Читать книгу W metropoliach świata - Lidia Grychtołówna - Страница 8
MASKOTKA
ОглавлениеBrukseli zginęła moja ulubiona maskotka, którą miałam przy sobie w każdej podróży koncertowej – malutki popielaty pluszowy miś. Nie wiem, gdzie przepadł, w pokoju solistów przy sali koncertowej czy w hotelu.
Męczyły mnie wyrzuty sumienia, że go zaniedbałam, ponieważ byłam pochłonięta premierą IV koncertu fortepianowego Prokofiewa, koncertu na lewą rękę, nieludzko trudnego, pełnego pułapek dla pianisty i orkiestry. Nikt nigdy nie grał tego koncertu w Brukseli, ja pierwsza wtedy wprowadzałam go do repertuaru w Belgii. Grałam na amerykańskim steinwayu, którego klawisze stawiały wyjątkowo twardy opór. Moją odpowiedzialność obciążała dodatkowo transmisja radiowa. Orkiestra z niepokojem wpatrywała się w dyrygenta, czekając na znak rozpoczęcia utworu. Andrzej Markowski na podium dyrygenta nerwowo ocierał pot z czoła. Odetchnęliśmy po wybrzmieniu ostatnich dźwięków, powiodło się nam trudne zadanie, rozwiał się niepokój premiery, publiczność nagrodziła nas hucznymi oklaskami.
Miś, moja maskotka
W poszukiwaniu misia brali udział wszyscy pracownicy administracji, którzy opiekowali się koncertem. Niestety nie udało się go odnaleźć, co mnie bardzo zmartwiło. Wkrótce zapoznałam z IV koncertem Prokofiewa Anglię, gdzie wcześniej nigdy nie figurował w repertuarze. Zaprosił mnie Constantin Silvestri, szef Bournemouth Symphony Orchestra w latach sześćdziesiątych. Najpierw grałam z tą orkiestrą pod jego dyrekcją Koncert f-moll Chopina i wtedy zaproponował, żebym wystąpiła tam ponownie. Namówił mnie, żebym nauczyła się Koncertu fortepianowego Rimskiego-Korsakowa i umieściła go w programie obok Prokofiewa. Zgodziłam się, jednak absorbował mnie przede wszystkim koncert Prokofiewa. Pierwszy raz zdarzyło mi się, że zapomniałam, od którego dźwięku mam zacząć sypkie pasaże lewą ręką, gdy dyrygent podnosił batutę. Pamiętałam, że miał to być klawisz B, ale zapomniałam, w której oktawie: niższej czy wyższej. Szczęśliwie uderzyłam we właściwy klawisz i tego rodzaju wątpliwości już się nie powtórzyły. Publiczność wywoływała mnie na estradę kilkakrotnie po wysłuchaniu obu koncertów, jednak inspicjent nie pozwolił mi bisować. W Anglii nie ma zwyczaju bisowania po koncercie symfonicznym, bo sala wynajmowana jest na czas ściśle określony, inspicjent spogląda na zegarek, by nie dopuścić do przekroczenia tego limitu.
IV koncert Prokofiewa miałam też w programie, gdy po raz drugi występowałam w Bergen. Pierwszy raz stanęłam na estradzie przed publicznością norweską na festiwalu w Bergen, gdy grałam Koncert f-moll Chopina z Wielką Orkiestrą Symfoniczną Polskiego Radia z Katowic pod dyrekcją Jana Krenza. Koncertu Rimskiego-Korsakowa nigdy więcej nie grałam, a z IV koncertem Prokofiewa występowałam jeszcze w Warszawie i innych polskich filharmoniach. Nagrałam ten utwór z radiową orkiestrą w Bambergu obok Koncertu fortepianowego Stanisława Wisłockiego. Było to moje pierwsze zetknięcie z Bamberger Symphoniker, zaliczanych do najlepszych orkiestr Republiki Federalnej Niemiec, i z renomowanym dyrygentem Horstem Steinem. Dyrekcja orkiestry zaprosiła mnie na koncert publiczny w następnym sezonie, wybierając do programu Rapsodię Rachmaninowa na temat Paganiniego. Wystąpiłam wtedy z Bamberger Symphoniker przed licznie zgromadzoną publicznością w klasztorze Dominikanów, gdzie dawniej odbywały się sądy inkwizycji.
W Warszawie zaskoczyła mnie przesyłka z Brukseli zawierająca mojego cudownie odnalezionego pluszowego misia. Zdziwiłam się, ponieważ od utraty mojej ulubionej maskotki upłynęły dwa miesiące, a zdumienie moje było tym większe, że musiałam zapłacić cło za tę przesyłkę. Kto i gdzie odnalazł mego misia, pozostało dla mnie tajemnicą. Płaciłam cło z radością.