniała o zmartwieniach, była w swoim żywiole. Blask fleszy podnosił jej poziom adrenaliny do bardzo przyjemnego stanu. Czuła całą sobą, że idzie jej świetnie. Przygotowane wcześniej przez sztab profesjonalistów odpowiedzi na pytania sprawiały wrażenie w pełni spontanicznych i jej własnych. Starannie wymyślone przez zespół dowcipy oraz puenty brzmiały jak stworzone na żywo, dopiero co. Amelia Diamond nie bez powodu trzy razy z rzędu dostała nagrodę widzów dla najpopularniejszej aktorki. Była dobra w swoim fachu. Udawać umiała jak mało kto.

Trzy złote statuetki stały cały czas na jej biurku. Nie mogła się na nie napatrzeć. Stanowiły namacalny dowód jej spełnionego marzenia. Tuż za nimi znajdowało się rodzinne zdjęcie. Przedstawiało dwoje młodych, patrzących sobie w oczy małżonków z kilkuletnią dziewczynką i uśmiechającym się serdecznie chłopcem. Dawne dzieje. Było coś symbolicznego w tym, że obrazek stopniowo zasłaniały statuetki nagród, aż stał się całkiem niewidoczny.

Nikt o tym jednak teraz nie myślał.

Kamery pracowały, poza ich zasięgiem kręciło się mnóstwo osób, które dbały, by nagranie przebiegało bez zarzutu. Sylwia siedziała na stylowej kanapie, tuż za nią mąż i dzieci dekorujący pierniki zamówione w pobliskiej piekarni. Udawali, że po pierwsze, osobiście je upiekli, a po drugie, świetnie się przy tym bawią. Sylwia patrzyła na nich z doskonale wystylizowanym ciepłym uśmiechem.

– Najważniejsza jest dla mnie rodzina – mówiła starannie modulowanym głosem. – Mój mąż i dzieci.

Pan Nowak w tym momencie obejrzał swoje paznokcie, a dzieci skrzywiły się mimowolnie, choć miały stanowczo przykazane robić dobrą minę do końca nagrania. Kamerzysta zareagował błyska­wicznie na ten nietakt, odsunął się od nich i zrobił zbliżenie na ciasta oraz artystyczny nieład na stole. Sylwia mogła nadal z pasją opowiadać o tym, jak przygotowuje się do świąt. Prawiła o wspólnym pieczeniu ciast, krojeniu sałatek i dekorowaniu domu. O ciepłym blasku ognia w kominku, pełnym napięcia oczekiwaniu na prezenty, ale przede wszystkim rodzinnym czasie wypełnionym miłością.

Jej słowa miały w sobie moc, bo były prawdziwe, choć już mocno nieaktualne. Dawno nie miała takich faktycznie rodzinnych świąt. Ale z tego Sylwia jakby nie do końca zdawała sobie sprawę.

Dziennikarka, która przyjechała, by przeprowadzić wywiad, była wielką fanką Sylwii. Mimo widocznych przesłanek, że coś tu nie gra, wierzyła bez zastrzeżeń, że oto rozmawia z kobietą niezwykłą, idolką, wzorem do naśladowania. Zadając pytania, rozpływała się w uśmiechach i prawie kłaniała w pas po każdej odpowiedzi. Wszyscy zdawali się zachwyceni.

Tylko asystentka Monika podeszła do okna, by choć na chwilę odwrócić się od tego całego cyrku. Wiedziała, co nastąpi za moment i za kolejny. Znała ten scenariusz na pamięć. Zmienią wystrój w specjalnym pokoju do zdjęć. Był odpowiednio przygotowany na takie potrzeby. Na każdej ścianie znajdowała się inna dekoracja. Stylizacja na kuchnię, salon i pokój dziecięcy. To pomieszczenie udawało dom rodzinny słynnej aktorki. Często zamieszczano w sieci zrobione w nim zdjęcia, sugerując, że pochodzą z prywatnych wnętrz, organizowano tutaj wywiady. Fani lubili zaglądać do prawdziwego, jak sądzili, życia gwiazdy. Układano więc kubki na stole i świeże kwiaty w wazonie, stylista rzucał koszulę na oparcie krzesła, żeby wszystko wyglądało naturalnie. I ludzie w to wierzyli. Cała rodzina Nowaków odpowiednio ucharakteryzowana ustawiała się w wyreżyserowanych pozycjach na właściwych tłach i udawała szczęśliwą, kochającą się, zgraną drużynę.

Za chwilę odbędzie się kolejny akt tej sztuki. Dzieci zostaną posypane mąką, przyniesione z cukierni pierniki będą imitować własnoręcznie upieczone, a zakupione w tym celu surowe ciasto doda całości autentyzmu. Tymczasem z tego, co Monika wiedziała, szefowa niczego nie upiekła od co najmniej pięciu lat. W święta zamawiała menu z restauracji. Jak spędzała te wyjątkowe dni, nikt nie wiedział. Nie opowiadała o tym, ale chyba nie celebrowała ich zbyt mocno, bo w Wigilię do późna siedziała w biurze, a zaraz po Bożym Narodzeniu wracała do pracy. Wiele osób dostawało wtedy zaległe odpowiedzi na maile, więc pewnie sporo czasu spędzała z komputerem. Co robiła jej rodzina, również nikt nie miał pojęcia. Ale Monika trochę się domyślała.

Od momentu, gdy Sylwia dostała główną rolę w serialu Trzecia miłość, bardzo się zmieniła. Serial błys­kawicznie wywindował ją na szczyty popularności i przyniósł wielki sukces finansowy. Kręcono już piąty sezon, a gaża głównej bohaterki rosła z każdą kolejną umową.

Sylwia grała tam ciepłą, sympatyczną mamę trójki dzieci, która dzielnie sobie radzi z przeciwnościami losu, kocha ponad wszystko swoich synów oraz ma­łą córeczkę i próbuje znaleźć prawdziwą miłość. Nie jest to proste, bo owa kobieta na pierwszym miejscu stawia dobro dzieci.

Anna Janeczko, bo tak nazywała się główna bohaterka serialu, była powszechnie lubiana. Sympatyczna, skromna, obdarzona licznymi zaletami wspaniała kobieta. Na każdy kłopot miała sposób, a poczucie humoru pomagało jej zwycięsko wychodzić z codziennych potyczek.

Sylwia grzała się w cieple sukcesu tej fikcyjnej, wymyślonej przez scenarzystów, mocno wyidealizowanej postaci. Robiła to profesjonalnie. Budowała swój wizerunek tak, by był zgodny z wizją z serialu. Wydawać by się mogło, że w dobie internetu żadne kłamstwo długo się nie uchowa. A jednak paradoksalnie media społecznościowe bardzo pomagają w budowaniu ułudy. Ludzie tak mocno wierzą we wszystko, co znajduje się na zdjęciach, że nawet nie sprawdzają, jak to się ma do rzeczywistości. Realny świat ich nie interesuje. Wolą piękną, medialną bajkę.

Papier przyjmie wszystko – mawiała babcia Mo­niki.

I miała rację. Tym razem także aparaty fotograficzne i kamery uchwyciły wystylizowane sceny tak, jakby były prawdziwe. Dzieci uśmiechały się do matki, posypywały mąką i lepiły świąteczne ciasta. Mąż obejmował Sylwię i patrzył jej czule w oczy. W tle błyskały złote światełka choinkowych lampek. Pachniało świerkowymi gałązkami. Złocistorude włosy Sylwii prezentowały się na tym tle wspaniale.

Kolejna bardzo udana sesja. Po jej zakończeniu, ledwo tylko zgasły światła, Sara, córka Sylwii, natychmiast przestała się uśmiechać, odwróciła się na pięcie i bez słowa wyszła. Szofer zawiózł ją do szkoły językowej na dodatkowe kosztowne zajęcia. Choć nie można było mieć pewności, że dziewczynka tam dotrze. Często robiła sobie nadprogramowe wolne, także w szkole. Monika wiedziała o tym najlepiej, w przeciwieństwie do szefowej, bo wypisywała małej usprawiedliwienia. Sylwia twierdziła, że nie ma głowy do takich drobiazgów.

Kacper, starszy syn, też pospiesznie włożył buty, zarzucił na plecy kurtkę, otrzepał się z mąki, zmył specjalną szmatką makijaż, upewnił się kilka razy, że nie został żaden ślad, po czym taksówką pojechał na trening. Nawet nie pomachał matce, ale złożyła to na karb pośpiechu.

Pan Nowak pożegnał się z żoną równie szybko i oschle.

– Prześlij im przypomnienie o pogrzebie! – zawoła­ła Sylwia do Moniki, wskazując dłonią na pospiesznie oddalającą się rodzinę. Sama wciąż się uśmiechała. Z trudem wracała z perfekcyjnego świata promocyjnej gry do prawdziwego życia. Przeciągnęła się z przyjemnością. Chwila wytchnienia w bardzo trudnym czasie. To uczucie tuż po wywiadzie było wspaniałe. Zmęczenie, ale takie słodkie. Satysfakcja, poczucie zwycięstwa. Wszyscy ją podziwiali, słuchali każdego słowa, komentowali strój, fryzurę i makijaż. Wszystko doskonałe.

– Mam nadzieję, że jutrzejsza uroczystość odbędzie się w spokoju – powiedziała. – Na razie wystarczy moich zdjęć w sieci. Potrzebuję oddechu. – Rea­lia życia wróciły do niej w tym momencie z całą mocą. Adrenalina spadła i kłopoty w porównaniu z fikcyjnym pięknem wydały jej się teraz jeszcze trudniejsze.

Monika mogłaby współczuć szefowej, która rzeczywiście w każdej, nawet najbardziej prywatnej, sytuacji wystawiona była na obstrzał fotografów. Nie tylko zawodowców, zwykłych łowców nowinek, lecz także zwykłych ludzi, którzy na jej widok natychmiast wyciągali komórki i nie zawsze pytali o zgodę na zrobienie zdjęcia. To mogło być trudne.

– Skończyliście? – Bartek, chłopak odpowiedzialny za media, włożył głowę przez drzwi.

Sylwia patrzyła na swoje błyszczące szpilki. Wciąż odbijały się w nich światła choinkowych lampek. Najchętniej pozostałaby na planie już na zawsze. W realnym życiu nie miała scenariusza. Nie mogła sobie przerzucić kilku kartek dalej, by zobaczyć, co będzie potem. Nastawić się psychicznie na dalszy ciąg. Jeśli coś jej bardzo nie odpowiadało na planie filmowym, prosiła o zmianę. W życiu to nie działało.

– Tak, już po wszystkim – odpowiedziała i westchnęła. Lubiła tego młodego rzutkiego chłopaka z mnóstwem pomysłów pod czupryną jasnych, wiecznie rozczochranych włosów. To on zaprojektował pokój do zdjęć i znacząco pomógł w budowaniu potęgi Amelii Diamond. Chciała, żeby jej syn był taki, ale niestety Kacper nie wykazywał nawet grama zainteresowania pracą matki. Może był jeszcze zbyt młody?

– Sprawdziłem sieć – powiedział Bartek. – Na razie czysto. Nikt się nie dowiedział, że Marta była twoją siostrą. Dobrze, że nie poszłaś do szpitala. Na bank ktoś by cię rozpoznał.

Sylwia kiwnęła głową. W głębi serca poczuła gwałtowny ucisk. Mocną falą napłynęły wspomnienia. Dwie dziewczynki ręka w rękę biegnące przez park. Słońce przed nimi, a za plecami mrok. Uciekały razem. Zaraz potem pojawił się kolejny obraz. Sylwia z siostrą w ciasnym pokoju dziecinnym, wieczorne rozmowy, wspólne zabawki, zwierzenia. Ale także głód, bieda, poplamione rajstopy, dziurawy piórnik, brak perspektyw.

I słowa ojca, które wwiercały się w głowę: „W naszej rodzinie nikt nie osiągnie sukcesu. Nikomu się nie uda”.

A potem przyszło najgorsze: dorosłość. Drogi sióstr się rozeszły, obie miały ciężki start, codzienność dawała im w kość. Pojawiła się wzajemna wrogość, następnie kłótnia o spadek, oszustwo, brak kontaktu. Nie wybaczyły sobie w ostatniej chwili. Nie zdążyły.

Sylwia potrząsnęła pięknie ułożonymi włosami. Obrazy uleciały. Ale ogromny smutek i poczucie żalu pozostały. To nieprawda, że wiadomość o śmierci Marty nią nie wstrząsnęła. Po prostu nie czuła potrzeby, by się z tego zwierzać asystentce. Taki luksus jak szczerą rozmowę o własnych uczuciach dawkowała sobie bardzo ostrożnie. Kiedy się osiąga sukces, trzeba się liczyć z tym, że każdy może zdradzić. Im mniej ludzie wiedzą, tym lepiej. Nie wykorzystają infor­macji.

Kiedyś, dawno temu, Sylwia zwierzała się siostrze, ale ten czas został daleko za nią. Nie rozmawiały ze sobą od pięciu lat. Od momentu, kiedy zmarł ich tata, a wspólne mieszkanie zabrała Marta, zostawiając siostrę z niczym. Tu nie chodziło tylko o pieniądze, choć one były wtedy bardzo potrzebne, ale przede wszystkim o krzywdę, oszustwo. Sylwia liczyła na spore wsparcie finansowe ze sprzedaży tego mieszkania. Znajdowali się wtedy z mężem niemal na skraju nędzy. Siostra brutalnie pozbawiła ją złudzeń.

To tego dnia Sylwia poczuła, że znalazła się na dnie i kiedy następnego wieczoru odeszła od bankomatu, z którego próbowała jeszcze wydobyć choćby trzydzieści złotych na lekarstwo dla dziecka, zrozumiała, że gorzej już być nie może i nigdy siostrze nie zapomni tej krzywdy. To od tego poziomu się odbiła i tylko dlatego odważyła stanąć do castingu o rolę w serialu, choć nie była zawodową aktorką.

Miała w sobie tyle żaru i emocji, że pokonała wiele kandydatek z dyplomem, znajomościami i o wiele bogatszym CV.

Od tej pory jej życie się zmieniło, ale siostrę straciła na dobre.

Czy mogła zrobić coś więcej? Wcześniej wyciągnąć rękę? Domyślić się, że Marta choruje, udzielić jej pomo­cy? Może i mogła. Ania Janeczko, bohaterka serialu, w którym grała, pewnie coś by wymyśliła, pogodziła się z siostrą, zbudowała fajne relacje z jej córeczką, ale Sylwia tak naprawdę nią nie była. Nie przewidziała, że nie zdąży porozmawiać z Martą. W życiu nie przyszłoby jej na myśl, że młoda, w pełni sił dziewczyna od dłuższego czasu ma złe wyniki, siostra o niczym jej nie powiedziała. A nawet gdyby wiedziała, nie podejrzewałaby, że to się tak źle skończy.

Sylwia wstała. Nie do końca do niej docierało, co się właściwie wydarzyło.

Nic się nie zmieni – pomyślała z nagłą nadzieją. – Pogrzeb się odbędzie, a potem każdy wróci do swoich spraw.

Pozostało tylko pytanie, co z Julką? Dziewczynką, która została sama. Jak Marta mogła do tego stopnia o nią nie zadbać?! Chorowała od pół roku, musiała sobie zdawać sprawę z zagrożenia. Dlaczego nie poprosiła o opiekę nad dzieckiem? Nie przyznała się, że ma kłopoty?

Sylwię zaskoczono telefonem ze szpitala w samym środku nagrań. Była w szoku. Jedna po drugiej padały straszne nowiny. Słuchała wszystkiego na wdechu, omal nie zemdlała, ale niczego nie dała po sobie poznać. Nie mogła tak po prostu rzucić wszystkim i wyjść. A może mogła, tylko nie starczyło jej odwagi? Nie przyznała się nikomu, o co chodzi. Wysłała asystentkę. Stan siostry był już bardzo poważny. Nie odzyskała przytomności, więc w zasadzie i tak by to niczego nie zmieniło.

Tak się pocieszała, ale wyrzuty sumienia gryzły ją jak rozwścieczony rój os.

Została też zaskoczona informacją, że mała Julka przebywa tymczasowo u sąsiadki i trzeba ją odebrać, została bowiem na świecie sama. Tego się można było po Marcie spodziewać. Zawsze była tchórzem, nie miała odwagi wprost poprosić o pomoc. Postawiła siostrę przed faktem dokonanym.

I co Sylwia miała z tym zrobić? Z jakiegoś dziwnego powodu panicznie bała się osieroconego dziecka. Jakby stanowiło zagrożenie dla całego jej świata. Nie wyobrażała sobie, że spojrzy małej w oczy i powie: „Cześć, jestem twoją ciocią, choć wcale mnie nie znasz”. A jeśli dziewczynka jest podobna do mamy? Będzie się kłócić na każdym kroku i sprawiać kło­poty?

Sylwia nie czuła się na siłach, by podjąć się wychowania kolejnego dziecka. Już z tymi, które miała, nie rozumiała się ostatnio najlepiej. Potrzebowała spokoju i czasu, by się nimi zająć. Chciała to zrobić, bardzo kochała swoje dzieci, wszystko robiła dla nich.

Może gdzieś jest ojciec Julki, tylko trzeba go znaleźć?

Każdy ma przecież jakiegoś ojca. Siostra zachowała się trochę egoistycznie w tej kwestii, najwyraźniej nie powiadomiła ojca dziecka o swojej ciężkiej chorobie.

A tym samym nie zadbała o córkę w tak trudnej sytuacji.

Tylko jeden wieczór

Подняться наверх