Читать книгу Projekt Koniczyna - Milena Pastuszak - Страница 5

Оглавление

Rozdział 3.

Alex

– Poczekaj chwilę, zaraz sobie przypomnę – mówi Lisa, miotając się przy wannie. Kręci pokrętłami w białej skrzyneczce umieszczonej na ścianie tuż przy słuchawce prysznica.

– Już próbowałam, Liso. Nie działa – rzucam lekko sfrustrowana, ponieważ stoję otulona jedynie dużym ręcznikiem, a w łazience jest dość zimno.

Z tego, co zauważyłam, okna są chyba nieszczelne. Lisa jedynie wydaje dziwny dźwięk i dalej manipuluje przy pokrętłach.

– Może coś się popsuło? – sugeruję.

Jednak dziewczyna nie zaszczyca mnie odpowiedzią. Wzdycham. Myślę sobie, że dziś nici z prysznica. Rozglądam się po pomieszczeniu i zatrzymuję wzrok na niewielkiej umywalce. Jest ona dość nisko osadzona, a zamiast jednego kranu ma dwa bardzo małe, podzielone na gorącą i zimną wodę. Zastanawiam się, co za idiota wpadł na pomysł, aby dzielić w ten sposób kran? Do wyboru masz jedynie wodę lodowatą, albo wrzątek. Możesz również puścić wodę z obu kranów jednocześnie i na przemian z nich czerpać. Im dłużej nad tym myślę, tym bardziej się przekonuję, że wcale nie chcę używać tej umywalki, aby zadbać o higienę, ale chyba nie będę miała wyboru, skoro nasz prysznic nie działa. Zaczyna wzrastać we mnie wielka rozpacz, więc w akcie desperacji odwracam się w stronę Lisy, aby jej pomóc. Może jednak coś da się zrobić?

– Pokaż – mówię, odsuwając ją od urządzenia.

Dziewczyna syczy cicho, ale pozwala mi zerknąć. Skrzynka wygląda niepozornie. Ma dwa pokrętła, którymi można regulować temperaturę wody wydobywającą się z słuchawki. Jest to mechanizm, dzięki któremu wannę przerobiono na prysznic, ponieważ, jak już zdążyłam sprawdzić, krany w wannie są tak zardzewiałe, że nawet nie da się ich odkręcić. Biała skrzynka ma też lampeczkę, która aktualnie się nie świeci. Zastanawiam się, czy służy ona do tego, aby w jakiś sposób komunikować ilość ciepłej wody, czy też mówi nam, że całe urządzenie jest włączone lub wyłączone? Jeśli jest to ta druga opcja, to gdzieś tutaj musi się znajdować jakiś włącznik. Oglądam skrzynkę dookoła, ale nic nie widzę. Zerkam na ścianę, do której jest przymocowana i świta mi pomysł, bowiem owa ściana jest jednocześnie bokiem małej szafki. Otwieram ją i wydaję cichy okrzyk radości. W środku widać resztę skrzynki, z której zwisa sznurek. Pociągam za niego i słyszę kliknięcie. Szybko zerkam na białą skrzynkę i widzę, że dioda świeci teraz na pomarańczowo. Przekręcam jedno z pokręteł i nagle woda spryskuje moją dłoń oraz twarz Lisy, która wydaje okrzyk zaskoczenia. Cieszę się tak bardzo, że niemal skaczę z radości, jednak powstrzymuje mnie delikatny ból w okolicach żeber.

– Naprawiłaś – mówi Lisa gorzkim tonem, wycierając twarz ręcznikiem, a jej mocny makijaż rozpływa się po twarzy.

– To nie było zepsute, Liso. To jest włącznik tego... czegoś. – Wskazuję na całe urządzenie. – Jak mogłaś tego nie wiedzieć, skoro mieszkamy tu od kilku miesięcy? – Patrzę na nią uważnie, kiedy ona wije się pod moim spojrzeniem i jąka:

– No... wiesz... – zastanawia się. – Zawsze było włączone.

Nie drążę tematu, pozwalam jej wyjść z łazienki, abym w spokoju mogła wziąć prysznic i zmyć z siebie zapach szpitala, który dziś rano opuściłam. Woda jest wspaniała i nawet nie przeszkadza mi za bardzo fakt, że całe ciepło ucieka, ponieważ wanna nie jest szczelnie zasłonięta. Myślę o Lisie i o jej dziwnym zachowaniu, które wciąż u niej zauważam. Najpierw jej reakcja na dziennik, jakby bała się o to, co mogę w nim odnaleźć. Potem brak podstawowych informacji, które jako przyjaciółka powinna posiadać. Nie musi wiedzieć, jaki jest mój ulubiony smak lodów, ale chyba powinna wiedzieć, gdzie chodziłam do szkoły, prawda? Szczególnie, że zarzeka się, że jest moją jedyną i najlepszą przyjaciółką. Jej zachowanie, gdy weszłyśmy dziś rano do domu, też było zastanawiające. Przypominam sobie, jak chwytała różne przedmioty i uważnie się im przyglądała albo wydawała dziwne piski i podskakiwała radośnie, gdy zauważyła prostownicę do włosów albo toaletkę w swoim pokoju. Nie wspominając już o jej reakcji, gdy zobaczyła Maxa, kiedy byłyśmy w szpitalu. Przeglądała właśnie swojego smartfona, nie zwracając na mnie uwagi, kiedy do pokoju wszedł blondyn, niewiele wyższy ode mnie. W ręku trzymał kwiaty i pełen entuzjazmu prawie przybiegł do mojego łóżka.

– Alex! – zawołał radośnie i dał mi soczystego buziaka prosto w usta. – Tak się martwiłem o ciebie, kocie. Jak się czujesz?

Wepchnął mi do rąk kwiaty, które wyglądały, jakby sam je właśnie podkradł ze szpitalnego ogródka i podszedł do ściany naprzeciwko po drugie krzesło, które mógłby sobie postawić obok mnie. Spojrzałam na Lisę bardzo zaskoczona, oczekując podpowiedzi, kim jest ten szalony chłopak, jednak Lisa wyglądała na jeszcze bardziej zdezorientowaną niż ja. W tym czasie chłopak zdążył już zająć miejsce obok mnie i teraz przyglądał mi się wyczekująco.

– Yym – jęknęłam. – Dobrze. A kim jesteś?

– No tak! – klepnął się teatralnie w czoło. – Nie pamiętasz! Mówili, że możesz nie pamiętać, ale myślałem, że o mnie nie zapomnisz, kocie. To ja, Max. Twój chłopak! – uśmiechnął się szeroko, a w jego oczach pojawiła się jakaś dziecięca iskierka. Znowu zerknęłam na Lisę, oczekując jakiejś pomocy z jej strony, ale ona tylko pobladła i patrzyła wielkimi oczami na mojego nowego gościa.

On również spojrzał w jej stronę i wyglądał, jakby dopiero teraz ją zauważył. – Cześć. Nazywam się Max Rogers. – Wyciągnął do niej dłoń ponad moim łóżkiem. Ona, z oczami wciąż wlepionymi w nowego gościa, wyciągnęła powoli swoją i cicho powiedziała:

– Elisa Williams. Możesz mówić mi Lisa.

Patrzyłam na tą scenę mocno zbita z tropu.

– Nie znacie się?

Max spojrzał na mnie i pokręcił głową.

– Nie, a powinniśmy?

– No... Skoro jesteś moim chłopakiem, to chyba powinieneś. znać moją przyjaciółkę – powiedziałam, lekko zaskoczona wyrzutem w swoim głosie. W tym momencie oboje zaczęli się nieco wiercić na swoich krzesłach i szukać dobrej odpowiedzi. Nie wiedzieć czemu, nieco zirytowało mnie to zachowanie. Czułam się, jakbym była okłamywana. Ni stąd ni zowąd przyszedł mi do głowy pewien pomysł rodem z telenoweli.

– A może mnie zdradziliście i teraz udajecie, że się nie znacie? – Słyszałam wściekłość w swoim głosie i nie miałam pojęcia skąd się ona bierze.

Oboje spojrzeli na mnie szybko. Lisa zaśmiała się wesoło, a Max zaczął mnie zapewniać, że nigdy w życiu by mnie nie zdradził. Ich reakcja nieco mnie uspokoiła, bo mimo że zachowywali się dziwnie, to jednak teraz wydawali się szczerzy. Dałam więc temu spokój. Przyjrzałam się mojemu chłopakowi uważnie. Był blondynem, włosy miał nieco dłuższe, opadające na czoło. Jego oczy były niebieskie, a usta pełne. Był całkiem przystojny, jednak coś w jego twarzy przywodziło na myśl małego chłopca. Może to ten beztroski uśmiech? Albo delikatny meszek zamiast zarostu? Zwróciłam uwagę na jego ubiór bo, choć nie sądzę, abym w przeszłości mocno interesowała się modą (w każdym razie w tej chwili nie czuję, żeby mnie ten temat pociągał), to jego ubiór wołał o pomstę do nieba. Jak można założyć koszulę w czarno-białą kratę do zgniło-zielonych dresów? Z miejsca zakwalifikowałam chłopaka jako osobę niezwracającą uwagi na swój wygląd. Im dłużej mu się przyglądałam, tym większej nabierałam pewności, że go odrobinę kojarzę.

– Chyba trochę cię pamiętam... – powiedziałam zamyślona.

– Naprawdę? – Chłopak prawie podskoczył na swoim krześle, uszczęśliwiony. – A co konkretnie?

Jednak ja nie byłam w stanie nic więcej sobie przypomnieć.

Miałam wrażenie, że widziałam go wcześniej, ale nie wiązało się z nim żadne moje skojarzenie. Liczyłam na to, że może z czasem wspomnienia same wrócą, ale nic z tego. Max odwiedził mnie jeszcze kilka razy, zawsze wesoły na początku i nieobecny myślami przez resztę wizyty, ale żadne wspomnienia do mnie nie wróciły. Jednak to już zawsze coś. W końcu Lisy nie pamiętam w ogóle.

Niechętnie kończę prysznic, który niesamowicie mnie rozgrzał i odświeżył, i wracam myślami do teraźniejszości. Oglądam się w niewielkim lustrze nad umywalką. Moje włosy teraz zamieniły się w bardzo kręcone, ciemne strąki. Zerkam na swoje żebra i z uśmiechem stwierdzam, że wyglądają nieźle. Zostały już tylko dwie rozległe, ale tylko delikatnie żółte plamy. Poruszam się w różne strony i uznaję, że wszystko zapowiada się obiecująco, bowiem ból prawie całkiem ustąpił. Minęły w końcu dwa tygodnie od mojego przebudzenia, a miesiąc od wypadku – czas najwyższy. Wychodzę z łazienki, uważnie oglądając mieszkanie. Staram się znaleźć cokolwiek, co pomogłoby mi odzyskać pamięć, jednak żaden z przedmiotów nic mi nie mówi. Wzdycham na tę myśl i postanawiam położyć się spać. Jest już późno.

Nagle staję jak wryta. Czuję, jakbym znowu zderzyła się z autobusem. Nie rozumiem burzy uczuć, które mną miotają. Czuję przerażenie i wściekłość. Mam ochotę wrzeszczeć, choć nie mam pojęcia na kogo i dlaczego. Rozglądam się szybko za Lisą. Nie chcę, aby widziała, co się ze mną dzieje, bo niewykluczone, że zaraz się rozpłaczę. Nie ma jej w pobliżu jednak mój wzrok zostaje natychmiast przyciągnięty w jedno miejsce. Patrzę, jak zahipnotyzowana, a moje emocje rosną do ogromnych rozmiarów. Nie wiem, dlaczego, ale obraz wiszący na ścianie zaraz obok mnie sprawia, że czuję to wszystko. Przedstawia planszę szachową. Pustą planszę szachową, będąc precyzyjną. Nagle do głowy wpada mi jedna myśl: „Muszę go uratować”.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Projekt Koniczyna

Подняться наверх