Читать книгу Na rozdrożu - Le Tan Sitek - Страница 7
Dwadzieścia cztery lata wcześniej
ОглавлениеLatem 1955 roku, po zakończeniu wojny z Francuzami, An wiele przeżyła. Były to zdarzenia zarówno wspominane z przyjemnością, jak i niosące osad goryczy. Po odprowadzanie Lan na pociąg udający się z dworca kolejowego w Hanoi do Chin An wróciła z mamą do domu stryja Mônga, który po wojnie przybył z Południa i zamieszkał na terenie dawnej ambasady amerykańskiej, a ostatnio zajmował pomieszczenie należące do Wietnamskiego Frontu Narodowego, w którym pracował, przy alei Hai Bà Trưng. Tam mama An krótko odpoczęła i udała się do swojego domu w Phủ Lý, około sześćdziesięciu kilometrów na południe od Hanoi, natomiast An pozostała u stryja, żeby się zapoznać z nową szkołą, do której ją przyjęto.
Tęskniła już za siostrą, jedyną rodzoną siostrą, którą miała. Spotkała ją po prawie jedenastu latach, po raz pierwszy od pogrzebu ojca w Chinach, gdzie wówczas mieszkali i gdzie rodzice uczestniczyli w wietnamskim ruchu wyzwoleńczym. Po pogrzebie An wraz z mamą i najmłodszą siostrą Hồng wróciła do Wietnamu w 1944 roku, natomiast Lan dopiero prawie rok później z przyjaciółmi rodziców. Po kilku miesiącach wybuchła wojna wietnamsko-francuska, która trwała dziewięć lat. An mieszkała wtedy na wsi u babci i rodziny ojca, bo dotarcie do mamy i sióstr uniemożliwiała zawierucha wojenna. Lan i Hồng z mamą mieszkały najpierw w Hanoi, a potem zostały ewakuowane do prowincji Thanh Hoá. W tym czasie zachorowała i umarła Hồng. Lan jeszcze przed zakończeniem wojny z Francuzami wyjechała do szkoły w Chinach. Mama zaś ponownie wyszła za mąż i urodziła córkę Thảo i dwóch chłopców, Dũnga i Việta.
W tym okresie An i Lan znały się tylko z listów, które do siebie pisały. Spotkały się, kiedy An wróciła po dziewięciu latach na wsi do mamy, a Lan przyjechała do kraju na miesięczne wakacje. Ich rozmowy na początku nie kleiły się, ale powoli obydwie znalazły temat, który je interesował. Snuły opowieści o ojcu, o jego młodości, o działalności patriotycznej rodziców w Chinach, a także o rodzinach ojca i mamy. An opowiadała siostrze o latach, które spędziła we wsi Phố Đông z babcią, stryjem o imieniu Đức i ciotkami Tín i Hoàng.
An już bardzo tęskniła za siostrą, za jej sylwetką, jej uśmiechem i nieco smutnym, zamyślonym wyrazem twarzy. Tęskniła za bliskością, którą czuła, kiedy spały razem w jednym łóżku, za jej ciepłem i przytulaniem się do siebie, czego obydwie wyraźnie potrzebowały. An prawie rozpłakała się, gdy teraz pomyślała o niej.
W czasie nauki w Hanoi An chciała mieszkać u stryja, a nie u cioci Y – siostry ojczyma. Niepokoiło to An, bo mama i ojczym już uzgodnili z ciotką i jej mężem, że ona będzie u nich mieszkała. W czasie rozmowy ze stryjem Mộngiem wyczuła, że choć on i stryjenka chcą, żeby zamieszkała u nich, to nie chcieliby się narzucać.
An jechała więc do Phủ Lý z mieszanymi uczuciami. Chciała rozmawiać z mamą i ojczymem na ten temat, ale nie wiedziała jeszcze jak, a tak naprawdę to nie wiedziała, co ma robić i po jakie argumenty sięgać, bo mama od jej przyjazdu ze wsi ustąpiła już w wielu sprawach, przede wszystkim zaś zgodziła się na to, by An uczyła się w Hanoi, a nie w Phủ Lý, gdzie sama mieszkała z nową rodziną. Dziewczyna cały czas myślała o tym i w końcu doszła do wniosku, że musi postąpić tak, jak życzy sobie mama. Wprawdzie poznała wujostwo Y niedawno i ich polubiła, ale czuła, że to nie to samo uczucie, którym obdarza stryja Mộnga i stryjenkę.
Kilka dni po wyjeździe An ze stolicy do biura ojczyma przyszedł telegram od stryja Mộnga, w którym prosił on, żeby bratanica natychmiast wróciła do stolicy, gdyż załatwił jej miejsce na kursie przygotowawczym dla kandydatów na studia za granicą.
Wiadomość ta zaskoczyła wszystkich tak bardzo, że początkowo byli zdezorientowani, zwłaszcza An, która nie wierzyła w to, co stryj napisał.
W czasie ostatniego pobytu An w Hanoi stryj Mộng jakby mimochodem powiedział jej, że od ponad miesiąca na uniwersytecie w Hanoi trwa taki kurs. Większość kandydatów albo już studiuje, albo przed wojną z Francuzami zdała egzaminy na studia, a potem je przerwała, żeby brać w niej udział. Pozostali to młodzież po liceum, z różnych rejonów kraju, głównie ze stolicy i innych większych miast, która po trwającym wiele miesięcy przygotowaniu z oddziałami Armii Ludowej przejmowała i organizowała nową administrację po wycofaniu się Francuzów. A zatem wszyscy uczestnicy tego kursu w taki czy inny sposób zasłużyli się udziałem w wojnie lub innym rodzajem działalności i byli starsi od An. Miała to być pierwsza duża grupa młodych ludzi, którzy wyjadą do zaprzyjaźnionych krajów w ramach udzielanej przez nie pomocy w kształceniu kadr dla odbudowy Wietnamu. O takich studiach marzyli wszyscy. Wybrani kandydaci mieli podjąć je w dziedzinach, których potrzebował Wietnam, i trafić do krajów, w których były one dobrze rozwinięte. An słuchała wtedy tego bez większego zainteresowania, zazdroszcząc trochę, że nie należy do grona potencjalnych kandydatów. Do głowy jej nie przyszło, że stryj już wtedy starał się o miejsce dla niej na kursie. Komisja, która rozpatrywała podania, przyjęła ją mimo tego, że zajęcia przygotowujące do wyjazdu zbliżały się do końca. Przyjęto ją ze względu na zasługi rodziców i rodziny. Poza tym miała dobre oceny ze szkoły i odpowiednią rekomendację rektora. Stryj Mộng nie mówił nikomu o tych staraniach z wyjątkiem brata. Đức w tym czasie mieszkał i pracował w rodzinnych stronach, w mieście Vinh.
An zdawała sobie sprawę, że część kandydatów odpadnie po szkoleniu politycznym, napisaniu życiorysu i złożeniu samokrytyki, a to oznaczało, iż nie miała pewności, że zostanie zakwalifikowana.
Pojawiła się na zajęciach przygotowawczych trzy tygodnie przed zakończeniem kursu. Wyjazd miał nastąpić bardzo szybko, żeby zdążyć z przygotowaniem się do rozpoczęcia na początku października roku akademickiego. Wysłuchała kilku wykładów o tematyce politycznej, napisała swój pełny życiorys, złożyła samokrytykę i została zakwalifikowana do grupy wyjeżdżających. Resztę czasu, który jej pozostał, spędziła na poznawaniu regulaminów obowiązujących wietnamskich studentów w czasie nauki za granicą i zdobywaniu wiedzy o krajach, do których wyjeżdżający mieli trafić. An znalazła się w grupie, którą wysyłano do krajów Europy Wschodniej. Najliczniejsze grupy udawały się do Chin i Związku Radzieckiego.
Ostatni tydzień kursu, w którym uczestniczyli już tylko zakwalifikowani kandydaci, był bardzo przyjemny. Odbywały się występy artystów wietnamskich i zagranicznych oraz spotkania z absolwentami uczelni chińskich i radzieckich, w trakcie których opowiadali oni kandydatom o swoich studiach i przekazywali praktyczne informacje i własne doświadczenia. Wyjeżdżających odwiedzili także ambasadorzy krajów, które przyjmowały młodzież wietnamską.
Trudno opisać radość An z powodu tego wyjazdu. Wszystko to przekraczało jej największe marzenia. Zwróciła głowę ku niebu i dziękowała ojcu. Była pewna, że chociaż już dawno umarł, wciąż się nią opiekuje, tak jak obiecał jej przed śmiercią. Wierzyła, że to właśnie on, znając jej rozterki, tak pokierował wypadkami.
Na kursie była bardzo zdyscyplinowana. Podporządkowała się wszelkim wymaganiom, była pilna i nigdy się nie spóźniała. Zachowywała się cicho i skromnie, a nawet czuła pewien kompleks wobec starszych kolegów, wśród których było wielu zasłużonych działaczy i żołnierzy. Należała do najmłodszych, przyszła prosto ze szkoły. Zakwalifikowani na studia za granicą, rozmawiając ze sobą, wymieniali nazwy krajów, do których chcieliby pojechać. Większość wybierała Związek Radziecki lub Chiny, głównie dlatego, że było tam już wielu wietnamskich studentów i na pewno byłoby weselej i nie tęskniliby za domem i krajem, tak jak tam, gdzie rodaków jeszcze nie było. Kiedy pytano An, gdzie chciałaby studiować, mówiła, że pojedzie wszędzie, ale myślała, że gdyby mogła wybierać, to pojechałaby do Chin, w których jest już jej siostra Lan, w których ona sama się urodziła i w których mogłaby odwiedzać grób ojca.
Kilka dni przed wyjazdem wszyscy zakwalifikowani zostali podzieleni na mniejsze grupy i dopiero wtedy dowiedzieli się, do jakiego kraju mają jechać i jak długo będą trwać ich studia. Ci, którzy nie ukończyli jeszcze szkoły średniej lub mieli długą przerwę w nauce, będą musieli wcześniej uzupełnić wiedzę, powtarzając przedmioty ścisłe w zakresie ostatnich klas liceum. Ponadto wszystkich czekała nauka języka kraju, w którym będą studiować. Oznaczało to, że wyjeżdżają za granicę na długo i że mogą nie zobaczyć ojczyzny i swoich bliskich w czasie nauki. Wyjeżdżający usłyszeli również, że informację o miejscu i kierunku studiów otrzymają później, po okresie przygotowawczym. Nie dotyczyło to osób, które już przed wyjazdem studiowały na uniwersytetach lub politechnikach. One miały kontynuować swoje dotychczasowe kierunki.
An myślała wtedy głównie o tym, czy babcia dożyje zakończenia jej studiów. Do oczu napływały łzy i czuła dziwny lęk.