Читать книгу Zakonnice odchodzą po cichu - Marta Abramowicz - Страница 3
BOHATERKI
SIOSTRA JOANNA I SIOSTRA MAGDALENA
ОглавлениеHabit już uszyty. Za dwa miesiące siostra Joanna uroczyście otrzyma go z rąk Mistrzyni. Będą obłóczyny. Zacznie się nowicjat. Ale teraz jest noc i siostra Joanna myśli tylko o tym, czy wszyscy zasnęli. Dochodzi dziesiąta. Jest po komplecie, światła zgaszone. Nie wolno opuścić łóżka, nie wolno się odezwać. Siostra Joanna łamie reguły zakonne i wymyka się z pokoju. Przebiega pod ścianą, po schodach w górę, do biblioteki. Drzwi skrzypią. Trzeba uważać. Między regałami czeka już siostra Magdalena. Siadają obok siebie. Jest tak ciemno, że będą mogły zobaczyć się dopiero, kiedy zacznie świtać.
Piąta rano. Magdalena zwleka się z łóżka. Ma pozwolenie od Mistrzyni, żeby wstać piętnaście minut wcześniej. Chciała się myć też rano, a nie tylko wieczorem. Kiedy wychodzi z łazienki, współsiostry są już gotowe. Szybko, biała bluzka, czarna spódnica. Ściągnąć włosy, poprawić kołnierzyk. Biegnie do kaplicy. Jeszcze słychać szelest habitów. Jeszcze komuś spadł brewiarz. Przeciska się między siostrami na swoje miejsce. Zdążyła.
Rozpoczyna się liturgia godzin. Poranna modlitwa jutrznia. Czytania, hymny, psalmy. Matka intonuje: „Powstało słońce płomienne i skłania serca do skruchy”…
Magdalena patrzy na zegarek. Dochodzi siódma. Jest głodna, słyszy, jak burczy jej w brzuchu. A jeszcze msza i kontemplacja. Rozgląda się. Część postulantek śpi w ławkach. Obudzą się, kiedy współsiostry przekażą im znak pokoju. Patrzy na Joannę, zatopioną w modlitwie. Magdalena tak nie potrafi. Po co ta kontemplacja? Od klęczenia bolą kolana. Mistrzyni uczyła: nie myśl, trwaj w kontakcie z Bogiem, rozważaj. Więc rozważa, że wolałaby konkretniej służyć Bogu. Pomagać ludziom, uczyć religii. Myślała, że dominikanki to żeńska odmiana dominikanów. Że będzie jak u braci: teologia, filozofia, nauka. Ale nie, siostry mają sprzątać, gotować i ustrajać ołtarz. Koniec kontemplacji. Ósma trzydzieści. Śniadanie.
Jedna za drugą wychodzą z kaplicy, śpiewając: De profundis clamavi ad te, Domine… Z głębokości wołam do Ciebie, Panie…
Ale zanim pójdą do refektarza, wchodzą do sali postulatu. Jeszcze akty. Stają w szeregu przed Mistrzynią. Jeśli coś zawiniłaś od komplety do rana, teraz musisz publicznie to wyznać.
– Poszłam pomodlić się do kaplicy w trakcie ciszy nocnej – mówi jedna.
– Zjadłam jabłko w pokoju, nie w refektarzu – mówi druga.
– Trzasnęłam drzwiami po komplecie – mówi trzecia.
– Spędziłam noc w bibliotece – mówi Magdalena. Chce dodać: „z drugą współsiostrą”, ale rezygnuje.
– Znowu? – karci ją spojrzeniem Mistrzyni.
Rozdział obowiązków. Joanna do kuchni. Magdalena do ogrodu. Mistrzyni dba, żeby nigdy nie były razem. Ostatnio podeszła do nich, kiedy Joanna myła schody, a Magdalena na chwilę przystanęła, i syknęła: – A wy co, stare dobre małżeństwo?
O co jej chodzi? Łączy je tylko duchowa więź. To chyba naturalne, że chcą jak najwięcej czasu spędzać ze sobą. Przecież w zakonie jest więcej takich przyjaźni. Siostry Maura i Aniela, one nawet pokoje mają obok siebie, na samej górze. Wszędzie razem chodzą, do pracy, na rekreację, na zakupy. Najmilsze i najbardziej uśmiechnięte osoby tutaj. Albo Julia z tą Gośką, co wszystkie podszczypuje, ich też się czepiają. Jak przybiegły spóźnione do kaplicy, to prosiły, żeby Joanna weszła z nimi, że niby gdzieś były razem, we trójkę. Albo Agata i Łucja z junioratu. Agata ostatnio zalewała się łzami, bo Łucja przez tydzień nie chciała się z nią spotykać. Już chyba jest dobrze, bo wczoraj razem chodziły po ogrodzie…
Mistrzyni przestrzega: żadnych indywidualnych przyjaźni. Więzi mają być wspólne, bo jesteśmy wspólnotą. Jeśli chcesz w niedzielę pójść na spacer ze współsiostrą, to za każdym razem z inną. Rozmawiaj ze wszystkimi, z żadną częściej, z żadną dłużej. Właśnie tak ma wyglądać siostrzeństwo w Chrystusie. I z profeskami nie wolno wam, postulantkom, mieć kontaktu więcej niż to konieczne. Z profeskami, czyli siostrami, które złożyły już śluby. Nie wolno zagadywać, wchodzić do ich cel, spotykać się z nimi w ciągu dnia, chyba że wymaga tego wasza praca. Dlaczego? Bo tak jest przyjęte. Mistrzyni nie tłumaczy. Nie ma obyczaju wyjaśniania przepisów, reguł i poleceń. Tak ma być i już. Wola Boska.
Dyżur w kuchni. Joanna nie może patrzeć na spiżarnię od podłogi do sufitu wypchaną jedzeniem. Dla niej ubóstwo oznaczało, że ma się tylko habit, wiaderko do mycia i grzebień. Jak Matka Teresa. A tu siostry kroją dziesięć ciast na podwieczorek. I dla przełożonych gotują w osobnym garnku lepsze jedzenie. Może się pomyliła i powinna wstąpić do misjonarek miłości?
Południe. Czas na Anioł Pański. Dziś w kaplicy. W niedzielę jest transmisja z Watykanu i siostry modlą się przed telewizorem. Tak samo było w czasie pielgrzymki, kiedy Jan Paweł II wznosił hostię na ekranie. Miały brać udział w mszy, a Mistrzyni kazała duchowo łączyć się z Papieżem.
Magdalena w ogrodzie. Wychowała się w bloku, nie ma pojęcia o ogrodnictwie. Siostra Euzebia opowiada jej, co gdzie rośnie, prosi o wyrwanie chwastów. Jeśli coś nazywa się śmierdziuszek, to chyba musi być chwastem? – Coś ty narobiła, dziewczyno! Przecież to są kwiaty! – krzyczy Euzebia.
Obiad. Wreszcie razem z Magdaleną w refektarzu, bo siedzi się powołaniami, rocznikami, a im wypadło, że naprzeciw siebie. To musiała być wola Boska, inaczej nie zaczęłyby ze sobą rozmawiać. Jeść trzeba w milczeniu, słuchając literatury religijnej. Ale można przynajmniej bezkarnie na siebie patrzeć. I czasem dowiedzieć się, o czym współsiostra myśli, co lubi, a czego nie.
Joanna często jest lektorką. Czyta, a współsiostry jedzą. Kiedy kończy, zwykle nie ma już dla niej obiadu. Jedyna szansa, że będą jakieś resztki przy stole, gdzie siedzi Matka i reszta generalatu. Te resztki z lepszego garnka.
Po obiedzie rekreacja. Czas wolny wspólny, który spędza się razem z innymi siostrami. Rekreacja jest traktowana bardzo poważnie, bo, jak wyjaśniła im to Mistrzyni, służy nie tylko odprężeniu umysłu wśród pracy, ale przede wszystkim zacieśnieniu więzów jedności i miłości w Chrystusie. Joanna nienawidzi tych rozmów o niczym, przyklejonych uśmiechów i obowiązkowego dzielenia się radością życia. Dziś omawianie są nadchodzące imieniny siostry Wikarii, najważniejszej osoby po Matce Generalnej. Joanna przysiada się do Magdaleny i z nudów bawi się sprzączką od jej sandałów. Przynajmniej w taki sposób może być blisko. Słucha z niedowierzaniem, jak Magdalena z werwą omawia szczegóły prezentu. Planowany jest obraz świętego Dominika haftem krzyżykowym, jeśli zdążą go wykonać, a jeśli nie, to figurki wszystkich postulantek z modeliny.
Czas wolny. Klasztor mieści się pod lasem, przy alei wysadzanej kasztanami. Wokół małe uliczki podmiejskiej dzielnicy, domki jednorodzinne, cicho i spokojnie. Gdyby nie krzyż na ścianie, trudno byłoby się zorientować, co znajduje się za ogrodzeniem. Brama zawsze zamknięta, trzeba dzwonić domofonem, żeby dostać się do środka. To nie jest liczące kilkaset lat opactwo. Nie ma tu katedry z XIII wieku, takiej jak ta, w której Magdalena poczuła powołanie. Jest podarowana zgromadzeniu przez pobożną parafiankę willa. Do niej dobudowywano przez lata resztę budynków. Z boku klasztor wygląda jak ośrodek wypoczynkowy – kilka poprzyklejanych do siebie domków połączonych w jeden pawilon. Od frontu stoi część przypominająca szkołę – trzy piętra, część murów pobielono, część została szara. Mieszczą się tutaj kaplica, kuchnia, refektarz i cele sióstr profesek. Postulantki mieszkają w osobnym budynku po przeciwnej stronie ulicy. Tam brama jest zawsze otwarta. Za ogrodzeniem duży ogród, a obok domek księdza kapelana.
Joanna z Magdaleną najbardziej lubią starą willę. Piwnice przerobiono na pokoje gościnne – kilka małych pokoików z tapczanami, w każdym stół przykryty obrusem, parę krzeseł. Po środku większa sala, dawna kaplica, po której została tylko sporej wielkości figura świętego Józefa. Obok maleńkie pomieszczenie. Krzyż, witraż, klęcznik. Tam siostry się spowiadały, a teraz Magdalena powierza Joannie swoje tajemnice. Mówi o ojcu, który pisze listy, o mamie, która czeka na jej powrót z zakonu. O rozstaniu rodziców. O tym, że przerwała teologię, by pójść do dominikanek, i boi się, że siostry nie pozwolą jej wrócić na studia. A przecież mili Bogu są bracia doktorzy i księża profesorowie. Czy zakonnica nie może służyć Panu wykładem, rozprawą, dysertacją? Opowiada o wszystkim, nawet o tym, jak bardzo tęskni za swoim jamnikiem Kasztanem.
Joanna myśli, że ona nigdy nie chciałaby wrócić do siebie na wieś. Do matki, która dbała, żeby dzieci wychować w wierze ojców. Ściśle przestrzegany każdy post, co niedziela o siódmej rano msza, co piątek obowiązkowo droga krzyżowa, a przed Wielkanocą gorzkie żale. Po szkole wszystkie rekolekcje. Najgorsze były maj i październik, kiedy matka co wieczór kazała na kolanach przed obrazem Matki Boskiej odmawiać na głos litanię loretańską. Joanna opowiada Magdalenie, jak płakała, kiedy musiała klepać kolejny różaniec. Jak zaczęła czytać Mertona i Eckharta, jak urzekły ją msze u dominikanów. Że poszła do technikum, na farmację, ale cały czas myślała o zakonie. Bóg oddał swoje życie za nią, więc ona chciała oddać swoje tym, którzy znikąd nie mają pomocy. Zapomnianym i odrzuconym. Wybrała już misjonarki miłości, ale bała się rzucić wszystko i wyjechać do Afryki. Może jednak powinna, bo tutaj w najlepszym razie zostanie pielęgniarką. W gorszym całe życie będzie ścierać kurze w zakrystii, jeśli tak zdecyduje przełożona.
To wielkie szczęście, móc powiedzieć komuś, co się przeżywa. W zakonie nie ma z kim porozmawiać o wątpliwościach. Ze współsiostrą nie wolno, a odpowiedź Mistrzyni jest zawsze taka sama: musisz to przemodlić. Magdalena wyłamała się pierwsza. W listopadzie podeszła do Joanny i zapytała: Czemu siostra taka smutna? Nie mieszkały w jednym pokoju, nie miały wspólnych obowiązków, nie stały obok siebie podczas modlitwy. Musiały wystarczyć tylko te chwile w refektarzu, kiedy Magdalena patrzyła współsiostrze w oczy, a Joanna lekko trącała jej nogę pod stołem. Czasem mogły jeszcze zamienić słowo w kolejce do spowiedzi. A to przecież za mało, jeśli kogoś tak bardzo chce się poznać, komuś tak dużo opowiedzieć o sobie, z kimś być tak blisko. Noce w bibliotece nie wystarczają, żeby poruszyć wszystkie ważne kwestie. Tematy zdają się nie kończyć. Magdalena pierwszy raz z takim przejęciem kogoś słucha, Joanna pierwszy raz za kimś tęskni. Nigdy nie sądziły, że przyjaźń może być taka piękna.
Z nastaniem wiosny każdą wolną chwilę spędzają razem w starym domku. Nikt tu nie zachodzi. Siadają więc blisko siebie na łóżkach. W kwietniu Joanna pozwala sobie na zdjęcie spinki z włosów siostrze Magdalenie. Zanurza twarz w jej włosach i czuje spokój. W maju pozwoli sobie swoimi ustami dotknąć jej ust. Są jeszcze przed ślubami czystości.
Dzwonią na nieszpory. Tak trudno oderwać się od siebie, ale obowiązki wzywają. Spieszą się. Magdalena biegnie do kaplicy, a Joanna jeszcze do kuchni zrobić kolację siostrze Scholastyce. Siostra Scholastyka ma osiemdziesiąt lat i choruje na parkinsona. Zdarza jej się okładać laską kaloryfer, kiedy usłyszy w nim diabła. Zdarza jej się też biegać w koszuli nocnej i welonie po kościelnym chórze w trakcie nieszporów. Tym razem jest jednak w swoim pokoju. Joanna w biegu robi kanapki z keczupem. Pod keczupem jest jeszcze trochę serka topionego, ale Joanna i tak zapamięta to jako swój największy wyrzut sumienia. Bo nie ma już czasu, żeby nawet chwilę z siostrą posiedzieć. Znów wpadnie ostatnia do kaplicy. Znów Mistrzyni ją skarci.
Opieka nad siostrą Scholastyką to dodatkowy obowiązek, na który Joanna sama musi wygospodarować czas. Nie zwalnia jej ani z modlitw, ani z rekreacji, ani z prac na rzecz wspólnoty. Musiałaby więc oddać te chwile z Magdaleną…
Po kolacji jeszcze pół godziny wspólnego obowiązkowego odpoczynku: rekreacja. Mistrzyni mówi, jak należy rozumieć posłuszeństwo. W Konstytucjach zgromadzenia zapisano:
W przełożonych niech siostry widzą osoby, które zastępują Boga i służą dobru wspólnoty. Niech więc chętnie poddadzą się ich kierownictwu, w duchu wiary i pokornej uległości spełniają ich polecenia i powierzone sobie zadania, wykorzystując do tego siły rozumu i woli, jak też dary natury i łaski. Czynne i odpowiedzialne posłuszeństwo zapewnia Zgromadzeniu jedność, tężyznę i żywotność.
Oznacza to, przypomina Mistrzyni, że listy mogą podlegać kontroli. Te, które napiszecie, macie mi oddać w niezaklejonej kopercie. Te, które przychodzą, także dostaniecie już otwarte. Na oglądanie telewizji i lekturę książek innych niż w bibliotece musicie mieć zezwolenie przełożonej. Na słuchanie płyt i kaset także. Nie wolno wam mieć żadnych pieniędzy. Wszystko, co przywieziecie z domu, należy najpierw pokazać przełożonej, która wedle uznania rozdysponuje, co możecie zatrzymać, a co winnyście oddać wspólnocie.
– Czy tego chciałam? – pyta siebie Joanna. I przypomina sobie, jak tydzień temu zostało jej z zakupów kilka groszy, których nie oddała. A potem, kiedy szły na wykłady do karmelitów, poczekała, aż siostry znikną za zakrętem, i szybko podbiegła do sprzedawczyni. Kilka groszy starczyło na precla. Cały dzień trzymała go w kieszeni płaszcza, żeby wieczorem zjeść po kryjomu w swoim pokoju. Magdalena uważała, że to niewłaściwe, i nie chciała się poczęstować. Joanna nie miała wyrzutów sumienia. A teraz pyta siebie: czy chcę całe życie nie móc o niczym sama zdecydować? Nawet o głupim preclu?
Koniec rekreacji, teraz do kaplicy na kompletę, ostatnią modlitwę liturgii godzin. Dzień kończą śpiewy: Salve, Regina, Mater misericordiae… Witaj Królowo, Matko Miłosierdzia… O dwudziestej pierwszej w klasztorze gasną światła.
Habit już uszyty. Siostra Magdalena założy go jak sukienkę. Na głowę naciągnie białą gębkę, jakby kominiarkę z lycry, na nią nasadzi sztywny czepek, podobny do tego, jaki noszą pielęgniarki. Będzie widać tylko oczy, usta i nos, włosy schowane. Do niego przyczepi czarny welon. Trzeba go szpilkami upiąć. Całe życie upinać, nie tylko do przymiarek. Całe życie. Za dwa miesiące obłóczyny. Zniknie dla siebie i dla świata. Będzie dla Boga i wspólnoty. Wypełni powołanie.
Jedna rzecz nie daje jej spokoju. Przeniosą je do innego klasztoru, a tam nie ma biblioteki. Jak ona będzie się z siostrą Joanną spotykać? W łazience?
Od jutra urlop. Ostatni przed nowicjatem.
*
Joanna czeka na Magdalenę na peronie z bukiecikiem chabrów. Czerwiec, jest gorąco. Pociąg się spóźnia. Magdalena nie ma na sobie czarnej spódnicy i białej bluzki. Nie ma skromnej fryzury. Niesforne loki, sukienka w kwiaty. Joannie szybciej bije serce: jaka piękna!
W zakonie mają być jutro po południu. Nocują u kuzynki Joanny. W kawalerce jest tylko jedno łóżko. Kuzynka daje im dwie poduszki i koc, a sama kładzie się w kuchni. Nie śpią. Po raz pierwszy są tak blisko ze sobą. Z drugim człowiekiem. Tylko że ten człowiek jest kobietą. Czy to się podoba Bogu? Bóg mówi: wiara, nadzieja, miłość, a spośród nich największa jest miłość. Magdalena mówi, że kocha. Zatrzymuje się na moment świat. Chcą się połączyć. Chcą stać się jednym.
Jak po takiej nocy wrócić do zakonu? Nie są już tylko „siostrami w Chrystusie”. Magdalena uważa, że ich więź duchowa usprawiedliwia fizyczną, więc to nie jest grzech. Joanna myśli, że to jednak grzech. Szuka spowiednika. Ten podchodzi ze zrozumieniem. Mówi, że jeśli sytuacja się powtórzy, warto pomyśleć o odejściu z zakonu. Daje rozgrzeszenie.
Przed bramą klasztoru Joanna siada na ławce. Nie chce pójść dalej. Życie w zakonie to rozdzielenie z Magdaleną. Życie na wolności to grzech. Płacze. Magdalena mówi, że sobie poradzą i żeby wracać.
*
Mistrzyni zaostrza rygor. Czujnie im się przygląda. Magdalenie przydziela do pokoju siostrę Jankę: – Gdzie byłaś, Madzia? A co tam robiłaś? Wychodzisz? Pójdę z tobą – i tak w kółko, Janka nie odpuszcza ani na moment. Mistrzyni publicznie rozlicza je z potajemnych schadzek. Rekreacja zamienia się w sąd: – Siostry, wczoraj zostałyście razem z tyłu na spacerze i przyszłyście piętnaście minut po wszystkich. Izolujecie się od wspólnoty! Tak nie wolno! Co się z wami dzieje?
Coraz trudniej się wymknąć. Coraz trudniej wykraść chwilę dla siebie. Najpierw o świcie, gdy Janka wyjdzie do łazienki. Potem między śniadaniem a obowiązkami, kiedy przebierają się w robocze ubrania. Jeśli odpowiednio długo się zbierają i zostaną przez przypadek same, zdążą jeszcze się przytulić w pokoju Joanny. Później dopiero czas wolny przed nieszporami. Jeśli nie w starym domku, to w korytarzu nad pokojami generalatu. Albo w ogrodzie pod czereśnią. Coraz mniej liczą się z opinią, coraz więcej reguł i zakazów łamią. Atmosfera jest napięta, coś pęcznieje w powietrzu. Wszyscy czekają na wybuch.
Magdalena nie chce myśleć o przyszłości. Niech ta chwila trwa, niech nie trzeba będzie podejmować żadnych decyzji. Ale jak długo można nie nazywać tego, co się między nimi dzieje?
Joanna jest rozdarta. On dał jej wszystko, On poświęcił się dla niej. A ona Go zawodzi, ona Go zdradziła.
Ale przecież to On postawił na jej drodze Magdalenę. Może wystawia na próbę, a może chce, żeby ją kochała? Miłość jest czystym dobrem, nie może być złem. A Joanna chce poświęcić swoje życie dla miłości. Dla Niego. Dla niej.
Z Nim chce się połączyć. Z Nim być jednością. W Jego miłości zatopić.
Ale On nie jest cieleśnie. Nie rozmawia. Nie przytula.
Sama siebie musisz utulić.
A Magdalena jest obok. Pyta, uśmiecha się, dotyka. Fascynuje, zachwyca, pociąga. Czy Joanna ma dla niej zostawić to życie, gdzie są wszystkie odpowiedzi, gdzie nie ma lęku?
Całą noc sama modli się w kaplicy.
Zacznie wszystko od początku. Odejdzie do misjonarek miłości. Poświęci Magdalenę.
*
Magdalena jest wściekła. Robi wszystko, żeby zmylić Jankę i wykraść dla nich jeszcze jedną chwilę, a Joanna ją zostawia? Jak tak, to koniec! Joanna podczas komplety słabnie, dostaje krwotoku z nosa. Siostry odprowadzają ją do pokoju. Będzie, co ma być.
Raban na korytarzu. Ktoś szarpie ją za ramię, idź do Magdaleny, zanim zrobi coś głupiego. Joanna z daleka widzi swoją współsiostrę, która miota się po pokoju. Ze złością wrzuca jak popadnie rzeczy do plecaka. Joanna zamyka drzwi i siada na łóżku. Patrzy na plecak, duży, zielony, na stelażu. Patrzy na Magdalenę. I nie poznaje siebie, kiedy mówi: – To co, idziemy stąd?
O dwudziestej drugiej docierają na przystanek autobusowy. Mistrzyni wyjechała, nie żegnają się. Nie mają nawet na bilet. W zakonie nie wolno mieć swoich pieniędzy. Ciągną za sobą cały dobytek, tylko kołdry się nie zmieściły. Od klasztoru biegną siostry junioratki i przerażone postulantki. Welony rozwiane, krzyczą: Siostry! Poczekajcie! Chwila wahania. Wysiadają z autobusu.
Mistrzynię zastępuje siostra Beniamina. Mówi, żeby zostały chociaż do rana, bo gdzie teraz pojadą. Kładzie je w pokoju gościnnym. Nie śpią całą noc. Co teraz? Jak to będzie? Rano oficjalne rozmowy. Czy na pewno tego chcą? Już wiedzą, że na pewno. Gdzie pojadą? Do rodziców Magdaleny. Dostają pieniądze na bilet. Wychodzą. Jest piękny czerwcowy poranek. Świeci słońce.
Wolność. Już nie postulantki, nie dominikanki, tylko my, dziewczyny, które chcą być razem! – unosi je beztroska zakochania i rozpiera radość.