Читать книгу Dzień dobry, jestem z kobry, czyli jak stracić przyjaciół w pół minuty i inne antyporady - Maria Czubaszek - Страница 9

Jak przeżyć 12 kaw dziennie

Оглавление

Kawę zawsze lubiłam. Nie powiem, że od dziecka, ani że wyssałam ją z mlekiem matki, bo mama nie piła kawy, więc nie mogłam jej wyssać z piersi, ale faktem jest, że wcześnie zaczęłam pić kawę i bardzo ją polubiłam. Natomiast – choć nikt w to nie wierzy – nigdy w życiu nie wypiłam szklanki herbaty. Dlatego gdy mi mówią: „Nie masz dzieci, to kto ci na starość poda szklankę herbaty?”, odpowiadam, że jakby ktoś taki się znalazł i mi podał tę szklankę herbaty, to jeszcze bym go w ucho trzepnęła. Bo ja herbaty nie znoszę. I nawet wiem dlaczego. Kiedyś jako małe dziecko szłam przez plac Trzech Krzyży w Warszawie. Był tam taki postój dorożek. Pora była zimowa. Na ziemi leżał śnieg. I wtedy zobaczyłam, jak koń na ten biały śnieg zaczyna sikać. Ja zawsze zwierzątka lubiłam, więc patrzyłam zafascynowana. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. A ten koń sikał i sikał. A mnie się wtedy skojarzyło, że na białym śniegu ten koń sika herbatą. I gdy mi ktoś dziś proponuje, żebym się napiła herbaty, to od razu przed oczami staje mi sikający koń. Od tamtego czasu nigdy nie tknęłam takiego napoju. Kawa to co innego.

Zresztą nie mam wyjścia. Coś przecież muszę pić. Słodkich soków nie cierpię, a za wodą, która jest z pewnością bardzo zdrowa, nie przepadam. Kiedyś próbowałam wypić dwa litry w ciągu dnia, tak jak to zalecają lekarze. Udało mi się tylko litr i się poddałam. Za to mogę wypić 10–12 kaw. Zwłaszcza odkąd można już w Polsce kupić kawę rozpuszczalną.

Tak zwanej plujki, czyli kawy sypanej zalanej wrzątkiem, dziś już bym do ust nie wzięła. Kiedyś innej nie było. Brałam więc sitko i przez sitko przelewałam zrobioną kawę do szklanki, żeby nie było potem tam jakichś farfocli. Tego nie cierpiałam.

Kawa nie jest mi potrzebna po to, żeby się jakoś ożywić, bo ja się budzę sama o szóstej rano bez budzika. Może dlatego, że w ogóle mało śpię, do czterech-pięciu godzin, nie dłużej. Napoleon ponoć jeszcze mniej spał. Zawsze tak miałam, dlatego byłam nieszczęśliwa jako dziecko, bo cała moja rodzina, zwłaszcza mama, w niedzielę lubiła sobie dłużej pospać. Mama była najważniejszą osobą w domu i trzeba było na palcach chodzić, żeby jej nie obudzić. A wtedy nie było jeszcze telewizji, żeby jakoś przetrwać kilka godzin. Oczywiście czytałam książki, ale ile można czytać książki? Kolegów ani koleżanek nie miałam, żeby wyjść gdzieś na podwórko i się pobawić. Nigdy tego nie praktykowałam. A jak tylko wstałam, żeby przejść się po mieszkaniu, to ojciec syczał do mnie: „Cicho, bo Ula śpi!”. Ula, to oczywiście moja mama – Urszula. To „cicho, bo Ula śpi” pamiętam do dzisiaj i ciągle się dziwię, że tak trzeba było się po domu skradać, chociaż Ula tak spała, że mogłabym na rowerze jeździć, a i tak by się nie obudziła. Bardzo mnie to wkurzało, a od kiedy jestem dorosła, też budzę się koło szóstej i na ogół, jeżeli mam coś do napisania, robię to rano, żeby odwalić jak najszybciej i żeby później już był spokój.

No i spokojnie wypijam sobie pierwszych kilka kaw. A potem kolejne. Zawsze z mlekiem, bo tak mi smakuje.


Dzień dobry, jestem z kobry, czyli jak stracić przyjaciół w pół minuty i inne antyporady

Подняться наверх