Читать книгу Saga rodu z Lipowej 33: Mateusz - Marian Piotr Rawinis - Страница 6
WOJNA I UKŁADY
ОглавлениеWiosna 1420
Zostawiono im wprawdzie broń i nakrycia głowy, ale musieli wędrować pieszo, ponieważ byli jeńcami.
Cała chorągiew polskich rycerzy–ochotników poddała się, zanim bitwa rozgorzała na dobre. Otoczeni nad bagnistą Myślą przez wiele razy liczniejszych Brandenburczyków nie mieli szans na wyrwanie się z okrążenia. Najmłodsi przekonywali wprawdzie, że lepiej umrzeć z honorem niż pozwolić się pohańbić, ale byli w mniejszości i musieli ulec perswazjom starszych.
- Klękać! – krzyczał rozkazująco pan Wojsław. – Słuchać rozkazów! Klękać natychmiast!
Zeszli z koni ci, którzy jeszcze na nich siedzieli i dołączyli do tych, co już szeregiem przyklękli na jedno kolano, dłonie wspierając na rękojeściach mieczy. Za nimi tłoczyli się giermkowie, we wszystkim naśladując rycerzy, i pachołkowie trzymający wodze rumaków.
Najdłużej opierał się Niczek ze Mstowa. Wierzchowca stracił wprawdzie w pierwszej porannej potyczce z brandenburską piechotą, ale nie zamierzał poddawać się bez walki. Kiedy skoczyli ku niemu w kilku zbrojnych, bo był wysoki i nadzwyczaj silny, odbijał się im dłużej, niż ktokolwiek inny. Oporu zaniechał dopiero, gdy mu któryś padł pod nogi i obalił. Pan Wojsław, dowódca, nadjechał konno i gestami dał wyraz niezadowoleniu.
- Dość! – warknął. – Pokazałeś, co umiesz. Teraz czas na trochę pokory.
Knechci podnieśli Niczka i poprowadzili ku klęczącym. Pan Wojsław wyjechał naprzeciw dowódcy Brandenburczyków. Pan von Wedel uprzejmym gestem pokłonił się pierwszy. Pan Wojsław odkłonił się i przedstawił z imienia i funkcji.
- Nie zapraszaliśmy was – odpowiedział von Wedel. – Ale skoro już przybyliście, ugościmy.
- Wedle rycerskiego prawa? – upewnił się dowódca chorągwi.
- Wedle prawa – potwierdził pan Wedel. – Jeśli mam wasze słowo, że jeńcy będą słuchać moich rozkazów i zastosują się do warunków.
- Daję słowo.
- W imieniu wszystkich?
- W imieniu wszystkich – zapewnił Wojsław, po czym odwrócił się do swoich: - Słyszeliście? Przede mną jesteście odpowiedzialni za swoje zachowanie w niewoli.
Kładąc dłonie na krzyżach u rękojeści mieczy, chórem zaprzysięgli posłuszeństwo. Potem mogli wstać i swobodnie iść tam, gdzie ich poprowadzono. Dowódcę chorągwi pan von Wedel zaprosił do swojej kwatery.
- Zwyczajna rzecz – oznajmił Jan z Kalikowa. – Więcej jak sześć razy byłem jeńcem na wojnie.
Najbliżsi w szeregu potwierdzili kiwaniem głowami. Należeli do starszych rycerzy w chorągwi i dobrze wiedzieli, że wojenne szczęście jest zmienne. Ale młodzi nie umieli przyjąć tego ze spokojem.
- To hańba! – zauważył któryś. – Jak z tym żyć?
Pan Jan wzruszył ramionami.
- Jeśli będziesz żywy, nauczysz się – zauważył spokojnie. – Przyjdzie czas na zmianę.
Niczek ze Mstowa szedł obok, nachmurzony.
- Przyjdzie czas na zmianę? – zamruczał pod nosem. – Dobrze wam mówić, skoro zaraz was wykupią. Nie wszyscy mogą na to liczyć. Ja, na ten przykład, nie mam bliskiej rodziny.
Jan z Kalikowa był jak najlepszej myśli.
- Nasz król to wielki władca – oznajmił spokojnie. – On cię wykupi.
- Daj to Boże – mruknął Niczek. – O ile nie zapomni, zajęty swoimi sprawami.
* * *
Dla Władysława Jagiełły rok 1420 zaczął się od niepowodzeń. W styczniu Zygmunt Luksemburski, król węgierski i niemiecki, wydał we Wrocławiu wyrok w długotrwałym procesie polsko-krzyżackim.