Читать книгу Modlitwa, której potrzebujemy - Ks. Michał Lubowicki - Страница 8

Co zrobić, żeby się modlić?

Оглавление


Z czasem zobaczysz, że modlitwa przychodzi ci coraz łatwiej i idzie coraz lepiej. A potem pewnie znowu będziesz miał kryzys i poczucie, że nie umiesz. Nie szkodzi. W końcu jednak wyrobisz sobie nawyk modlitwy, tak jak kiedyś wyrobiłeś sobie nawyk mycia zębów. Jasne, że czasem nie będzie ci się chciało, ale i tak będziesz się modlić.

Nawyk? Tak. Właśnie tak. Modlitwa ma stać się twoim dobrym nawykiem, czyli cnotą. Możemy ją nazwać cnotą pobożności. Aretologia, czyli nauka o cnotach, jest dziś mocno zapomniana, więc nie od rzeczy będzie przypomnieć, czym w ogóle jest cnota. Według klasycznej definicji to trwała dyspozycja do czynienia jakiegoś dobra, a więc po prostu dobry nawyk. W pierwszym momencie może nas to dziwić, bo mamy dość głęboko zakorzenione przekonanie, że modlitwa powinna być czynnością „uduchowioną”, wzniosłą, spontaniczną. Pogardliwie, a przynajmniej z łagodną wyższością myślimy zazwyczaj a nieraz i mówimy o „babciach-dewotkach klepiących zdrowaśki”. Sami wolimy modlić się wówczas, gdy najdzie nas na to ochota, gdy „poczujemy potrzebę”. Tyle, że w efekcie modlimy się coraz rzadziej albo w ogóle. Tak już jest. Im rzadziej się modlę, tym mniej odczuwam potrzebę modlitwy, aż do całkowitego zapomnienia o niej. Gdyby tak samo działało to w przypadku łaknienia, już dawno umarłbym z głodu.

Są czynności, których regularne powtarzanie jest po prostu życiową koniecznością niezależnie od naszych chęci. Na poziomie życia duchowego taką czynnością okazuje się modlitwa. Kwestie mojej chęci lub niechęci, „natchnienia” albo jego braku są tu naprawdę trzecioplanowe. Trochę jak z obiadem, który gotuje się dla domowników. Pewnie przyjemniej jest coś pichcić, robiąc to z zamiłowania. Ale w gruncie rzeczy twoim dzieciom jest z grubsza obojętne, czy stoisz nad kuchenką nucąc pod nosem z zadowolenia, czy też trzaskasz garnkami, przeżywając kulinarne frustracje. Istotne jest to, by o odpowiedniej porze na talerzu znalazł się ciepły posiłek. Jeśli będziesz gotować tylko pod wpływem natchnienia i kiedy akurat najdzie cię na to ochota, twoje dzieci już niebawem będą chodzić niedożywione. Ewentualnie zaczną dożywiać się na boku tak zwanym „śmieciowym jedzeniem” typu „fast food”, oferowanym im na każdym kroku. Ale i w tym przypadku efekty szybciej niż później okażą się opłakane. Dziecko Boże w tobie potrzebuje regularnego odżywiania w warunkach domowych. Serwowane dania bynajmniej nie muszą być nie wiadomo jak wykwintne i za każdym razem zaskakująco nowe. Dzieciom służy nawet pewna powtarzalność. Rytuał buduje poczucie stabilności, a w konsekwencji bezpieczeństwa. Dziecko Boże w tobie także ich potrzebuje. Może na ciebie liczyć?

Powtórzmy to: dobra modlitwa to taka, która jest. Zła modlitwa to taka, której nie ma. Nie oceniaj jakości swojej modlitwy. Wcale nie jest tak, że gdy dobrze ci się modli, gdy masz wzniosłe myśli, niesamowicie pobożny nastrój, a do głowy przychodzą ci same piękne słowa, to modlitwa jest dobra, a kiedy ich brak to okazuje się gorsza. Kiedy kilkuletnie dzieci przynoszą mamie narysowane przez siebie laurki, to ona nie porównuje ich, by stwierdzić, że rysunek siedmiolatka jest jednak zdecydowanie ładniejszy od gryzmołów trzylatka, ale każdym cieszy się tak samo bo każdy podarowało jej kochające dziecko, które zrobiło tyle, ile mogło. W modlitwie nie liczy się „jakość” mierzona naszymi nastrojami i odczuciami, czy też wynikająca z naszych zdolności, ale wierność. Codzienna wierność. To naprawdę jest podobne do mycia zębów. Nawet jeśli szczotkujesz je na co dzień bez specjalnego zaangażowania i entuzjazmu lub niezbyt umiejętnie, to nadal jest to nieporównywalnie lepsze niż gdybyś robił to tylko wówczas, gdy najdzie cię szczególna ochota i natchnienie. Serio. Spytaj dentysty.


Modlitwa, której potrzebujemy

Подняться наверх