Читать книгу Bez złudzeń - Mia Sheridan - Страница 7
CRYSTAL
ОглавлениеCzasy obecne
Nie pasował do tego miejsca. Nie wiedziałam, dlaczego ta myśl przyszła mi do głowy, kiedy tylko na niego spojrzałam, niemniej przyszła. Nie chodziło o wygląd – widywałam tu już wcześniej przystojnych, schludnych, zdawałoby się porządnych mężczyzn. Wystarczy jednak wlać w nich parę kropel alkoholu albo dać zaciągnąć się gęstymi oparami instynktu stadnego, przesycającymi tutejszą atmosferę, a zaczną się zachowywać tak jak inni pijani głupcy. Stają się chętni, aby wyzbyć się pieniędzy i wszelkiej przyzwoitości. Rzecz nie w tym, że on nie pasował, bo miał niepewną minę. To też tu przedtem widywałam – spojrzenia rozbiegane na boki, niespokojne i podekscytowane otoczeniem. Nie, młody mężczyzna siedzący samotnie przy stoliku na tyłach sali i ściskający w ręku butelkę piwa Miller Lite wcale nie był onieśmielony. Jeśli już, to raczej zaciekawiony. Powoli powiódł wzrokiem po całym wnętrzu, a ja poszłam za jego spojrzeniem, zastanawiając się, jak on to wszystko ocenia.
Własne zaciekawienie zaniepokoiło mnie i zbiło z tropu. To całkiem do mnie niepodobne, aby rozmyślać o mężczyznach, którzy tutaj przychodzą. Nie umiałam sobie tego wyjaśnić. Przymknęłam powieki i odsunęłam od siebie niepotrzebne myśli, a głowę wypełniła mi głośna muzyka. Po skończonym występie doczekałam się entuzjastycznych oklasków i uśmiechnęłam sztucznie.
Anthony przechadzał się przy scenie, dbał, żeby żaden z klientów nie pozwalał sobie na zbyt wiele, i mimo protestów odciągał ode mnie tych, którzy próbowali. Pięć minut potem, kiedy już odwracałam się, aby opuścić podium, znowu napotkałam wzrok mężczyzny siedzącego w głębi sali. Tkwił przy tym samym stoliku i mnie obserwował. Wyprostowałam plecy. Coś w jego twarzy nie dawało mi spokoju. Wiedziałam, że nigdy wcześniej tutaj nie był. Czy myśmy się gdzieś spotkali? Czy dlatego wciąż przyciągał moją uwagę?
Na zapleczu powyciągałam gotówkę zza bielizny i rozprostowałam banknoty, żeby móc je złożyć w gruby plik.
– Dobra robota, kotku – pochwaliła Cherry, przechodząc obok mnie w drodze na scenę.
– Dzięki. – Uśmiechnęłam się i lekko ścisnęłam ją za ramię, kiedy się mijałyśmy.
W korytarzu otworzyłam swoją szafkę i wcisnęłam napiwki do torby, a potem ruszyłam do przebieralni dzielonej z dwiema innymi dziewczynami. Dzisiaj miały wolne i wreszcie miałam ciasnawe pomieszczenie tylko dla siebie. Przysiadłam ciężko na krześle ustawionym przed niewielką toaletką, zawaloną kasetkami, tubkami i pojemniczkami z podkładem, słoikami kremu, butelkami balsamów do ciała i perfum. W ciszy tego pokoiku głosy mężczyzn, którzy przed chwilą oglądali mój taniec na rurze, napełniły mi uszy – pohukiwania, wrzaski i gwizdy, którymi jednoznacznie informowali, co chcieliby ze mną zrobić. Nadal czułam woń składającą się z przesiąkniętych piwem oddechów, ciężkich wód toaletowych i spoconych ciał, która przytłaczała mnie, kiedy kręciłam biodrami i wyginałam się w stronę męskich wrzasków i wyciągniętych dłoni.
Przez chwilę wyobrażałam sobie, że jednym ruchem ręki zmiatam wszystko z blatu toaletki na ziemię i patrzę, jak kosmetyki roztrzaskują się i wylewają, tworząc mieszaninę zapachów oraz lepką masę pudrowych kolorów. Pokręciłam głową i przyjrzałam się sobie w lustrze. Ogarnęła mnie nagła chęć, aby złapać ręcznik i zacząć energicznie ścierać makijaż grubą warstwą pokrywający mi twarz. Boże, co się ze mną dzieje? Gardło mi się ścisnęło i poderwałam się zbyt szybko, pchnięte krzesło przechyliło się w tył i z hukiem przewróciło na podłogę.
– Crystal?
Odwróciłam się, słysząc głos Anthony’ego. Nie wiem, jaką miałam minę, ale aż ściągnął brwi.
– Wszystko w porządku, mała?
Szybko skinęłam głową.
– Taa, wszystko dobrze. Pić mi się tylko chce – powiedziałam i przeszłam w stronę dystrybutora z wodą. Wzięłam papierowy kubek, napełniłam go i szybko wypiłam wodę, a potem znów spojrzałam na Anthony’ego. – O co chodzi?
– Masz dwie prośby o prywatny taniec.
Znów napełniłam kubek i upiłam łyk wody.
– Okej.
– Trochę dodatkowej kasy nigdy nie zaszkodzi, prawda? – Kącik ust uniósł mu się w krzywym uśmieszku.
– Nie zaszkodzi – mruknęłam.
Anthony nie ruszał się z miejsca; jego usta znów tworzyły prostą linię, przyglądał mi się poważnie.
– Mogę im powiedzieć, że źle się czujesz.
Bo tak jest, pomyślałam. Niedobrze mi się robi od tego życia.
Pokręciłam przecząco głową, usiłując odgonić natarczywe ponure myśli.
– Nie, daj mi minutkę. Zaraz do nich wyjdę.
Anthony skinął głową i zamknął za sobą drzwi. Wzięłam głęboki oddech. Podeszłam do toaletki, nachyliłam się i palcem poprawiłam miejsca, gdzie makijaż nieco się rozmazał. Wyprostowałam się i znacząco uśmiechnęłam do lustra.
– Czas na show – szepnęłam.
Zawróciłam do drzwi, otworzyłam je i poszłam korytarzem tam, gdzie czekał chudy facecik ze zmierzwionymi ciemnoblond włosami i długą twarzą. Kiedy się zbliżyłam, wyprostował się jak struna, a duże jabłko Adama podskoczyło mu parę razy. Mnie do gardła podeszła żółć, a mimo to uśmiechnęłam się do niego zmysłowo.
– Cześć, kotku. Gotów dla mnie?
Kiedy skończyłam ostatni taniec i znów wracałam do przebieralni, dochodziła pora zamknięcia lokalu. Przechylałam głowę z ramienia na ramię, rozciągając mięśnie karku i wzdychałam ze zmęczenia zmieszanego z ulgą. Kiedy nie tańczyłyśmy, czy to na scenie, czy za zamkniętymi drzwiami, podawałyśmy drinki. Kierownik klubu, Rodney, lubił, żebyśmy były obecne w sali. Uważał, że pochylanie się nad stolikami przy serwowaniu zamówień i nieznaczne ocieranie się o klientów nakręca ich gotowość do dalszego wydawania pieniędzy. Niedobrze mi się robiło, kiedy trzeba było użerać się z kolesiami ośmielonymi spojrzeniami kumpli. Było to uciążliwe, lecz przy okazji rosła ich szczodrość w czasie moich występów, więc wykonywałam, co do mnie należało. Kilka dyskretnych oczek puszczonych w kierunku stolików wystarczało, by każdy dureń myślał, że mój następny taniec jest tylko dla niego.
Przebrałam się szybko w kelnerski uniform – skąpe białe szorty, czarno-białą koszulę, którą wiązałam na węzeł pomiędzy piersiami i czerwone szpilki – po czym otworzyłam drzwi, żeby roznieść po sali kilka ostatnich zamówień. Drgnęłam, podobnie jak facet stojący po przeciwnej stronie korytarza, oparty o ścianę. Co, u diabła? Gdzie się podział Anthony? Zerknęłam szybko w głąb korytarza, ale nie było tam ani śladu wykidajły. Mężczyzna – ten sam, który zaciekawił mnie wcześniej – wyprostował się z dość niepewną miną i przegarnął włosy ruchem dłoni.
– Nie wolno wchodzić na zaplecze – rzuciłam, krzyżując ramiona na piersi, choć zupełnie nie wiedziałam, dlaczego próbuję zakrywać coś, co prawdopodobnie i tak już zdążył dokładnie obejrzeć.
– Przepraszam. Nie jestem pewien, jaki obowiązuje regulamin.
– Regulamin? – Uniosłam brew.
– Chodzi o procedurę, żeby się z tobą spotkać.
Przechyliłam głowę. Dobra, facet to potencjalny szaleniec.
– Procedura wygląda tak, że idziesz najpierw do Anthony’ego.
– Ten wielki czarny gość z wredną miną?
– Łamie kości jednym ruchem, jeśli ktoś dostawia się do jego dziewczyn. – Znów zerknęłam w głąb korytarza.
– Aha. Jest na zewnątrz, rozdziela bójkę.
– Hm… więc postanowiłeś skorzystać z okazji? – Cofnęłam się o krok w stronę przebieralni, gotowa zabarykadować się wewnątrz, gdyby on zamierzał czegoś próbować.
Milczał chwilę, po czym sięgnął do kieszeni kurtki. Wyjął z niej coś i rzucił w moją stronę. Instynktownie uniosłam dłoń i złapałam ten przedmiot. Okazało się, że to kółko z kluczami. Zdezorientowana, spojrzałam na niego, marszcząc brwi.
– Jeśli zrobię coś, co cię zdenerwuje, możesz mi kluczem wydłubać oko.
– Wydłubać ci oko? Wolałabym tego uniknąć.
– Nie dam ci powodu. Nie chcę ci zrobić nic złego.
Anthony pojawił się w korytarzu. Potrząsał głową, jakby go bolała od uderzenia.
– Ej, a ciebie tu nie powinno być!
Och, dzięki Bogu, pomyślałam.
– Wiem. Przepraszam, nie znam regulaminu.
– Nieświadomość niczego nie usprawiedliwia, stary. I tak wylecisz stąd na kopach. W porządku, Crys?
Skinęłam głową.
– Potrzebuję tylko dziesięciu minut – wyjaśnił szybko nieznajomy, unosząc w górę ręce.
Nie byłam pewna, czy to gest kapitulacji, czy też chciał dziesięcioma palcami precyzyjnie zaznaczyć, o ile czasu prosi.
– Przykro mi, kotku, karnecik z prywatnymi występami mam już na dziś pełen.
– Nie chodzi mi o prywatny taniec. Chciałbym po prostu porozmawiać.
A, jeden z tych typków, pomyślałam i miałam ochotę przewrócić oczami, jednak się powstrzymałam. Nie wiedziałam, dlaczego. Przystojny był, fakt. Wręcz ładny z tymi niezbyt ciemnymi włosami, wijącymi się przy kołnierzyku, i klasycznie męskimi rysami twarzy. Spotkałam już na swojej drodze paru przystojniaków. Każdy krył w sobie wredną cechę szeroką na trzy mile. Koniec końców z tego, że gość jest przystojny, miewa się okrągłe zero zysku. Czasem nawet wychodzisz na minus. Z mojego doświadczenia wynikało, że przystojni uważają, iż są dla kobiet darem od Boga, więc moralny obowiązek nakazuje im obdzielić równo wszystkie.
Nie, jednak chodzi mu o coś innego, uznałam. Miał wypisaną na twarzy uczciwość, której z daleka nie dostrzegłam, i łagodność, do jakiej z pewnością nie przywykłam. Patrzył na mnie z nadzieją, nie z desperacją czy pożądaniem. Wydawał się… szczery. Może naprawdę chciał tylko porozmawiać?
– W porządku, Anthony.
Anthony opuścił dłoń, którą już miał zacisnąć na ramieniu tego mężczyzny, i cofnął się o krok.
– Jesteś pewna?
– Tak. Dziesięć minut. – Popatrzyłam na przystojniaka i uniosłam w górę klucze ułożone w dłoni tak, że jeden wystawał mi spomiędzy palców. – Nie zmuszaj mnie, żebym ich użyła. Nie mam na to ochoty, ale jeśli się zapomnisz, słonko, wyjdziesz z tego pokoju ślepy.
– Gabriel – przedstawił się i jego twarz rozjaśnił lekki uśmiech. – Na imię mam Gabriel.
Jak ten archanioł? Nic dziwnego, że mi się wydawało, iż to nie jest miejsce dla niego.
– Dobra.
Odsunęłam się na bok, a on minął mnie i wszedł do przebieralni. Jeszcze raz skinęłam głową Anthony’emu, ale drzwi za sobą tylko przymknęłam. Wiedziałam, że ochroniarz zaczeka w pobliżu.
– Słonko, co sprowadza takiego miłego faceta do jaskini rozpusty?
– Mów mi Gabriel. Ty jesteś Crystal?
– Tutaj tak.
Popatrzył na mnie denerwująco przenikliwie. Po chwili skinął głową, jakby dotarło do niego coś, czego nie rozumiałam.
– Jasne.
Po tym jednym słowie, po jego znaczącym spojrzeniu, frustracja połączona z gniewem dźgnęła mnie w brzuch niczym kulka wystrzelona we fliperze. Uśmiechnęłam się sugestywnie i przysiadłam na niewielkiej, przybrudzonej, krytej złotawą tkaniną sofie. Przyjęłam półleżącą pozycję i założyłam nogę na nogę. Bawiłam się od niechcenia materiałem węzła między piersiami. Widziałam, że ten gest przyciągnął jego wzrok. Jego oczy lekko zabłysły, po czym szybko odwrócił spojrzenie. A, proszę bardzo, jednak nabrał ochoty jak każdy, pomyślałam. Znany teren. Odetchnęłam głębiej, teraz już spokojna i usatysfakcjonowana.
– O czym chcesz rozmawiać?
Odchrząknął i wsunął dłonie do kieszeni. Leciutko pochylił głowę i włosy opadły mu na czoło. Ta postawa i lekko przymrużone oczy uruchomiły wspomnienie i nagle zrozumiałam, skąd go znam. „Poszukiwany chłopiec” – te słowa pojawiły się w mojej głowie, jakby ktoś je tam zapisał. Nazywał się Gabriel Danton i zaginął, kiedy był dzieckiem. Po paru latach uciekł porywaczowi i wrócił do domu, a jego historia odbiła się głośnym echem w mediach. Jeszcze nie byłam wtedy nastolatką, ale i tak słyszałam o tym tu i ówdzie. Inna sprawa, że wtedy, kiedy Gabriel odzyskał wolność, mój własny świat – po raz kolejny – ulegał rozpadowi. Po raz ostatni jego zdjęcie w wiadomościach widziałam kawał czasu temu, ale nie miałam wątpliwości, że to on.
– Nie powinieneś przychodzić w takie miejsca. Jeśli ktoś cię rozpozna, może próbować zrobić ci zdjęcie.
Na ułamek sekundy zamarł, ale znów się odprężył. Przysiadł na metalowym krześle naprzeciw mnie i spojrzał wyczekująco, w zasadzie jak klient przed prywatnym tańcem. A jednak… jakoś inaczej. Chciałabym umieć dokładniej określić, co mi nie pasowało w tej sytuacji. Może właśnie to, że robił wrażenie przyzwoitego człowieka. Praktycznie nie przypominam sobie, żebym pomyślała w ten sposób o kimś, kto przekroczył próg naszego klubu. Powoli wypuścił oddech i przesunął dłonią po włosach, odgarniając je z czoła.
– W sumie dobrze, że mnie rozpoznałaś. To może nieco uprościć sprawę.
Zabrzmiało to, jakby mówił do siebie, więc milczałam. Spojrzał mi prosto w oczy.
– Zdaje się, że trzeba było trochę lepiej wszystko przemyśleć, a nie tak po prostu się tu zjawić – dodał i potarł rękami uda, jakby mu się dłonie spociły.
– Powiesz wreszcie, czego chcesz, czy mam się tego domyślić?
– Tak, tak. Przepraszam. Nie chcę marnować twojego czasu. Rzecz w tym, Crys… – Urwał i odchrząknął. – Rzecz w tym – podjął – że ze względu na moją historię, o której zdaje się co nieco wiesz, mam… hm… mam kłopot z tolerowaniem bliskości.
Na jego policzkach pojawiły się zaróżowione plamy. Czerwienił się? Boże, nie byłam przyzwyczajona do rumieniących się mężczyzn. Zupełnie, jakby moja opinia coś dla niego znaczyła. Coś, czego nijak nie umiałam określić, rozgrzało mnie wewnętrznie.
– Bliskości? – Zmarszczyłam brwi, zbita z tropu miękkością własnego głosu.
Zacisnął wargi, twarz mu bardziej poczerwieniała.
– Źle znoszę fizyczną bliskość drugiej osoby. Znaczy, emocjonalnie mnie to rozstraja. Hm… – Zażenowany, zaśmiał się cicho. – Boże, nie sądziłem, że to zabrzmi aż tak idiotycznie – spojrzał w jakiś punkt poza mną – w każdym razie na głos brzmi jeszcze gorzej.
– Co konkretnie mogę dla ciebie zrobić, kotku?
Mój głos nadal brzmiał miękko. Bezradnie rejestrowałam, że serce mi się ściska ze współczucia na widok Gabriela siedzącego naprzeciwko i walczącego ze sobą. Te niezrozumiałe emocje wytrącały mnie z równowagi, więc wyprostowałam się na sofie, żeby go nie peszyć jeszcze bardziej.
– Gabrielu – poprawił mnie.
– Okej. Co mogę zrobić dla ciebie, Gabe?
Zachował powagę na twarzy, ale kąciki oczu zmrużył, jakby się lekko uśmiechnął. Po chwili linie wokoło jego oczu wygładziły się i zastanowiłam się, czy to rzeczywiście był uśmiech, czy też tylko mi się wydawało.
– Możesz mi pomóc ćwiczyć dotykanie przez kobietę. Zwiększyć poczucie komfortu, kiedy ktoś narusza moją osobistą przestrzeń.
Ogłupiała, popatrzyłam na niego, a on opuścił wzrok na trzymane na kolanach dłonie.
– Mam ci pomóc w czymś takim?!
Spojrzał na mnie i znów dostrzegłam w nim łagodność i nadzieję. Coś w tym, wymierzonym wprost we mnie, spojrzeniu sprawiło mi przyjemność. Poczułam się potrzebna. Przez ułamek sekundy odniosłam wrażenie, że w przeciwieństwie do wszystkich facetów, którzy przychodzą do tego klubu, on zobaczył we mnie coś więcej niż zgrabny tyłek.
– Zapłacę ci, oczywiście. To byłoby takie zajęcie po godzinach, nic więcej. Nie musiałabyś się nawet rozbierać.
„Nie musiałabyś się nawet rozbierać”. Te słowa były niczym kubeł zimnej wody. Spowodowały, że szybko wróciłam do rzeczywistości, zrozumiałam, że patrzył na mnie tak samo, jak inni mężczyźni. W sumie, widział mnie dokładnie taką, jaka jestem. Ponownie uzbrojona w swój zwykle demonstrowany cynizm, wstałam, wzięłam kluczyki leżące obok mnie na sofie i rzuciłam w jego stronę. Złapał je jedną ręką.
– Słuchaj, z przykrością rezygnuję z płatnego zlecenia, nie jestem terapeutką, jasne? Chcesz się nauczyć, jak kogoś dotykać? Znajdź sobie dziewczynę. Jesteś przystojnym gościem. Na pewno cała masa miłych porządnych dziewczyn nie będzie miała nic przeciwko temu, a poćwiczysz sobie na nich za friko.
On też się podniósł.
– Uraziłem cię.
– Kotku, mnie nie sposób urazić – odparłam ze śmiechem.
– Każdego można urazić. – W jego głosie zabrzmiała nuta żalu. Włożył dłonie do kieszeni i w swój charakterystyczny sposób przechylił głowę na ramię. Włosy znów opadły mu na czoło.
Palce mnie zaświerzbiły, żeby odgarnąć ten kosmyk na bok. Co się ze mną dzieje? Wszystko w tym Gabrielu mnie niepokoiło i poczułam na skórze mrowienie. Chciałam, żeby już sobie poszedł.
– Nie znasz mnie, Gabe. Dzięki za propozycję, ale muszę odmówić. Powodzenia z tym twoim drobnym problemem. Dziesięć minut minęło.
Westchnął, nie ruszając się z miejsca.
– Bardzo mi przykro, naprawdę. To nie poszło tak, jak planowałem.
– Istotnie. – Przytrzymałam mu otwarte drzwi.
W korytarzu Anthony siedział na krześle i bandażował sobie uszkodzoną rękę.
– Wszystko na legalu?
Skinęłam szybko głową, gdy Gabriel mnie mijał. Wyszedł za próg przebieralni, przystanął i odwrócił się w moją stronę.
– Jeszcze raz bardzo przepraszam.
Zaplotłam ramiona na piersiach i spojrzałam mu w oczy. Stojąc tak blisko, widziałam, że ma piwne oczy, z miedzianymi prążkami. Gęste i długie rzęsy nieco mu się podwijały. Za takie rzęsy każda dziewczyna sporo by dała. Cofnęłam się lekko, chcąc zwiększyć dystans między nami, i wypuściłam wstrzymywany oddech.
– Nie ma sprawy. Naprawdę. I powodzenia.
Chciał już odejść, ale jeszcze się cofnął.
– Mogę ci zadać jeszcze jedno pytanie?
– Jasne. – Przestąpiłam z nogi na nogę.
– O czym myślałaś, kiedy popatrzyłaś na mnie ze sceny? Wtedy, kiedy spojrzeliśmy sobie w oczy?
Lekko zmarszczyłam brwi i już chciałam zaprzeczyć, że w ogóle pomyślałam o czymkolwiek, ale uznałam, że w tej chwili nie ma to żadnego znaczenia. I tak go nigdy więcej nie zobaczę.
– Przyszło mi do głowy, że to nie miejsce dla ciebie. Miałam rację.
Zastanowił się i przesunął wzrokiem po mojej twarzy. Nie mogłam nic wyczytać z jego miny.
– Ha. Zabawne – mruknął wreszcie. – Pomyślałem dokładnie to samo o tobie.
Zaśmiałam się krótko.
– Tu się mylisz. To jest naprawdę moje miejsce, kotku.
– Gabriel. – Kąciki ust lekko mu się uniosły i zatrzymał na mnie wzrok odrobinę zbyt długo, po czym odszedł.