Читать книгу Premier League. Historia taktyki w najlepszej piłkarskiej lidze świata - Michael Cox - Страница 5
1
ZUPEŁNIE NOWY FUTBOL
ОглавлениеZakaz łapania przez bramkarza podanej piłki[1] to najlepsza zmiana w historii futbolu – całkowicie odmieniła piłkę nożną.
Peter Schmeichel
W odpowiedzi na narrację koncentrującą się na Premier League ciągle przypomina się nam, że „futbol nie powstał w 1992 roku”, ale w praktyce to ów rok wyznacza początek współczesnej piłki nożnej. Właśnie wtedy rozpoczęła się nowa, ekscytująca, bardziej rozrywkowa era futbolu; był to punkt zwrotny, który wywołał gruntowne zmiany – w efekcie narodziła się zdecydowanie szybsza, zaawansowana pod względem technicznym dyscyplina sportu.
Niemniej nie miało to nic wspólnego z powstaniem Premier League.
Wprowadzenie w 1992 roku zakazu łapania przez bramkarza piłki zagrywanej przez zawodników z pola całkiem zmieniło piłkę nożną. Od 1925 roku – kiedy to zweryfikowano przepis o spalonym, dzięki czemu w momencie podania przed zawodnikiem, do którego adresowana była piłka, musiało znajdować się nie trzech, jak wcześniej, lecz dwóch zawodników – żadna zmiana piłkarskich zasad nie zwiększyła do tego stopnia atrakcyjności najpopularniejszego sportu na świecie. W trakcie ery Premier League w Przepisach gry w piłkę nożną (ang. Laws of the Game) wprowadzano pomniejsze korekty – zaczęto inaczej interpretować spalonego, wprowadzono ostrzejsze kary za niebezpieczne wślizgi czy zmieniono reguły rozpoczęcia meczu – ale rok 1992 oznaczał dosłownie rewolucję.
To była prosta zmiana przepisów. Wcześniej bramkarze mogli złapać w ręce piłkę celowo zagraną im przez kolegę z drużyny. A teraz im to uniemożliwiono. Wciąż dozwolone było używanie rąk, jeśli gracz z tego samego zespołu zagrał głową, piersią czy nawet kolanem, a do 1997 roku golkiper mógł złapać futbolówkę rzuconą z autu, bramkarze zostali jednak zmuszeni do używania nóg znacznie częściej niż kiedykolwiek wcześniej, a w praktyce zaczęli brać udział w rozegraniu akcji.
Istniał naprawdę zasadny powód, by zmienić ten przepis. Dotychczas zespół będący na prowadzeniu mógł w niezwykle irytujący sposób kraść czas; bramkarz turlał piłkę po ziemi do obrońców, ci trzymali ją, dopóki nie zaatakował ich przeciwnik, a następnie z powrotem zagrywali do golkipera, który łapał futbolówkę. A potem wszystko zaczynało się od nowa. Często było to bardzo nużące i z perspektywy czasu wydaje się niewiarygodne, że jakikolwiek zespół znajdował sposób, by wypuścić prowadzenie z rąk. Skrajnym przykładem były ostatnie sekundy starcia Rangersów z Dynamem Kijów w pierwszej rundzie Pucharu Europy w 1987 roku. Szkoci prowadzili w dwumeczu 2:1 i wyprowadzający atak Graeme Souness zaraz po przyjęciu piłki głęboko na połowie przeciwnika odwrócił się w stronę własnej bramki, by zagrać prawie 70-metrowe podanie do swojego bramkarza Chrisa Woodsa. Nawiasem mówiąc, Souness ucierpiał później z powodu wspomnianej zmiany w przepisach jak mało kto.
Przykłady gry na utrzymanie wyniku rzucały się szczególnie w oczy podczas mistrzostw świata w 1990 roku; cały turniej charakteryzował tak okropny futbol na „nie”, że FIFA poczuła się zmuszona, by zareagować. Nowy przepis wszedł w życie dwa lata później, w czasie gdy startował też pierwszy sezon Premier League.
Choć niektórzy menedżerowie, jak na przykład prowadzący Luton Town David Pleat, opowiadali się za tą zmianą, to jednak większość szkoleniowców z najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii, włączając w to trenerów zespołów, które zdobyły dwa ostatnie mistrzostwa kraju, mocno się jej sprzeciwiała. „Nie sądzę, by w jakikolwiek sposób wpłynęło to pozytywnie na futbol” – narzekał George Graham, menedżer Arsenalu, a Howard Wilkinson, który w sezonie 1991/92 zdobył z Leeds United ostatni tytuł mistrzowski przed erą Premier League, sugerował, że nowe reguły będą po prostu sprzyjały stylowi polegającemu na zagrywaniu długich piłek. „Jeśli ta nowa zasada to pomysł władz na propagowanie dobrej piłki, to ów eksperyment przyniesie skutki odwrotne od zamierzonych. Nowe reguły będą manną z nieba dla trenerów, którzy powadzą drużyny bazujące na długich podaniach”.
Wilkinson przewidywał, że zespoły zaczną koncentrować się na biciu długich piłek za linię obrony przeciwnika i używać „zawodnika blokującego bramkarza”, wałęsającego się na spalonym, by przechwycić ewentualne podanie obrońcy do golkipera, co zmusi defensorów do wywalania piłki na aut. „FIFA nieumyślnie zachęciła do grania długą piłką – utrzymywał. – To nie szalony naukowy koszmar, to rzeczywistość nakreślona przez suwerenów światowej piłki”. Punkt widzenia Wilkinsona podzielało wielu jego kolegów po fachu.
Zakaz łapania przez bramkarza podanej przez partnera futbolówki spełnił jednak swą pierwotną funkcję, bo zespoły nie były już w stanie tak ewidentnie grać na czas. Zaraz po zmianie tego przepisu okazało się też, że prognozy Wilkinsona dotyczące gry długą piłką nie są całkowicie nietrafne (podczas rozgrywanego przed sezonem turnieju towarzyskiego w meczach Leeds ze Stuttgartem i Sampdorią zwracało uwagę to, że przeciwnicy wielokrotnie zagrywali piłki za linię obrony United, licząc na błędy rywala), lecz nie przewidział on, że bramkarze oraz obrońcy przystosują się do tej korekty i stopniowo zaczną czuć się komfortowo z piłką przy nodze, co zaowocuje futbolem bardziej zaawansowanym pod względem technicznym.
Wywołało to efekt domina. Drużyny miały większą motywację, by wyżej naciskać rywali, zmuszając tym samym obrońców do popełniania błędów, a menedżerowie zaczęli przejawiać mniejszą skłonność do używania agresywnej linii obrony, ponieważ gra z tyłu wiązała się teraz z rozgrywaniem piłki. W efekcie pole gry się poszerzyło, co stwarzało więcej miejsca dla pomocników. Prawdopodobnie najpoważniejsza zmiana dotyczyła tempa rozgrywania meczów – wcześniej piłkarze byli przyzwyczajeni, że gdy bramkarz łapie piłkę, następuje przerwa w grze. Teraz jednak akcja nie ustawała nawet na moment.
Te zmiany, konsekwencja jednej małej korekty w przepisach, były bardzo na rękę Premier League, lidze skrojonej specjalnie pod telewizyjną rozrywkę. Stacja Sky Sports wprowadziła wiele innowacji, między innymi wpadła na prosty pomysł, który przyjął się na całym świecie – w lewym górnym rogu ekranu umieściła zegar i wynik meczu. Inne sztuczki tego nadawcy odniosły mniejszy sukces: z pokazów sztucznych ogni przed meczami wycofano się po tym, jak fajerwerk wystrzelił poza The Dell, stadion Southampton, i trafił w pobliską stację benzynową; na równie krótko w Premier League pojawiły się też występy cheerleaderek, prawdopodobnie z powodu obaw komentatorów, czy dziewczyny rozumieją, o co chodzi ze spalonym. Żadna z tych nowinek nie przyczyniła się w takim stopniu do przemiany Premier League w fantastyczny show, jak zakaz łapania przez bramkarza podanej piłki, a telewizja Sky miała niezwykłe szczęście, że piłka nożna wykonała gigantyczny krok naprzód akurat przed sezonem 1992/93. Gdyby nie fakt, że mecze stały się zdecydowanie bardziej widowiskowe, Premier League nie rozwinęłaby się w wart wiele miliardów funtów produkt.
Kibice szybko zrozumieli korzyści płynące z zakazu łapania przez bramkarza podanej piłki, ale obnażyło to braki wielu piłkarzy. Efekt zmiany przepisów po raz pierwszy można było zauważyć jeszcze przed rozpoczęciem sezonu; Andy Dibble, bramkarz Manchesteru City, w towarzyskim starciu z reprezentacją ligi irlandzkiej złamał nogę, kiedy po spokojnym zagraniu piłki w jego kierunku nie potrafił podjąć decyzji i w końcu spróbował zaatakować napastnika rywala wślizgiem. „Nie byłem pewien, czy wybić piłkę, czy ją złapać” – narzekał Dibble, nazywając się „pierwszą ofiarą” nowych przepisów. Niemniej znacznie większe problemy niż bramkarze mieli obrońcy i 15 sierpnia 1992 roku, dzień, w którym wystartowała Premier League, okazał się komedią pomyłek.
W 14. minucie meczu Leeds – Wimbledon (2:1) Roger Joseph, prawy obrońca gości, spanikował w swoim polu karnym, bijąc się z myślami, czy podawać do bramkarza Hansa Segersa, czy po prostu wybić piłkę. Ostatecznie nie zrobił ani tego, ani tego, jedynie dziabnął lekko futbolówkę, co pozwoliło przejąć ją Lee Chapmanowi – i prawdopodobnie postawiło Wilkinsona, menedżera Leeds, przed dylematem, czy powinien się cieszyć, czy smętnie zwiesić głowę, rozmyślając nad „rzeczywistością nakreśloną przez suwerenów światowej piłki”. Na Highbury tymczasem Norwich, przegrywając z Arsenalem już 0:2, wygrało 4:2, zapewniając sobie zwycięstwo dzięki klasycznemu przykładowi zamieszania wywołanego zmianą wspomnianej zasady. Gracz Norwich posłał wysoką piłkę, zmuszając w ten sposób Tony’ego Adamsa, by poradził sobie z kozłującą futbolówką. Obrońca Arsenalu spojrzał nerwowo na bramkarza i zobaczył, że David Seaman nie chce otrzymać podania, spróbował więc zagrać w poprzek boiska do Steve’a Boulda, swego partnera ze środka defensywy. Ale nie trafił w piłkę i się potknął, dzięki czemu przejął ją Mark Robins i przelobował Seamana, zdobywając bramkę, która zapewniła Norwich pozycję pierwszego lidera w historii Premier League.
Oba gole w zakończonym remisem 1:1 spotkaniu Chelsea z Oldham na Stamford Bridge wiązały się ze zmianą w przepisach. Ian Marshall, środkowy obrońca gości, który znalazł się w kłopotach, ponieważ nie mógł wycofać piłki do golkipera, stracił równowagę przy próbie opanowania długiego zagrania i umożliwił Mickowi Harfordowi otworzenie wyniku meczu. Następnie jednak Dave Beasant, bramkarz Chelsea, ruszył do piłki wybitej przez defensora gości i kopnął ją nieczysto, wskutek czego Nick Henry wyrównał. Nowe zasady wywoływały chaos.
Dzięki zakazowi gry do bramkarza padł jednak także gol zwiastujący nadejście nowego. Brian Deane z Sheffield United w meczu przeciwko Manchesterowi United strzelił głową pierwszego gola w historii Premier League i dołożył jeszcze jednego, wykonując jedenastkę. To drugie trafienie Szable (jak nazywa się drużynę gości) zawdzięczały temu, że przymierzający się do zagrania do tyłu pomocnik John Gannon zobaczył, że przeciwnik rusza, by przejąć jego ewentualne podanie (choć gracz United nie był tak do końca „zawodnikiem blokującym bramkarza”), więc unikając zagrożenia, zagrał lewą nogą w uliczkę do napastnika Alana Corka, który ruszył do przodu i został powalony w polu karnym przez Gary’ego Pallistera, a rzut karny wykorzystał Brian Deane. Od chwili, gdy Gannon zmienił kierunek biegu, do podyktowania jedenastki minęło siedem sekund – gdyby nie nowa reguła, piłka wciąż byłaby w tym czasie w rękach bramkarza po przeciwnej stronie boiska.
Osoby kompilujące na kasetach VHS „futbolowe jaja” musiały być zachwycone. Najbardziej komiczny błąd zdarzył się na początku września na stadionie Tottenhamu i spowodował, że z boiska wyleciał Simon Tracey, bramkarz Sheffield United. Miał już na koncie żółtą kartkę za rękę poza polem karnym i zmuszony zmierzyć się z podaniem od obrońcy w drugiej połowie, spanikował, gdy błyskawicznie podbiegł do niego Paul Allen ze Spurs; bramkarz wdał się w drybling, ruszył z piłką na lewo, ku linii autowej, i wyszedł z futbolówką za boisko. Tracey próbował przytrzymać piłkę przy bandach reklamowych, by uniemożliwić piłkarzom Tottenhamu wyrzut z autu, ale łebski chłopiec do podawania piłek wyrwał ją i rzucił do rezerwowego Kogutów Andy’ego Graya, co skłoniło golkipera do powalenia przeciwnika na ziemię w stylu znanym z meczów rugby. Trudno uznać, by Dave Bassett, menedżer Szabel, był pod wrażeniem: „Zachował się jak bezmózg. I to mu właśnie powiedziałem”.
Nie było to zjawisko, które dało się zaobserwować tylko w Anglii, podobne problemy pojawiały się w całej Europie. Na północy Rangers rozpoczęli strzelanie w październikowym finale Pucharu Ligi Szkockiej, gdy bramkarz Aberdeen Theo Snelders w zadziwiający sposób zagrał piłkę piersią po przypadkowym wybiciu wślizgiem kolegi z zespołu, a futbolówka spadła pod nogi wdzięcznego Stuarta McCalla. Nie było to celowe zagranie i złapanie piłki w tej sytuacji nie zostałoby ukarane, ale Snelders wyraźnie nie rozumiał przepisów i zaczął krzyczeć do obrońców, że nie mógł użyć rąk w tej sytuacji. Największy wpływ na rozgrywki zmiana przepisów miała we Włoszech. Serie A tradycyjnie była najbardziej defensywną ligą w Europie i w ciągu czterech lat poprzedzających sezon 1992/93 średnia goli na mecz wynosiła tam odpowiednio: 2,11, 2,24, 2,29 i 2,27. Nagle jednak nastąpił bezprecedensowy wzrost liczby zdobywanych bramek i ich średnia skoczyła do 2,80 na spotkanie. W Premier League nie oglądano takiego skoku – liczba goli wzrosła z 2,52 na mecz w ostatnim sezonie starej First Division do 2,65 w otwierającej nową erę kampanii – lecz zakaz zagrywania do bramkarza w oczywisty sposób wpłynął na charakter rywalizacji, a niektóre zespoły z powodu zmiany przepisów borykały się ze szczególnymi trudnościami.
Najsłynniejszą ofiarą nowych zasad był Liverpool. To, że The Reds po okresie dominacji w latach 70. i 80. nie potrafili zdobyć tytułu mistrzowskiego w erze Premier League, często łączono właśnie z wprowadzeniem zakazu łapania przez bramkarza podań od partnerów. W rzeczywistości zarówno ostatni sezon First Division, jak i pierwszą batalię w Premier League zespół z Anfield skończył na szóstym miejscu. Piłkarze Liverpoolu przyznawali jednak, że zmiana nie wyszła im na dobre. Obrońca Nick Tanner wspominał: „Ciągle siedziało ci w głowie, że nie możesz zagrywać do tyłu. Wcześniej Liverpool po prostu zabiłby mecz. Prowadząc 1:0, wycofywalibyśmy piłkę do Bruce’a Grobbelaara, ten poodbijałby ją trochę od murawy, Phil Neal odbiegłby od linii obrony, a Bruce poturlałby mu futbolówkę. To wszystko się skończyło”. Na stanowisku menedżera Liverpoolu pracował w tym czasie Souness, człowiek odpowiedzialny za podanie do tyłu, które położyło kres wszystkim takim zagraniom.
Arsenal także ucierpiał. Kanonierzy byli faworytem bukmacherów do tytułu, strzelili najwięcej goli w sezonie 1991/92, ale z mozołem budowali akcje od tyłu i w kolejnych rozgrywkach zdobyli najmniej bramek w całej stawce, co podkreśla tylko wagę zmiany przepisu dotyczącego podań do bramkarza. Niemniej podopieczni Grahama świetnie przystosowali się do tej korekty, jeśli chodzi o grę w defensywie, i wciąż znakomicie radzili sobie w pucharach, wygrywając w Pucharze Ligi oraz w Pucharze Anglii – w obu przypadkach, tak się złożyło, dzięki dwóm zwycięstwom 2:1 w meczach przeciwko Sheffield Wednesday.
Lecz zdecydowanie największym przegranym w tej sytuacji okazała się drużyna preferująca bardzo bezpośredni futbol – Leeds Wilkinsona. Rok wcześniej zespół ten zdobył mistrzostwo Anglii, lecz w pierwszym sezonie funkcjonowania Premier League zaliczył niepokojący zjazd i zakończył go na 17. miejscu w tabeli, ani razu nie wygrywając na wyjeździe. Zabawne, że to właśnie gracze Wilkinsona – który przewidywał, że dzięki nowym regulacjom świetnie będzie się miał futbol bazujący na ladze do przodu – ucierpieli na zmianach, bo nie mogli już grać w ten sposób. John Lukic z Leeds został zresztą pierwszym bramkarzem w historii Premier League, który dał przeciwnikom rzut wolny pośredni, łapiąc piłkę po podaniu od środkowego obrońcy Chrisa Whyte’a. Ten ostatni został uznany przez Wilkinsona za najlepszego środkowego obrońcę ligi poprzedniego sezonu, ale nowoczesny futbol sprawiał mu poważne trudności. Pomocnik Gary Speed przyznał później: „Zakaz podawania do bramkarza dotknął nas w szczególnym stopniu. Środkowi obrońcy byli przyzwyczajeni do zagrywania piłki do golkipera, a John Lukic ekspediował ją do mnie i Lee Chapmana. Nagle jednak zabroniono nam grać w ten sposób”.
Steve Hodge, kolega Speeda, zgodził się z nim: „Wcześniej John Lukic trzymał piłkę i wywalał ją daleko w pole w naszym kierunku. Teraz jednak Lukic musiał zagrywać ją z ziemi i piłka nie leciała wystarczająco daleko. Stwarzaliśmy mniejsze zagrożenie, bo futbolówka nie lądowała na skraju pola karnego przeciwnika, tylko gdzieś w środku pola. Przeciwnicy mogli więc teraz cisnąć Lukicia, zmuszając go do szybkiego wykopywania piłki”. Warto zauważyć, jak bardzo Hodge podkreśla pewną prostą kwestię: to, jak daleko bramkarz był w stanie kopnąć, co pokazuje ogólnie przyjętą w tym czasie metodę wyprowadzania piłki.
Nottingham Forest również zapłacił srogą cenę za wprowadzenie nowych przepisów, kończąc rozgrywki na samym dnie tabeli. Legendarny menedżer Brian Clough zmagał się w tamtym okresie z innymi problemami, zwłaszcza z alkoholizmem, który – jak później przyznał – poważnie mącił mu władze sądzenia. Ale styl prowadzonych przez niego drużyn nie pasował do nowoczesnej piłki, co w ogólnym zarysie opisał Gary Bannister: „Cierpieliśmy, gdy mieliśmy piłkę. Graliśmy ją do tyłu do Marka Crossleya, a on ją wykopywał. W większości przypadków piłka wracała na naszą połowę i znowu znajdowaliśmy się pod presją przeciwnika. Gdy Mark posyłał balona daleko w pole, wcale nam to nie pomagało. Sezon wcześniej dzięki podaniu do tyłu utrzymywalibyśmy się przy piłce, a Stuart Pearce, Brian Laws czy Gary Charles odebraliby podanie od bramkarza i od nowa zaczęlibyśmy atak”.
Pearce, nieco nieoczekiwany wykonawca stałych fragmentów gry, wyglądał na szczególnie zdenerwowanego, gdy musiał rozgrywać, i to on był w tym czasie autorem najbardziej nieudanego podania do tyłu. W ósmej sekundzie rozgrywanego w listopadzie 1993 roku meczu eliminacji mistrzostw świata, w którym Anglia zmierzyła się z płotkami z San Marino, kopnął za słabo w kierunku Davida Seamana, co pozwoliło Davide Gualtieriemu strzelić gola, dzięki któremu jego zespół wyszedł na szokujące prowadzenie 1:0; Anglia mimo to wygrała mecz 7:1. Spotkanie to było też ostatnim występem w narodowym zespole dawnego partnera Pearce’a w Nottingham Forest, Desa Walkera. W ciągu pięciu lat dobił do 59 gier w reprezentacji, a rok wcześniej „Guardian” określił go mianem „tego gracza z pola, na którego stratę selekcjoner Graham Taylor nie może sobie pozwolić”. Walker jednak odkrył, że jego talent nie pasuje do wymagań nowoczesnej piłki, i skończył reprezentacyjną karierę w wieku 27 lat. Jak to powiedział później Harry Redknapp: „Kiedy w 1992 roku położono kres podaniom do bramkarza, bardzo odbiło się to na występach Desa. Wykorzystywał swą szybkość, by naciskać napastnika, sprzątnąć mu piłkę i zagrać do bramkarza, który ją łapał… Nagle jednak zaczęto od niego wymagać, by na własną rękę rozwiązywał takie problemy, a to było zupełnie nie w jego stylu”.
Faktycznie, jednym z wartych uwagi rysów pierwszych sezonów Premier League – co zgadzało się z przewidywaniami Wilkinsona – był częsty widok obrońców, którzy goniąc za długą piłką posłaną w kierunku ich bramki, po prostu wywalali ją na aut. Menedżer Coventry Bobby Gould powiedział: „Mówiłem graczom: »Jeśli masz kłopoty, wybijaj na aut. Nie baw się, tylko wywal w trybuny«”. To nie przypadek, że pierwszym graczem roku w erze Premier League został Paul McGrath, środkowy obrońca Aston Villi, któremu nie sprawiało kłopotów operowanie piłką obiema nogami. Żaden inny defensor nie przystosował się tak imponująco do nowych reguł i gdy menedżerowie coraz częściej zaczęli potrzebować raczej obrońców grających piłką niż drewniaków w dawnym stylu, to właśnie Irlandczyk stał się wzorcowym przykładem nowoczesnego środkowego obrońcy. Gdyby nie zmiana przepisów, ktoś taki jak na przykład Rio Ferdinand grałby raczej w pomocy niż na środku defensywy.
***
Jak można było przewidzieć, doprowadziło to do gigantycznej zmiany roli bramkarza. Zawodnik występujący na tej pozycji musiał dostosować się do nowych regulacji pierwszy raz od 1912 roku, kiedy wprowadzono zasadę, że golkiper może łapać piłkę wyłącznie w polu karnym, a nie jak wcześniej – na całej swojej połowie. Bramkarze, nie bez przyczyny znani z tego, że marudzą, byli oburzeni. „Nowe przepisy to żart z mojej profesji – narzekał Alan Hodgkinson, eksreprezentant Anglii, który zyskał sławę jako pierwszy trener specjalizujący się w szkoleniu bramkarzy. – Wiem, że ludzie uznają, że jestem stronniczy, ale nie widzę nic dobrego w tym, że wrabia się golkiperów, by wyszli na głupków. Żaden się nie wywinie. Czy to dobre dla futbolu? Trzeba pamiętać, że bramkarze przez 20 lat uczą się łapać piłkę i wchodzi im to w krew. Niełatwo się dostosować”. A to pech. Przepisy zostały i golkiperzy spędzali na treningach długie godziny, ćwicząc nową umiejętność – kopanie toczącej się piłki. Bramkarz, najbardziej wyspecjalizowany zawodnik w piłce nożnej, musiał stać się bardziej wszechstronny.
Jednym z najważniejszych osiągnięć Hodgkinsona było polecenie Petera Schmeichela Aleksowi Fergusonowi, menedżerowi Manchesteru United, zanim sam Hodgkinson został trenerem Duńczyka. Schmeichel stał się wzorcem bramkarza w tamtym okresie i był ówcześnie najlepszym na swej pozycji na świecie graczem w Premier League. Robił wrażenie warunkami fizycznymi, fantastycznie zachowywał się na linii i osiągnął mistrzostwo w bronieniu dobitek – błyskawicznie zrywał się z ziemi, psując szyki rywalom. Nie zachowywał się może w podręcznikowy sposób, nie ustawiał się też tak bezbłędnie jak David Seaman, jego rywal w walce o miano najlepszego bramkarza lat 90. Cichy, powściągliwy i solidny golkiper Arsenalu był przeciwieństwem głośnego, zuchwałego oraz nieprzewidywalnego Duńczyka. Schmeichel jako pierwszy w angielskiej piłce robił „pajacyki” – w sytuacjach sam na sam wyskakiwał z szeroko rozcapierzonymi ramionami; zapożyczył tę technikę z piłki ręcznej, w którą grał jako nastolatek. „Bramkarz to nie futbolista, bramkarz to piłkarz ręczny” – stwierdził w latach 60. Malcolm Allison, niegdysiejszy menedżer Manchesteru City. Schmeichel traktował to zdanie dosłownie.
Duńczyk niezwykle zyskał na zmianie przepisów dotyczących podawania do bramkarza. Zaczął swą przygodę z Premier League, znajdując się niespodziewanie na samym szczycie – właśnie wygrał mistrzostwa Europy w 1992 roku z reprezentacją Danii, która początkowo nawet nie zakwalifikowała się na turniej i w ostatniej chwili otrzymała możliwość udziału w zawodach, gdy w Jugosławii wybuchła wojna domowa. W ostatnim wielkim turnieju rozegranym przed korektą zasad Dania zademonstrowała, dlaczego tak desperacko potrzebne są zmiany; Lars Olsen raz po raz wycofywał piłkę do Schmeichela, ten zaś ją łapał, a metodę tę stopniowo zaczęli stosować i inni Duńczycy. Druga połowa wygranego z Niemcami 2:0 finału była szczególnie irytującym pokazem gry na czas. Pięć minut przed końcem spotkania duński napastnik Flemming Povlsen odebrał podanie na środku własnej połowy, ruszył z determinacją w stronę przeciwnej bramki, ale osaczony przy linii środkowej, zatrzymał się, zreflektował, a następnie zrobił w tył zwrot i zagrał 50-metrowe podanie do Schmeichela. „Ilekroć któryś z naszych dostawał się na połowę Niemców i zauważał, że nie ma do kogo zagrać, odwracał się, podawał do mnie, a ja łapałem piłkę. Jak można wygrać mecz w taki sposób?” – wspominał później z pewnym zażenowaniem duński bramkarz.
Nowe przepisy zmusiły bramkarzy do lepszej gry nogami, a duński golkiper włożył wiele wysiłku we własny rozwój. Po przybyciu do Manchesteru latem, tuż przed wprowadzeniem nowych zasad, Schmeichel upierał się, że bramkarze powinni być bardziej zaangażowani w treningi całej drużyny. Zamiast osobnych ćwiczeń z dala od głównej grupy piłkarzy chciał uczestniczyć w zajęciach, na których zawodnicy z pola ćwiczyli podania – to istotna zmiana, zarówno pod względem taktycznym, jak i psychologicznym. Później wprawiał przeciwników w zdumienie, ruszając przy rzutach rożnych – niekiedy ze znakomitym skutkiem dla drużyny – w pole karne przeciwnika w doliczonym czasie gry, gdy United przegrywali. Takie zachowanie bramkarzy stało się obecnie czymś zwyczajnym, ale to właśnie Schmeichel zaznajomił angielskich kibiców z tym pomysłem, po raz pierwszy prezentując swe ofensywne umiejętności w 1994 roku w Boxing Day, kiedy Czerwone Diabły przegrywały 0:1 w meczu u siebie z Blackburn Rovers. Gdy do końca pozostały trzy minuty, Duńczyk popędził w pole karne rywala, czym zdezorientował trzech zaskoczonych przeciwników, a dzięki temu Gary Pallister znalazł sobie odpowiednio dużo miejsca, by dojść do główki, po której Paul Ince wyrównał.
Schmeichel już wcześniej zdobył kilka bramek w Danii, a i potem trafił do siatki, po potężnym uderzeniu głową strzelając dla United gola pocieszenia w rozgrywanym w ramach Pucharu UEFA w 1995 roku meczu z Rotorem Wołgograd. Strzelił też nieuznanego gola przewrotką w spotkaniu z Wimbledonem (z pewnością został pierwszym w historii bramkarzem złapanym na ofsajdzie), a także jako pierwszy golkiper w erze Premier League zdobył bramkę, gdy rozgrywał swój jedyny sezon w barwach Aston Villi. Był prawdziwym rewolucjonistą, który przekonał innych golkiperów, że nie tylko strzegą po prostu bramki przed atakami przeciwników, ale też mogą wyprowadzać – a nawet kończyć – ataki swojej drużyny.
Schmeichel nie był jednak niezawodny, jeśli chodzi o grę nogami w miejscu będącym tradycyjnym obszarem działania bramkarza. W drugim w historii meczu Manchesteru United w Premier League, przegranym 0:3 starciu z Evertonem, wspaniały Duńczyk jako pierwszy bramkarz w epoce po zmianie przepisów zrobił błąd przy przyjęciu piłki, wskutek czego Mo Johnston mu ją odebrał i podkręconym strzałem umieścił futbolówkę w siatce. Większość błędów w swoim fachu Duńczyk popełnił z piłką przy nodze albo gdy wybiegał poza pole karne. W lutym 1994 roku zagrał wprost pod nogi Matthew Holmesa, pozwalając w ten sposób skrzydłowemu West Hamu dośrodkować do Trevora Morleya, który strzelił gola. Trzy miesiące później zrobił prezent Chrisowi Kiwomyi – gracz Ipswich otworzył wynik meczu po tym, jak Duńczyk machnął się poza szesnastką. Schmeichel został też wyrzucony z boiska w meczu z Charltonem w ćwierćfinale Pucharu Anglii, gdy zagrał ręką 15 metrów przed swoim polem karnym.
Także inni, mniej znani bramkarze, dobrze przystosowali się do nowych zasad; należał do nich Bryan Gunn z Norwich City, który miał udział w znakomitym rozgrywaniu piłki przez swój zespół. Seaman również świetnie sobie radził, po części dlatego, że był przyzwyczajony do grającej na spalonego linii obrony, z której słynął Arsenal, a George Graham zachęcał go do czyszczenia przedpola bramki. Choć jeszcze przed wprowadzeniem nowych przepisów menedżer Kanonierów ćwiczył ze swoim bramkarzem kopanie piłki słabszą nogą, co było wówczas niezwykłą rzadkością w przypadku bramkarzy, to zmiana zasad i tak sprawiła Seamanowi problemy. „Gdy wprowadzono nowy przepis, szukałeś przede wszystkim najbezpieczniejszych rozwiązań – przyznał Seaman. – Jeśli ktoś wycofywał do ciebie piłkę, po prostu kopałeś ją do przodu, upewniając się, że dobrze w nią trafiłeś. Rozwijałeś się jednak i kiedy zaczynałeś czuć się z futbolówką przy nodze nieco pewniej, starałeś się ją kontrolować. […] Im częściej to robisz, tym jesteś lepszy, uczysz się, komu podać, jak znajdować zawodnika do gry”. Ponieważ bramkarze coraz częściej podawali piłkę zamiast ją wykopać, zachowywali się jak 11. gracz z pola, wskutek czego drużyny zaczęły rozgrywać akcje od tyłu.
Tymczasem Schmeichelowi zdarzyła się kiedyś poważna awantura z Fergusonem na temat jego wykopów. W styczniu 1994 roku Manchester United wygrywał na Anfield już 3:0, ale znalazł sposób, by wypuścić prowadzenie z rąk i ostatecznie zremisować 3:3. Ferguson, co zrozumiałe, był wściekły; co jednak zaskakujące, za cel obrał sobie Duńczyka, który ciągle posyłał piłki na środek boiska, gdzie główki wygrywał Neil Ruddock, dzięki czemu Liverpool mógł wciąż wywierać presję na przeciwniku. Schmeichel nie przyjął dobrze krytyki, a gdy Ferguson prawie rzucił w niego filiżanką herbaty, bramkarz odpowiedział gradem przekleństw. Później zadzwonił do agenta i zażądał transferu, a następnego dnia menedżer Czerwonych Diabłów wezwał Duńczyka do swojego biura i zapowiedział, że wyrzuci go z klubu. Ferguson zmienił decyzję, dopiero gdy Schmeichel przeprosił zarówno jego, jak i kolegów z drużyny, dzięki czemu Duńczyk spędził na Old Trafford pięć lat. Zakończył ten nadzwyczajny okres, unosząc Puchar Europy w 1999 roku jako kapitan zespołu.
Schmeichel jednak nigdy nie rozwiązał na dobre swych kłopotów z wybiciami; w Pucharze Anglii w 1998 roku popełnił dwa potworne błędy w rywalizacji z walczącym o utrzymanie Barnsley, i to zarówno w meczu u siebie, jak i na wyjeździe, co pozwoliło przeciwnikom wygrać w powtórzonym spotkaniu. Biorąc pod uwagę, w jaki sposób Duńczyk odniósł sukces z reprezentacją oraz jakie miał później problemy z wykopami, robi wrażenie fakt, że był w stanie odsunąć na bok własne upodobania, by stwierdzić, że „zakaz łapania przez bramkarza podanej piłki to najlepsza zmiana przepisów w historii – odmieniła futbol”.
Niemniej to właśnie Schmeichel miał znaczący wkład w rozpowszechnienie myśli, że bramkarz może grać jako rozgrywający – choć raczej używając nóg niż rąk. Przed nim w angielskim futbolu nie zdarzały się w zasadzie tak niewiarygodnie długie wyrzuty, które stały się zasadniczym elementem arsenału ofensywnego Manchesteru United. W owym czasie drużyna Fergusona grała przede wszystkim z kontrataku, bazując w dużym stopniu na skrzydłowych, Ryanie Giggsie i Andrieju Kanczelskisie lub Lee Sharpie, którzy często dostawali piłki na dobieg, bo duński golkiper był w stanie cisnąć futbolówkę przez pół boiska. Schmeichel wyjaśniał: „Gdy łapię piłkę, staram się stworzyć okazję do kontrataku. Nie zawsze się to udaje, ale taka taktyka zmusza rywala, by się odwrócił i ruszył w stronę własnej bramki, co zarówno go męczy, jak i zniechęca”. Schmeichelowi udało się nawet zanotować asystę dzięki podaniu ręką. W rozegranym w lutym 1994 roku wyjazdowym spotkaniu z QPR wyrzucił futbolówkę bezpośrednio na środek boiska, gdzie przejął ją szybki Kanczelskis, który ruszył do przodu i otworzył wynik pojedynku wygranego przez Manchester 3:2. Dwa lata później, gdy Czerwone Diabły sprawiały cięgi Sunderland, wygrywając 5:0 – mecz ten lepiej zapamiętano zresztą dzięki legendarnemu lobowi Cantony, którego uderzenie wylądowało w okienku – Schmeichel wybronił słabą główkę, a następnie, znajdując się trzy metry od linii bramkowej, bezzwłocznie rzucił piłkę na połowę rywala do Ole Gunnara Solskjæra, który pozbawiony opieki obrońców ruszył do przodu i spokojnie wykończył akcję.
Dopóki w 2005 roku do Liverpoolu nie dołączył Pepe Reina, w Premier League nie widziano bramkarza tak biegłego, jeśli chodzi o tego typu natychmiastowe, dokładne, długie wyrzuty, które uruchamiały kontrę. W tym czasie golkiperzy na ogół czuli się już z piłką przy nodze bardzo swobodnie, zdecydowana większość z nich dorastała przyzwyczajona do nowoczesnych przepisów. Reina, który został zdobywcą Złotych Rękawic trzy razy z rzędu, mówił: „Miałem dziesięć lat, gdy zabroniono podań do bramkarzy. Na szczęście byłem wciąż wystarczająco młody. Dla mnie stało się to w najlepszym momencie, gdy dopiero zaczynałem rozwijać umiejętności bramkarskie”. Nawet w tym okresie jednak, czyli w połowie pierwszej dekady XXI wieku, to, w jaki sposób kopał piłkę Reina, przyciągało mniejszą uwagę niż jego wyrzuty, co pokazywało, w jakim stopniu Schmeichel stał się wzorcem bramkarza z Premier League. „Długie wyrzuty Schmeichela były tak silne, a do tego umożliwiały partnerom z drużyny stwarzanie zagrożenia na drugim krańcu boiska. […] Wyprzedzał swoje czasy” – powiedział weteran Serie A Samir Handanović. Nigeryjczyk Vincent Enyeama podsumował przemyślenia całego pokolenia bramkarzy: „Nawet jeśli Edwin van der Sar był dla mnie wzorem, to właśnie Schmeichel wprowadził nowy styl bronienia”. Duńczyk był pierwszym graczem z Premier League, który zainspirował cały świat.
Van der Sar, który brylował w Manchesterze United mniej więcej w tym samym czasie co Reina w Liverpoolu, słynął z umiejętności gry piłką, głównie dlatego, że dorastał w Ajaksie, gdzie wizjoner Johan Cruyff na długo przed zmianą przepisów o podaniu do bramkarza upierał się, by golkipera traktować jako 11. gracza z pola. Van der Sar stał się zwyczajowym wzorem do naśladowania; gdy Thibaut Courtois i Manuel Neuer mówią o swoich inspiracjach, wspominają o Holendrze, ponieważ tak dobrze operował piłką. Kopanie futbolówki stało się zasadniczą częścią fachu nowoczesnego bramkarza, a ci golkiperzy, którzy źle grali nogami, zostali zepchnięci na margines.
Schmeichel tymczasem pomógł całkowicie zrewolucjonizować Premier League pod jeszcze innym względem. Wśród 242 graczy, którzy rozpoczęli spotkania w pierwszej kolejce zreorganizowanej ligi, było tylko 11 zagranicznych piłkarzy. Z racji czystego prawdopodobieństwa można by się spodziewać, że jeden z nich będzie bramkarzem. Lecz było ich czterech: Schmeichel, a do tego występujący w Wimbledonie Holender Hans Segers, reprezentant Kanady Craig Forrest z Ipswich i Czech Jan Stejskal z QPR. Rok później, choć zawodnicy z pola spoza Wysp Brytyjskich wciąż stanowili rzadkość, w lidze między słupkami stało kolejnych sześciu bramkarzy zagranicznych: Australijczyk Mark Bosnich w Aston Villi, Rosjanin Dmitrij Charin w Chelsea, Norweg Erik Thorstvedt w Tottenhamie, pochodzący z Zimbabwe Bruce Grobbelaar, który odzyskał miejsce w Liverpoolu, i dwóch nowych Czechów, Luděk Mikloško w West Hamie i Pavel Srníček w Newcastle. Jim Barron, wówczas trener bramkarzy w Aston Villi, zauważył, o ile bardziej od swoich angielskich kolegów po fachu angażowali się w grę golkiperzy z zagranicy – lepiej dyrygowali w polu karnym i pierwszorzędnie rozgrywali piłkę. Anglia zawsze szczyciła się swoimi bramkarzami, ale zawodnicy importowani przyczynili się do rozwoju tej pozycji.
W pierwszych sezonach Premier League bramkarze odcisnęli zatem piętno na tych rozgrywkach z dwóch powodów. Po pierwsze, zmiana przepisów oznaczała, że poszerzyli zakres swych umiejętności i ze specjalistów stali się graczami wszechstronnymi (ten sam kierunek rozwoju odnotowano później w przypadku piłkarzy grających na innych pozycjach). Po drugie, doszło do poważnego przesunięcia: kosztem utalentowanych Anglików zaczęli dominować golkiperzy z zagranicy; proces ten miał się później powtórzyć na całym boisku. Bramkarzy zawsze uważano za autsajderów, teraz jednak byli w awangardzie nowoczesnego futbolu.