Читать книгу Zdrajcy. Polacy u boku Lenina - Mateusz Staroń - Страница 6
Koszmar
ОглавлениеGdyby w Polsce zwyciężyła rewolucja, zniszczone zostaną skarby kultury i sztuki, które są w naszym posiadaniu, lać się będzie krew i rozpasze się chamstwo biednego, stratowanego człowieka
– Stefan Żeromski, „Początek świata pracy”, 1919 r.
Piętnasty sierpnia 1920 r. był dniem największej tragedii w dotychczasowych dziejach Polski. Nad Warszawą rozbrzmiewał pogłos strzałów i krzyków. Po ulicach stolicy biegali przerażeni mieszkańcy, instynktownie szukając schronienia, a za nimi pstrokato umundurowani czerwonoarmiści jak myśliwi na polowaniu. Płonęły wszystkie kościoły – ściany ognia buchały z ich wnętrz, przysłaniając wszystko dookoła gęstym, czarnym dymem. Krzyki gwałconych na każdym rogu kobiet wywoływały u ich mężów i synów rozstrój nerwowy. Oficerowie nie mogąc znieść hańby porażki, masowo popełniali samobójstwa. Na ulicznych latarniach przy ulicy Świętojańskiej w długich rzędach kołysały się poruszane lekkim wiatrem ciała polskich generałów. Tylko najbliżsi mogli rozpoznać zwłoki generała Tadeusza Rozwadowskiego, które zmasakrowano już po jego śmierci. Przed Zamkiem Królewskim, na wieży którego zawisł czerwony sztandar, ustawiano szeregi oficerów, policjantów, urzędników, lekarzy, profesorów, adwokatów i przemysłowców, których czekiści zabijali strzałem w tył głowy. Operacją selekcjonowania i wyłapywania elity polskiego społeczeństwa kierował Polak, szef Czeki, Feliks Dzierżyński. Kolumnę Zygmunta zamieniono w stertę gruzu za pomocą niewielkiej ilości dynamitu. Gruz zamiatano i ładowano na furmanki, aby jak najszybciej przygotować miejsce pod pomnik męczenników walki polskiego proletariatu z „burżuazyjną” Polską – Bronisława Wesołowskiego i Zbigniewa Fabierkiewicza, zamordowanych przez polskich żandarmów w 1919 r.
Sceny z orgii mordów, grabieży i gwałtów, które rozegrały się po przegranej Wojska Polskiego na przedpolach Warszawy, obiegły cały świat. Szpalty radzieckiej prasy krzyczały nagłówkami: Zwycięstwo rewolucji w Polsce! Obalono burżuazyjny reżim Piłsudskiego! Warszawa wolna od ciemiężycieli ludu pracującego! Niech żyje Polska Republika Rad! Rzeź zakończył dopiero rozkaz wymarszu na Berlin, który wydał niekwestionowany architekt zwycięstwa w bitwie warszawskiej, Michaił Tuchaczewski.
Szesnastego sierpnia do miasta przybyli członkowie marionetkowego Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski z Białegostoku. Pierwsze kroki skierowali do Belwederu, gdzie przywitał ich zawieszony na szczycie budynku, łopoczący na wietrze czerwony sztandar. Wspomniany wcześniej Feliks Dzierżyński oraz Julian Marchlewski, Feliks Kon, Edward Próchniak i Józef Unszlicht rozgościli się w przestronnych wnętrzach byłej siedziby Naczelnika Państwa, z zaciekawieniem przeglądając pokoje zajmowane przez Józefa Piłsudskiego. Nazajutrz na placu Zamkowym ogłosili manifest Polskiej Republiki Rad. Rządy w Polsce przejęła Rada Komisarzy Ludowych na czele z Julianem Marchlewskim. Ogłoszono upaństwowienie fabryk, majątków ziemskich i lasów, zagwarantowano nienaruszalność własności chłopów. Powołano Milicję Robotniczą, która miała strzec bezpieczeństwa w stolicy. Z Białegostoku przeniesiono również sztab Polskiej Armii Czerwonej.
„Potwór bolszewicki” – polski plakat propagandowy z sierpnia 1920 r.
W tej chwili największe marzenie Polaków – niepodległość ‒ stało się jedynie wspomnieniem. Nikt już nie myślał o zaciekłych sporach między piłsudczykami a endekami, które toczono w kontekście zmagań ze śmiertelnym wrogiem ‒ bolszewicką Rosją. Zakrawało to na dziecinadę. Lata ciężkiej pracy organicznej, walk „o wolność naszą i waszą”, wielu przegranych powstań, dyplomatycznych zabiegów, bohaterskiego wykuwania granic II Rzeczypospolitej, poświęcenia tysięcy Polaków, którym przyświecał cel odbudowy ojczyzny ze zgliszczy ‒ wszystko poszło na marne. Nie było już nadziei. Polska nie podźwignie się już z upadku. To koniec. Stery rządów w Polsce przejęli zdrajcy.
Ten mrożący krew w żyłach scenariusz mógł się ziścić, gdyby Wojsko Polskie przegrało bitwę warszawską z Armią Czerwoną. Bez zwycięstwa polskich żołnierzy nie świętowalibyśmy dzisiaj odzyskania niepodległości 11 listopada 1918 r. ani kolejnej rocznicy „cudu nad Wisłą”. Piętnasty sierpnia kojarzyłby się nam z „wyzwoleniem” stolicy przez bohaterską Armię Czerwoną i powstaniem 1. Polskiej Armii Czerwonej. II Rzeczypospolita, do której wzdycha dzisiaj z sentymentem wielu Polaków, szukając źródła inspiracji i ciągłości tradycji państwowej, byłaby jedynie sezonowym państewkiem, które nie odcisnęłoby żadnego piętna na losach kolejnych pokoleń Polaków. W nadmorskiej wsi Gdynia okoliczni rybacy dalej prowadziliby spokojne życie skupione na łowieniu ryb, a rolnicy z wiosek w pobliżu dzisiejszej Stalowej Woli zajmowaliby się uprawą roli, a nie pracą w zakładach przemysłowych Centralnego Okręgu Przemysłowego. Nie podziwialibyśmy na deskach polskich teatrów wspaniałego Eugeniusza Bodo i uwodzicielskiej Poli Negri. Nie bylibyśmy dumni z dokonań genialnej lwowskiej szkoły matematycznej Stefana Banacha. Nie pojechalibyśmy w sentymentalną podróż na polskie Kresy do Lwowa i nie zrobilibyśmy sobie pamiątkowego selfie przed odrestaurowanym Cmentarzem Obrońców Lwowa. Można tak wymieniać bez końca…
Stracilibyśmy bezcenną część naszego dziedzictwa i tożsamości narodowej, a podaliśmy powyżej zaledwie niewielki wycinek dorobku II Rzeczypospolitej. Polscy komuniści z całego serca nienawidzili niepodległej Polski, tego „pokracznego bękarta traktatu wersalskiego”, jak stwierdził w 1939 r. sowiecki komisarz spraw zagranicznych Mołotow. Robili wszystko, żeby ją zniszczyć. Czy Polska po 123 latach zaborów i klęsce pod Warszawą w 1920 r. dźwignęłaby się raz jeszcze z kolan? Jedno jest pewne ‒ gdyby polski żołnierz zawiódł w 1920 r., Polską rządziliby zdrajcy. To byłby koszmar.