Читать книгу Bez złudzeń - Mia Sheridan - Страница 8
ОглавлениеROZDZIAŁ DRUGI
Skup się na tym, co dobre, nawet jeśli to drobiazgi. A potem ukryj je głęboko, tak żeby nikt nie wiedział, gdzie są.
Cień, Baron Pobożnych Życzeń
GABRIEL
Koncertowo pokpiłem sprawę. „Możesz mi pomóc ćwiczyć dotykanie przez kobietę”. Na litość boską! Nic dziwnego, że kazała mi się wynosić. Tę kwestię mógłby wygłosić psychopata.
Wrzuciłem ręczny hamulec, zgasiłem silnik i przez chwilę czekałem na podjeździe przed domem. Co ja sobie, u diabła, wyobrażałem? Wszystko schrzaniłem i zaprezentowałem się jak kompletny głupek, a do tego jeszcze ją obraziłem.
Crystal… To nie może być jej prawdziwe imię. Zastanawiałem się, kim ona jest i dlaczego serce zaczęło uporczywie łomotać mi w piersi – jakby dla zwrócenia uwagi – kiedy wyszła na scenę z nieobecnym wyrazem na nieruchomej, pięknej, niczym wyrzeźbionej przez artystę twarzy. Tymczasem jej ciało poruszało się płynnie, z wdziękiem. Zafascynowała mnie, a przecież wybrałem się tam wyłącznie po to, żeby znaleźć tancerkę, która zechciałaby się podjąć niewielkiego dodatkowego zlecenia, o wiele mniej namacalnego, że tak to ujmę, niż proceder mający miejsce w pokojach na zapleczu miejsc podobnych do Platinum Pearl. Tymczasem ona mnie zaintrygowała, przykuła moją uwagę i nie pozwalała przestać o sobie myśleć, przy czym nie miało to nic wspólnego z jej kusym strojem czy jawnie demonstrowaną seksualnością lub powodem, dla którego w ogóle się tam wybrałem.
Zaśmiałem się krótko, niewesoło, po czym z westchnieniem przeczesałem dłońmi włosy. Nie mógłbym udawać, że mi się nie spodobała, ale nie byłem aż tak głupi czy niedoświadczony, aby sobie wmawiać, że fascynacja striptizerką to dobry pomysł.
Patrząc teraz wstecz, dostrzegałem, że plan od początku był zły. Zdałem sobie z tego sprawę w momencie, w którym głośno powiedziałem, po co przyszedłem, i zobaczyłem, jak zmienia się wyraz twarzy Crystal: najpierw oznaczał czujność, potem zaskoczenie, aż wreszcie… przykrość. Tak, to przykrość odbiła się na jej twarzy, zanim znów zaczęła przypominać rzeźbę. Jeśli oczy są wrotami duszy, to byłem świadkiem, jak w ułamku sekundy pojawia się w nich napis „zamknięte”. Ile czasu zajęło jej opanowanie tej sztuczki?
Powiedziałem, że nie musiałaby się rozbierać, jakbym oczekiwał wdzięczności za chwilową ulgę od upodlenia. A czy nie na tym opierał się mój plan? Na wyzysku? Niewiele myślałem o bezimiennej striptizerce, kiedy wpadłem na swój pomysł, a skoncentrowałem się wyłącznie na sobie. Boże, zachowałem się jak kretyn. To był fatalny pomysł, wręcz żenujący. Co gorsza, ona przypomniała sobie moją sprawę i prawdopodobnie znała moje nazwisko.
Tego nie przewidziałem. Nie rozpoznawała mnie większość osób, które nie widywały mnie regularnie przez ostatnich dwanaście lat. Nie pchałem się na afisz, nie udzielałem zgody na wywiady, dorosłem i zmieniłem się fizycznie. Nie przejmowałem się za bardzo, że w pewnym mieście leżącym o mile drogi stąd – mieście, w którym moja noga nie stanęła od czasów dzieciństwa – ludzie wiedzą, kim jestem. Crystal mnie poznała. Czy w jakimś stopniu nie dlatego odmówiła mojej prośbie? Pokręciłem głową, próbując otrząsnąć się z natrętnych myśli, i wysiadłem z furgonetki. Zamknąłem drzwi jak najciszej. Przystanąłem w bladym świetle księżyca, głęboko odetchnąłem i przymknąłem powieki. Wieczór pod pewnymi względami poszedł kompletnie na opak, ale skoncentrowałem się na poczuciu wdzięczności za moment napawania się słodyczą nocnego powietrza, możliwości nabrania głębokiego oddechu i za rozległą przestrzeń, jaką miałem wkoło.
W domu było ciemno, pomijając migoczącą poświatę telewizora włączonego w salonie. Bez wątpienia brat przysnął w rozkładanym fotelu, jak to mu się zdarzało niemal co wieczór. Zamierzałem przejść cicho i minąć Dominika. Nawet nie wiedziałby, jak późno wróciłem. Nie miałem ochoty odpowiadać na pytania, a zwłaszcza dziś wieczorem.
– Gdzie byłeś?
Cicho sapnąłem z zaskoczenia i upuściłem klucze do kosza stojącego przy drzwiach.
– Wypiłem parę głębszych na mieście.
– Mieście?
Wydawał się zaskoczony. Nic dziwnego. Wiedział, że unikam miasta.
– W Havenfield.
Dominik pociągnął łyk piwa z trzymanej w dłoni butelki i podrapał się po gołym brzuchu.
– Ach. Havenfield. Trzy kwadranse drogi stąd… Mogłem pojechać z tobą.
– Chciałem pobyć sam.
Powoli uniósł jedną brew i znów napił się piwa.
– Spotkałeś się z laską, co, duży bracie? – zapytał żartobliwym, ale też podszytym nadzieją głosem.
Z tego powodu poczułem się jeszcze bardziej żałosny. Za plecami brata rozległ się kobiecy jęk i rzuciłem okiem na ekran telewizora – Dominik oglądał film porno. Wrócił wzrokiem do ekranu, po czym znów spojrzał na mnie i uśmiechnął się szeroko.
– Mógłbyś to oglądać u siebie w pokoju? – spytałem.
– Bo co? Nie było cię w domu.
– Ja też korzystam z tych mebli, a teraz będę musiał sprawdzać, gdzie siadam.
Pokiwał głową i rzucił mi niepokorny uśmiech.
– Taa, to chyba kiepski pomysł.
– Super, Dominik – mruknąłem, zawracając w stronę mojego pokoju.
– Hej, Gabe, zostawiłeś to w salonie.
Obejrzałem się za siebie i przystanąłem, widząc trzymaną przez niego w dłoni sporą kopertę, tę z nadrukiem uniwersytetu Vermont i zaadresowaną do mnie. Podszedłem i wyrwałem mu ją z ręki.
– Nie zostawiałem jej w salonie. Leżała w moim pokoju przy komputerze. – Spojrzałem ostro na brata.
Wzruszył ramionami, a mnie wyrwał się pomruk irytacji i znów zawróciłem, żeby iść do siebie.
– Ładny list ci napisała. Pójdziesz na to? – zapytał.
Przystanąłem w progu, nie odwracając głowy.
– Nie wiem. Jeszcze nie zdecydowałem.
– Mogłoby mieć sens.
– Niewykluczone.
– Niezła jest. Wyszukałem ją. Zadanie miałem ułatwione, bo też grzebałeś w sieci. Znalazłem ją z miejsca w historii przeglądania. Widzę, że parę razy wracałeś do opisu jej kariery zawodowej. To ta, co ostatnio do ciebie dzwoniła?
Jezu.
– Spróbuj od czasu do czasu pilnować własnych spraw – rzuciłem i zamknąłem za sobą drzwi, słysząc chichot Dominika.
– Jesteś jedną z nich, Gabrielu Dantonie! – wrzasnął.
Stałem po drugiej stronie drzwi, zaciskając zęby i usiłując opanować złość na ciekawskiego młodszego brata. Kochałem Dominika, ale nie cierpiałem jego wścibstwa i wywołanego przez jego postępowanie ciągłego poczucia osaczenia.
Popatrzyłem na trzymaną w dłoni kopertę, na ten wystający z niej list od Chloe Bryant, ewidentnie wyciągany przez Dominika. Rzuciłem kopertę na biurko i podszedłem do okna. Otworzyłem je szeroko. Potrzebowałem podmuchu nocnego powietrza, szumu drzew chwiejących się na wietrze, dochodzącego z bliska głuchego skrzeku żaby. Spokoju.
Wyciągnąłem się na łóżku i przywołałem w myślach obraz Chloe ze zdjęcia opublikowanego razem z artykułem, który napisała. Sugerowała, żebym go przeczytał wraz z jej internetową biografią. Chloe: brunatne loki i duże zielone oczy, szczery, prostolinijny uśmiech.
Kilka miesięcy wcześniej skontaktowała się ze mną w sprawie ewentualnego wywiadu do badań związanych z jej pracą magisterską. Pisała na temat psychologicznych skutków uprowadzenia i uwięzienia w dzieciństwie, zakończonego ucieczką lub uwolnieniem, ale po upływie długiego czasu. Niewiele było takich przypadków w Stanach, a ja się do nich zaliczałem i tak się złożyło, że Chloe mieszkała w tym samym stanie.
Przekonały mnie do niej sposób, w jaki napisała, i jej życzliwa, otwarta osobowość. Poza tym udzielając wywiadu, który posłuży do pracy magisterskiej, a nie dla talk-show czy kolorowego pisma, czułbym się znacznie swobodniej. Nie zamierzałem pozwolić na zrobienie wokół mnie szumu, wykorzystanie dla klikalności w Internecie czy stania się żerem dla publiki. Już nigdy.
Wymieniliśmy kilka maili z podstawowymi informacjami o sobie. Zdawało mi się nawet, że Chloe odrobinę flirtowała ze mną przez telefon, chociaż doświadczenie we flirtach miałem żałośnie ubogie. Zainteresowanie okazywane przez Chloe napełniło mnie nieoczekiwaną nadzieją. Dziewczyna była ładna i bystra, a ja spędziłbym z nią całkiem sporo czasu, gdybym wyraził zgodę na jej prośbę. Pomyślałem, że jeśli istotnie między nami zaiskrzy, to może byłbym w stanie zareagować na rodzący się pociąg.
Jeszcze przez chwilę myślałem o Chloe i ewentualnej zgodzie na udzielenie jej wywiadu. Znów spróbowałem rozważyć za i przeciw, opanować nerwowość, która kryła się tuż pod ożywieniem nową możliwością. Zamiast jednak skupić się na nieupozowanej fotce ślicznej dziewczyny, której nigdy nie spotkałem, wciąż wracałem myślami do natrętnego obrazu Crystal z tym ostrożnym, mimowolnym uśmiechem na twarzy, o długich włosach w kolorze miodu i czujnych oczach. Kobiety, która – z tego, co mogłem stwierdzić – stanowiła dokładne przeciwieństwo Chloe Bryant.
Crystal, której znowu nie zobaczę.
Zaniepokoiły mnie te myśli. Usiadłem prosto i odgarnąłem włosy z czoła. Poczułem się dojmująco osamotniony. Może faktycznie powinienem się zmusić do wyjścia poza własną strefę komfortu? Zbyt długo kryłem się w cieniu, za dużo czasu cieszyłem się wyłącznie przewidywalną naturą własnej codziennej egzystencji: praca, dom, czasem jakaś przejażdżka do miasta, gdzie kontaktowałem się zaledwie z kilkoma osobami. Czerpałem otuchę z tego, co spodziewane, szukałem nieskomplikowanego towarzystwa czytanych książek i wciąż nie mogłem dość się nacieszyć własną wolnością, chociaż musiałbym przyznać, że prowadzę raczej samotniczy tryb życia.
Stanąłem w otwartym oknie. Zastanawiałem się, czy udałoby mi się poszerzyć przestrzeń wewnątrz murów, które wokół siebie wzniosłem. Czy w ten sposób nie zbudowałem sobie prywatnego więzienia? Czy nie nadszedł czas, by to zmienić?
Zanim udało mi się wybić sobie z głowy ten pomysł, usiadłem przed komputerem, zalogowałem się do skrzynki pocztowej i otworzyłem ostatnią wiadomość od Chloe. Wystukałem na klawiaturze zwięzłą odpowiedź:
Chloe, zgadzam się. Każda data mi odpowiada. Daj mi tylko znać, kiedy chcesz przyjechać. Mam nadzieję, że niedługo się spotkamy. Gabriel
A potem szybko kliknąłem „wyślij”, żeby zrobić to, zanim zmienię zdanie.