Читать книгу Zakonnice odchodzą po cichu - Marta Abramowicz - Страница 7

BOHATERKI
SIOSTRA JUSTYNA

Оглавление

– Czy na pewno będzie anonimowo? – pyta. Od odejścia z zakonu minął ledwie rok. Wciąż pracuje u sióstr, w ośrodku wychowawczym dla młodzieży. Na ekranie telefonu ma wielki różaniec jako wygaszacz. Wydaje mi się taka delikatna i bezbronna, że chcę ją ochronić. Kiedy upewniam ją, że tak, pokazuje zdjęcia.

Na pierwszym grzeczna uczennica w czarnej spódnicy i białej bluzce, siostra Justyna – postulantka. Cała wieś się cieszyła, że idzie do zakonu, bo w parafii nie było żadnych powołań od dziewięćdziesięciu lat. Przerwała studia na drugim roku pedagogiki. W zakonie już nie mogła ich dokończyć. Dwa lata nowicjatu to ścisła klauzura, jedyne wyjście z Mistrzynią do lekarza. Na tyle nie chcieli dać dziekanki. Przepadło.

Nowicjat to czas, który ma być w pełni poświęcony Bogu. Siostry nigdzie nie wychodzą, nie ma komórek, internetu, telewizji. Modlą się i pracują za murami klasztoru. Ale jeszcze nie zostały przycięte pod linijkę, jeszcze mają trochę fantazji. Raz po kryjomu zamówiły pizzę. Była już cisza nocna, brama zamknięta, więc jedna siostra wisiała za oknem, a pozostałe trzymały ją za nogi. Innym razem przemyciły do pokoju paczkę chipsów, na stole świeczka, że niby się modlą. Nakryła je Mistrzyni. Chipsy zdążyły zjeść, ale zapachu nie dało się wywietrzyć. Kiedy więc dostały butelkę domowego wina od siostry profeski, ukryły się już dużo lepiej, w kotłowni.

Na drugim zdjęciu ma na sobie szary habit. Wygląda tak poważnie, jest już juniorystką. Złożyła śluby. Pierwsze są na rok, ale Mistrzyni powtarzała, żeby traktować je jak na całe życie. Na kolejnym zdjęciu rękami zasłania twarz, bo poprawia welon. To pierwsze dni w stroju zakonnym. Trudno się przyzwyczaić. Welon zasłania uszy, cały czas słychać szum. Materiał szeleści. Gorąco. Starsze zakonnice śmieją się, że sztywno chodzi i potyka się o habit. I dają instrukcje: skarpetki szare, pod kolor stroju. Nie białe ani nie czarne! Bez skarpetek? Nie do pomyślenia, siostra musi mieć zakryte nogi, nawet w sandałach. Tylko torba przez ramię, też szara. Plecak? Wykluczone. Papiery, ciężkie książki? Nieś swój krzyż.

Instrukcje dają siostry Imelda, Stella i Hiacynta. Strofują młodsze siostry, że za głośno mówią i za dużo się śmieją. Zwłaszcza w nieodpowiednich miejscach, czyli przed kościołem. Albo w trakcie różańca. Do tego Hiacynta łatwo się denerwuje. Jest w klasztorze kucharką. Lubi, żeby każda łyżka leżała pod odpowiednim kątem i w odpowiednim miejscu. Kiedy Justyna ma dyżur w kuchni, stara się nie wchodzić jej w drogę. Ale się nie da. – Głęboki talerz! – krzyczy Hiacynta. Jest. – Długi nóż! Proszę. – Półmisek z czerwonymi kwiatkami! Stoi. – Mówiłam, że z zielonymi! – I łup półmiskiem, Hiacynta rzuca nim w swoją pomocnicę. Na szczęście Justyna łapie półmisek. Byłoby jeszcze, że rozbiła. Stawia go na blacie i trzaska drzwiami. Biegnie Hiacynta: – Ty pyskata gówniaro!

No, ale jest i siostra Joachima. Kiedy te młodsze wróciły do klasztoru z rekolekcji, powitała je ciepło: – Oj, dzieci, dobrze, że jesteście, tak cicho bez was było! To podniosło Justynę na duchu, że nie trzeba cały czas być posępną. Bo już nachodziły ją myśli, że jest nieokrzesana i nie nadaje się do zakonu.

Ani Joachimy, ani Hiacynty nie ma na zdjęciach. Jest za to Matka. Srebrne loki, dobroduszny uśmiech, wygląda jak anioł. Taka przełożona na pewno przytula do serca swoje córki. I jeszcze ostatnia fotografia. Justyna z bratem przed kościołem.

Te zdjęcia zrobiono w ostatnim, szóstym roku pobytu w zakonie. Justyna nie ma przydzielonej stałej pracy. Robi to, co akurat jest potrzebne. Raz w zakrystii, raz na furcie. Na furcie, czyli tam, gdzie do klasztoru pukają interesanci. Ktoś musi im otworzyć, zapytać w jakiej sprawie, pójść po przełożoną, odebrać telefon. Na furcie nie zawsze jest coś do roboty, więc Justyna haftuje. W zakonie siedzieć bezczynnie to grzech.

Spotkała się z rodziną. Brat mieszka w Londynie. Po co przyjechał? – zastanawia się Justyna. I znowu ma przed oczami wszystko, o czym chciała zapomnieć. Migawki z przeszłości. Ona i brat. W jednym pokoju. Sami. Drzwi zamknięte. Na łóżku. Albo w łazience. Nie może się wyrwać. Nie może uciec. To trwało przez wiele lat. Nikt nic nie wiedział. Nikt nic nie zauważył. Wyjechać. Zapomnieć. Nie da się zapomnieć. Wszystko wraca w nocy. Kiedy nie śpi i przewraca się z boku na bok. Kiedy budzi się z krzykiem. A brat? Brat ma się dobrze. Ślub, teraz dziecko. Przyjechał pokazać. To chłopiec. Na szczęście – myśli Justyna.

Zakonnice odchodzą po cichu

Подняться наверх