Читать книгу Ćpałem, chlałem i przetrwałem - Maciej Maleńczuk - Страница 7

Pierwsze odurzenia

Оглавление

Kiedy był twój pierwszy raz?

Pierwszy raz odurzyłem się alkoholem, mając siedem lat. Miało to miejsce tam, gdzie wówczas mieszkałem, czyli na ulicy Łącznej w Krakowie. Jest to teren obecnego tak zwanego „Zakątka” – okolice ulicy Królewskiej, wówczas 18-go Stycznia. Ulica była brukowana, straszliwe kocie łby, a pomiędzy nimi błoto. I była tam kamienica, w której mieszkałem. Kilka domków, malwy na płocie.

Kraków był wtedy miastem drewnianym, a przynajmniej ta okolica, w której przebywałem. Ulica Łączna odchodzi od dużej ulicy Kazimierza Wielkiego. Wszędzie były płoty, drewno. Była też specyficzna pompa wodna, dookoła której zbierali się dorośli – jak mi się wtedy wydawało – mężczyźni. Prawdopodobnie osiemnasto-, dziewiętnastolatkowie, którzy zaczepiali przechodniów. Pluli i palili papierosy. Łaziłem pomiędzy nimi jako dzieciak, jeździłem na swoim małym rowerku. Przyjaźniłem się z Józkiem Czado. Było to dziecko z kompletnie patologicznej rodziny. W ich domu nie było podłogi, tylko ziemia, jakby udeptane klepisko. I to właśnie Józek Czado dał mi pierwszy raz wódki. Załatwił skądś z czerwoną nalepką. Mieliśmy swoją melinę. Gdzieś z boczku na podwórku zbudowaliśmy domek z tektury, żeby można się było schować, żeby nikt się nie gapił. Taki był w ogóle zwyczaj – nazywało się to „melina”. Mówiło się: „Chodźmy na swoją melinę”. I tam było tych kolegów jeszcze ze dwóch. Tak dokładnie nie pamiętam, ale rozlali tę wódkę. Piliśmy ją z jednego kieliszka po kolei, wszyscy nalewali sobie. Dali mi jeden kieliszek i w tym momencie zgasło światło w naszej melinie (śmiech). Była to dyndająca na sznurku, na kablu żarówka i ja postanowiłem, że wymienię tę, kurde, żarówkę. Wykręciłem ją po ciemku, po czym szukając po omacku tego draństwa, tej wtyczki, nie wiem właściwie czego, ale pamiętam, że pierdolnął mnie prąd i to tak naprawdę konkretnie. Wsadziłem tam palec i strasznie mnie kopnęło. Przeraziłem się. Wyskoczyłem stamtąd i mówię:

– Idę stąd!

I poszedłem do domu. Było już ciemno. Na wycieraczce znalazłem płonący niedopałek papierosa. Prawdopodobnie zostawił go ówczesny gach mojej babki. Pomyślałem sobie: „Jak już wypiłem wódkę, to wypalę jeszcze tego peta”. Byłem wstawiony, bo jednak walnąłem pięćdziesionę, a miałem siedem lat. Pamiętam, że byłem w filuternym nastroju, więc wypaliłem jeszcze tego peta. No i właśnie w ten sposób zażyłem dwa pierwsze narkotyki, czyli wypiłem wódkę i zapaliłem papierosa. Tak jak wszyscy dookoła mnie. Nie chciałem niczego innego, niż zrobić to samo co tamci. Na marginesie mogę powiedzieć, że fascynowali mnie wówczas mężczyźni. Chciałem być duży, chciałem być silny, chciałem być taki jak oni. Chciałem mieć zegarek i marynarkę.

To było pojedyncze zdarzenie czy jako dziecko częściej kosztowałeś wódki?

Zdecydowanie już więcej tego nie robiłem. Chociaż… O ile sobie dobrze przypominam, uzależniłem się od papierosów. Później okazało się, że się przeprowadzamy, że moja mama dostała mieszkanie, że teraz już mieszkamy w innym miejscu. Było to osiedle Kozłówek – koszmarne wówczas miejsce. Blokowisko z wielkiej płyty, najeżone rusztowaniami i pozostałościami po budowie. Nie było żadnych trawników, żadnych drzew, tylko wszędzie rozpieprzone resztki budowlane. Pełno było rusztowań, po których śmigaliśmy od pierwszego do dziesiątego piętra. I to akurat było fajne. Wszyscy moi koledzy palili wówczas papierosy, więc i ja błyskawicznie się uzależniłem. Gdy miałem dwanaście lat, moja mama zaprowadziła mnie do pana doktora, który dał mi tabex, który zdaje się jest do dziś. Pan doktor przeprowadził ze mną psychologiczną rozmowę. Byłem dwunastoletnim dzieckiem uzależnionym od nikotyny, więc dostałem ten tabex i – umówmy się – rzuciłem palenie od razu. Wcale mi aż tak znowu te papierochy nie smakowały. Ale pamiętam, że można było kupić papierosy w dziesiątkach. Kosztowało to 1,75 złotego. Była to kwota do zdobycia. Dostawało się śliczną, zajebistą, piękną paczkę z dziesięcioma papierosami bez filtra o nazwie Sport.

Nie wiem, czy w ogóle chcę mówić o szlugach, ale jednak moim pierwszym narkotykiem był papieros. Oczywiście oprócz tej jednorazowej akcji z wódką. Później kiedyś bolał mnie brzuch, miałem z dziesięć lat, to starsi koledzy dali mi napić się wódki i mi przeszło. Na terapię antynikotynową zaprowadziła mnie moja mama, która była wówczas osobą światłą i nowoczesną. Uświadamiała mnie. Ponieważ jakoś nie mogła ze mną normalnie rozmawiać o seksie, to podrzucała mi różne broszury, których było wówczas pełno. Jakiś Lew-Starowicz, jakiś Samson, jakaś Michalina Wisłocka i jej Sztuka kochania, gdzie były takie schematyczne rysunki par połączonych ze sobą w różnych konfiguracjach seksualnych. I generalnie starała się wówczas być osobą nowoczesną, w takim socjalistycznym stylu, ponieważ socjalizm był wtedy na dobre i nikt nie sądził, że kiedykolwiek będzie inaczej. Trwała głęboka komuna.

Czego się wtedy słuchało?

W tym momencie strasznie popularny był rock. Dobre granie – Deep Purple, Black Sabbath. Hendrix jakoś właśnie niedawno zmarł. Tak troszeczkę skaczę, ale to mógł być jakiś 1972, 1973 rok. Takie granie było wtedy strasznie popularne. Wszyscy dookoła siedzieli na ławkach, palili papierosy, pili wódkę i grali na gitarach różne fajne kawałki typu Dym nad wodą Deep Purple i tak dalej. Kto nie umiał zagrać Schodów do nieba, ten był frajerem. Była moda na gitarę. Wszyscy też starali się mieć magnetofony i nagrywać tę muzykę. Przyszedłem do kolegi i pamiętam, że miał piktogram z Hendrixem typu Che Guevara. Taki wiesz… Dwukolorowy piktogram. Ja się pytam:

– Kto to jest?

A on mówi:

– To jest Jimi Hendrix – król narkomanów.

I puścił mi Hey Joe czy coś takiego.

Mówię:

– Po pierwsze – zajebisty kawałek, po drugie – na pewno jest taki zajebisty, bo on zażył te wszystkie narkotyki i te narkotyki spowodowały, że on jest taki zajebisty!

Spodobała mi się ta muza i zacząłem zastanawiać się, skąd by tu można wytrzasnąć jakieś narkotyki, czym by się tu odurzyć, żeby być taki jak on, no nie? Zewsząd dochodziły informacje, co się dzieje w Stanach, o hipizmie. Wszyscy nosili długie włosy, mieli rozszerzane spodnie, ale wciąż jedynymi narkotykami w Polsce były papierosy i wódka. A ja zadawałem sobie pytanie: „Gdzie jest ta cała reszta? Czym by się tu odurzyć?”. Zaatakowałem, o ile sobie przypominam, apteczkę mojej mamy. Znalazłem jakiś syrop, niby miał być uspokajający czy coś. To był ekstrakt. Wypiłem ten ekstrakt, nie wiedząc, że trzeba go rozcieńczyć. Totalnie się zrzygałem. Totalnie… Innym razem gdzieś wyczytałem, że można się nawalić wywarem z pokrzywy. Zrobiłem ten wywar taki, że był całkowicie czarny. Zrzygałem się. Nic z tego. Ciągle byłem takim, no wiesz… Dzieciakiem byłem. Interesowała mnie muzyka. Siedziałem i nagrywałem na magnetofon różne rzeczy. Wówczas rocka. Byłem głównie fanem Led Zeppelin. Później The Doors. Myślałem, że ich wokalista jest czarny. Wszystkie informacje, jakie dochodziły do nas na temat tamtych wykonawców, świadczyły o tym, że są narkomanami, że zażywają kokainę, heroinę, LSD.

Mamy teraz dużą dostępność narkotyków, mimo że prawo tego zabrania. Dlaczego współczesna młodzież sięga po odurzające leki typu tussipect lub dopalacze zamiast zwykłych dragów?

Nadal stosuje się tussipect?

Tak.

Przepraszam bardzo! Tussipect wcale nie był taki zły (śmiech). Po pierwsze – jest zdrowy na gardło, po drugie – zawiera normalnego speeda.

W aptekach jest pełno tabletek bez recepty, które są na bazie amfetaminy.

Słuchaj… Chyba właśnie na ten temat będziemy rozmawiać (śmiech). O tych wszystkich dragach…

Szperałeś mamie w apteczce. Nie udało się w niej znaleźć nic zadowalającego. Kontynuowałeś poszukiwania w innych miejscach?

Prawdę powiedziawszy, później zacząłem uprawiać sport. Jednocześnie była szkoła, próbowałem normalnie żyć. Zacząłem rosnąć. Robiłem się coraz silniejszy. Zacząłem się wdawać w bójki, najczęściej zwycięskie. Okazało się, że mam talent bokserski, lubię się bić. Nauczyłem się walić z byka i tak dalej. Przynosiło to dobre efekty. Nie miałem sylwetki, byłem chudy i wysoki, ale za to agresywny. Nie dawałem sobie w kaszę dmuchać. Stoczyłem sporo bójek i stwierdziłem, że jak tak, to zajmę się jakimś sportem. Czułem, że mam drive do tego. Okres sportowy musimy przeskoczyć, bo w tym czasie nie zażywałem narkotyków, nie piłem wódki, nie paliłem szlugów. Ale co do alkoholu, to jednak czasami szło się do sklepu i kupowało wino marki Sophia. To oczywiście się zdarzało. Na obozach sportowych byłem niesubordynowany. Bez przerwy mnie wyrzucano. Sprowadzałem kolegów na złą drogę. Jak przyszedł inny trener, to nie chcieliśmy wykonywać jego poleceń. Byłem krnąbrny. Te prawdziwe narkotyki, te takie konkretne, o których będziemy rozmawiać, to się zaczęły… Czekaj…

Po więzieniu?

Nie chcę ci skłamać, ale chyba jednak wcześniej. Pamiętam, jak słuchałem sobie jazzu i przyszedł do mnie Antonio Radwan. Jeszcze wtedy nie byliśmy hipisami, bo staliśmy się nimi około dziewiętnastego roku życia. Musieliśmy mieć z szesnaście lat. Tosiek przyniósł butapren. Ale czekaj! Coś sobie przypomniałem – próbowałem też smażyć ixi na patelni (śmiech)!

Proszek ixi?

Słyszałem opinie, że jak się smaży proszek ixi na patelni i wdycha opary, to też można się nawalić. Był to nieudany eksperyment. Tylko zwymiotowałem.

A co z klejem, który przyniósł Antonio?

Klej okazał się zajebisty! Klejem się tak sfazowaliśmy, że w ogóle straciliśmy kontakt z rzeczywistością. Weźmy pod uwagę, że było to małe mieszkanko, gdzie za ścianą była moja mama. Przyjaźniłem się z Tośkiem. On był wtedy płotkarzem, a ja wioślarzem. Nieważne… To nie ma nic wspólnego z narkotykami – wioślarstwo… (śmiech). Chyba, że z jakimś koksem sportowym. Antonio powiedział mi, że jacyś inni powiedzieli mu, że wystarczy klej butapren wpakować do foliowej torebki i wdychać. I od razu zaczął sam to robić. I kompletnie się… No wiesz… Zdążył jeszcze tylko kwiknąć coś takiego:

– To lepsze niż wódka!

I potem już straciłem z nim kontakt. Widać było, że mnie nie widzi. Wziąłem tę torebkę i zacząłem wdychać. Uwierz mi, że znalazłem się w całkowicie innym świecie. Zacząłem bredzić, widziałem, jak tamten bredzi. Wychylaliśmy się przez okno, a było to ósme piętro. Dłuższą chwilę byliśmy całkowicie otumanieni. Nie wiem, jak długo ten stan trwał. Nie wiem, jak to możliwe, że moja mama w ogóle nie reagowała. Może dlatego, że była przyzwyczajona do moich ekscesów, że jest głośno w moim pokoju, że leci jakiś jazz. Dość długo dochodziliśmy do siebie i stwierdziliśmy, że nie było to nawet takie złe. Ale następnego dnia poszedłem na trening i wpierdoliłem się do wody. Wiesz… Zamiast zająć się treningiem, kontrolą nad tym, co się dzieje – płyniesz jednak tyłem do kierunku jazdy, to jest szybka łódź – zacząłem zagadywać do jakiejś laski, która jechała na rowerze wzdłuż bulwaru wiślanego. Zdążyła tylko powiedzieć „Uwa…” i już byłem w wodzie. Wjechałem w kamienną wysepkę na środku Wisły przeznaczoną chyba do cumowania statków. Wypierdoliłem prosto w nią. Był październik czy listopad. Zimno jak cholera. Wpadłem do Wisły, żebro w łódce złamałem.

Odechciało ci się butaprenu?

Odechciało, ale niezupełnie. W późniejszym okresie z upodobaniem wdychałem eter i czyste TRI[1], ale to osobny rozdział. Będziemy jeszcze o tym mówić.

Z tego, co mówisz, wynika, że okres sportowy nie był jednak do końca „czysty”?

Nie był, ale papierosów na pewno nie paliłem. Traci się od nich kondychę. Jak chcesz startować w zawodach, to nie możesz palić szlugów. Nie wyobrażam sobie czegoś takiego.

Teraz będzie mała dygresja, możesz sobie to umieścić lub nie – jak chcesz. Otóż pamiętam słynny mecz polskiej reprezentacji na Wembley. Był remis 1:1, a zawodnik Domarski dojarał po rozgrzewce szluga, zgasił go korkami, wbiegł na boisko i strzelił gola (śmiech)! Widziałem taką scenę z dawnych czasów. Już wtedy mnie to zdziwiło, że gościu dojarał sobie szluga na boisku! I to reprezentant Polski! Jeśli coś na pewno wpłynęło na moje przyszłe życie i zostało we mnie na zawsze, to właśnie okres sportowy. Do pewnego stopnia sportowcem czuję się do dziś. A o czym ja w ogóle mówiłem?

O tym, że wspomniany okres, mimo że sportowy, nie był w twoim wykonaniu nieskazitelny pod względem używek.

Dostawaliśmy wówczas od trenerów jakiś taki rodzaj mocnych witamin w proszku. Miałeś sobie to rozpuścić w wodzie. Dawali nam takie saszetki. Mówili, że to glukoza. Możliwe, że faktycznie tak było, ale my zażywaliśmy to w nadziei, że nas kopnie, nie (śmiech)? Niestety nigdy nie poczułem, żeby mnie to kopało. Sport, który uprawiałem, był wykańczający. Tosiek Radwan śmiał się ze mnie. On bez przerwy jeździł na zawody lekkoatletyczne, biegał przez płotki. Tam przychodziły ładne dziewczyny, fajne stroje, wiesz… Rewia mody. A u mnie to takie wielkie dziewuchy, mastodonty i chłopy po dwa metry, z rękami jak bochny. Ciężki był to sport. Dwadzieścia kilometrów dziennie trzeba było wiosłować. Dałem się namówić – rzuciłem to wioślarstwo i przyszedłem tam do nich na trening lekkoatletyczny. Przeżyłem dwa fajne lata. Biegałem tam przez płotki, ścigałem się z Radwanem, starałem się podrywać panienki, choć oko zawiesić. Byłem wtedy strasznie najarany na laski. Totalnie! Była to dla mnie wówczas najważniejsza rzecz na świecie – wyrwać wreszcie jakąś dupę.

Ile miałeś wtedy lat?

17, 18. Ciągle nie miałem jeszcze żadnej laski, a tam to nie szło oka oderwać…

Późno wystartowałeś.

Tak. Myślałem, że sobie tego kutasa urwę (śmiech)! Był to trudny okres dla mnie z tego powodu, że ciągle stał mi kutas i odbierał mi zdroworozsądkowe myślenie. Ale nic nie zaliczyłem jako sportowiec. Jak w końcu coś zaliczyłem, to od razu rzuciłem sport, narobiło się kłopotów, ale nie gadamy o tym…

„Alicja”

W poniedziałek

Okres dostać miała

Był wtorek

Wata jak śnieg biała

Jeszcze cały tydzień

Nadzieję miała

Jeszcze się oszukiwała

Chociaż już we wtorek

Albo wcześniej jeszcze

Dobrze wiedziała

Doktorka

Kosztowała niedużo

Poszedł na to zegarek jej chłopca

Żaden dźwięk zza drzwi żaden chlupot

Kiedy czekał i czekał na schodach

Niechby już było po wszystkim

Niechby już było po wszystkim

Alicja

Już za tydzień

Z chłopcem się kochała

Wiadomo natura

Młoda była

Świetnie sobie radę dała

Maturę

Z biologii

Nazajutrz

Na trójkę

Ale zdała

A pierwszy raz porządnie, normalnie się naćpałem, tak faktycznie jak trza, dopiero jak wyszedłem z więzienia.


1 TRI – trójchlorek; substancja silnie rozpuszczająca i ekstremalnie łatwopalna; wdychanie jej oparów powoduje halucynacje zarówno wzrokowe, jak i słuchowe; z upodobaniem stosowana przez hipisów lat 70.; główny składnik kleju.

Ćpałem, chlałem i przetrwałem

Подняться наверх