Читать книгу Złe miejsce - Minka Kent - Страница 4

Оглавление

1

Wren

Sześćdziesiąt trzy dni – tyle czasu minęło, odkąd mama wyszła z domu. Przesuwam kredą, nierównym znakiem „X” skreślając w naszym kalendarzu dwudziesty pierwszy listopada.

W przyszły czwartek Evie skończy dziewięć lat – gdziekolwiek teraz jest.

Oczami wyobraźni widzę jej krzywy uśmiech, złote kędziory i kościste kolana. Uśmiecham się w duchu, ale tylko przez chwilę.

Gdy ma się skostniałe z zimna palce, boleśnie skręcony z głodu żołądek i powieki tak ciężkie, że ledwo widzi się na oczy, uśmiechanie się kosztuje mnóstwo wysiłku.

Ostatnio Sage zaczęła bawić się lalką, którą uszyłam na urodziny dla Evie, choć mając osiemnaście lat, jest na to o wiele za duża. Chyba znajduje pocieszenie w świadomości, że może coś trzymać w ramionach i kołysać, tak samo jak mama trzymała i kołysała ją.

Ja nie potrzebuję pocieszenia.

Ja chcę przetrwać.

W chacie co wieczór robi się zimniej. Budzimy się na zmiany, by rozpalić ogień. Wczoraj Sage o tym zapomniała, więc obudziłam się, trzęsąc się tak mocno, że ledwie byłam w stanie wstać z łóżka. Gdy w końcu znalazłam w ciemności zapałki, wydychane przeze mnie powietrze zmieniło się w kłęby pary.

Nigdy wcześniej nie doświadczyłam uczucia tak dotkliwego zimna. Przeniknęło mnie najgłębiej, jak się dało. Myślałam, że popękają mi kości.

Za oknem wyje wiatr. Sage przygotowuje śniadanie, smażąc jajka nad trzaskającym ogniem. Pozszywana z gałganków lalka siedzi na jej krześle, patrząc na wszystko martwymi oczami z guzików i czekając.

To jedyne, co ostatnio robimy… czekamy.

Tymczasem nasze zapasy się kurczą, a ja przewiduję, że za kilka tygodni zacznie się sroga zima. Kaczki i gęsi odleciały na południe szybciej niż zwykle, a pająki wdzierają się do chaty całymi stadami, by tkać ogromne pajęczyny, co mama zawsze uważała za pewny zwiastun zimy.

W ciągu ubiegłego miesiąca straciłyśmy pięć z ośmiu kur. Nie wiemy jak ani dlaczego. Gdyby mama tu była, na pewno by wiedziała. Każdego ranka, gdy zachodzimy do kurnika, boję się, że znajdę kolejną, leżącą na boku, nieżywą kurę, dziobaną przez swoje towarzyszki. Nie chcę nawet myśleć, co by było, gdybyśmy straciły pozostałe trzy.

Ciekawe, czy one też są chore, tak jak Evie.

Ciekawe, czy Evie nadal jest chora…

Zakładam, że tak, bo nie miałyśmy żadnych wieści od mamy po tym, jak obie opuściły chatę w środku nocy, by sprowadzić pomoc dla Evie, która miała wysoką gorączkę i z trudem oddychała. W piersi rzęziło jej tak, jakby ktoś wrzucił do blaszanej puszki garść kamyków. Nigdy nie zapomnę spojrzenia mamy, gdy zawinęła naszą najmłodszą siostrzyczkę w wełniane koce i spakowała małą torbę. Przysięgam, że nadal je widzę, jasno i wyraźnie, za każdym razem, gdy zamykam oczy.

Mama nigdy nie ulegała panice, ale tamtej nocy była naprawdę wystraszona.

Jej ostatnie słowa brzmiały: „Dziewczynki, nie otwierajcie nikomu drzwi. Zrozumiano?”.

Usta miała blade i zaciśnięte, a oczy rozbiegane, gdy trzymała w ramionach moją bezwładną siostrę. Chwilę później ruszyła przed siebie piechotą, by zniknąć w lesie Stillwater otaczającym nasze domostwo. Wraz ze zwiększającą się odległością jasna sukienka mamy stawała się coraz ciemniejsza. Obserwowałam to z walącym w piersi sercem. Zamknęłam drzwi, gdy straciłam obie z pola widzenia.

Powinny były tu wrócić już dawno.

Złe miejsce

Подняться наверх