Читать книгу Bez złudzeń - Mia Sheridan - Страница 5
PROLOG ELLIE
ОглавлениеNie chciałam iść.
– Mamo, proszę, możemy tam pójść jutro?
Przez chwilę mi nie odpowiadała, odsunęła z twarzy jasne włosy i otarła kropelki potu, roszące jej czoło i górną wargę. Policzki znów miała mocno zaczerwienione od gorączki, wzrok zmętniały, ale mimo to oczy trochę błyszczały, co przypominało powierzchnię kałuż tworzących się po deszczu na parkingu przed naszym blokiem.
– Musimy iść, Ellie. Dziś czuję się dość dobrze, a nie wiem, jak będzie jutro.
Mama nie wyglądała na osobę, która czuje się dość dobrze. Raczej sprawiała wrażenie, że jest z nią jeszcze gorzej niż w ostatnich tygodniach. Nawet gorzej niż wtedy, gdy znalazła papier wetknięty w szczelinę drzwi, a potem rozpłakała się i trzy dni przeleżała w łóżku, w ogóle go nie opuszczając. Byłam przerażona. Nie miałam pojęcia, co robić.
Gdy pani Hollyfield jeszcze mieszkała w naszym budynku, pukałam do jej drzwi i prosiłam o pomoc. Przychodziła z rosołem z kurczaka, a czasem z lodem na patyku i rozmawiała z mamą cichym, uspokajającym głosem, podczas gdy ja oglądałam kreskówki. Za każdym razem po takiej wizycie czułam się lepiej i zdawało się, że mamie te spotkania też służą. Niestety, pani Hollyfield już nie mieszkała na naszym osiedlu. Przytrafiło jej się coś, co nazywają udarem, i sanitariusze wynieśli ją na białych noszach.
Potem pojawili się jacyś młodsi państwo, których nigdy wcześniej nie widziałam, i opróżnili jej mieszkanie. Usłyszałam, że sprzeczają się o to, kto ureguluje koszty pogrzebu, zrozumiałam więc, że umarła. „Co ja teraz pocznę? O dobry Boże, co ja teraz pocznę?” – powtarzała z płaczem mama, gdy jej o tym powiedziałam. Nie uroniłam ani jednej łzy, mimo że chciało mi się płakać. Kiedyś, gdy mama poszła do lekarza, pani Hollyfield powiedziała mi, że jak człowiek umiera, leci do nieba zupełnie jak ptak. Zapewniała, że niebo to najcudowniejsze miejsce, jakie można sobie wyobrazić. Tam aleje są brukowane złotem i pełno jest kwiatów w kolorach, które na ziemi nie występują. Próbowałam się pocieszać, że pani Hollyfield jest w takim cudownym miejscu, ale wiedziałam, że będzie mi brakowało uścisku jej ramion, jej śmiechu, moich ulubionych czerwonych lodów na patyku i tego, że dzięki niej mama miała lepszy nastrój.
– Ellie, nie wlecz się, nie mogę cię za sobą ciągnąć.
Przyśpieszyłam, usiłując dotrzymać kroku mamie. Szła szybko i musiałam prawie biec, żeby nie zostawać w tyle.
– Jesteśmy już niedaleko domu twojego taty.
Nie byłam pewna, czy chcę spotkać tatę, jednak byłam go ciekawa. Zastanawiałam się, jak wygląda. Czy jest tak przystojny jak aktorzy z seriali, które ogląda mama? Oni chyba bardzo się podobają, sądziłam więc, że właśnie takiego mężczyznę wybrałaby na mojego ojca. Wyobrażałam go sobie w garniturze, z gęstymi, falującymi włosami i dużymi, prostymi zębami. Miałam nadzieję, że też wydam mu się ładna, mimo że miałam na sobie stare wysłużone ubranie. Liczyłam, że mnie polubi, chociaż zostawił nas, zanim się urodziłam.
Dotarłyśmy do niewielkiego, obłażącego z farby domu z krzywo zwisającą okiennicą. Mama zatrzymała się przed nim i ścisnęła moją dłoń.
– Boże, daj mi siłę. Nie mam wyjścia, nie mam innego wyjścia – szepnęła, a potem odwróciła się w moją stronę i przykucnęła. – Jesteśmy na miejscu, kochanie.
W oczach miała łzy, wargi jej drżały. Przestraszyłam się, widząc, jak źle wygląda, ale uśmiechnęła się słodko i spojrzała mi prosto w oczy.
– Ellie, słoneczko, wiesz, że cię kocham, prawda?
– Tak, mamo.
Skinęła głową.
– Niewiele dobrego zdziałałam na tym świecie, kochanie, ale jedno udało mi się znakomicie: ty. Jesteś dobrą, bystrą dziewczynką, Ellie. Nie zapominaj o tym, dobrze? Pamiętaj o tym bez względu na to, co by się działo.
– Dobrze, mamo – szepnęłam.
Byłam coraz bardziej wystraszona, choć nie wiedziałam, dlaczego. Mama poprawiła mi sweterek, przy którym brakowało guzików i odpruł się obrębek. Zmarszczyła brwi, zerknąwszy na moje buciki i zatrzymała wzrok na dziurze przy dużym palcu, po czym zaprowadziła mnie pod drzwi tego brzydkiego małego domu.
Zastukała i ze środka dobiegł męski głos. Wystraszyłam się, bo brzmiał gniewnie. Przytuliłam się do boku mamy. Objęła mnie ramieniem i czekałyśmy. Choć chwilę wcześniej jej ciało było rozpalone, to teraz cała się trzęsła. Oparła się o mnie, a ja pomyślałam z niepokojem, że zaraz obie się przewrócimy. Wiedziałam, że potrzebuje pomocy, ale już kilka miesięcy temu przestała chodzić do lekarza, choć wcale jej się nie poprawiało. Przecież człowiek powinien się leczyć, póki mu się nie poprawi, prawda?
Po jakiejś minucie drzwi otworzyły się i przed nami stanął wysoki mężczyzna, któremu z kącika ust zwisał papieros. Mama westchnęła. Zerknęłam na niego spod oka, a on przyjrzał się mamie i mnie.
– Tak?
Mama pogładziła mnie po włosach.
– Cześć, Brad.
Mężczyzna w milczeniu zaciągnął się papierosem, a po chwili zrobił wielkie oczy i wreszcie zareagował:
– Cynthia?
Poczułam, że mama nie jest już taka spięta i podniosłam na nią wzrok. Uśmiechała się szeroko. Tak samo jak wówczas, gdy próbowała przekonać panią Gadero, żeby pozwoliła nam opłacić czynsz później. Przeniosłam spojrzenie na Brada. Na mojego tatę. Był wysoki jak aktorzy z seriali, ale to jedyne, co go z nimi łączyło. Włosy miał długie i jakby tłuste, zęby pożółkłe i nierówne, ale mieliśmy te same błękitne oczy i ten sam odcień włosów – mama mawiała, że to złoty brąz.
– A niech mnie. Co ty tu robisz?
– Możemy wejść?
Wpuścił nas do środka. Zobaczyłam stare meble, wcale nie lepsze niż te, które miałyśmy u siebie. Usłyszałam, że mama bierze głęboki oddech.
– Czy możemy tu gdzieś porozmawiać?
Brad zmrużył oczy i popatrzył najpierw na mamę, a potem na mnie. Wreszcie powiedział:
– Jasne, wejdź do sypialni.
– Ellie, posiedź na kanapie, słoneczko. Zaraz wrócę – obiecała mama. Nieco się zachwiała i znów wyprostowała. Czerwone wypieki na jej twarzy stały się jeszcze bardziej jaskrawe.
Usiadłam i popatrzyłam na stojący naprzeciw telewizor. Pokazywano jakiś mecz, ale głos był wyłączony, mogłam więc dosłyszeć mamę i tatę rozmawiających w pokoju po drugiej stronie korytarza.
– Brad, ona jest twoja.
– Co ty, kurwa, wygadujesz? Jaka moja? Mówiłaś, że miałaś aborcję.
– Cóż… Nie zrobiłam jej. Nie mogłam. Wiedziałam, że jej nie zechcesz, ale nie byłam w stanie pozbyć się własnego dziecka.
Usłyszałam, że tata klnie, i w gardle uformowała mi się wielka gula. Do tej chwili nie wiedział, że mama mnie urodziła. Nie miał pojęcia, że żyję. W dodatku wcale mnie nie chciał. Mama nie wmawiała mi niczego przeciwnego, ale w głębi ducha żywiłam nadzieję, że kiedy tata mnie zobaczy, to weźmie mnie w ramiona i powie, że jest dumny z takiej córki, a od teraz wszystko będzie dobrze, tak jak powtarzała mi to mama. A potem tata znajdzie lekarza, dzięki któremu mama poczuje się lepiej.
– Ona jest naprawdę dobrą dziewczynką, Brad. Sam widzisz, jaka jest śliczna. Jest też bystra. To naprawdę słodka i grzeczna…
– Czego chcesz, Cynthia? Pieniędzy? Nie mam kasy, niczego dla ciebie nie mam.
– Nie chcę pieniędzy. Chcę, żebyś się nią zajął. Ja… umieram, Brad – powiedziała cicho mama i zniżyła głos tak, że ledwie ją słyszałam. – Mam raka. Zostało mi naprawdę niewiele czasu. Tygodnie, a może nawet tylko dni. Zostałyśmy eksmitowane z mieszkania. Myślałam, że sąsiadka weźmie Ellie do siebie, ale… jej też już nie ma i nie został mi nikt inny. Teraz Ellie ma na świecie wyłącznie ciebie.
Serce ścisnęło mi się w piersi, pokój zawirował wkoło mnie, po policzku spłynęła mi łza. Nie, mamo, nie! Nie chciałam tego słyszeć. Nie chciałam, żeby to była prawda i by mama poleciała do nieba jak ptak. Powinna zostać tutaj, ze mną.
– No cóż, przykro mi to słyszeć, ale miałbym się nią zająć? Do diabła, nie chciałem jej siedem lat temu i nadal jej nie chcę.
Skrzywiłam się, skubiąc skórki przy paznokciu. Czułam się mała i brzydka, zupełnie jak ten wychudzony kot, którego mama nie pozwalała mi karmić.
– Brad, proszę cię, ja… – Urwała w pół zdania.
Usłyszałam szuranie, a potem skrzypnięcie łóżka, jakby mama właśnie na nim przysiadła. Poprosiła o szklankę wody i tata wyszedł z pokoju z wściekłą miną. Rzucił mi gniewne spojrzenie, pod którym aż się skuliłam. Zdawało mi się, że słyszę, jak otwierają się, a potem zamykają drzwi na tyłach domu, ale nie byłam tego pewna. Tata wrócił, pewnie z kuchni, ze szklanką wody w ręku i poszedł korytarzem do sypialni.
Usłyszałam, że zaklął. Potem wołał moją mamę po imieniu, a po chwili wpadł do pokoju dziennego i rzucił szklanką o ścianę. Szkło się rozprysło. Krzyknęłam i skuliłam się jeszcze bardziej.
– Niezły numer! Ta dziwka wzięła i uciekła. Tylnym wyjściem się wymknęła, suka!
Zamrugałam, serce mi waliło.
– Mamo? Nie, mamo, nie zostawiaj mnie tu! Proszę, nie zostawiaj mnie tutaj! – zawołałam, zerwałam się z kanapy i rzuciłam biegiem do korytarza. Znalazłam tylne drzwi, otworzyłam je szeroko i wybiegłam w alejkę za domem. Jednak nikogo już tam nie było widać.
Mama zniknęła.
Nawet się ze mną nie pożegnała.
Zostawiła mnie tutaj.
Osunęłam się na kolana i rozpłakałam głośno.
– Mamo, mamo, mamo!
Brad postawił mnie na nogi. Od wymierzonego mi brutalnego piekącego policzka zakrztusiłam się własnymi łzami.
– Zamknij się, mała. Twoja mama poszła sobie. Na dobre.
Zaciągnął mnie do wnętrza domu, a tam rzucił na kanapę. Mocno zacisnęłam powieki. Ogarnął mnie strach; na ciele czułam drobne ukłucia, które mrowiły jak wtedy, gdy zbyt długo siedzi się na podkurczonej nodze. Kiedy otworzyłam oczy, ujrzałam Brada – gapił się na mnie, a jego mina przeraziła mnie jeszcze bardziej. Z gardła wydarł mu się odgłos niechęci. W końcu odwrócił się i wyszedł. Zdawało mi się, że mijają godziny. Siedziałam skulona na kanapie i kołysałam się tam i z powrotem, a dzień powoli przechodził w noc.
Mama nigdy nie zostawiała mnie na tak długo. Zawsze byłam grzeczna i robiłam, co mi się kazało, a ona nigdy na tak długo nie znikała. Nie podobał mi zapach tego domu ani dźwięk wody kapiącej z kranu. Nie podobała mi się ta szorstka kanapa. Boję się. Boję się. Mamo, proszę, przyjdź i zabierz mnie stąd!
Kiedy wreszcie Brad wrócił, włączył światło i musiałam zmrużyć powieki od nagłej jasności. Wyglądał na jeszcze bardziej wściekłego niż przed wyjściem. Usiadł, zapalił papierosa i zaciągnął się, po czym wypuścił dym, od którego oczy zaczęły mi łzawić.
– Co ja z tobą zrobię, mała? Co ja, do kurwy nędzy, mam z tobą zrobić?
Odwróciłam wzrok, usiłując zdusić wyrywający mi się szloch.
Pani Hollyfield powiedziała mi kiedyś, że serca muszą cały czas bić, żebyśmy mogli żyć. A jak serce stanie i człowiek pójdzie do nieba, to nie czuje bólu. Serce pani Hollyfield zatrzymało się. Serce mojej mamy też niedługo stanie. Moje nadal biło, chociaż miałam wrażenie, że rozpadło mi się w piersi na kawałki. Nie chciałam dłużej czuć tego bólu. Zapragnęłam, aby moje serce przestało się tak tłuc, żebym mogła polecieć do nieba i być tam z panią Hollyfield i z mamą.
Powiedziałam mojemu sercu, żeby przestało bić.
Powiedziałam, żeby przestało mnie boleć.
Powiedziałam sercu, że nie pozwolę, by mnie jeszcze kiedyś tak bolało.
Już nigdy.