Читать книгу Openminder. Tom 1. Koty - Magdalena Świerczek-Gryboś - Страница 4
Michał Cetnarowski prezentuje:
FANTASTYCZNIE
NIEOBLICZALNI
Оглавление– Siedem demonów, noszących smocze imiona, zastygło w różnych ekspresyjnych pozach, zdradzających tryb berserka. Chińskiej produkcji maszyny, przewyższające nieistniejącą już wieżę Kościoła Mariackiego, siały zniszczenie i pogrom wśród wojsk zachodnich przez czterdzieści pięć godzin. Tylko jeden, Bai Hu, został obalony przez Raziela: słynny prototyp szperacza, w którym siedział oficer Aleksander Mróz. To właśnie nad Bai Hu jako pierwszym przemknął teraz Mig-CC, blisko roztrzaskanego pyska. W pustych oczodołach wiły się wściekle pomarańczowe węże.
*
Miłośnicy fantastyki od lat mówią o kryzysie science fiction. Od pisania w tej konwencji uciekają kolejni autorzy, rankingi bestsellerów też przekonują, że czytelnicy chętniej wybierają teksty innych estetyk i idei, to znaczy odchodzące od interpretowania świata przede wszystkim w zgodzie z paradygmatem racjonalnym. I jedni, i drudzy jako główny argument takiego stanu rzeczy podają, że science już dawno przegoniło fiction; żeby pisać – i czytać – SF, trzeba ponoć mieć klona, implant domózgowy i profesurę w kilku specjalizacjach.
Zwolennicy podobnego poglądu zdają się jednak zapominać, że science fiction od swojego pulpowego początku była raczej literaturą Wizji, a nie naukowego Faktu: wysokokaloryczną pożywką dla wyobraźni, a nie empirycznie weryfikowalną diagnozą stanu obecnego – lub przyszłego – człowieka i cywilizacji. Fantastyka od zawsze najlepiej sprawdzała się tam, gdzie próbowano śnić najdziksze sny, nawet jeśli ostatecznie zamieniały się w koszmar na sterydach i futurystyczną makabrę.
Global Navigation to łącznik ze wszystkim, co dobre w naszej cywilizacji! Prosimy nigdy nie odłączać się od sieci! Życzymy Państwu wydajnej, pragmatycznej egzystencji na rzecz wspólnej pomyślności ludzkiej.
To też znak dzisiejszych czasów, że takie powieści jak Openminder można albo od razu pokochać, albo znienawidzić, w obu przypadkach tak samo gwałtownie i równie szczerze. Wszystko bądź nic, zdaje się mówić Magdalena świerczek-Gryboś, i trudno jej w tym rozdaniu nie kibicować, widząc, że na stole do gry leży pełna stawka.
*
Przepis na powieściowy świat jest w zasadzie prosty, w zgodzie z klasycznymi receptami na inne fantastyczne dystopie. Wystarczy tylko wziąć najgorętsze współczesne trendy, linie lifestyle’owego podziału i konflikty, wrzucić je do jednego kotła, podgrzać, potem podgrzać jeszcze bardziej, i patrzeć, jak mieszają się ze sobą, wchodzą w reakcje, detonują w niekontrolowanych fuzjach. Choć może „wystarczy” to nie jest odpowiednie słowo – gdyby to było takie łatwe, księgarskie półki pękałyby od kolejnych Folwarków zwierzęcych, Lat 1984 czy Nowych wspaniałych światów. (Choć, skądinąd, w ostatnich latach widać wzmożoną twórczość w tym zakresie).
Kluczem do wiarygodności wydaje się to, na ile autorom podobnych tekstów udaje się balansować między czystym eskapizmem a toporną publicystyką. To między tą Scylla i Charybdą rozpina się wcale nie tak cienka lina, gdzie pozostaje miejsce na wieloznaczną kreację literacką, w której podejmowane zagadnienia nie zamieniają się we własne karykatury odbite w krzywych zwierciadłach.
Wśród inspiracji Openmindera na pewno trzeba wymienić wszelkiego rodzaju mangi, anime oraz te filmy i gry wideo, w których najważniejsze są mechaniczne transformery, z pomocą których ich ludzcy operatorzy mogą przekroczyć ograniczenia biologicznego umysłu i ciała. Moją pulę skojarzeń otwierają Transformersy, Generał Daimos, campowe Power Rangers czy najnowszy z tej listy Pacific Rim; autorka albo w ogóle nie zna tych komiksów i filmów, albo, mówiąc delikatnie, zwyczajnie za nimi nie przepada. Inaczej jest z Neon Genesis Evangelion, od którego być może powinienem zacząć, bo do powinowactwa z nim Openminder pasuje chyba najbardziej. Każdy z czytelników zapewne zresztą sam zestawi tu sobie odpowiednią listę.
Z drugiej strony byłyby to wszystkie fantastyczne dystopie i oldskulowa klasyka SF dyskursywnej, w której tak samo ważny jak adrenalinowa akcja jest dialog między ideami. To nie przypadek, że nad wszystkim, aż po horyzont kreacji, rozpościera się cień Stanisława Lema – osobna i największa inspiracja autorki, która poświęciła twórczości Mistrza sporą część swojej pracy naukowej na studiach. W zasadzie nie ma tu koncepcji, która nie byłaby dyskusją z dziełami wielkiego antenata. Betryzacja i etykosfera – pojawiające się w Powrocie z gwiazd i Wizji lokalnej – to zapożyczenia najoczywistsze, ale czytelnik znajdzie także nawiązania do rozważań z Summy technologicznej czy wątki z Głosu Pana.
Czasem to właśnie w takim chaosie, psychodelicznym lunaparku, pękniętym kalejdoskopie może zamajaczyć prawda.
*
Od żelaznych fantastycznych motywów, które pojawiają się w Openminderze, w ogóle można dostać zawrotu głowy: III wojna światowa, mad-maxowa przyszłość w zdewastowanym przez człowieka świecie, system elektronicznego nadzoru, przy którym chiński Social Credit System to prototypowa zabawka. Do tego dochodzą sztuczna inteligencja, rzeczywistość wirtualna, eugenika i manipulacje genetyczne, żeby wyhodować superżołnierzy… A to tylko część wątków, które pojawiają się w przecież skromnej objętościowo powieści.
Jakiś rozradowany Wietnamczyk tańczył z miotaczem ognia, siejąc spustoszenie. Z głębi pobliskich budynków dochodziły urywane, rozdzierające krzyki mordowanych cywili. Kilkanaście metrów od nich nastąpił mocny wybuch. Ponad chmurę dymu i ognia wystrzeliły ciała w amerykańskich mundurach. Przebiegła im między nogami grupka uchodzących nastolatków, za którymi ze zwierzęcym wyrazem twarzy podążało kilku żołnierzy Wietkongu. Wiedźmin niby od niechcenia złapał oprawców wielkimi rękami i zmiażdżył, obryzgując się krwią.
Gdyby szukać pasującej do Openmindera etykiety, trzeba by dokonać ekwilibrystyki z jakimś „dystopijnym militarnym postapo ekologicznym” albo z innym ryzykownym łamańcem. Sam jednak posiłkowałbym się tu rozwiniętym przez Lawrence’a Lessinga i Lva Manovicha, akademickich guru od Nowych Mediów, pojęciem „kultury remiksu”, w której istniejące już wątki, archetypy i motywy – ba, nawet całe sceny – zostają połączone w nowy, wybuchowy sposób, który dodaje im kontekstów i znaczeń. Oryginalne jest tutaj to, co z takiej maszynki do mielenia pomysłów wychodzi na końcu, a nie to, co do niej trafia.
Czy tak mogłaby wyglądać współczesna „patchwork science fiction”: gęsta, po komiksowemu przerysowana, po młodzieńczemu frywolna i bezczelna jak teledysk, a jednocześnie pisana na poważnie i zaangażowana? Wszystko na to wskazuje, a świerczek-Gryboś wydaje się być na tym polu jedną z pierwszych autorek w Polsce, które piszą w podobny sposób.
Dalej wisiały wizerunki bogiń greckich, starożytnych rzezi, sal pełnych uczniów sofistów. Zdjęcia z Auschwitz porozwieszane obok ujęć z kosmosu i fantastycznych grafik innych światów. Cykl rozwoju płodu, igły wbijane w komórki jajowe i głowy embrionów. Przedziwne ilustracje ogromnych, starodawnych mechów, sunących przez złote pola zbóż i drewniane wioski. W całym domu nie było zdjęcia nikogo, kto tu mieszkał lub bywał. Strategie bitewne, rozrysowane badania i teorie frenologów, kolekcja czarno-białych zdjęć najpiękniejszych kobiet świata, cytaty masowych morderców minionych epok.
Fabuła opowiada o szkoleniu Nikodema Byrskiego, który ma szansę zostać tytułowym openminderem – operatorem na pół świadomych mechów, za pomocą których zachodnia cywilizacja broni się przed inwazją konserwatywnych imigrantów ze Wschodu. Ale niech to nikogo nie zwiedzie: to tylko punkt wyjścia do zagęszczającej się szybko historii. Jak w moździerzu, autorka uciera w ten sposób ostatnie ćwierć wieku literackiej, filmowej i konsolowej science fiction.
*
To, co zaczyna się jak groteska lub gorzka satyra, z biegiem lektury ujawnia swoje głębsze, niepokojące dno. Kontury się zacierają, jednoznaczne rozpoznania tracą na ostrości, spod zerojedynkowego podziału świata na „swoich” i „obcych” wyłaniają się kształty bardziej skomplikowane. Nawet główny bohater – poczciwy i prostolinijny, oczywiście do czasu – pewnego dnia budzi się do życia, z którego, jak był przekonany, ludzkość już doskonale wyegzorcyzmowano. Tylko że autentyczny obraz świata, inaczej niż każde telewizyjne show o świecie, najczęściej jest bardziej chropowate, niepasujące do prostych szufladek i kanciaste.
Osobną kwestią pozostaje, że takie przebudzenie rzadko kiedy bywa komfortowe i bezbolesne. Nawet gdy świat Openmindera oferuje łatwe rozwiązania, tylko pozornie nie kryją się za nimi wieloznaczne komplikacje.
Nikodem odwrócił się i stanął przed swoim rozzłoszczonym, młodszym bratem, trzymającym w małej dłoni wielki nóż kuchenny. Ostrze osadzone było w charakterystycznym, jasnym drewnie – Nikodem znał ten nóż, sam go zrobił pod okiem dziadka. Antek powiedział coś, ale komanderowi zdawało się, że to jakiś obcy język. A potem dziewięciolatek zamachnął się i wbił bratu ostrze głęboko w pierś.
Michał Cetnarowski