Читать книгу Dzień dobry, jestem z kobry, czyli jak stracić przyjaciół w pół minuty i inne antyporady - Maria Czubaszek - Страница 7

Jak pić wódkę najbardziej niezdrowo

Оглавление

Po prostu nie należy łączyć jedzenia i picia. Jeśli coś jem, to nie piję nawet pół kieliszka. A gdy piję, to nie zjadam nawet okruszka.

Nauczył mnie tego Janusz Minkiewicz. Miałam dwadzieścia lat, gdy go poznałam, i od tamtego czasu nigdy nie miałam kaca.

Janusz Minkiewicz to była postać! W Warszawie zwany „Minio”. Miał swój stolik w SPATiF-ie, gdzie wpadał po południu na obiad. Nie pił wtedy nawet kropli alkoholu. A wieczorem, koło dziewiątej, przychodził się napić. I pił potworne ilości czystej wódki. Kelner przynosił mu na talerzyku skórkę chleba. On od czasu do czasu ten chleb wąchał, i pił dalej. Czasem przez całą noc.

SPATiF był dla niego najważniejszym miejscem w Warszawie. Kiedyś wybraliśmy się razem do Teatru Dramatycznego na „Noc cudów” Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Mieliśmy zaproszenia w pierwszym rzędzie. Usiedliśmy. Przygasło światło i Minkiewicz natychmiast zasnął. Obudziły go brawa. Ziewnął i powiedział: „Boże, jak mnie to nudzi! Chodźmy szybko do miasta. Do miasta! Do miasta!”. A byliśmy w Teatrze Dramatycznym, w Pałacu Kultury, w samym sercu Warszawy! Ale dla niego „miasto” to był SPATiF. Nic innego się nie liczyło.

Oczywiście był alkoholikiem. Ale wtedy prawie wszyscy pili. Pamiętam, jak się poznaliśmy. Szalenie mi imponował – znany pisarz, osobowość. Zaprosił mnie na kolację, oczywiście do SPATiF-u, i tak się denerwowałam, że nie jadłam nic przez cały dzień. Nie wiedziałam jeszcze wtedy o żelaznej zasadzie Minkiewicza, że jak pije wieczorem, to nic nie je. Więc gdy się spotkaliśmy, on zamówił jedynie skórkę chleba do wąchania. A ja – chcąc nie chcąc – to samo. Nigdy w życiu nie wypiłam tyle wódki, co wtedy. Chyba tylko siłą woli trzymałam się pionowo, bo by mi było wstyd, gdybym spadła z krzesła. Potem się zastanawiałam, jak to w ogóle było możliwe, bo on pił straszne ilości alkoholu. A ja wtedy chciałam mu zaimponować, więc piłam równo z nim. Potem odwiózł mnie taksówką do domu. W ogóle tego nie pamiętam, ale podobno pożegnałam się z nim grzecznie, a jak tylko taksówka odjechała, to wczołgałam się do domu na czworakach i w sukience padłam na łóżko. Następnego dnia było wspaniale! Obudziłam się bez kaca, z poczuciem lekkości. A gdy Minkiewicz zadzwonił, żeby sprawdzić, czy żyję, był mocno zdziwiony, że tak dobrze się trzymam. Przeszłam ten egzamin i potem wielokrotnie byłam jego ulubionym kompanem. Uwielbialiśmy razem spędzać sylwestra. Ponieważ żadne z nas nie lubiło tańczyć, więc chodziliśmy przez całą noc od jednej knajpy do drugiej. Startowaliśmy w SPATiF-ie, a potem szliśmy do Dziennikarzy, do Architektów, Filmowców i tak dalej. I piliśmy, nie biorąc do ust ani kęsa.

Minkiewicza w środowisku uwielbiano za jego inteligencję, talent i dowcip, ale uważano go za dziwkarza. Fakt, że czasem przyprowadzał do SPATiF-u panienki lekkich obyczajów prosto z ulicy. Zawsze były to dziewczyny z klasą, ale jednak kurewki. Traktował je z ogromnym szacunkiem, zapraszał na kolację. Przez jeden wieczór mogły się czuć, jakby były częścią dobrego towarzystwa, które przychodziło do SPATiF-u. Zdarzały się jednak wpadki. Kiedyś Janusz Minkiewicz zwierzył mi się: „Wiesz, Marysiu, cholera, mam za dobre serce i przeinwestowałem. Zaprosiłem taką jedną do SPATiF-u… Wiesz, że ja wieczorem nie jem, no ale ona chciała jeść. Miała ochotę na pieczarki. Nazamawiałem jej tych pieczarek całą górę, a ona wszystko zjadła. A jak wsiedliśmy do taksówki, żeby do mnie pojechać w wiadomym celu, to ona zaczęła rzygać. Po prostu się przeżarła… No i trudno. Pożegnałem się z nią, bo w takim stanie przecież nie będę jej do siebie do domu zapraszał. Oj, przeinwestowałem”.


Dzień dobry, jestem z kobry, czyli jak stracić przyjaciół w pół minuty i inne antyporady

Подняться наверх