Читать книгу Skandal - L.J Shen - Страница 10

Rozdział pierwszy Trent

Оглавление

Ona jest jak labirynt, z którego nie można uciec.

Jak słaby, lecz stabilny puls. Istnieje, ale ledwie co.

Kocham ją tak bardzo, że czasami nienawidzę.

Przeraża mnie to, bo w głębi siebie wiem, czym ona jest.

Nierozwiązywalną zagadką.

Wiem też, kim ja jestem.

Idiotą, który próbuje ją rozgryźć.

Za wszelką cenę.

– Jak się czułeś, gdy to pisałeś? – Sonya uniosła papier z wyschniętym śladem whisky, jakby to był jej noworodek. W jej oczach lśniły łzy. Poziom dramatyzmu podczas tej sesji był wysoki. Jej głos brzmiał delikatnie i dlatego wiedziałem, że czekała na ten moment. Na przełom. Na zwrot akcji, po którym wszystko się zmieni, jak w pieprzonym hollywoodzkim filmie. Jakaś laska wyzbywa się zahamowań, ojciec zaczyna rozumieć, że jest oziębłym dupkiem, wszyscy pracują nad swoimi emocjami, bla, bla, bla, podajcie mi chusteczkę, bla, bla.

Potarłem twarz, zerkając na mojego rolexa.

– Kiedy to pisałem, byłem zalany w trzy dupy, więc pewnie pragnąłem jedynie burgera, który pomógłby mi przetrawić alkohol – odparłem z kamienną twarzą. Nie mówiłem za wiele – co za niespodzianka – zresztą dlatego nazywali mnie Cichy. Kiedy już mówiłem, to do Sonyi, która znała moje granice, do Luny, która je ignorowała, lub sam do siebie.

– Często się upijasz?

Wyglądała na rozczarowaną. Zazwyczaj twarz Sonyi nie wyrażała niczego, ale teraz widziałem jej rozczarowanie pod grubą warstwą makijażu i profesjonalizmu.

– To nie twoja sprawa, ale nie.

W pokoju zapadła pełna napięcia cisza. Stukałem palcami w ekran telefonu i próbowałem sobie przypomnieć, czy wysłałem kontrakt do Korei, czy nie. Powinienem być milszy, bo moja czteroletnia córka siedziała obok mnie i obserwowała tę wymianę zdań. Powinienem zrobić wiele, ale po pracy potrafiłem czuć tylko gniew i wściekłość oraz – Dlaczego, Luno? Co ja ci takiego, kurwa, zrobiłem? – zdezorientowanie. I rozmyślać o tym, jak to się stało, że zostałem trzydziestotrzyletnim samotnym ojcem, który nie miał czasu ani cierpliwości do innej kobiety poza swoją córką.

– Porozmawiajmy o konikach morskich. – Sonya splotła palce, zmieniając temat. Zawsze tak robiła, gdy moja cierpliwość się kończyła i mogłem wybuchnąć. Jej uśmiech był ciepły, lecz neutralny, tak samo jak jej biuro. Przesunąłem wzrokiem po obrazkach za nią przedstawiających roześmiane dzieci – takie rzeczy można kupić w Ikei – po żółtej tapecie i kwiecistych miękkich fotelach. Czy ona się za bardzo starała, czy to ja nie starałem się wystarczająco? W tamtej chwili trudno było stwierdzić. Przeniosłem wzrok na córkę i uśmiechnąłem się do niej, ale ona tego nie odwzajemniła. Nie dziwiłem się jej.

– Luno, chcesz powiedzieć tacie, dlaczego tak bardzo lubisz koniki morskie? – zapytała wesoło Sonya.

Luna uśmiechnęła się tajemniczo do swojej terapeutki. Miała cztery lata i nie mówiła. Wcale. Ani jednego słowa, ani jednej sylaby. Nie miała problemów ze strunami głosowymi, bo krzyczała, gdy coś ją bolało, i kaszlała, gdy była chora, a czasami nuciła nieświadomie pod nosem, gdy w radiu leciały piosenki Justina Biebera (co samo w sobie było tragiczne).

Luna nie mówiła, bo po prostu nie chciała. Był to problem psychologiczny, a nie fizyczny, i nie wiadomo, z czego wynikał. Wiedziałem jedynie, że moja córka była inna, obojętna i nietypowa. Ludzie określali ją jako „wyjątkową”, by nie traktować jej jak odmieńca. Nie mogłem dłużej chronić jej przed dziwnymi spojrzeniami innych i ich uniesionymi brwiami. Właściwie nie dało się już wmawiać ludziom, że jej milczenie wynikało tylko z introwertyzmu. Poza tym i tak męczyło mnie ukrywanie prawdy.

Luna jest i zawsze była nadprzeciętnie zdolna. W testach, w których brała udział w ciągu ostatnich lat, uzyskała najwyższe wyniki, a tych testów było więcej, niż da się zliczyć. Rozumiała każde słowo, które się do niej mówiło. Milczała z wyboru, choć była zbyt mała, by świadomie podjąć taki wybór. Próby przekonania jej do mówienia były dla mnie niemożliwe i żenujące. Dlatego dwa razy w tygodniu zaciągałem ją do Sonyi, rozpaczliwie próbując nakłonić córkę, by przestała bojkotować świat.

– Właściwie to ja mogę ci powiedzieć, dlaczego Luna uwielbia koniki morskie. – Sonya wydęła wargi i odłożyła moją kartkę na biurko. Luna czasami mówiła słowo lub dwa do terapeutki, ale nigdy się nie odzywała, gdy byłem w pomieszczeniu z nimi. Sonya powiedziała mi, że Luna miała ospały głos, tak samo jak spojrzenie, ale brzmiał miękko, delikatnie i normalnie. Nie miała żadnej wady wymowy. Ona brzmi jak zwykłe dziecko, Trent. Kiedyś też to usłyszysz, powiedziała.

Uniosłem brew i oparłem głowę na ręce, patrząc na cycatą rudowłosą. Po powrocie do pracy miałem się zająć trzema umowami – czterema, jeśli naprawdę zapomniałem o tej dla Koreańczyków – mój czas był zbyt cenny, bym mógł go poświęcać na rozmowę o konikach morskich.

– Tak?

Sonya wyciągnęła rękę i ujęła moją dużą, opaloną dłoń w swoją małą i jasną.

– Koniki morskie są ulubionymi zwierzętami Luny, bo samiec tego gatunku nosi w sobie dziecko – nie samica. Samiec nosi w sobie potomstwo. Zachodzi w ciążę. A potem opiekuje się młodym. Czyż to nie piękne?

Zamrugałem kilkukrotnie, patrząc na moją córkę. Nie wiedziałem, jak sobie radzić z kobietami w moim wieku, więc gdy zajmowałem się Luną, czułem się tak, jakbym strzelał kulami na oślep w ciemności, z nadzieją, że trafię do celu. Zmarszczyłem brwi, szukając w umyśle czegokolwiek, co sprawiłoby, że moja córka by się uśmiechnęła.

Dotarło do mnie, że opieka społeczna natychmiast by mi ją zabrała, gdyby dowiedzieli się, jakim emocjonalnie upośledzonym dupkiem jestem.

– Ja… – zacząłem. Sonya odchrząknęła i przyszła mi z pomocą.

– Luna, może pomożesz Sydney powiesić dekoracje na obóz letni na korytarzu? Masz świetny gust.

Sydney to sekretarka Sonyi. Moja córka ją polubiła, bo często zdarzało nam się długo siedzieć w recepcji w oczekiwaniu na wizytę. Luna pokiwała głową i zeskoczyła z krzesła.

Moja córka była piękna. Jej skóra w kolorze karmelu i jasnobrązowe loczki podkreślały głęboki błękit oczu, które połyskiwały jak latarnia morska. Luna była piękna, a świat był brzydkim miejscem i nie wiedziałem, jak jej pomóc.

Dobijało mnie to powoli, nieustannie, bezlitośnie.

Drzwi zamknęły się z lekkim trzaśnięciem, a Sonya spojrzała na mnie i jej uśmiech zniknął.

Znowu zerknąłem na zegarek.

– Masz zamiar przyjść dzisiaj do mnie się bzykać?

– Jezu, Trent. – Pokręciła głową i założyła ręce na karku. Pozwoliłem jej się wyładować. To był częsty problem z Sonyą. Z jakiegoś niezrozumiałego dla mnie powodu myślała, że może mnie za coś zbesztać dlatego, że czasem ssała mi fiuta. Prawda była taka, że miała nade mną władzę z powodu Luny. Moja córka wielbiła ją bezgranicznie i w jej obecności uśmiechała się częściej.

– Rozumiem, że nie.

– Może uznasz to za powód, by się obudzić. Miłość Luny do koników morskich to jej sposób, by powiedzieć: „Tatusiu, doceniam to, że się mną zajmujesz”. Twoja córka ma potrzeby.

– Moja córka ma mnie – wycedziłem przez zaciśnięte zęby. Taka była prawda. Co jeszcze mogłem dać Lunie, czego ode mnie nie dostała? Jeśli będzie trzeba, pomogę jej i otworzyć słoik, i wciągnąć koszulkę w czarne legginsy.

Trzy lata temu Val, matka Luny, zostawiła ją w kołysce, wzięła klucze i dwie duże walizki i zniknęła z naszego życia. Ja i Val nie byliśmy razem. Spłodziliśmy Lunę przez przypadek, podczas zaprawionego koką wieczoru kawalerskiego w Chicago, który wymknął się spod kontroli. Bzyknąłem się z Val na tyłach klubu ze striptizem – ona mnie ujeżdżała, a inna striptizerka siedziała mi na twarzy. Teraz myślę, że za pieprzenie się ze striptizerką bez zabezpieczenia powinni mnie wpisać do księgi rekordów Guinnessa za głupotę. Miałem dwadzieścia osiem lat – już nie byłem dzieciakiem – więc powinienem być wystarczająco mądry, by wiedzieć, co robię.

Jednak w wieku dwudziestu ośmiu lat wciąż myślałem fiutem i portfelem.

Natomiast w wieku trzydziestu trzech lat myślałem już mózgiem i miałem na uwadze szczęście mojej córki.

– Kiedy ta szopka się skończy? – rzuciłem, bo zaczynało mnie męczyć drążenie w kółko tego samego tematu. – Podaj cenę, a ja zapłacę. Czego chcesz w zamian za chwilę prywatności ze mną?

Sonya pracowała w prywatnej instytucji częściowo ufundowanej przez państwo, a częściowo przeze mnie. Wcześniej nie zarabiała więcej niż osiemdziesiąt tysięcy rocznie, a ja byłem cholernym optymistą. Zaoferowałem jej sto pięćdziesiąt tysięcy, najlepsze ubezpieczenie zdrowotne dla niej i jej syna i taką samą liczbę godzin pracy, jeśli zgodziłaby się pracować wyłącznie z Luną u mnie w domu. Sonya odetchnęła z udręczeniem, mrużąc niebieskie oczy.

– Nie rozumiesz, Trent. Powinieneś skupiać się na tym, by Luna otworzyła się na innych, zamiast zachęcać ją wyłącznie do kontaktu ze mną. Poza tym Luna nie jest jedynym dzieckiem, które mnie potrzebuje. Lubię pracować z różnymi pacjentami.

– Ona cię kocha – odparłem, strzepując meszek z mojego nieskazitelnego garnituru od Gucciego. Czy ona uważała, że nie chcę, aby moja córka się do mnie odzywała? Albo do moich rodziców, przyjaciół? Próbowałem już wszystkiego, ale na Lunę nic nie działało. Mogłem zadbać jedynie o to, by nie czuła się taka samotna.

– Kocha też ciebie. Po prostu otwarcie się na innych i wyjście ze skorupy zajmie jej jeszcze trochę czasu.

– Miejmy nadzieję, że dojdzie do tego, zanim znajdę sposób, by skruszyć tę skorupę. – To był żart tylko po części. Wstałem, bo musiałem już iść. Moja córka potrafiła sprawić, że czułem się bardziej bezradny niż jakikolwiek dorosły, z którym musiałem sobie wcześniej radzić.

– Trent – odezwała się Sonya błagalnym głosem, gdy już byłem przy drzwiach. Zatrzymałem się, ale nie odwróciłem. Nie. Pieprzyć to. Ona nie mówiła o swojej rodzinie, gdy przychodziła na szybki numerek po tym, jak Luna i jej niania już zasnęły, wiedziałem jednak, że Sonya była rozwiedziona i miała dziecko. Pieprzyć normalną Sonyę i jej normalnego syna. Ona nie rozumiała mnie i Luny. Może w teorii. Ale nie rozumiała naszego załamania, cierpienia, tego, co nas interesowało. Sonya była dobrą terapeutką. Fakt, trochę nieetyczną, to nie podlegało dyskusji. Uprawialiśmy seks, wiedząc, że nie mamy szansy na coś więcej. Żadnych emocji, komplikacji, oczekiwań. Była dobrą specjalistką, ale tak jak reszta ludzi nie mogła zrozumieć, przez co przechodziłem. Przez co my przechodziliśmy.

– Wakacje dopiero się zaczęły. Proszę cię, żebyś znalazł czas dla Luny. Pracujesz całymi godzinami. Gdybyś był przy niej częściej, dobrze by to na nią wpłynęło.

Odwróciłem się w miejscu i przyjrzałem się jej twarzy.

– Co sugerujesz?

– Może weź wolne jednego dnia każdego tygodnia i spędź go z nią?

Zamrugałem powoli i to wystarczyło, by zrozumiała, że przegięła. Postanowiła się wycofać, ale nie bez walki. Zacisnęła usta, co powiedziało mi, że zaczynałem ją irytować.

– Rozumiem. Jesteś grubą rybą i nie możesz sobie pozwolić na wolne. To może obiecaj mi, że raz w tygodniu weźmiesz ją ze sobą do pracy? Camila może jej pilnować. Wiem, że w budynku firmy są bawialnie i inne udogodnienia dla dzieci. – Camila to niania Luny. Miała sześćdziesiąt dwa lata, jednego wnuka i kolejnego w drodze, więc niedługo przestanie dla mnie pracować. Za każdym razem, gdy słyszałem jej imię, czułem jakiś niepokojący ucisk w żołądku.

Pokiwałem głową, a Sonya zamknęła oczy i odetchnęła głęboko.

– Dziękuję.

W holu zabrałem plecak Luny z motywem z bajki Dora poznaje świat i włożyłem do niego pluszowego konika morskiego. Wyciągnąłem do niej rękę, a ona ją ujęła. W milczeniu ruszyliśmy w stronę windy.

– Spaghetti? – zapytałem, łaknąc odpowiedzi. Nigdy jej nie dostawałem.

Tym razem też nie odpowiedziała.

– A może mrożony jogurt?

Nada.

Winda wydała z siebie piszczący dźwięk. Luna miała na sobie czarne trampki, zwykłe dżinsy i białą koszulkę. Wyobrażałem sobie, że córka Jordana nosiła coś podobnego, gdy nie zajmowała się okradaniem niewinnych ludzi. Luna zupełnie nie przypominała córki Jaimego, Darii ani żadnych innych dziewczynek z klasy, które wolały spódniczki i sukienki. Zupełnie jej to nie interesowało.

– A może zjemy spaghetti i mrożony jogurt? – próbowałem z nią negocjować. Normalnie nigdy tego nie robiłem. Nigdy.

Luna lekko zacisnęła dłoń na mojej. Ciepło, ciepło.

– A może polejemy spaghetti mrożonym jogurtem i zjemy to, oglądając Stranger Things? Dwa odcinki. I będziesz mogła pójść do łóżka o dziewiątej zamiast o ósmej. – Pieprzyć to. Był weekend i moje panienki mogły poczekać. Dzisiaj zamierzałem obejrzeć Netflixa z moim dzieckiem. I być jak konik morski.

Luna uścisnęła moją dłoń na znak milczącej zgody.

– Ale po kolacji nie będzie żadnej czekolady ani ciastek – ostrzegłem. Byłem wyjątkowo surowy, jeśli chodziło o przestrzeganie zasad w domu i to, co jadła. Luna znowu uścisnęła moją dłoń.

– Powiedz to komuś, kogo to będzie obchodzić, młoda damo. Jestem twoim ojcem i ustalam zasady. Żadnej czekolady. I chłopaków. Nawet po kolacji czy w ogóle.

Na jej twarzy pojawił się cień uśmiechu, a potem znowu spochmurniała, przytulając do piersi plecak z pluszowym konikiem morskim w środku. Moja córka nigdy wcześniej się do mnie nie uśmiechnęła, ani razu, nawet przez przypadek. Wcale.

Sonya się myliła. Nie byłem jak konik morski.

Byłem jak ocean.

Skandal

Подняться наверх