Читать книгу Szakal - L.J Shen - Страница 9
ОглавлениеProlog
Szakal
Kiedyś
Kłamca.
Oszust.
Bezbożny złodziej.
Moja reputacja przypomina ogromną falę, którą ujeżdżam i która pochłania wszystko dookoła mnie. Dzięki niej nikt nie próbuje ze mną zadzierać, bo tonie.
Uchodzę za ćpuna, ale tak naprawdę moim jedynym prawdziwym narkotykiem jest władza. Pieniądze nic nie znaczą. Są materialne, a więc łatwo je stracić. Bo widzicie, dla mnie ludzie są grą. Grą, którą zawsze wygrywam, bo wiem, jak to osiągnąć.
Przesuwam wieże.
Zmieniam pozycję królowej, gdy to konieczne.
Za każdym pieprzonym razem chronię króla.
Nigdy nie tracę skupienia, nigdy się nie waham, nigdy nie jestem zazdrosny.
Więc wyobraźcie sobie moje zaskoczenie, gdy nagle wszystko się zmieniło – teraz nie mogę się skupić, waham się, jestem zazdrosny.
To syrena o czarnych jak węgiel włosach zabrała mi największą falę, jaką widziałem tego lata. Przez tę dziewczynę przestałem być w centrum uwagi. Pozbawiła mnie oddechu.
Nadciągnęła znad oceanu na plażę niczym mrok.
Przykucnąłem, usiadłem okrakiem na desce i gapiłem się na nią.
Edie i Beck znajdowali się za mną, kątem oka widziałem, jak dryfują na swoich deskach.
– Ona należy do Emery’ego Wallace’a – ostrzegła mnie Edie. Złodziej.
– To najlepszy towar w mieście. – Beck zachichotał. Oszust.
– A co więcej, ona spotyka się tylko z naprawdę nadzianymi draniami. – Kłamca.
Posiadałem wszystkie cechy potrzebne do tego, by ją zdobyć.
Jej ciało było jak plama świeżego śniegu – białe, jasne, miałem wrażenie, że promienie słoneczne przenikają przez nią i nigdy nie wsiąkają w jej skórę. Jej skóra przeczyła naturze, jej tyłek doprowadzał mnie do szaleństwa, ale to słowa na jej plecach sprawiły, że moja logika się zbuntowała. Zareagowałem na nią w ten sposób nie ze względu na jej kształty czy to, jak kołysała biodrami, przypominającymi dyndające zatrute jabłko. Powodem był jej tatuaż, który zauważyłem, gdy przypłynęła bliżej mnie, słowa ciągnące się od jej karku w dół niczym strzała.
„Całe me życie zwiastowało, że Ciebie spotkam nieuchronnie”1.
Puszkin.
Znałem tylko jednego człowieka, który jarał się tym rosyjskim poetą i podobnie jak słynny Aleksander, też znajdował się już sześć stóp pod ziemią.
Moi przyjaciele zaczęli płynąć w stronę brzegu. Nie mogłem się ruszyć. Miałem wrażenie, że moje jaja stały się o dziesięć ton cięższe niż zazwyczaj. Nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia. W pożądanie – może, ale nawet to słowo nie było tym, którego szukałem. Nie. Ta dziewczyna mnie, kurwa, zaintrygowała.
– Jak ona się nazywa? – Złapałem Becka za kostkę i przyciągnąłem go do siebie. Edie się zatrzymała i patrzyła to na mnie, to na niego.
– To nie ma znaczenia, stary.
– Jak. Ona. Się. Nazywa? – wycedziłem przez zaciśnięte zęby.
– Stary, przecież ona jest za młoda.
– Nie będę powtarzać po raz trzeci.
Beck przełknął ślinę. Doskonale wiedział, że nie żartuję. Jeśli skończyła szesnaście lat, to się zaczęło.
– Jesse Carter.
Jesse Carter jest już moja, chociaż nawet mnie nie poznała.
Stała się moja, chociaż ja jeszcze nie poznałem jej.
Zanim jej życie wywróciło się do góry nogami, a jej przeznaczenie napisało się od nowa jej własną krwią.
Więc oto prawda, do której w swoim zakłamaniu nie będę potrafił przyznać się później, w trakcie tej historii – pragnąłem jej już wcześniej.
Zanim stała się częścią moich interesów.
Zanim prawda zamknęła ją jak w klatce.
Zanim sekrety ujrzały światło dzienne.
Tego dnia nie miałem okazji posurfować. Moja deska pękła. Powinienem był wiedzieć, że to omen.
I że moje serce będzie następne.
Jak na tak drobną dziewczynę Jesse unicestwiła je z zadziwiającą łatwością.
1 A. Puszkin, Eugeniusz Oniegin, tłum. A. Ważyk – przyp. tłum. [wróć]