Читать книгу Farben Lehre. Bez pokory - Leszek Gnoiński - Страница 7

1.2.
KONTRASTY

Оглавление

Wojtek po raz pierwszy zameldował się w Jarocinie w sierpniu 1982 roku. Kilka dni wcześniej – 22 lipca (w latach PRL-u ten dzień był świętem narodowym) – generał Jaruzelski zniósł godzinę milicyjną i wypuścił na wolność część internowanych opozycjonistów. „Milicji i tajniaków pewnie wielu przyjechało, ale ja ich jednak nie widziałem, nie demonstrowali swojej obecności”, mówi Wojtek, który wraz z Adamem zamieszkał na polu namiotowym znajdującym się na terenie klubu Jarota. Już rok później, ze względu na coraz większe zainteresowanie festiwalem, właśnie tam przeniesiono główne koncerty. Na razie najważniejszą sceną był amfiteatr, oddalony o kilometr od pola namiotowego.

16-letni Wojda jechał do Jarocina przede wszystkim po to, by zobaczyć i posłuchać TSA. Nie zawiódł się i mógł podziwiać swoich idoli – Machel i Nowak, biegając i skacząc, rządzili sceną. Wojtek zapamiętał również wspaniałe brzmienie – mocne, głośne, selektywne. Jego zdaniem już wtedy TSA grali na światowym poziomie. „Cała reszta zespołów, no może z jednym, toruńskim, wyjątkiem, wypadła jak prowincjusze”, dodaje. Wojtek był również ciekaw występów Republiki i ART Rock.

Dla Republiki koncert w Jarocinie okazał się jednym z wielu w trasie. Zespół był na dorobku, choć miał już na koncie numer jeden na liście Trójki, czyli nieśmiertelny Kombinat. Mimo to Republika stanowiła zespół niemal kompletny, z dokładnie przemyślaną koncepcją, dominującą czernią i bielą, ascetyczną choreografią oraz oszczędną muzyką, mającą swoje źródło w nowej fali i post punku. Wojtek do dziś nie kryje pozytywnych emocji: „To był powiew świeżości. Oni pokazali, że koncert rockowy może polegać na czymś więcej niż tylko na odegraniu muzyki, że może stać się spektaklem”. Natomiast występ olsztyńskiej grupy ART Rock zapisał się w jego pamięci jako „szczyt obciachu”. „Pojawili się na scenie w strojach przypominających kombinezony astronautów. Wyglądali dramatycznie, grali archaicznie”. Zresztą zespół już wkrótce okrył kurz zapomnienia. Jak najbardziej zasłużenie.

Ale było coś jeszcze. Właśnie w roku 1982, mocniej niż kiedykolwiek wcześniej, w Jarocinie zaznaczyły swoją obecność zespoły prezentujące punk rocka i nową falę. Wojtkowi szczególnie przypadła do gustu warszawska formacja SS-20, później znana jako Dezerter. Wokaliści wyśpiewywali treści daleko odbiegające od przyjętych wówczas norm. Jak choćby w Burdelu, jednym z ich sztandarowych utworów: „Jestem głupi, mam pierdolca! / W uchu kolczyk, w dupie stolca! / ciągle płyną na mnie skargi! / Ciągle z ludźmi mam zatargi!”. Wojtek przeżył szok: „Nie wyobrażałem sobie, aby w Polsce stanu wojennego można było takie słowa publicznie wykrzyczeć. A jak wyglądali! Podarte koszule, spodnie moro, włosy postawione na sztorc”. A był to rok, kiedy na deskach jarocińskiego amfiteatru zaprezentowały się jeszcze zespoły Rejestracja, WC, Śmierć Kliniczna, Bikini i Kontrola W. Ich występy przeszły do historii nie tylko festiwalu, ale całej polskiej muzyki rockowej. Właśnie wtedy punk rock stawał się muzyką pokoleniową. Mocne teksty połączone z ostrym, hałaśliwym brzmieniem opisywały niezwykle trafnie tamtą rzeczywistość i problemy młodych. Ten przekaz ujął Wojtka szczerością i zaczął go intrygować. Ziarno zostało zasiane…

Kolejnymi etapami stopniowo dokonującej się przemiany hardrockowca w punkrockowca były dwa wydarzenia: koncert UK Subs na warszawskim Torwarze oraz poznanie Witka Rogowieckiego i Pawła Nowaka. Ale po kolei. UK Subs przybyli do Polski w lutym 1983 roku i wspólnie z Republiką objechali kilkanaście polskich miast, występując w największych halach. Wojtek wybrał się na Torwar wraz z kumplami z podwórka. Publiczność była podzielona między fanów Republiki i UK Subs. Gdy kończyła Republika, pod scenę podchodziła „umundurowana” w czarne skóry załoga punkowa. Występ Brytyjczyków robił ogromne wrażenie, choćby ze względu na wyjątkowy ruch sceniczny. Gitarzysta Nicky Garratt biegał jak opętany, skakał z głośników ustawionych kilka metrów nad sceną. „Jego szpagaty i skoki wywołały u mnie szok estetyczny”, mówi Wojda. I choć pojechał do Warszawy przede wszystkim, by zobaczyć Republikę, opuścił stolicę jako zwolennik punk rocka. W jego muzycznym świecie powoli zaczynało brakować miejsca dla AC/DC i TSA. Poznanie Witka Rogowieckiego w autobusie relacji Warszawa – Płock ostatecznie zmieniło gust Wojtka. Kilka lat starszy Witek studiował w Warszawie, a jego brat Romek prowadził w radiowej Trójce (wraz z Markiem Wiernikiem) kultową audycję Cały ten rock. „Mój brat ściągał też różne gazety muzyczne, jak chociażby »New Musical Express« czy »Melody Maker«. Dzięki temu mogliśmy dowiedzieć się więcej o naszych ulubionych wykonawcach”, mówi Witek. Wojtek odwiedził go w domu, a gdy posłuchał muzyki z pokaźnego zbioru płyt – doznał olśnienia. Od tego momentu jego ulubieńcami nie były już hardrockowe gwiazdy, a The Clash, The Jam, Magazine, Echo & the Bunnymen czy Joy Division. „To była moja muzyka! Jej siła tkwiła w prostocie, w innej energii. Te nieskomplikowane melodie docierały prosto do mojego umysłu i serca”, przyznaje.

Gdy tylko Witek odwiedzał rodzinne miasto, Wojtek pojawiał się u niego z czystymi kasetami (nieco wcześniej rodzice kupili mu grundiga) i przegrywał płyty, przywożone przez starszego kolegę. Podczas jednej z wizyt u Rogowieckiego poznał Pawła Nowaka, który – jak się okazało – śpiewał i grał na gitarze w płockim punkowym zespole Trucizna. Wojtek nigdy wcześniej nie słyszał tej kapeli, choć w niewielkim lokalnym środowisku punkowym była ona otoczona swoistym kultem. Wszystko dzięki jedynemu koncertowi, który odbył się w maju 1982 roku, w klubie Metalowiec, podczas przeglądu młodych zespołów, połączonym z jubileuszem „Tygodnika Płockiego”, ważnej miejscowej gazety.

Członkowie zespołu napisali własne teksty, między innymi do piosenek The Stranglers i The Sex Pistols. Już sam wygląd muzyków i tytuły kawałków (Dziwkarstwo oraz Pierdolę jubileusz) wzbudzały przerażenie organizatorów, ale miarka się przebrała, gdy Nowak zaśpiewał: „Ja przez pana nabawię się klaustrofobii, generale Jaruzelski”. Wtedy organizator wyłączył prąd i występ Trucizny przeszedł do lokalnej legendy. Zespół przestał istnieć, gdy kilka miesięcy później basista Zachar Bugaj dostał powołanie do wojska, a Nowak zdał maturę i wyjechał do Warszawy, by studiować prawo. Paweł coraz rzadziej słuchał punk rocka, a zafascynowała go mroczna twórczość Joy Division. To właśnie od niego wiosną 1983 roku Wojtek pożyczył ich Closer oraz Never Mind the Bollocks Sex Pistols. Wysłuchanie obu płyt było kluczowym doznaniem, które określiło muzyczną przyszłość młodego Wojdy.

W sierpniu Wojtek znów pojawił się w Jarocinie. To nie był już ten sam festiwal. W 1983 roku zrezygnowano z szyldu Ogólnopolski Przegląd Muzyki Młodej Generacji i wprowadzono nowy – Festiwal Muzyków Rockowych. Za kształt artystyczny festiwalu odpowiadał już tylko Walter Chełstowski, a coraz większe zainteresowanie spowodowało, że główne koncerty przeniesiono z amfiteatru na boczne boisko klubu Jarota. Rockowy boom i masa zespołów chętnych do zaprezentowania się w Jarocinie sprawiły, że festiwal miał trwać rekordowe siedem dni, co jeszcze przed rozpoczęciem imprezy wzbudziło sporo kontrowersji.

Oliwy do ognia dolał sam Walter Chełstowski, który postanowił… przedzielić publiczność, stawiając między sceną a konsoletą długą drewnianą belkę. Organizator tłumaczy, że chciał zniwelować ewentualne konflikty pomiędzy punkowcami a resztą publiczności, głównie fanami heavy metalu. „Gdy punki tańczyły pogo, taniec, którzy wygląda dość agresywnie, a nawet niebezpiecznie, wszyscy pozostali musieli się cofnąć w bezpieczne dla siebie miejsce. Chciałem, aby oni też mogli się bawić bez zagrożenia – wspomina Chełstowski, jednocześnie przyznając się do błędu. – To był jeden z moich najgłupszych pomysłów. Zupełnie się nie sprawdził”. Choć akurat ta właśnie belka pomogła Wojtkowi w symbolicznym określeniu swojego stosunku do muzyki. Nie odczuwał dylematu – stanął po stronie dla punkowców! Najbardziej podobały mu się występy Sedesu, Rejestracji, Dezertera, Śmierci Klinicznej i Kontroli W. oraz niepowtarzalny klimat festiwalu.

Wtedy po raz pierwszy przyszła mu do głowy myśl, że chciałby stanąć na deskach jarocińskiej sceny, co wcale nie było nierealne. Szczególnie że trzy miesiące wcześniej założył z kumplami z ogólniaka swój pierwszy zespół. Wojtek stanął przed mikrofonem, za gitarę chwycił Piotrek Goczyński, Zbyszek Bartuś grał na klawiszach, a przy perkusji zasiadł Jarek Wojnarowski, zaś basiści co chwila się zmieniali. Grupa pod nazwą Dada AK, czyli Dada Awangarda Kryzysu, istniała rok i nie zagrała żadnego koncertu. Chłopcy spotykali się na próbach i ćwiczyli covery, biorąc na warsztat piosenki Republiki, Klausa Mitffocha, Kryzysu, Oddziału Zamkniętego czy The Jam. Zespół był bardziej zainteresowany zabiciem codziennej nudy niż czymś poważniejszym. „Byliśmy nowicjuszami, uczyliśmy się grać na pożyczonych instrumentach. Dla nas to była duża frajda”, stwierdził po latach Wojtek.

W 1984 roku ponownie pojechał do Jarocina, tym razem z kolegą z podwórka Tomkiem Skupińskim. Najbardziej zapadł mu w pamięć występ Dezertera i ostra przepychanka słowna między muzykami zespołu a organizatorami. Do dziś, choć minęło przecież sporo czasu, tamto zdarzenie wzbudza emocje po obu stronach ówczesnego konfliktu. Przez lata zapisu koncertu można było posłuchać jedynie z kasety zatytułowanej Jeszcze żywy człowiek (obecnie jest już dostępny na płycie), a sam występ uważany jest za jeden z najlepszych w historii nie tylko Dezertera, ale i samego festiwalu. „Czuliśmy jedność pomiędzy sobą na placu, jak i pomiędzy nami a zespołem – opowiada Wojtek. – Organizatorzy, których utożsamialiśmy z władzą, poczuli się bezradni. Gdy myślę o tamtych czasach, to nie Solidarność mam w pamięci, tylko właśnie ten występ Dezertera. Wtedy naprawdę poczułem się wolnym człowiekiem, poczułem tę niepowtarzalną energię i moc, która wytworzyła się na stadionie”.

Wojtek oczywiście śledził również występy konkursowe, które stały się kwintesencją festiwalu. To właśnie tam można było usłyszeć nowe zespoły, a rok 1984 to wspaniałe koncerty puławskiej Siekiery, łódzkiej Moskwy, krakowskiego Made In Poland, bydgoskiego Variete czy warszawskiej Madame. Na Wojtku, jak i na wielu innych uczestnikach, największe wrażenie zrobiła Siekiera. „Myślę, że już swoim wyglądem wystraszyli w Jarocinie wielu ludzi. Sam się ich bałem”, przyznaje. Kapela do dziś uważana jest za jedno z największych odkryć w historii imprezy.

W latach 80. na czas trwania festiwalu ogłaszano prohibicję – alkoholu nie można było kupić nie tylko w sklepach Jarocina, ale także całego powiatu. Dlatego uczestnicy najczęściej przywozili trunki ze sobą, a gdy zaczynało ich brakować, wsiadali w pociąg i jechali do najbliższego miasta nieobjętego zakazem sprzedaży, jak choćby do Ostrowa Wielkopolskiego. Tak też zrobili Wojtek z Tomkiem – rano wyruszyli, by po wypiciu kilku butelek lokalnego piwa wrócić późnym popołudniem do Jarocina. „Koncerty pamiętam jak przez mgłę, ale żalu nie było, bo tego dnia przeważały zespoły metalowe”, wspomina Wojtek. Jak widać jego transformacja w kierunku punk rocka dobiegła końca.

Farben Lehre. Bez pokory

Подняться наверх