Читать книгу Tylko jeden wieczór - Krystyna Mirek - Страница 8
ROZDZIAŁ 3
ОглавлениеZosia skończyła pracę o dwudziestej drugiej. Posprzątała trzy biura, których właściciele pojechali o czasie do domów, i odbyła cztery rozmowy z tymi najemcami, co woleli osobiście poodkurzać, by choć przez chwilę móc pożartować, opowiedzieć, jak minął dzień, z czym się zmagali, jakie osiągnęli sukcesy.
Każdemu starała się dać trochę ciepłych słów. Było to dla niej oczywiste. To przecież nic nie kosztuje. Ma jednak ogromną wartość i w wielkim, pięknym, przeszklonym biurowcu jest towarem deficytowym. Rozdawała go szczodrą ręką.
Wreszcie skończyła, przebrała się i jak co dzień stanęła na parkingu. Mimo że nie napracowała się aż tak ciężko, do samochodu męża wsiadła zmęczona.
– Cześć, promyku! – Przywitał ją jak zawsze, od czterdziestu lat tymi samymi słowami. – Jak ci minął dzień? Znów każdy chciał mieć choć na chwilę moją żonę? – zapytał i pochylił się, by ją pocałować, choć plecy miał już nie te, co dawniej, i niełatwo mu było utrzymać się nawet chwilkę w tej niewygodnej pozycji.
– Troszkę by chcieli – powiedziała z uśmiechem. – Ale wiesz, że jestem tylko twoja.
Kiwnął głową. Tak wiedział, oczywiście, ale wciąż sprawiało mu przyjemność to słyszeć. Byli parą od zawsze. Poznali się w szkole średniej. Ona była jego pierwszą dziewczyną, on jej pierwszym chłopakiem. Wszystkiego uczyli się razem. Miłości, życia, rodzicielstwa. Trwali obok siebie mimo upływającego czasu.
– Kto dzisiaj zrobił rzecz najbardziej dziwną? – zapytał Kazik. Lubił opowieści żony o świecie ze szkła. Nowoczesnym biurowcu, w którym rządziły zasady całkowicie dla niego abstrakcyjne.
– Sama nie wiem – zastanowiła się Zosia. – O pierwsze miejsce walczy piękna aktorka, która zostawiła dopiero co osierocone dziecko w hotelu, i zamożny architekt z tabunem asystentek, który postanowił spędzać więcej czasu z żoną i być jej wierny. Zadziwił mnie. Sądziłam, że jednak pokusa wygra.
– Jest dobro na tym świecie! – zawołał Kazik energicznie, pokiwał głową, po czym dodał gazu na skrzyżowaniu. Na cześć wiernego męża, jakże cennej, a nieco ostatnio zagrożonej wartości.
– Oczywiście, że jest – potwierdziła Zosia. – Ładnie to powiedziałeś i to taka fajna myśl przed świętami.
– Dokładnie. Tym bardziej że pogoda coś nie dopisuje. Kolejny rok z grudniem bez śniegu.
Rozejrzał się po okolicy. Wbrew jego słowom było pięknie. Kolorowe światełka oświetlały drzewa, a ulice zdawały się urokliwe w wieczornym mroku.
– Może coś się jeszcze zmieni?
– Na to liczę. Wnuki przecież przyjeżdżają. Co to za dziadek, co nawet jednego bałwana z nimi nie ulepi? Dziad, a nie dziadek.
– Nie mów tak – roześmiała się. – Jesteś wspaniały dla dzieciaków. Nawet nie wiesz, ilu ludzi marzy o kimś takim.
– Mnie tam jedna tylko interesuje. – Spojrzał na nią i mrugnął porozumiewawczo.
– Ty lepiej na drogę patrz – ostudziła nieco jego zapały. – Zważ na PESEL. Oczy już nie te i koncentracja też nie jak za młodych lat.
– Ale to, co najważniejsze, wciąż działa sprawnie – nie dał się zbić z tropu. – A i nasz dom też niedaleko.
Nie powiedziała na głos tego, co jej się cisnęło na usta. Że bardzo dużo wypadków zdarza się właśnie niedaleko celu, kiedy człowiek na znajomej drodze rozluźnia się i spada poziom jego uwagi. Nie chciała straszyć męża ani wprowadzać niepotrzebnie smutnych wątków. Co ma być, to będzie. A ona ufała jego umiejętnościom.
Kochała go tak mocno, że właściwie cały czas o niego drżała. Powstrzymywała się i starała, by jej obawy nie były aż tak bardzo widoczne, bo towarzyszyły jej w każdej minucie. Wiedziała, że coś takiego może zniszczyć życie. Być może była to cena za miłość? Wieczny niepokój o ukochaną osobę? Jeśli tak, to Zosia była gotowa ją płacić.
Poczuła jednak ulgę, gdy bezpiecznie stanęli przed domem. A także znajome ciepło w sercu na jego widok. Nie był może specjalnie piękny ani nowoczesny. Zwykły mały budynek z trzema pokojami i niewielkim ogródkiem. Ale należał do nich. Mieszkali tu całe życie. Wychowali troje dzieci. W sumie niczego wielkiego nie osiągnęli. Nie zgromadzili majątku, żadne z nich nie było sławne. Mąż całe lata pracował jako kierowca autobusu, ona imała się różnych zajęć. Trochę sprzedawała w sklepie, stała przy taśmie w fabryce, a teraz sprzątała.
A jednak mieli coś niezwykłego. Spokój, wewnętrzne zadowolenie, miłość.
Zosia weszła do domu, zapaliła światło w kuchni i jak zawsze poczuła radość, że znów tu jest. Pomalowane na żółto ściany uśmiechały się słońcem mimo mroźnej aury za oknem. Na środku stał stół przykryty ceratą w kratkę. Szybko pojawiły się na nim dwa kubki pełne gorącej herbaty i kanapki z żółtym serem. Kazik zawsze czekał z kolacją na żonę, mimo że późno wracała z pracy. Choćby nie wiem, jak był głodny, wolał ssanie w żołądku od samotnego jedzenia. Mieli swoje miłe wieczorne zwyczaje. Jedli, obejmowali się, opowiadali sobie o minionym dniu. Zosia nie musiała szukać pocieszenia wśród znajomych z pracy. Miała je bowiem w domu.