Читать книгу Targowisko czarownic - Mingmei Yip - Страница 9
Prolog
ОглавлениеKiedy skończyłam trzydzieści trzy lata, doszłam do wniosku, że pora na wielką zmianę w moim życiu. Nadszedł czas, by zostać czarownicą.
Przyznaję, że nie byłam pewna, czy to dobry pomysł.
Moje chińskie imię brzmi Ailian, „lotos miłości”. Po angielsku nazywam się Eileen Chen. Chociaż urodziłam się w epoce nowoczesności i otrzymałam zachodnie wykształcenie, zawsze uważałam, że jest we mnie coś z czarownicy, przynajmniej jakaś duchowa cząstka. Dorastałam w rodzinie przepełnionej wiarą we wszystko, co metafizyczne, choć trudne do objęcia rozumem.
Moja matka i babka były czarownicami, a raczej szamankami, które Chińczycy nazywają wu. Czasami o wu mówi się także fangshi, „osoby, które posiadły umiejętności” i dzięki nim mają moc wpływania na rzeczywistość.
Matka i babka potrafiły przepowiadać przyszłość i odwiedzać przeszłość, dostrzegały aurę i rozmawiały z niewidzialnymi istotami. Niestety, mama zmarła przedwcześnie, mając nieco ponad czterdzieści lat, i pozostawiła w nieutulonym żalu mnie i swoją matkę, a moją babkę Laolao. Po stracie córki Laolao chciała, żebym to ja została szamanką i podtrzymała rodzinną tradycję. Oprócz uzdrawiania, rzucania uroków, wpadania w trans i przejmowania mocy zwierząt, babcia zajmowała się również wyprawami w zaświaty. Laolao rzucała też czary da xiaoren, „bicie pogardzanych człowieczków”. Urok ten gwarantował, że banalni, drażliwi, rozplotkowani, godni pogardy zawistnicy, z którymi użeramy się bezustannie, dostaną wreszcie to, na co zasłużyli.
Od matki i babki nauczyłam się podstaw magii: zaklinania amuletów, przyrządzania ziół leczniczych, rzucania uroków, komunikowania się ze zmarłymi. Oraz wielkiej chińskiej tradycji feng shui, dzięki której można sprawdzić, czy siedziba jest właściwie położona i ma dobry przepływ energii. Dla zmarłych ważne jest yin, dla żywych zaś – yang. Chociaż zmuszono mnie do przyswojenia tych umiejętności, to jednak nigdy nie stosowałam ich w praktyce. Szczyciłam się tym, że nie jestem kobietą staroświecką i zabobonną, ale nowoczesną. Zamiast więc zostać szamanką jak mama i Laolao, zajęłam się badaniem szamanizmu.
Po obronie doktoratu z tej dziedziny objęłam profesurę na Uniwersytecie Stanowym w San Francisco. Po czterech latach rozpaczliwie potrzebowałam publikacji, która otworzyłaby mi drogę do stałego etatu i awansu na profesora nadzwyczajnego. Timothy Lee, kierownik instytutu antropologii, zasugerował mi dodanie do mojej rozprawy doktorskiej rozdziału o zachodniej magii i publikację całości w formie książki. To była doskonała rada. Z drugiej strony w kwestiach chińskiego szamanizmu czułam się całkiem pewnie, natomiast moja znikoma wiedza o jego zachodnim odpowiedniku pochodziła głównie z książek.
Kim właściwie są czarownice? Czy naprawdę istnieją? Czy to po prostu obłąkane, prymitywne kobiety, które straszą ludzi, żeby wyciągnąć od nich pieniądze?
Uznałam, że jedynym sposobem na zyskanie prawdziwej wiedzy o czarownicach jest zostanie jedną z nich.
Czy się bałam? Oczywiście. Musiałam jednak przygotować publikację, w przeciwnym razie mogłabym stracić pracę. Timothy wspomniał, że gorąco rekomendował mój awans, jednak tylko pod warunkiem wydania książki. Zawsze uważał mnie za najlepszą kandydatkę ze względu na moje pochodzenie. Dorastałam przecież wśród opowieści o przepowiedniach, magii, szamanach, mściwych bożkach, wudu, juju i wszelkich innych czarach praktykowanych przez trzy tysiące lat, od epoki kamienia po erę elektroniki.
Czy naprawdę wierzyłam w istnienie magii? Czasami tak, czasami nie. Nie umiałam się zdecydować. Jakaś część mnie uważała, że jestem czarownicą, kolejną w długiej linii rodu. Inna część, moje akademickie ja, upierała się, że nie jestem wiedźmą, ale zwykłą kobietą badającą magię naukowo.
W każdym razie potrzebowałam tej książki. A do jej napisania konieczne były badania terenowe. Zdecydowałam się więc przeznaczyć roczny urlop na poszukiwanie czarownic i gromadzenie materiałów na ich temat. Gdy już dostanę etat, będę mogła odpocząć i cieszyć się życiem.
W każdym razie taki miałam plan.