Читать книгу Wspaniałość życia - Michael Kumpfmuller - Страница 9

2

Оглавление

Dora siedzi przy kuchennym stole i właśnie patroszy ryby na kolację. Od wielu dni myśli o nim i nagle jest, właśnie przyprowadziła go Tile, jest sam, bez kobiety z plaży. Stoi w drzwiach i przygląda się najpierw rybom, potem jej rękom, jak się zdaje z lekką dezprobatą, ale to bez wątpienia ów człowiek z plaży. Dora jest tak zaskoczona, że niezbyt dokładnie słucha, co on mówi; coś o jej rękach, takie delikatne ręce, powiedział, a tak krwawą robotę wykonują. Jednocześnie patrzy na nią z zaciekawieniem, dziwiąc się, że robi to, co robi, będąc kucharką. Niestety, nie zostaje długo, Tile chce go oprowadzić po domu, on jeszcze przez moment siedzi przy stole, potem już go nie ma.

Przez chwilę Dora jest oszołomiona, z zewnątrz słyszy głosy, śmiech Tile, oddalające się kroki. Zadaje sobie pytanie, co się dzieje teraz, gdy on stoi w pokoju Tile i nie wie, że to również jej pokój. Czy Tile mu powie? Raczej nie. Dora myśli o tym, jak go zobaczyła na plaży, z tamtą kobietą i trójką dzieci. Na kobietę nie bardzo zwróciła uwagę, miała oko tylko na tego młodego mężczyznę, jak pływał, jak się poruszał, jak siedząc w koszu, czytał. Z racji ciemnej karnacji miała go początkowo za półkrwi Indianina. Jest żonaty, czego się spodziewasz, powiedziała sobie, ale nadal miała nadzieję. Raz poszła za nim i jego rodziną aż do miasteczka, śni się jej; Hans również, ale o Hansie woli teraz nie myśleć, albo tylko tyle, ile wypada.

Dwie godziny później, podczas kolacji, ponownie spotyka Doktora. On siedzi daleko, przy końcu stołu, obok Tile, która niemal pęka z dumy, bo bez niej by nie przyszedł. Od dwóch dni przy każdej okazji słychać: Doktor, Doktor, jest pisarzem, w piątek go poznacie, a teraz okazuje się, że nie jest to nikt inny, jak człowiek z plaży. Właśnie Tile go przedstawiła, teraz kolej na błogosławieństwa, wino, dzielenie chleba. Doktor sprawia wrażenie, jakby większość czynności była dla niego całkiem nowa i podczas kolacji raz po raz spogląda na Dorę tym tęsknym spojrzeniem, które, jak się jej wydaje, ona już zna. Później, zanim wyjdzie, podchodzi do niej i pyta o imię; jego imię przecież już poznała, co do swojego, musi mu pomóc. Patrzy na nią błękitnymi oczyma, kiwa głową, zastanawia się nad imieniem, widać, że mu się podoba. Dora mówi o wiele za szybko: Widziałam pana na plaży, z żoną, chociaż wie, że to nie mogła być jego żona, bo dlaczegóż było jej tak lekko na sercu, odkąd stanął koło niej w kuchni? Doktor śmieje się i potwierdza, że to jego siostra. Również dzieci są jego siostry, jest jeszcze druga, Valli, z mężem Josefem, może Dora ich już zauważyła. Pyta, kiedy będzie mógł ją znowu zobaczyć. Chętnie zobaczyłbym panią znowu, mówi, albo: Mam nadzieję, że zobaczymy się znowu. A ona odpowiada natychmiast: Bardzo chętnie, bo ona również chce go zobaczyć. Jutro? pyta, a właściwie chciałaby zawołać: Jak pan się obudzi, kiedy tylko pan zechce. Doktor proponuje, że na plaży, po śniadaniu, chociaż ona wolałaby go mieć tylko dla siebie w kuchni. Zaprasza też Tile. Dora zupełnie zapomniała, że Tile jeszcze istnieje, ale niestety istnieje, widać, że jest w nim zakochana, przy tym ma dopiero siedemnaście lat i brak jej jakiegokolwiek doświadczenia z mężczyznami.

Dora od początku polubiła tę dziewczynę, bo jest trochę taka jak ona, od razu mówi, co jej przychodzi do głowy. Jest może nie do końca ładna, ale widać, że pełna życia, lubi swoje ciało, długie, smukłe nogi, jak u prawdziwej tancerki. Dora widziała już, jak tańczy i że płacze, a potem nagle się śmieje, zmienna niczym pogoda w kwietniu.

Jeszcze długo po północy Tile relacjonuje odwiedziny Doktora, co powiedział o domu, o jedzeniu, o uroczystym nastroju, że wszyscy byli tacy weseli. Dora nie wypowiada się, ma własne obserwacje, które analizuje i do pewnego stopnia opiera się na nich, jakby ten mężczyzna i ta krótka chwila, gdy znalazła się blisko niego, to było coś, czemu trzeba zawierzyć. Tile już dawno śpi, kiedy Dorę zaczyna wypełniać jakiś dźwięk czy zapach, coś, co z początku prawie nie istnieje, a potem niemalże gwałtem bierze ją w posiadanie.

Następnego dnia na plaży Doktor na powitanie podaje jej rękę. Czekał na nią i uważa, iż wygląda na zmęczoną. Co się dzieje? zdaje się pytać. A ponieważ są z nimi i Tile, i jego siostrzenica Gerti, Dora tylko uśmiecha się lekko, mówi coś o morzu, o świetle, co u niej. Choć zamienili ze sobą tylko kilka słów, ona musi dalej żyć z tymi słowami, spojrzeniami. Doktor najwyraźniej nie chce iść do wody, Tile ma ochotę, zatem na kilka minut pozostają sami. Nieopodal Dora spostrzega jego siostrę, jakże mogła pomyśleć, że to żona!

Rozmawiają więc i zapominają, że mówią, bo ledwie ktoś coś powie, już tego nie ma, siedzą sobie na plaży jak pod kloszem, który natychmiast pochłania każdy dźwięk. Doktor zadaje tysiące pytań, skąd przyjechała, jak żyje, patrzy na jej usta, wciąż na usta, szepcze coś do jej włosów, jej postaci, co widział, co widzi, wszystko bez jednego jedynego słowa. Teraz Dora opowiada o swoim ojcu, że uciekła, najpierw do Krakowa, potem dalej, do Wrocławia, jakby uciekła tylko po to, żeby pewnego dnia być tutaj przy tym mężczyźnie. Mówi o pierwszych tygodniach w Berlinie, to pamięta, po czym wszystko nagle się urywa, bo przychodzi Tile. Tylko dlatego, że przyszła i przestraszyła ją, chwytając od tyłu mokrymi rękami, Dora uświadamia sobie, że musi wracać do kuchni. Doktor wstaje natychmiast i pyta, czy może ją odprowadzić, niestety, Tile chce iść z nimi, ale za to znów zaprasza Doktora na kolację.

Dzisiaj ryb nie ma, tym razem Dora siedzi nad miską fasoli. Miała nadzieję, że przyjdzie. O, jak miło, tak wcześnie, niechże pan siada, cieszę się, mówi. Doktor długo przygląda się jej przy pracy, mówi, że lubi patrzeć na nią, czy to zauważyła? Z pewnością w Berlinie też się jej często przyglądają. A ona z niejasnego powodu odpowiada: Tak, ciągle, na ulicy, w S-Bahn, w restauracji, jeśli kiedykolwiek jest w restauracji, przez co chce powiedzieć, że to nie to samo, co spojrzenia Doktora. I w ten sposób znajdują się w Berlinie. Doktor kocha Berlin, zna nawet Żydowskie Ognisko Ludowe i pyta, jak została tam kucharką, a potem prosi, żeby powiedziała coś po hebrajsku, w języku, który w ostatnich latach starał się opanować przy pomocy nauczycielki imieniem Puah, niestety bez większego powodzenia. Dora waha się chwilę, zanim wyrazi życzenie, żeby podczas kolacji siedzieć obok niego, a on odpowiada po hebrajsku, nie całkiem bezbłędnie, że pół nocy o tym myślał, do tego, pochylając się w ukłonie, bierze jej dłoń i całuje, żartobliwie, żeby się nie przestraszyła. Mimo to jest przestraszona. Także później przy obieraniu kartofli, gdy jakby niechcący dotyka jej ręki, jest przerażona, bardziej sobą niż nim, bo czuje się szalona i bezbronna, jakby nie istniały żadne bariery.

Po niedzielnej kolacji idą na spacer. Umówili się na plaży w chwili nieuwagi Tile, której nie chcieli urazić, bo nadal zachowuje się tak, jakby Doktor należał do niej. Po południu, kiedy wszyscy wchodzą do wody, Dora chwyta się na porównywaniu siebie z Tile. Tamta po prostu rusza biegiem, rozpryskując płytką wodę długimi nogami, ale Doktor, który wydaje się jeszcze szczuplejszy i delikatniejszy, wcale w jej stronę nie patrzy. Również na Dorę rzuca tylko przelotne spojrzenie, ale jej się wydaje, że czuje, jak ją lustruje: ramiona, nogi, biodra, piersi, a ona jest zadowolona, że on to wszystko widzi i składa w jeden obraz, nie z ciekawości, tylko dla potwierdzenia, jakby to dawno już znał. Woda jest ciepła i płytka, przez chwilę wahają się, czy wejść. Tile zaczyna się już niecierpliwić, trzeba mieć nadzieję, że tamtej sceny nie widziała.

Gdy przed południem Doktor przedstawia sobie Dorę i Elli, siostra jest raczej uprzejma niż miła. Przecież znają się już z opowieści. Elli wie, że Dora jest kucharką i gotuje w tamtym domu wczasowym najlepsze jedzenie w Müritz, Dora zaś wie, że bez Elli nie poznałaby Doktora. Dorze podoba się, jak Elli o nim mówi: jej brat, ubolewa, niestety jest niejadkiem, tylko z wielką cierpliwością i miłością można go od czasu do czasu na coś namówić.

Dora włożyła na spacer ciemnozieloną plażową sukienkę. Jest po dziewiątej, jeszcze dość widno, dobrze jest tak iść obok niego i czuć, że on cieszy się tak samo. Mogliby na pierwszym molo usiąść na ławce i przyglądać się spacerującym, ale Doktor chce iść dalej, do drugiego. Dora zdejmuje buty, bo lubi chodzić boso po piasku, Doktor podaje jej ramię i znowu są w Berlinie. Zna Berlin z lat przedwojennych i Dora jest zaskoczona, jak dużo pamięta. Doktor wymienia kilka miejsc, które były dla niego ważne, hotel Askanischen Hof, gdzie kiedyś przeżył straszne popołudnie, mimo to od lat chce pojechać do Berlina. Naprawdę? dziwi się Dora. Przybyła do tego miasta raczej przypadkowo, było to trzy lata temu. Doktor pyta, w jakiej mieszka okolicy, jak tam jest, chce poznać najdziwniejsze rzeczy: ceny chleba i mleka, ogrzewania, nastrój ulicy pięć lat po zakończeniu wojny. Berlin jest gburowaty i nerwowy, pełen uciekinierów ze Wschodu, mówi ona, dzielnica, w której mieszka, jest ich pełna, wszędzie śpiewające obdartusy z okropnego Wschodu.

Tymczasem docierają do celu, siadają na wąskiej ławce na początku drugiego molo w przymglonym świetle latarni. Wciąż jeszcze są w Berlinie. Doktor opowiada o swoim przyjacielu Maksie, który ma tam ukochaną imieniem Emmy. Teraz Dora musi, chcąc nie chcąc, powiedzieć kilka słów o Hansie, musi go przynajmniej wspomnieć, zwłaszcza że Doktor mówi o narzeczonej, ale to było tysiąc lat temu. Wszystko jest tysiąc lat temu. Doktor zaczyna marzyć, co by było, gdyby przyjechał do Berlina, na co ona odpowiada: byłoby bardzo miło, bo wtedy mogłaby mu wszystko pokazać, teatry, variétés, tłumy na Alexanderplatz, chociaż istnieją również ciche zakątki, dalej od centrum, w Stieglitz albo nad Müggelsee, gdzie miasto graniczy z wsią. Któż by pomyślał, mówi Doktor, jadę nad Bałtyk i ląduję w Berlinie. Jest bardzo rad, że siedzi tutaj z nią, dodaje. Ona też.

Molo powoli pustoszeje, dochodzi północ, tylko tu i ówdzie widać jakąś parę, mewy śpiące na palach i nieco dalej światła hotelu. Zaczyna wiać lekki wiaterek, Doktor pyta, czy Dorze zimno, czy chce iść, ale ona chciałaby jeszcze zostać, niech opowie o narzeczonej albo o tym popołudniu, jeśli to nie jest to samo. A Doktor mówi, że praktycznie na jedno wychodzi.

W nocy Dora długo leży bezsennie. Gdzieś około wpół do drugiej odprowadził ją do domu, wkrótce potem zaczęło grzmieć, wydaje się, że tuż nad domem, bo między błyskawicą a grzmotem mijają zaledwie sekundy. Chyba pół domu nie śpi. Tile, leżąc w łóżku, natychmiast pyta, gdzie Dora była. Spotkałaś się z nim? Dora odpowiada: tak, spacerowaliśmy trochę, a teraz ten huk. Czekają, aż burza minie, na dworze robi się znacznie chłodniej. Dora otwiera okno i patrzy na jego balkon, ale tam jest ciemno.

Deszcz pada do rana, a potem jeszcze do wieczora, Doktor przychodzi dopiero po południu, ale weszło już w zwyczaj, że siada sobie i zadaje pytania, jakby mu ich nigdy nie brakło. Dora lubi formę „Pan”, która jest tylko fasadą, maską, pewnego dnia ją zrzucą. Może powiedzieć: myślałam o Panu, dzisiaj przy śniadaniu mówiliśmy o Panu, czy myśli Pan jeszcze o Berlinie? Ona nieustannie myśli o nim. Czasami musi się hamować, bo to przecież tylko marzenia, w myślach zaprowadziła go nawet do swego pokoju na Münzstrasse, chociaż w ogóle nie zależy jej na tym pokoju, nie ma w nim bieżącej wody, w istocie to tylko komórka od strony ciemnego podwórza, z szafą i łóżkiem.

Dora myśli, że Doktor ma trzydzieści kilka lat, co znaczy, że musi być mniej więcej dziesięć lat starszy od niej. Nie jest zdrowy, tak powiedział, szczyty jego płuc się przeziębiły, stąd morze i hotel w lesie. Spotkała go tylko dlatego, że od dawna ma kłopoty ze zdrowiem.

Jego usta, jego słowa są jak kąpiel, która przynosi spokój. Dotąd żaden mężczyzna tak na nią nie patrzył, on widzi jej ciało, podskórne drżenie, a to się jej podoba.

Jest bardzo szczęśliwa, gdy kiedyś opowiada jej sen. W tym śnie Doktor jedzie do Berlina, od wielu godzin siedzi w pociągu, ale z jakichś powodów pociąg wlecze się, ku rozpaczy Doktora ciągle staje, Doktor nie zdąży na czas, a przecież jest oczekiwany na dworcu o ósmej wieczór, teraz jest siódma, a on nawet nie przekroczył granicy. To jest ten sen. Dora również czasem tak śniła i uważa za najważniejsze, że jest oczekiwany. Dla niej czekanie nie miałoby znaczenia, po prostu pół nocy siedziałaby na ławce. Doktor mówi: sądzi Pani? Do wczoraj mówił do niej panienko, lubiła to, ale teraz nazywa ją tylko Dorą, bowiem Dora pochodzi od daru, Doktor musi go tylko wziąć, ona na to czeka.

Wspaniałość życia

Подняться наверх