Читать книгу Droga do kariery - Laura Iding - Страница 4
ROZDZIAŁ TRZECI
ОглавлениеJake wpatrywał się w drzwi, za którymi zniknęła Hannah, i walczył z ogarniającymi go wątpliwościami. Czyżby się pomylił? Przerażenie w jej oczach, kiedy ją oskarżał, nie mogło być udawane. Na dodatek rozmowa przybrała zupełnie inny obrót, niż sobie zaplanował. Hannah broniła się, odparowała zarzuty, oskarżyła jego. I nie rzuciła mu się na szyję, błagając o przebaczenie.
Tak jak to uczyniła Allie, gdy odkrył prawdziwe motywy jej zainteresowania. Nie, Hannah wyglądała nawet na zranioną. Twierdziła, że gdyby wiedziała, kim jest, omijałaby go szerokim łukiem. Podejrzewał, że to mogła być prawda. W jego sercu zaczął kiełkować żal, lecz zdusił w sobie to uczucie.
Czy to cokolwiek zmienia? Nie. Hannah jest stażystką, a on ordynatorem oddziału chirurgii urazowej.
Dzięki Allie nauczył się jednego: prywatna znajomość ze stażystkami z tego samego szpitala, gdzie wszyscy wtykają nos w nie swoje sprawy, to ogromne ryzyko.
Gdyby był mądrzejszy, dawno wyjechałby z Minneapolis. Ale on nie chciał uciekać. Przyjął posadę w Chicago Care, bo oznaczała awans, nie dlatego, że nie mógł znieść plotek.
Korzystając z tego, że jest sam, otarł twarz dłońmi. Podrywanie nieznajomych dziewczyn w barach nie było w jego stylu. Zdawał sobie sprawę, że jednym z powodów takiego zachowania była chęć zerwania z przeszłością i rozpoczęcia wszystkiego od nowa.
Nowe miasto, nowa praca. Kiedy zobaczył Hannah, najpierw na żaglówce, a potem w barze, od razu mu się spodobała. Do głowy mu nie przyszło, że może być związana ze szpitalem. Gdy zgodziła się pójść z nim, poczuł dreszczyk emocji. Spędzili niewiarygodną noc.
Zamiar, żeby nie oglądać się za siebie i ruszyć do przodu, nie tylko nie wypalił, lecz obrócił się przeciwko niemu. Przespał się ze stażystką i tylko jeszcze bardziej skomplikował sobie życie.
Z ciężkim westchnieniem wstał i wyszedł z pokoju. Nie ma sensu rozpamiętywać popełnionego błędu. Nabierał przekonania, że Hannah zachowa się odpowiednio. W końcu to ona sama wymknęła się z jego mieszkania bladym świtem. I to ona zaproponowała, żeby uznali tę noc za niebyłą.
Zraniło to jego męską dumę, uznał jednak, że powinien być wdzięczny, że nie uchwyciła się jakiejś romantycznej wizji o wzajemnym przeznaczeniu.
Allie pozwolił wmówić to sobie i był to ogromny błąd. Otworzył przed nią serce i co? Wyrwała mu je z piersi i podeptała. Jakoś się potem pozbierał, lecz to wcale nie było łatwe. I obojętnie, jak bardzo Hannah go pociąga, drugi raz nie pozwoli zrobić z siebie głupca.
Powziąwszy decyzję, uspokoił się trochę. Poszedł na salę pooperacyjną sprawdzić stan Jamesa Turkowa. Hannah oczywiście już tam była. Unikanie i ignorowanie jej okazało się trudniejsze, niż się spodziewał.
– Stan stabilny – zameldowała. – Gdzie go przewieźć, na zwykły oddział czy na oddział intensywnej opieki?
– Zdecydowanie na OIOM. Najbliższe kilka godzin jest krytyczne. Krwotok może się odnowić. Poza tym istnieje groźba infekcji.
– Oczywiście. Czy mam sama wypisać skierowanie?
Przytaknął ruchem głowy.
– Gdybyś zauważyła jakieś znaczące zmiany albo gdybyś czegoś potrzebowała, kontaktuj się ze mną.
– Oczywiście. Zostaję na noc, więc będę mogła często do niego zaglądać.
Jake zamarł. Co takiego? Ma nocny dyżur?
Cudownie. Po prostu cudownie. Chyba niebiosa się przeciwko niemu sprzysięgły. Bo tak się składa, że on też ma nocny dyżur. Odezwał się jego pager. Jake był nawet zadowolony, że ma pretekst, by zakończyć rozmowę. Spojrzał na wyświetlacz. Richard Reynolds.
– Muszę iść. Będę na ratunkowym, gdybyś mnie potrzebowała.
Myjąc się do badania, nie przestawał myśleć, jak wytrzyma nocny dyżur z Hannah. Jedną z pierwszych zmian, jakie wprowadził, gdy obejmował stanowisko ordynatora, były całotygodniowe dyżury lekarzy specjalistów. Koledzy narzekali, jednak dobro pacjentów wymagało, by lekarze specjaliści przez dwadzieścia cztery godziny byli na wezwanie i mogli błyskawicznie przeprowadzić resuscytację albo zabieg ratujący życie. Za sześć tygodni szpital miał być poddany ocenie i Jake’a sprowadzono właśnie po to, żeby Chicago Care nie stracił wiodącej pozycji w ratingu.
Dla przykładu sam na ochotnika wziął dyżury w pierwszym i ostatnim tygodniu lipca, ponieważ właśnie wtedy na oddziale ratunkowym panował największy ruch. Wycierając ręce sterylnym ręcznikiem podanym przez dyżurną pielęgniarkę, uzmysłowił sobie teraz, że to oznacza, iż będzie często pracował z Hannah.
Zbyt często. Unikanie jej będzie praktycznie niemożliwe. Cóż, będzie miał mnóstwo okazji do ćwiczenia charakteru.
Hannah nie mogła uwierzyć, jak szybko minął dzień. Doszła do wniosku, że w sumie całkiem dobrze jej się udaje utrzymać dystans w stosunku do Jake’a.
Doktora Holta, poprawiła się w myślach. Musi się przyzwyczaić do nazywania go w ten sposób.
Podała Jamesowi Turkowowi kolejne dwie jednostki krwi i stan pacjenta bardzo ładnie się ustabilizował. Zbadała pojemność płuc i stwierdziła, że można usunąć rurkę intubacyjną z tchawicy. Wezwała Jake’a, który zaaprobował jej decyzję, a potem polecił:
– Przygotuj się do obchodu. Za kwadrans zaczynamy.
– Do obchodu? – powtórzyła lekko zdezorientowana.
Na chirurgii urazowej obchód robiono na ogół z samego rana, nie o piątej po południu.
Jake spojrzał jej prosto w oczy.
– Masz dzisiaj nocny dyżur, prawda? – Przytaknęła ruchem głowy. – Tak się składa, że ja jestem lekarzem prowadzącym na tej zmianie, więc musimy razem obejrzeć każdego pacjenta, żebyś wiedziała, czego od ciebie oczekuję.
Tylko ja mogę mieć takiego pecha, pomyślała Hannah. Jak gdyby nie wystarczyło, że przepracowaliśmy razem cały dzień! Starała się nie dać po sobie poznać przerażenia, jakie ją ogarnęło.
– Oczywiście. Zaczynamy od OIOM-u?
Wydawało jej się logiczne, żeby obchód rozpocząć od najciężej chorych.
– Nie, zaczniemy od chirurgii ogólnej. Obchód na OIOM-ie potrwa znacznie dłużej, pacjenci wymagają bardziej skomplikowanych procedur, dlatego zawsze zostawiam ich sobie na koniec.
Czyli jej logika okazała się nic niewarta. Hannah miała wrażenie, że bardzo trudno jej będzie zyskać uznanie Jake’a dla swojej wiedzy i umiejętności. Z udanym spokojem wyciągnęła z kieszeni notatnik. Na studiach nauczyła się zapisywać uwagi o każdym pacjencie na osobnych kartkach i potem wspomagać się notatkami.
To był jej pierwszy dyżur, kiedy miała samodzielnie podejmować decyzje. Decyzje, które Jake później na pewno skrytykuje, pomyślała.
Starała się nie ulec ogarniającej ją panice. Doszła do wniosku, że właściwie to dobrze, że Jake na całą noc zostaje w szpitalu. Jeśli sytuacja ją przerośnie, będzie mogła go wezwać. Dziwnym trafem, ile razy chciała o coś zapytać doktora Reynoldsa, zawsze był bardzo zajęty gdzieś indziej. Gdyby nie Jake, czułaby się osamotniona.
Przepisała informacje na temat stanu Jamesa Turkowa do notatnika i pobiegła na oddział chirurgii ogólnej spotkać się z Jakiem. Czyli z doktorem Holtem.
Powinna się cieszyć, że traktuje ją jak każdego innego młodego lekarza na rezydenturze, lecz przyłapała się na tym, że w miarę upływu czasu coraz częściej spogląda na niego, szukając… No właśnie, czego? Zrozumienia? Uznania? Wsparcia? Partnerstwa?
Niestety widziała tylko obojętną maskę człowieka skupionego na swojej pracy.
Kiedy skończyli obchód, Hannah miała gruby plik kartek z bardzo ważnymi uwagami o każdym pacjencie.
– Przepraszam, doktorze Holt, czy może mi pan powiedzieć, gdzie znajdują się dyżurki dla lekarzy z chirurgii urazowej?
Wcześniej się dowiedziała, że na każdym oddziale były osobne pokoje dla dyżurujących lekarzy, ale nie wiedziała, z którego mogłaby skorzystać.
– Naprawdę sądzisz, że będziesz miała czas zaszyć się w dyżurce? – spytał z ironią.
– Nie, ale chciałabym wiedzieć na wypadek, gdyby jakimś cudem udało mi się wykroić godzinę na sen.
Dostrzegła, że jeden kącik ust Jake’a drgnął. Czyli pod maską profesjonalnej obojętności kryje jakieś ludzkie odruchy, pomyślała. Znacznie bardziej podobał się jej Jake mężczyzna od doktora Jake’a Holta, ordynatora.
Przyzwyczaj się. Od teraz będziesz pracowała tylko z doktorem Holtem. Jake mężczyzna nie istnieje.
– Zachodnie skrzydło, korytarzem z oddziału ratunkowego. Klucz dostaniesz od recepcjonistki.
– Dzięki.
Była głodna. Na lunch zjadła tylko kilka krakersów z kuchni na OIOM-ie. Pobiegła więc szybko do recepcji po klucz do pokoju, potem udała się do bufetu.
Jake najwidoczniej wpadł na ten sam pomysł, by teraz zjeść kolację, ponieważ kiedy stała w kolejce po kanapkę z kurczakiem i frytki, kątem oka dostrzegła, jak wchodzi. Stanął tuż za nią. Piżmowy zapach jego wody po goleniu obudził wspomnienia. Psiakrew, musi coś zrobić, żeby tak nie reagować na jego bliskość!
Szybko zapłaciła i rozejrzała się w poszukiwaniu jakiegoś wolnego miejsca. Zauważyła kolegę ze szkolenia wstępnego. Podeszła, szybko przeczytała nazwisko na identyfikatorze: Kyle Franklin.
– Cześć? Mogę się przysiąść?
Kyle wskazał wolne krzesło.
– Proszę.
Usiadła z wdzięcznością.
– I na jakim oddziale wylądowałeś? – zagadnęła.
– Ginekologia i położnictwo – mruknął. – A ty?
– Ratunkowy.
– Niektórzy mają fart. Lato to najlepsza pora na staż na ratunkowym. Ja trafię tam dopiero w listopadzie. Nuda. – Ugryzł kawałek pizzy i właśnie wtedy zabrzęczał jego pager. Kyle jęknął i ze złością zerknął na wyświetlacz. – Cudownie! Przywieźli kobietę. Poród już trwa. Przepraszam, ale muszę pędzić.
Wetknął ostatni kawałek pizzy do ust i wybiegł z bufetu. Hannah została sama. Z ciężkim westchnieniem zabrała się do jedzenia kanapki. Nagle znajomy piżmowy zapach uderzył ją w nozdrza.
– Mogę się przysiąść?
Kęs kanapki utkwił jej w gardle. Musiała popić go wodą, by się nie udławić. Czy on to robi specjalnie? Po jakiego licha chce tutaj siadać?
– Proszę – wybąkała i tak energicznie odstawiła szklankę z wodą na blat, że omal jej nie przewróciła. – Doktora Franklina wezwano do porodu.
– Wyluzuj – poradził Jake, stawiając tacę na stole.
Wyluzować? On chyba żarty sobie ze mnie stroi!
– Podczas obchodu byłaś straszliwie spięta i zdenerwowana. Jeśli powodem jest to, że nie możesz znieść współpracy ze mną, chętnie podpiszę wniosek o przeniesienie cię na inny oddział.
Wniosek o przeniesienie? Na inny oddział?
Hannah dostrzegła błysk nadziei w oczach Jake’a. Chce się jej pozbyć, tak? Nic z tego, pomyślała. Kyle ma rację. Lato to najlepsza pora na staż na ratunkowym.
– Nie jestem spięta ani zdenerwowana, tylko przejęta – odparła. – Praca na ratunkowym jest frapująca. Tylko dzisiaj zrobiłam więcej przy pacjentach niż stażyści na chirurgii ogólnej w tydzień.
– Po przepracowaniu trzydziestu godzin ciurkiem zmienisz zdanie.
Hannah starała się nadać twarzy beztroski wyraz, lecz nie było to łatwe. Jak on niewiarygodnie wyglądał nagi! Przestań! Musisz przestać o tym myśleć!
– Podczas studiów dużo pracowałam po nocach, więc dla mnie to nie pierwszyzna. – Jake nie miał pojęcia, z jakim trudem brnęła przez studia. Biegała z jednej pracy do drugiej, a na trzecim i czwartym roku doszły jeszcze praktyki w szpitalu. – Wiem, że pracujemy dużo, zarabiamy niewiele, ale ja się zaparłam i chcę się jak najwięcej nauczyć.
– Zarobki nie zawsze będą takie nędzne.
Hannah ujrzała jego apartament w szkle i chromie.
– Wiem, ale to nie ma dla mnie aż takiego znaczenia. Zawsze ciężko pracowałam, a teraz przynajmniej robię to, co lubię. – I nic, nawet seksowny ordynator, nie jest w stanie zepsuć mi frajdy.
– Naprawdę? – Jake spojrzał na nią z ciekawością. – Co robiłaś?
Spuściła wzrok.
– Och, wszystkie najgorzej płatne prace, jakich się imają studenci, żeby jakoś przebrnąć przez studia.
– Pochodzisz stąd?
Tym pytaniem Jake wkroczył na niebezpieczny grunt. Hannah nie chciała, by ktokolwiek, a już na pewno nie Jake, nie doktor Holt, poznał szczegóły jej życia.
– Ee… niezupełnie. – Pochodziła z innej galaktyki, całe lata świetlne oddalonej od jego świata. Albo tak jej się wydawało. Najwyższy czas zmienić temat. – Zadziwiające, że szpital jest położony tak blisko jeziora, prawda? Uwielbiam patrzeć na wschód słońca nad wodą. Chyba nigdy mi się to nie znudzi.
Napotkała świdrujące spojrzenie ciemnych oczu Jake’a. Odgadła, że myśli o tamtym poranku. Czy minęły zaledwie dwa dni? Wydawało się jej, że to było o wiele dawniej. W innym życiu. Przez jedno mgnienie żałowała, że nie mogą znowu być tylko dwojgiem ludzi, którzy spotkali się w barze.
– Tak, widok na jezioro zapiera dech w piersiach – przyznał lekko schrypniętym głosem.
A może jej się tylko tak zdawało? W końcu są dorośli, potrafią zachować się profesjonalnie.
Brzęczyk pagera skrócił jej tortury.
– Wzywają mnie na OIOM. Muszę biec – wyjaśniła.
– Dlaczego nie zadzwonisz i nie zapytasz, o co chodzi? Może się okazać, że niepotrzebnie odrywają cię od jedzenia.
Ale ona musiała uciec od niego, chociażby po to, by nie zwariować. Ucieszyła się więc, że ma pretekst.
– Chodzi o Turkowa. Ciśnienie spadło.
Jake spoważniał.
– Wezwij mnie, gdybyś czegoś potrzebowała. Później do niego zajrzę.
– Oczywiście.
Czy miała inne wyjście? W końcu to on jest tutaj szefem. Hannah ugryzła ostatni kęs kanapki, szybko odstawiła tacę i wybiegła z bufetu. Na plecach czuła spojrzenie Jake’a. Dopiero w windzie odetchnęła z ulgą. Da radę. Potrafi traktować Jake’a jak szefa. Nie ma wyboru.
Koło północy straciła rachubę, do ilu chorych wzywano ją przez pager. Na szczęście miała notatki i prawie w każdym przypadku mogła podjąć skuteczne działania.
Zgodnie z przewidywaniami Jake’a dopiero o drugiej nad ranem mogła pójść do dyżurki. Wyciągnęła się na kozetce i zamknęła oczy. Godzina. Koniecznie chciała chociaż jedną godzinę pobyć w spokoju i samotności.
O drugiej czterdzieści pięć zabrzęczał pager. Na oddział ratunkowy przywieziono nowego pacjenta w stanie ciężkim. Odpowiedzialność spoczywająca na jej barkach była przytłaczająca, ale w końcu o tym zawodzie marzyła, odkąd jako trzynastolatka trafiła do szpitala z atakiem wyrostka robaczkowego. Lekarka, która ją operowała, doktor Marilee McDaniel, była niesamowita. Po tygodniu Hannah przysięgła sobie, że w przyszłości będzie taka jak ona.
Ale żeby to marzenie spełnić, musi ciężko pracować. Zwlokła się z kozetki, zimną wodą obmyła twarz. Czterdzieści pięć minut to prawie godzina, nie?
Na ratunkowym zastała już Jake’a. Nie wyglądał nawet w połowie na tak zmęczonego jak ona.
– Co z nim? – spytała cicho.
– Zespół Ehlersa-Danlosa. Zetknęłaś się z podobnym przypadkiem? – Zespół Ehlersa-Danlosa? Hannah poczuła kompletną pustkę w głowie. – Nie? – Zawód w głosie Jake’a dotknął ją do żywego. – Proponuję, żebyś poszperała w podręcznikach. To rzadka choroba genetyczna.
Hannah spojrzała na pacjenta, przystojnego chłopaka, na oko dwudziestolatka, który wił się z bólu.
– Proszę podać dilaudid przez pompę infuzyjną – Jake zwrócił się teraz do pielęgniarki. – I czekam na wynik tomografii komputerowej. Cito.
Hannah zmobilizowała wszystkie siły, żeby się skoncentrować. Czytała o tej chorobie, na pewno. Gorączkowo szukała w pamięci i znalazła.
– Zespół Ehlersa-Danlosa to nadmierna elastyczność skóry i ruchomość stawów. Najcięższa jest postać naczyniowa – recytowała – czyli nieprawidłowości budowy naczyń, które mogą powodować pękanie i rozwarstwianie ścian tętnic i samoistne powstawanie przetok naczyniowych. Również tętniaków.
– Dobrze. – W spojrzeniu Jake’a dostrzegła błysk uznania. – Niestety u naszego pacjenta, Christophera Melbourne’a, chorobę stwierdzono w wieku siedmiu lat.
Siedmiu lat!
– To cud, że jeszcze żyje.
– Owszem. Obawiam się jednak, że bóle w podbrzuszu wskazują na pęknięcie tętniaka.
Hannah poczuła ucisk w dołku. Pęknięcie tętniaka oznacza śmierć.
– Można go operować?
– Nie. Za duże ryzyko. Wszystkie naczynia są tak słabe i kruche, że przeszczep tkanki jest niemożliwy. Długo chodził z tętniakiem aorty. Żaden chirurg nie podjął się interwencji.
– To co możemy dla niego zrobić?
Jake spojrzał na Hannah z nieskrywanym smutkiem.
– Obawiam się, że nic. Możemy tylko zadbać o to, żeby umierając, nie cierpiał.