Читать книгу Ćpałem, chlałem i przetrwałem - Maciej Maleńczuk - Страница 9

Krzysio

Оглавление

Opowiem ci historię narkomana Krzysia, który swą miłość do heroiny przypłacił życiem. Choć prawda jest taka, że tego życia odechciało się mu już wcześniej.

„Krzysio”

Nie palił nigdy i nie pił

Z żadną dziewczyną nie był

Ubranie czyste nosił

Do pracy się nie spóźniał

I kochał heroinę

Mówił innej nie chcę

Najlepszy towar w całym mieście

Już tylko to tylko to jedno

Ręce i nogi skłute

Każda tu z każdym lecz nie ze mną

Zęby mam zepsute

Więc grzeję heroinę

Żadnej innej nie znam

Najlepszy towar w mieście mam

Jest już w ziemi drugi rok

Czasem się wspomni o nim słowo

Nikt chyba dobrze nie znał go

Każdy pamięta tylko

Kochał heroinę

Mówił innej nie chcę

Najlepszy towar w całym mieście

W naszym środowisku nie było raczej uznawane handlowanie dragami. Jak komuś wyrósł krzak ganji, to chodził po mieście i rozdawał. Parę razy uczestniczyłem też w produkcji heroiny. Jest to bardzo poważny, ośmiogodzinny proces. Prowadził całą sprawę niejaki Krzysio. Był to sweter[6], człowiek, który na co dzień normalnie pracował. Był nauczycielem lub jakimś instruktorem na warsztatach dla młodzieży, gdzie uczył na obrabiarkach do metalu. Był też gitarzystą, przygrywał na gitarze. Ćpał już wtedy, ale chodził normalnie do pracy. Coraz dłuższe włosy mu rosły, coraz bardziej się zaniedbywał, bardzo mocno leciały mu zęby. Iglaturę[7] miał bardzo solidnie już przetrzebioną. Krzysio był po wypadku. Dwa palce miał upierdolone z niewiadomych przyczyn. Chyba załatwił je sobie, będąc naćpanym na tych warsztatach.

Znowu BHP.

Nie przestrzegał. Była to prawa ręka. Mimo to dalej grał na gitarze. Grał lewą ręką, a w prawej, w tym kikucie trzymał kostkę i tak grał. Był takim trochę bluesmanem. W końcu wyrzucili go z tej roboty, wtedy wszedł w tę heroinę po prostu jak w ciasto. Pokochał to i wiadomo było, że nikt nie robi towaru tak jak Krzysiu. On do tego towaru pluł. Mieszał go tylko w jedną stronę. Czary nad nim odprawiał. Nie pozwalał się spieszyć. Pamiętam, jak Mietek go poganiał:

– Szybciej, szybciej! Co tak długo tę odparówkę[8] robisz?

A Krzysio odpowiadał spokojnie:

– To musi mieć swój czas…

Był pod tym względem bardzo zasadniczy. Włączał mu się ten nauczyciel, którym de facto był (śmiech). I siedzieliśmy gdzieś w Hucie[9] na chacie. Mieliśmy tę chatę wolną i było fajnie. Byłem ja, Radwan, Mietek, Ciko i był Krzysio. Było to chyba u Mietka na chacie, w Starej Hucie, fajnej Hucie, na Stokach[10], gdzie były całkiem przyzwoite mieszkania. Krzysio warzył towar. Polegało to na tym, że najpierw gotuje się zupę z makówek, z główek makowych. Wcześniej trzeba było ten tak zwany susz załatwić. Z tego powodu jechało się do chama, do Słomnik. Dwadzieścia kilometrów za Krakowem była wieś Słomniki, która miała kontraktowe pola maku[11] po horyzont. Wystarczyło iść do byle którego chłopa i zapytać, czy nie ma czasem w stodole zeszłorocznego suszu makowego. Miał. Zawsze miał. Później już policja zaczęła się interesować, ale w tym czasie, o którym opowiadam, to jeszcze w ogóle nie istniał taki problem. Więc jechaliśmy do Słomnik, przywoziliśmy stamtąd wór suszu i ten susz się gotowało. O ilościach nie będę mówił, dokładnie żadnych szczegółów produkcji nie podam, mimo że jest to aktualnie bezpieczne i chyba można dzisiaj o tym mówić, bo nie istnieje już opiumowa odmiana maku. Wprowadzono bezopiumową odmianę Przemko i wytrzebiono mak w Polsce. Nie ma teraz dostępu do heroinowego maku w naszym kraju. Wtedy był…

Mamy już susz od chama ze Słomnik. Gotujemy. Ile czasu i co dalej?

Samo gotowanie pierdolonej zupy trwa trzy godziny. Kiedy już nabrała naprawdę dobrego czarnego koloru, Krzysiu wołał jednego z nas i kazał kosztować, czy wyszła odpowiednio gorzka. On sam nie mógł, bo go wzdrygało, więc zawsze wysyłali mnie na próbowanie, bo ci wszyscy narkomani to już mieli od tego ciarę[12] i nie chcieli tego robić. Sprawdziłem – gorzkie jak diabli, gorzkie jak skurwysyn. Przez gazę, do drugiego gara przelewamy tak, żeby odsączyć te śmieci, te wygotowane główki. I jedna przelewka, druga przelewka, piąta, kurwa, przelewka…

Główki maków w wodzie i tyle?

Tak. Właśnie z tego podczas gotowania powstaje tak zwana zupa. Mamy cały gar – parę ładnych litrów brązowego płynu, który już właściwie w tym momencie jest bardzo silnym narkotykiem, który można wypić i się napierdolisz, ale będziesz miał w sobie mieszaninę alkaloidów. A tu chodzi o wydobycie ekstraktu, tak? O wydobycie cukru z cukru. Więc produkcja trwa nadal – przelewamy i przelewamy, żeby było klarowne, przelewamy przez gazę, żeby nie został żaden syf. Z powrotem na kuchnię i wtedy dosypuje się tak zwany piach. Jest to odczynnik, który nazywa się kationit i jest absorberem. Wchłania w siebie to, co ma wchłonąć. Krzysiu dodatkowo pluł do tego towaru i mieszał zawsze tylko w jedną stronę. Wydaje mi się, że w lewo, i ni chuja nie pozwalał mieszać w prawo. Twierdził, że jak napluje, to wytwarza się jakiś dodatkowy chemiczny związek. Kationit wygląda jak brązowy cukier.

Skąd go braliście?

Z zakładu fotograficznego, gdzie wywołuje się zdjęcia. W tej chwili praktycznie nierealna sytuacja. Nie wiem, skąd można teraz wytrzasnąć coś takiego jak kationit, nie mówiąc o bezwodniku kwasu octowego, który jest potrzebny później.

Co dokładnie ma absorbować kationit?

Opiat, właściwy alkaloid. A tak szczerze, to sam dokładnie nie wiem (śmiech). W każdym razie – dochodzi do jakiejś filtracji, ten kationit to absorbuje i później już wylewa się całą wodę. Po wymieszaniu i wygotowaniu tego draństwa, a są to kolejne dwie godziny roboty, zostaje nam piach, w którym jest zawarta hera. W tym momencie nie za bardzo pamiętam, co dzieje się dalej, ale zdaje mi się, że następuje tak zwana odparówka. Jest to również bardzo długi proces i to on najbardziej śmierdzi. Ten kationit, który nam został, zalewa się ponownie wodą i gotuje, gotuje i gotuje, odparowując go aż do momentu, gdy zostanie tak zwany plaster. Wygląda to tak, jakbyś wylała jakiś karmel na patelnię i on by zastygł. I mamy karmelek, który ściągamy z patelni, wrzucamy do małego kubeczka i zalewamy acetonem. To jest najbardziej niebezpieczny fragment roboty, ponieważ można zapłonąć. Odparowywany aceton jest łatwopalny. Akurat z nami robił mistrz Krzysio, więc nie było żadnego zapłonu (śmiech). Ale pamiętam, że nieraz spotykałem Cika z kolejną dziurą w swetrze. Pytałem go wtedy:

– Co jest Ciko? Co znowu nabroiłeś?

– A wiesz… Znowu zapłonąłem.

Do tych akcji z acetonem najlepsza byłaby kuchnia elektryczna, bez płomienia, ale wtedy to było trudno dostępne. Jak robiło się to na gazie, gdzie opary tego draństwa parowały na wszystkie strony, to wywoływało to zapłon. W związku z tym robiliśmy różne kombinacje – na żelazku, na płycie położonej na gazie. Chodziło o to, żeby nie było bezpośredniego kontaktu z płomieniem. I trzeba było wietrzyć pomieszczenie. Był to bardzo niebezpieczny fragment roboty. Bardzo łatwo można było spowodować pożar. Zresztą niejeden ćpun spalił mieszkanie albo przynajmniej kuchnię właśnie w ten sposób.

Zalaliście plaster acetonem. Czy to koniec procesu produkcji i heroina jest już gotowa?

Z tego, co mi wiadomo, aceton służy do kolejnej destylacji. Później już tylko woda i jeszcze raz zagotować, i wtedy dodajemy bezwodnik kwasu octowego. To jest jakieś kolejne gówno z zakładu fotograficznego. Jak tego nie dodasz, to dostaniesz kopa[13], który może cię zabić.

Przy pełnej produkcji musi być ten tak zwany bezwodas. Można go pominąć jedynie przy produkcji ze świeżego, zielonego maku prosto z pola. Kiedy plaster jest odparowany – ląduje w kubku, potem aceton i znowu kolejny plaster, już poacetonowy. I ten ostatni plaster zalewamy wodą, dodajemy kilka kropel bezwodnika kwasu octowego i mamy towarek. Czekamy, aż wystygnie. Po ośmiu godzinach doszło wreszcie do tego upragnionego, kurwa, momentu. Gotowy, ale jeszcze gorący towar czeka w garnku, a Mietek już leci z pompą[14]! Nie powinien podawać sobie gorącego, ale oczywiście to zrobił. Przecież wystarczyło wsadzić tę pompę pod kran, pod zimną wodę, poczekać, schłodzić, ale nie – Mietek musiał oczywiście pierdolnąć sobie gorący towar! Na naszych oczach spuchł, zrobił się dwa razy większy. Szyja zrobiła mu się gruba, twarz poczerwieniała. Zatkało go. Oczy wyszły mu na wierzch, bo nie dość, że towar mocny jak sukinsyn, to jeszcze gorący. Zacząłem na niego wrzeszczeć:

– Kurwa mać! Po ośmiu godzinach warzenia ty nie potrafisz poczekać jeszcze tych paru chwil, żeby sobie to człowieku ostudzić…

No ale na szczęście nic mu się nie stało, przeszło mu i już później było OK. Cała reszta kolegów poczekała, aż towar wystygnie, i podaliśmy go sobie. Ja dostałem centa[15]. Towarek był mocny, koloru golden brown, jak ta piosenka… Dobry towar nie ma prawa być mętny, nie może w nim nic pływać, jakieś, kurwa, elementy. To musi być klarowny płyn, trochę gęstawy, o zabarwieniu ciemnego miodu. Tak to powinno wyglądać i powinno być gorzkie jak skurwysyn. W porównaniu z zupą, która już jest gorzka jak diabli, towar, który podajesz ze strzykawki prosto w żyłę, jest już tak gorzki, że gębę wykręca na drugą stronę. W smaku jest to ohydne, obrzydliwe. I tu znowu koledzy używali mnie jako testera, na zasadzie: „Sprawdź, Maleńczuk, czy odpowiednio gorzkie wyszło”.

Specyfik ten podajemy sobie dożylnie, i tu zaczyna się kolejny cyrk z Cikiem. Ja poradziłem sobie bez problemu, Mietek podał sobie na gorąco, ale już mu przeszło, a Krzysiu ugrzązł gdzieś w drugim pomieszczeniu, podając sobie w pachwinę czy szyję. On w tym czasie już jechał w takie miejsca, więc utkwił gdzieś w drugim pokoju przed lustrem z zawiązaną na szyi gumką, próbując podać sobie w te swoje zmarnowane kanały. Ja podałem sobie bez najmniejszego problemu. Od razu mnie siekło. Uczucie jest fantastyczne, bo jest tak zwany kop. Czujesz go chyba, kiedy towar dochodzi do mózgu. Włos jeży się na całym ciele i robi ci się gorąco. Masz wrażenie, że jeżysz się od środka, nie wiem, jak to ująć, ale masz wrażenie, jakby w twoją skórę od środka, na przestrzeni całego ciała, wbito milion igieł od wewnątrz na zewnątrz. Taka ciara jak trza! Najczęściej ludzie zaczynają się wtedy gwałtownie drapać, próbują to z siebie zrzucić, a później już robi się fajnie. Trzy dni z tej chaty nie wychodziliśmy.

Miał być jakiś cyrk z Cikiem, ale popadłeś w dygresje. O co chodziło?

Ciko miał ten problem, że był drobnej kości. Nigdy nie był żylastym typem, był delikatny. Są ludzie, którzy mają żyły jak powrozy. Ja w tym czasie takie miałem. Mówiono na to autostrady. Słyszałem na ten temat od kolegów komentarze: „Tobie to można podawać z zamkniętymi oczami i po ciemku. Zawsze się trafi w jakąś żyłę”. Tak to było w moim przypadku, a u Cika było odwrotnie. Ciko nie był jeszcze wtedy tak schorowanym narkomanem jak później. A uwierz mi, że później to już wyglądało to wszystko fatalnie – było podawanie w członka, w pachwinę. Natomiast tego dnia to była normalna próba wkłucia się Cikowi w rękę. Więc najpierw Ciko przez dziesięć minut pompował nadgarstek, trzymając zaciśniętą gumę na przedramieniu, żeby jakkolwiek pokazały mu się żyły, gdzie one w ogóle są, bo naprawdę trudno było je znaleźć. W końcu pokazywała się mała niebieska żyłka gdzieś tam na środku przegubu łokciowego, nie? Więc ja podchodzę naćpany ze strzykawką do tej żyły, a ta żyła mi znika, normalnie się cofa! Jego organizm był już tak ustawiony, że żyła bała się igły. Ciko w końcu mówi:

– Wal, kurwa, na ślepo!

– Ja pierdolę! Dobra, walę.

Mniej więcej wiem, gdzie ta żyła była, więc wkłuwam się i pomalutku wkłuwając się, czekam, aż w strzykawce pojawi się krew. Jeżeli się pojawiła, to znaczy, że jesteś. Ciko od razu zareagował:

– Jesteś, jesteś, jesteś! Nic nie ruszaj! Powoli podawaj.

Udało się podać, ale był z tym cyrk. Cała operacja trwała około 20 minut. Jak podasz krzywo, na przykład pod żyłę i towar wypłynie, to możesz dostać tak zwanego pirogena[16]. Możesz dostać pryszczy lub zgnilizny. Nietrafienie sobie w kanał jest cholernie niebezpieczne, powoduje maksymalny toxic. Jakoś tak to jest, że żyła i krew potrafią to przyjąć, a organizm poza żyłą tego ni chuja przyjąć nie chce. Rany po tym paprzą się, robią się siniaki. Ciko bez przerwy chodził z ręką na temblaku, bo sobie znowu podał pod kanał. Miał z tym problem.

Wszyscy już po zabiegu, już na was działa. Jak to jest być naćpanym heroiną?

Jak się naćpasz, to jest taka chęć opowiadania, takiej gaduły. Bajera[17] klei się jak cholera. Pali się papierosy. Głodu nie czujesz. Nic ci się nie chce, tylko suszy w ustach i trzeba pić, bo jest totalna suszara. Krzysiu zaczął mi opowiadać o swoim życiu, które okazało się bardzo smutne. Wcześniej dobrze mu szło. Nawet grał w jakimś zespole, ale poznał heroinę i tak ją pokochał, ten stan, to ciepło, poczucie bezpieczeństwa i sympatię do wszystkich ludzi, że po kolei rzucał wszystko, co miał. Coraz bardziej niszczało jego życie. Krzysio mówił o heroinie jak o złej babie. Zwłaszcza bezwodnik kwasu octowego ma fatalny wpływ na uzębienie, niszczy tryby jak cholera. Sam też przez wiele lat miałem poważne problemy z zębami. Ciągnęło się to za mną, mimo że już nie ćpałem. Krzysiu miał iglaturę w skandalicznym stanie. Był tym załamany. Mówił do mnie:

– No i zobacz… Gdzie ja teraz dziewczynę znajdę, która mnie zechce z takimi zębami? Jedyną moją żoną, kurwą i kochanką jest ta pierdolona heroina, więc staram się przynajmniej to robić dobrze. Jak już to kocham, to chociaż będę miał najlepszy towar. A jak się w końcu nauczę robić naprawdę zajebisty towar, to wtedy się nim wykończę. Podam sobie tyle, żeby od tego umrzeć.

Takie gadanie było wtedy na porządku dziennym. Byliśmy turpistami i tak dalej… Żal mi go było, ale on nie chciał wcale, aby się nad nim litować. Tak po prostu sobie gadaliśmy. I ta sytuacja była jesienią – to gotowanie towaru, o którym ci opowiedziałem. A zimą Krzysiu faktycznie poszedł… Robił wtedy jako cieć. Nagotował sobie towaru, uwarzył tak, jak umiał, a naprawdę robił to świetnie. Podobnie dobry towar przygrzałem później dopiero w Stanach Zjednoczonych. Była bardzo ostra zima, minus 30 stopni. Bardzo często słyszało się, że wielu naszych znajomych narkomanów odchodziło właśnie w ten sposób – naćpany usiadł na ławce, odpłynął i zamarzł. Kilka osób z mojego środowiska zeszło w ten sposób. I Krzysiu też tak sobie wymyślił, ponieważ wiedział doskonale, że żadna ilość towaru go nie zabije. Miał wielką tolerancję na tego draga. Mi wystarczało przygrzać jednego centa, on żeby coś poczuć, musiał przygrzać 20. Moja strzykaweczka była malutka, a jego strzykawa była jak dla konia – wielka pompa. Żeby podać taką ilość towaru, trzeba to robić godzinę. Więc on paradował z igłą w szyi. Uderzał w bajerę, nie wyciągając jej z żyły. Co jakiś czas podchodził do lustra, przystawiał pompę do igły i strzelał sobie kolejną działę. Tego dnia, kiedy się zabił, otworzył na swojej stróżówce wszystkie okna i podał sobie w jeden i drugi kanał po 20 centów, czyli razem 40. Taka ilość zabiłaby ze dwa konie, a jego i tak to nie ruszyło, tylko dopiero wychłodzenie organizmu.

Krzysiu zostawił dziwny list. Mogę o nim opowiedzieć, bo obydwie osoby z nim związane już w tej chwili nie żyją. Okazało się, że przyjaźnił się z moim kumplem Cikiem, który był ciężkim narkomanem. Dużo cięższym niż ja, Mietek czy Radwan. I oni się zakumplowali. Umówili się, że razem tego dokonają – że będą sobie nawzajem podawać towar i tak razem odpłyną. Tyle że Ciko swoim zwyczajem stchórzył i przyszedł na miejsce tego zdarzenia dopiero post factum, zanim jeszcze pojawiła się tam policja. Powiedział mi to dopiero po kilku latach. Trzymał w tej sprawie gębę na kłódkę jak cholera. Krzysia znaleźli. Wtedy okazało się, że zostawił list, który Marek [Ciko – przy. red.] przejął i nikomu go nie pokazał. Mnie pokazał po dobrych kilku latach. Był to typowy list samobójczy: „Nie mam chęci do życia” i tak dalej. Ale ewidentnie było powiedziane, że wiesz... „Nie jestem tu sam, jestem tutaj z kolegą, razem to robimy”, nie? Ciko ukrył ten list, bo w innym wypadku mógłby zostać posądzony o współudział czy diabli wiedzą co. Ciko w ostatniej chwili skrewił, zwyczajnie stamtąd zwiał i nagle się okazuje, że jeden żyje, drugi nie żyje, a w liście jest napisane, że jest ich dwóch. I dlatego Ciko ten list ukrył. Pokazał mi go po wielu latach. Mimo że Ciko był ciężkim narkomanem i chłopakiem z robotniczej okolicy, byliśmy dosyć bliskimi przyjaciółmi.

W rozmowie z tobą mówił o samobójstwie serio.

Moja z nim rozmowa o śmierci odbyła się może z dwa miesiące przed tym, jak on faktycznie to zrobił. Kiedy o tym mówił, nie brałem sobie tego do serca na serio, ale potem okazało się, że jednak się myliłem… Napisałem o Krzysiu piosenkę, ale w żaden sposób nie przestałem ćpać. Dalej to robiłem i grałem na ulicy. Zauważyłem, że osłabia mi się głos, że koncentracja jest taka sobie. Ciągle zasycha w ustach. Trudno wykonywać repertuar, będąc na heroinie. Poza tym zwyczajnie źle to wygląda… Odlatywałem. Miałem tendencję do zamykania oczu podczas grania.

Która pozostała ci do dziś, mimo że już nie bierzesz heroiny.

W tej chwili używam okularów przeciwsłonecznych, żeby nie było tego widać. Zawsze miałem do tego tendencję. Jeżeli grałem na stojąco, to nagle okazywało się, że w ogóle nie stoję przodem do ludzi, tylko stoję na przykład bokiem. W międzyczasie się przekręciłem, a oczy miałem zamknięte. Otwieram oczy, a ja stoję bokiem do widowni (śmiech). Zaczęło mi to przeszkadzać. Po raz pierwszy zacząłem się zastanawiać, czy może by nie przestać ćpać tej heroiny. Z drugiej strony to było w sumie fajnie, bo mieliśmy zajęcie, każdy dzień był naznaczony szukaniem towaru, tym, że musimy go sobie zorganizować – czy to kupić, czy ugotować. Ale ja chciałem też żyć, chciałem być muzykiem i występować. Zależało mi na tym. Potrzebowałem też normalnie kasy, więc grałem na streecie, ale bardzo wyraźnie czułem, że siada mi głos, że jednak heroina przynosi złe efekty. Dużo szlugów się przy tym pali. Nie ma dobrego towaru bez tytoniu. Musisz zajarać se szluga. To dobrze razem chodzi, podbija działanie. Ale to był ten moment, kiedy po raz pierwszy zastanowiłem się nad tym, czy nie powinienem jednak przerwać tego procederu i spróbować chociaż na chwilę przestać ćpać. Wszyscy koledzy ostrzegali mnie, że nie da się wyjść na sucho, jeżeli jechałeś przez kilka miesięcy, kłułeś się dwa, trzy razy dziennie. Nie można tak po prostu sobie przestać. Będziesz miał ciężką abstę, a wtedy nawet nie wiedziałem, jak ciężką… Byłem w tym bardzo nierozsądny.

Któregoś dnia postanowiłem po prostu zostać w domu i przestać brać. Na początku jeszcze nie było tak źle. Zacząłem się tylko nieco pocić. Przez pierwsze 24 godziny to było jeszcze jako tako – wyszedłem do sklepu, coś tam porobiłem. A potem jak mnie rzuciło na łóżko, to uwierz mi… Żadnej przyjemności nie miałem z tego leżenia. Wszystko mnie bolało. Zaczęło się od małych kosteczek w palcach u dłoni i stóp. Od tego ten bardzo silny, jakby reumatyczny ból się zaczyna. I potem stopniowo ogarnia on cały twój kościec. Masz wrażenie, że się rozpadasz, że w żaden sposób nie jesteś w stanie utrzymać swojej wagi na kręgosłupie. Wstajesz i się przewracasz. Mdlejesz. Ciśnienie zero. Nie miałem już siły zmieniać tych prześcieradeł ani przebierać się z kolejnych mokrych piżam. Pocenie jest takie, że nie do wiary. Co chwila jesteś mokry, więc to cię wtedy chłodzi. Leżysz w mokrym, kurwa, łóżku, w mokrej pościeli miotasz się (śmiech). Leżysz w całkowicie mokrej piżamie i boli cię cały kościec. Jedyne, o czym myślisz, to gdzie by tu, kurwa, przyczepić hak, ale tak, żeby się na pewno nie urwał, żeby się można było skutecznie powiesić. Po trzech dniach zaczyna się sraczka, co wykańcza cię jeszcze bardziej. Srasz i srasz.

Jadłeś cokolwiek lub chociaż piłeś?

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.


6 Sweter – zwykły człowiek, nie hipis, żaden freak.

7 Iglatura – uzębienie.

8 Odparówka – proces odparowywania.

9 Huta – Nowa Huta, dzielnica Krakowa.

10 Na Stokach – właściwa nazwa: Na Stoku (osiedle w Nowej Hucie).

11 Kontraktowe pola maku – pola, na których realizowano zlecaną przez państwo uprawę maku na potrzeby medyczne.

12 Ciara – silne wzdrygnięcie, reakcja obronna organizmu.

13 Kop – potężny wstrząs organizmu towarzyszący dojściu towaru do mózgu.

14 Pompa – strzykawka.

15 Cent – centymetr sześcienny wiadomej substancji.

16 Pirogen – silna alergia połączona z wymiotami i opryszczką na całym ciele, spowodowana podaniem heroiny pod żyłę lub podaniem nieświeżego czy zanieczyszczonego towaru.

17 Bajera – płynna rozmowa w miłej atmosferze.

Ćpałem, chlałem i przetrwałem

Подняться наверх