Читать книгу Bez pożegnania - Mia Sheridan - Страница 6
PROLOG Lia
ОглавлениеZ dłońmi mocno zaciśniętymi na kierownicy jechałam przez Linmoor, małe rolnicze miasteczko w Dolinie Kalifornijskiej, które wciąż nazywałam domem, choć nie mieszkałam tu niemal od sześciu miesięcy.
W ten ciepły, wiosenny piątkowy wieczór na Main Street panował spory ruch – widziałam spacerujące, trzymające się za ręce pary, roześmiane, niektóre pchające wózki, inne zaś nawołujące do dzieci, które zbyt daleko odbiegły. Po prawej sklepik z biżuterią Claymoor, po lewej sklep wielobranżowy Reid’s. Wszystko wyglądało tak znajomo… i tak… inaczej. Linmoor – miasteczko, w którym się urodziłam i wychowałam, miejsce nadal ogromnie mi bliskie. Poczułam ściskanie w piersi i szybko wciągnęłam powietrze, zalana nagłą falą strachu i niepokoju. Jednak ze wszystkich sił starałam się zdusić to w sobie. Udało mi się dotrzeć aż tutaj. Wytrzymam jeszcze trochę.
Kilka minut później zaparkowałam przed małą, tanią restauracją na końcu ulicy i zgasiłam silnik. Kilka razy odetchnęłam głęboko, żeby się nieco uspokoić, a potem wysiadłam z samochodu. Wieczorne powietrze pachniało kurzem, asfaltem i smażonym jedzeniem.
Z determinacją podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Omiotłam spojrzeniem wnętrze restauracji i od razu dostrzegłam Prestona siedzącego przy jednym ze stolików, na samym końcu. Na widok jego szerokich ramion i złotobrązowych włosów krew zaczęła mi szybciej krążyć w żyłach i spociły się dłonie. Mimo to uniosłam brodę i ruszyłam w jego stronę. Poradzę sobie. Musiałam sobie poradzić.
O tym, że mnie zobaczył, świadczyło nie tylko to, że podniósł głowę, ale także dreszcz, który przeszedł całe moje ciało. Wyglądało na to, że nie zaradził temu ani czas, ani odległość, ani cały ten bagaż. Cholera. Cholera. Cholera. Nie byłam w stanie kontrolować lekkiego drżenia, przez co się w końcu potknęłam. Wbiłam wzrok w podłogę, udając, że coś na niej leży, choć płytki były czyste i suche.
Kiedy szłam przez lokal, głosy cichły, głowy się odwracały i ogólnie zapanowała atmosfera nerwowego wyczekiwania. A może po prostu przypisywałam klientom własne zdenerwowanie? Pośród większej liczby osób zawsze się czułam nieswojo, a teraz tym bardziej. Usłyszałam swoje imię, wypowiedziane cicho i z niedowierzaniem, i ze wszystkich sił starałam się nie dopuszczać do siebie tych szeptów. Po kilku kolejnych krokach stanęłam przed Prestonem.
Wyprostował się powoli, rękę położył na oparciu boksu, zlustrował wzrokiem moje ciało, aż w końcu spojrzał mi w oczy. Jego postawa była nonszalancka, twarz pozbawiona wyrazu, ale w tych jego błękitnych oczach dostrzegłam tlące się emocje. Nigdy nie byłam dobra w odczytywaniu tego, co się kryło za chłodnym spojrzeniem Prestona, a w tej chwili za bardzo się denerwowałam, żeby w ogóle próbować.
‒ Cześć, Preston.
‒ Lia.
Miałam wrażenie, że przyglądamy się sobie stanowczo za długo, dwoje ludzi w emocjonalnym impasie. Jeśli zaszokował go mój widok, nie dał tego po sobie poznać.
‒ Byłam w domu. Twoja matka powiedziała, że tutaj cię znajdę.
Jeśli to w ogóle możliwe, zesztywniał jeszcze bardziej. Jego spojrzenie na długą chwilę zatrzymało się na mnie, aż w końcu zrobił wydech.
‒ Nie sądzę, aby twój widok specjalnie ją ucieszył.
Zmroziła mnie ta lodowata pogarda, więc objęłam się ramionami, jakbym mogła się w ten sposób ogrzać. Nie, jego matka nigdy mnie nie lubiła. Przestąpiłam z nogi na nogę, czując, jak ogarnia mnie żal, o którym sądziłam, że dam sobie z nim radę, na wzmiankę o przeszłości, o uczuciach Camille Sawyer względem mnie, o wszystkim, co udało nam się zdobyć, i wszystkim, co utraciliśmy. Wszystkim, co się wydarzyło, i co przywiodło nas do tej potwornej chwili. Nie mogłam pogrążać się teraz w żalu. Jakoś sobie poradzę z pragnieniem, przez które ściskało mnie w żołądku na sam widok Prestona – towarzyszyło mi ono w końcu przez większość życia. Ale nie żal. Błagam, tylko nie on.
‒ Nie. Dobrze o tym wiesz. – A co z tobą, Prestonie? Zapytasz mnie, gdzie się podziewałam? Ma to dla ciebie znaczenie czy też nienawidzisz mnie tak bardzo, że jest ci to obojętne?
Moje spojrzenie prześlizgnęło się po twarzy Prestona, jego silnie zarysowanej szczęce, wyraźnych kościach policzkowych, zmysłowych ustach i poważnych niebieskich oczach. Kiedyś istniały dwie takie twarze… i kochałam je obie, każdą na swój sposób. Ale to Preston był zawsze tym jedynym. Zawsze on. Nie zapuszczaj się w te rejony, Lia. Nie rób tego. Przejdź do konkretów.
‒ Ja… chcę go zobaczyć.
W jego oczach pojawił się błysk, a skrzydełka nosa lekko zadrżały, milczał jednak. Zdjął rękę z oparcia i zaczął się bawić solniczką i pieprzniczką.
‒ Nie.
Zrobiłam niepewny krok w stronę boksu, położyłam ręce na stole i nachyliłam się w stronę Prestona.
‒ Mam prawo zobaczyć się ze swoim…
‒ Gówno prawda! – rzucił, podnosząc na mnie wzrok. W jego oczach dostrzegłam zimny gniew. – Wyrzekłaś się wszelkich praw tego dnia, kiedy wyjechałaś z miasta bez słowa pożegnania.
Wyprostowałam się. Przygryzłam wargę i się rozejrzałam. Wpatrywało się w nas co najmniej dwadzieścia par oczu. Spojrzałam ponownie na Prestona, ogarnięta żalem i zarazem wstydem. Wiedziałam, co o mnie myślą. Od zawsze. I udowodniłam, że mają rację.
‒ Proszę, Preston. Ja… najpierw chciałam porozmawiać z tobą. Dowiedzieć się, jaka pora byłaby najlepsza, żeby nie zaburzać rytmu dnia…
‒ Jakaś ty łaskawa, że w ogóle się ze mną konsultujesz.
Odetchnęłam głęboko.
‒ Jesteś jego ojcem.
Jak on na mnie spojrzał. O Boże, wiedziałam, czego się spodziewać. Wiedziałam nawet, że na to zasłużyłam. Czemu więc serce pękało mi z bólu?
Gdzieś za sobą usłyszałam szept:
‒ …zostawiła własne dziecko. Co za matka tak robi?
Wyparowały ze mnie rozgoryczenie, uraza, a nawet zdenerwowanie, zostawiając jedynie zmęczenie i poczucie beznadziei. Potrzebowałam tego rozgoryczenia, potrzebowałam urazy. Pomimo wstydu próbowałam je z powrotem przywołać, jednak na próżno. Zgarbiłam się pod ciężarem porażki.
‒ Proszę cię, Preston. Wiem, że mamy wiele do omówienia. Chcę go jedynie zobaczyć. Proszę… To także mój syn – dodałam cicho.
Jego spojrzenie ponownie ześlizgnęło się na solniczkę i zacisnął usta. Czekałam w bezruchu, nie mówiąc ani słowa. Kiedy w końcu podniósł wzrok, rozejrzał się po lokalu, tak jak ja kilka chwil temu. A potem spojrzał na mnie.
‒ Możesz przyjechać w niedzielę rano. O dziewiątej.
Serce zabiło mi mocno z radości. Poczułam ulgę, ale i zdziwienie. Nie spodziewałam się, że się zgodzi. Spodziewałam się, że o wiele dłużej będę go musiała błagać.
‒ Dziękuję. – Uznawszy, że najlepiej odejść, nim zmieni zdanie, skinęłam głową, a potem odwróciłam się na pięcie i szybko ruszyłam ku wyjściu.
Preston nie próbował mnie zatrzymać.
Kiedy wyszłam z restauracji, na twarzy poczułam lekki powiew wiatru. Oddychając głęboko, pokonałam niewielką odległość, jaka dzieliła mnie od samochodu. Gdy odjeżdżałam, obejrzałam się i zobaczyłam, że Preston stoi przy kasie i płaci. On także się odwrócił i nasze spojrzenia się spotkały. Mimo dzielącej nas odległości przeszedł mnie znajomy dreszcz. I tym sposobem znowu znalazłam się w domu. Zastanawiałam się tylko, ile bólu będę musiała znieść tym razem.
Preston
Siedziałem w zaparkowanej obok restauracji furgonetce, z głową opartą o zagłówek, a trzęsącymi się dłońmi ściskałem kierownicę. Kurwa mać. Kurwa. Serce waliło mi jak młotem, poziom adrenaliny we krwi dopiero zaczął opadać.
Lia. Wróciła i wparowała do Benny’s tak, jakby w ogóle nie wyjechała. Podeszła do mnie i zażądała spotkania z naszym synem, jakby nie było jej przez weekend, a nie zniknęła bez śladu niemal na pół roku. Do diabła! Nie byłem na to przygotowany. Z mojego gardła wydobył się pozbawiony wesołości śmiech, który szybko przekształcił się w jęk. A czy kiedykolwiek byłem przygotowany na Lię? Odkąd pamiętam, zawsze bez żadnego wysiłku zwalała mnie z nóg. I ta świadomość pozostawiała gorzki posmak w ustach, bo Lia wyjechała, a ja przez sześć pełnych udręki miesięcy próbowałem się dowiedzieć dokąd i czy jeszcze żyje.
Wreszcie, wreszcie, zacząłem godzić się z faktem, że po prostu nie chce, aby ją odnaleziono, a tu proszę, wróciła. Zakląłem pod nosem. Teraz nie mogłem się tym zajmować – byłem dorosłym mężczyzną z własną firmą i małym chłopcem pod opieką. Naszym chłopcem.
„Ja… jestem w ciąży. Wiem, że pewnie nie cieszy cię ta wiadomość”.
Słowa te prześlizgiwały się przez mój umysł, wspomnienie tego, jak głos jej drżał, kiedy je wypowiedziała, trafiając mnie między oczy. Nie wiedziałem, jak zareagować – co odpowiedzieć – bo prawda była taka, że ta wiadomość zarówno mnie uradowała, jak i złamała mi serce.
Wytarłem w dżinsy spocone dłonie i głośno wypuściłem powietrze. Wróciła na dobre? Powinienem poważnie się zastanawiać nad tym, czy ponownie jej zaufać. Jak mogłem uwierzyć w to, że nazajutrz znowu nie wyjedzie? Poczułem ściskanie w gardle. Nie byłem w stanie powtórnie przez to wszystko przechodzić. Pozwolę jej spotkać się z Hudsonem, a potem sam wystosuję żądania dotyczące granic, żeby mały się do niej nie przywiązał, na wypadek gdyby znowu miała odjechać w nieznane.
Na wspomnienie jej nagłego zniknięcia przepełniły mnie ból i niechęć. Żadnego listu. Żadnego wyjaśnienia. Po prostu… wyjechała. Przyznaję, nie byłem bez winy. Ja także ją skrzywdziłem. Ale nie odszedłem. Zostałem, a gdyby ona też tak zrobiła, mogliśmy…
‒ Kurwa – mruknąłem, uruchamiając samochód. Nie chciałem znowu do tego wracać. Nie chciałem się zadręczać.
Jednak w drodze do domu moje myśli nieustannie wracały do Lii, do tego, jak wyglądała i jak czułem jej zapach, mimo że stała po drugiej stronie stołu. Wyczułem tę delikatną słodycz, która była Lią, i mimo szoku, gniewu i niedowierzania zaczęło mi się robić ciasno w spodniach. Na szczęście zasłaniał mnie stół. Moja niechęć przybrała jeszcze na sile przez to, że po tym wszystkim nadal tak bardzo jej pragnę. Boże, ależ byłem głupcem!
Wyglądała w sumie tak samo – mimo że urosły jej włosy i była chudsza niż przed wyjazdem. Ale jej twarz pozostawała zachwycająco piękna. Jakby to akurat miało się zmienić. Lia miała tego rodzaju urodę, którą będzie się cieszyć aż do dziewięćdziesiątki. Było tak, jakby Bóg postanowił uczynić ją śliczną i nieco go poniosło. Zawsze wstrzymywałem lekko dech w piersiach, kiedy na nią patrzyłem, jakbym nigdy do końca nie oswoił się z tym, jak na nią reaguję. Nic się nie zmieniło – niestety.
Długie ciemne włosy opadały jej na plecy kaskadą jedwabistych loków, na których zaciskałem palce, kiedy wchodziłem w jej ciasne ciało.
Przestań, Preston; zmień kierunek.
Oczy w kształcie migdałów, do tego delikatne łuki brwi i gęste rzęsy. Oczy w kolorze, jakiego nie widziałem u nikogo innego – z odległości kilku kroków jasnozielone, ale z bliska widać było kręgi ciemnoniebieskie, jasnoniebieskie, zielone i złote. Znałem widoczną w nich każdą plamkę. Zachwycałem się nimi w pełnym słońcu i w świetle gwiazd. A ich piękno tylko podkreślała śniada cera.
Pełne usta z małym pieprzykiem w jednym z kącików. Pamiętałem, że jako chłopiec marzyłem o tym, że je liżę. Myślałem o tych ustach i tym seksownym pieprzyku, kiedy pieściłem się nocą w swoim pokoju. Nawet teraz na myśl o tym przebiegł mnie delikatny dreszcz, aczkolwiek zaraz po nim dopadł mnie gniew. Nie będę nigdy więcej fantazjować o Lii.
Nie bez problemu odsunąłem od siebie obraz jej twarzy. Przez chwilę pozwoliłem sobie o niej rozmyślać, bo tak dawno jej nie widziałem. Część mnie nadal nie mogła uwierzyć w jej powrót – miałem wrażenie, że na chwilę się zdrzemnąłem, a ona mi się przyśniła. Analizowałem szczegóły jej twarzy dlatego, że musiałem się zmierzyć z rzeczywistością, a także pogodzić z tym, że Lia zawsze była moją słabością. I wyglądało na to, że nawet po jej zdradzie to nie uległo zmianie.