Читать книгу Porwania - Monika Sławecka - Страница 9
ОглавлениеPo wielu latach spotykam się z koleżanką, z którą już ponad dekadę temu byłam w jednej grupie na studiach. Z Małgosią nigdy nie byłyśmy szczególnie blisko, a mimo to po konsultacji z mężem zdecydowała się zaprosić mnie do swojego domu i opowiedzieć mi historię, która wpłynęła na jej losy. Jej szczere zaufanie do mnie mocno mnie wzruszyło. Spotykając osoby po ogromnej traumie, z którymi kiedyś zetknęły się nasze losy, zaczynamy czuć się zagrożeni. W głowie pojawiają się myśli: A co gdyby to trafiło na mnie? Lub wręcz odwrotnie: Dlaczego nie zauważyłam, że z moją koleżanką dzieje się coś złego? Przecież nie bez powodu zrezygnowała ze swoich marzeń i wróciła do rodzinnego miasteczka, obiecawszy sobie, że nigdy już go nie opuści, bo nie chce ryzykować zdrowia i życia.
Małgosia zrezygnowała z marzeń o wielkim mieście, z obracania się w sferze wolnomyślicieli, nieobawiających się ryzyka, każdego dnia wystawiających siebie na próbę.
Dlaczego?
Prawda o jej tragedii powinna pozostać w świadomości każdego z nas. Bo bez względu na to, czy mieszkamy na wsi, czy w mieście, zło czai się na każdym kroku. Bądźmy więc czujni.
Zwracajmy uwagę na zachowania bliskich nam ludzi, bo statystyki niestety nie kłamią: krzywda najczęściej spotyka nas z ich strony.
Małgosia padła ofiarą zranionych uczuć byłego chłopaka. Chłopaka, który nie poradził sobie z tym, że jakaś „wieśniara” odrzuca jego względy, skoro pochodzi z rodziny wpływowych, bogatych ludzi. Przecież taki mężczyzna może wszystko i może mieć każdą kobietę. Ale czy na pewno?
Zrezygnowałaś ze studiów, wyprowadziłaś się z dużego miasta. Dlaczego?
Nie miałam innego wyboru. Nie potrafiłam już normalnie funkcjonować, miałam napady lęku, wydawało mi się, że dostaję zawału serca, umieram. Straciłam poczucie bezpieczeństwa, nie mogłam już dłużej żyć wśród obcych ludzi. Przerażał mnie kontakt z nimi. W domu czekał na mnie były chłopak z liceum, pomyślałam, że to jedyna szansa, żeby wyjść za mąż i mieć dzieci. Poza tym kochałam Grzesia, wiedziałam, że będziemy mieli dobre życie. Bałam się tylko, czy mnie przyjmie po tym wszystkim, co się stało. Czy nie wyczuje, że stałam się zgniłym owocem. W uszach mi dudniło, jak ze złamanym sercem krzyczał, że w dużym mieście nic dobrego na dziewczynę nie czeka. Że jeszcze wrócę, będę prosiła, żeby mnie przyjął z powrotem. Jego słowa stały się samospełniającą się przepowiednią.
Co masz na myśli?
Pewnie dobrze pamiętasz P. Chociaż się za bardzo wtedy nie kumplowałyśmy, ty byłaś z tych odważnych i zdolnych, ja raczej z tych przełamujących kompleksy i lęki.
Byłaś najładniejszą dziewczyną na roku. Czy możemy nadać P. jakieś fikcyjne imię? Na przykład Piotrek?
No więc byliśmy z Piotrkiem parą, odkąd wspólnie z koleżanką wynajęłyśmy pokój w jego mieszkaniu. Piotrek pochodził z bardzo bogatej rodziny, rodzice zapewnili mu doskonały start. Mieszkanie z możliwością wynajęcia dwóch pokojów, co dawało mu zabezpieczenie finansowe, i samochód, którym dojeżdżał na uczelnię. Szybko wpadliśmy sobie w oko, on wygadany, odważny, przystojny, bardzo mi imponował intelektem i, ogólnie mówiąc, rozmachem oraz taką światowością. Od dziecka dużo podróżował z rodzicami, miał zawsze garść anegdot do opowiedzenia, ludzie go lubili.
Było w nim coś nieszczerego. Zgrywał się, chciał wszystkim zaimponować portfelem zamiast osobowością.
W trakcie bycia razem i wspólnego mieszkania bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Szybko się okazało, że Piotrek miewa napady depresji, zwątpienia w siebie. Rodzice strasznie go cisnęli, żeby zmienił kierunek studiów z dziennikarstwa na prawo, bo to mu da bezpieczną przyszłość i poważany zawód. W skrócie, cytując jego ojca: „Nikt mu nigdy nie podskoczy”. Piotrek się jednak zawziął, świetnie pisał, bardzo dużo czytał. Miał tylko problem z ludźmi, mam wrażenie, że nie bardzo ich lubił. Pierwszy alarmujący sygnał dotarł do mnie, gdy powiedział, że jesteśmy już dorośli i on będzie mnie utrzymywał, ale chce, żebyśmy zamieszkali sami i podziękowali lokatorom. Tak też się stało. Z początku myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi. Oto ja, dziewczyna z małego miasta w górach, mieszkam w wielkiej aglomeracji, codziennie luksusowym samochodem podwozi mnie do szkoły mój wspaniały chłopak, no żyć, nie umierać.
Chyba nie ma nic złego w mieszkaniu razem? Kiedy w waszym życiu pojawiły się problemy?
Przyjechali do nas rodzice Piotrka, jego mama od początku podchodziła do mnie z dystansem, żeby nie powiedzieć wrogością. Ojciec miał problem z tym, że Piotrek mnie utrzymuje. Nigdy nie chciałam żyć na czyjś rachunek, ale Piotrek wolał trzymać mnie blisko, niż wysyłać do pracy po zajęciach. Mówił, że jestem jego siłą i inspiracją, więc dlaczego miałam mu nie ulec? Rodzice zrobili mu cały wykład. Powiedzieli dość głośno, mając świadomość że z drugiego pokoju będę wszystko słyszała, że takich jak ja są miliony, że nie warto. Nic go ze mną nie czeka, poza tym jest jeszcze młody i powinien się wyszumieć, bo później to się na nim i jego przyszłym, poważnym już związku zemści. Piotrek płakał, krzyczał. Ugiął się jednakię, gdy zagrozili, że odłączą go od źródełka. Wtedy przyszła do mnie jego matka. Wiesz, już sama zaczęłam się pakować. Uśmiechnęła się do mnie, dała mi 1000 złotych i wyprosiła z domu. Piotrek nawet się ze mną nie pożegnał.
Musiałaś się czuć okropnie.
Czułam się jak śmieć. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, jak wpływowi ludzie mogą w prosty sposób zniszczyć drugiego człowieka, zwłaszcza że nie mają problemu, żeby robić to nawet swojemu własnemu dziecku. Przeprowadziłam się do koleżanki, z którą z początku mieszkałam u Piotrka. Przepłakałam resztę weekendu, ona mnie pocieszała, że i tak nic by z tego nie było. W poniedziałek poszłam na zajęcia jak gdyby nigdy nic.
Piotrek nie podejmował próby kontaktu? Ty go nie szukałaś?
Postanowiłam wyprzeć całą sytuację. Na pytania kolegów, co się z nim dzieje, mówiłam, że się wyprowadził, bo chce się dostać na studia prawnicze w rodzinnym mieście. Nie chciałam żeby ludzie patrzyli na mnie jak na ofiarę, miałam dość upokorzeń. Wszystko się zmieniło, gdy Piotrek zaczął pojawiać się przed blokiem, w którym mieszkałam. To Sylwia – moja współlokatorka – pierwsza go zauważyła. Najpierw pomyślałam, że się pomyliła, bo przecież Piotrek, szukając kontaktu, zadzwoniłby do drzwi, wszedł na górę. Pamiętam do dziś, jak pewnego piątkowego popołudnia, był styczeń, więc już było ciemno, jechałam z wielką walizką do domu rodzinnego. Walizka bardzo mi ciążyła, nie miałam pieniędzy na taksówkę, szłam na przystanek tramwajowy. Nagle Piotrek zatrzymał się przy mnie samochodem i zaproponował, że podrzuci mnie na dworzec. Wsiadłam do samochodu, byłam ciekawa, co u niego słychać. W sumie sama trochę za nim tęskniłam, rozstaliśmy się bez pożegnania, miło mi było go zobaczyć. Rozmawialiśmy jak gdyby nigdy nic do czasu, aż zapytałam o jego rodziców (pauza).
Nigdy nie widziałam czegoś takiego u drugiej osoby, tak ogromnej zmiany z łagodnego, znajomego mi człowieka w kogoś chorego, z obłędem w oczach. Zmiana o 180 stopni. Piotrek wykrzyczał, że mam się nie wypowiadać na temat jego rodziców, bo nic o nich nie wiem, po czym uderzył mnie pięścią w nos, a później kilka razy w głowę. Świat zawirował mi przed oczami. Nie spodziewałam się ataku. Następne co pamiętam, to jak myślałam tylko o tym, żeby przechylić głowę, bo mogę się udławić krwią.
Straciłaś przytomność?
Pamiętam, jak się obudziłam w mieszkaniu Piotrka. Byłam przywiązana do łóżka tak mocno, że nie mogłam poruszyć rękami ani nogami. Od razu zaczęłam płakać, bałam się, co się ze mną stanie. Nie chcę i nie mogę wracać do tamtych wydarzeń. Powiem tylko, że Piotrek napisał do moich rodziców, że muszę jednak zostać na miejscu, bo dostałam jakąś ekstrapracę za barem i mogę dobrze zarobić. Kiedyś nie było iPhone’ów, blokad w telefonie. Mama przyjęła informację do wiadomości i była spokojna, podczas gdy ja… (płacz).
Przeżywałaś koszmar.
Widziałam człowieka, którego kiedyś chyba nawet kochałam, w szale. Bił się po głowie, płakał, pił, wciągał jakieś dopalacze, po których gadał jak nakręcony. Potem bił mnie i gwałcił. Gwałcił i bił. Moje ręce i nogi po dwóch dniach były słabe, miałam pozrywane ścięgna, dłonie i stopy były granatowe, byłam cała we krwi i siniakach. Nawet tam, na dole (pauza).
Kto cię uratował?
Zaniepokojeni rodzice Piotrka, bo przez dłuższy czas się z nimi nie kontaktował. Nagle wpadli do mieszkania, wybudzając nas z jakiegoś strasznego letargu. Piotrek lał mi na twarz wódkę, podawał jakieś leki, bo płakałam, że wszystko mnie boli. Po dwóch dniach bez jedzenia byłam wykończona, w skrajnym stresie, obolała. Zastali mnie w stanie, który jeszcze potęgował moje poczucie bycia śmieciem. Czułam się jak jakieś zwierzę w klatce, któremu źli ludzie mogą zrobić wszystko i nie poniosą za to żadnych konsekwencji. To jest najgorsze. Mimo że od lat mam stabilną sytuację rodzinną i dwoje wspaniałych dzieci, to gdzieś z tyłu głowy dalej mam poczucie bycia tym zwierzęciem. To, co zrobili ci ludzie, do jakiego stanu doprowadzili swoje własne dziecko, sprawiło, że w zasadzie nigdy nie miałam żalu do Piotrka, tylko do jego rodziców.
Jak się zachowali, gdy zobaczyli was w tym stanie?
Byli opanowani. Od razu zaczęli działać, byłam zdziwionam, jak kalkulowali i planowali między sobą, jak zapanować nad sytuacją. Ojciec wsadził Piotrka pod prysznic, dali mu jakieś leki i położyli w pokoju obok. Mnie jego matka też podała leki, mówiła, że wszystko będzie w porządku, że wkrótce o wszystkim zapomnę. Nie wiem, ile czasu upłynęło. Obudziłam się w czystej sypialni, wykąpana i z opatrzonymi ranami, ale wciąż poraniona psychicznie i fizycznie. Gdy matka Piotrka zobaczyła, że się obudziłam, poszła do pokoju obok po jakiegoś faceta, który przedstawił mi się jako psychiatra Piotrka. Wytłumaczył mi, że Piotrek ma depresję i został skierowany na leczenie psychiatryczne, a jego rodzice chcą zabezpieczyć moją przyszłość za pozostawienie „sprawy” w czterech ścianach. Mężczyzna, bo nie mam pojęcia, kim faktycznie był, wyjaśnił mi stanowczo, że nie warto zagłębiać się w tę „sytuację” i jeśli tego nie zrobię, mam szansę odbudować swoje życie. Wróciłam do domu rodzinnego. Ojciec Piotrka wykupił długi moich rodziców, mi podarowali kawalerkę i dali „odprawę”, która wystarczyła na kilka miesięcy życia. To miał być czas na mój powrót do korzeni.
Udało ci się do nich wrócić?
Nikt nie jest mi już w stanie zapewnić poczucia bezpieczeństwa, żadne pieniądze nie zrekompensują mi bólu, upokorzenia, strachu, koszmarów sennych, jakichś mar, które do mnie przychodziły. Wierz mi, że nie byłam w stanie pracować, rozmawiać z mężczyznami. Nie wiem, jak by się to skończyło, gdyby nie Grzesiek, który gdzieś cały czas na mnie czekał. Jego miłość, troska i współczucie postawiły mnie na nogi. Jestem przekonana, że gdyby nie on… (płacz).
Popełniłabyś samobójstwo?
Tak, miałam nawet plan, żeby to zrobić w ogrodzie rodziców Piotrka. Chciałam ich wpędzić w wyrzuty sumienia, pragnęłam, żeby te cyborgi poczuły, co to prawdziwe problemy. Ból, strach, zagrożenie życia, gwałt na nich.
Czy Piotrek później się z tobą kontaktował?
Nie, nie było żadnych prób. Jego rodzice zresztą mnie zapewnili, że nigdy do tego nie dojdzie.
Wiesz, co się z nim stało? Czy wyszedł na prostą?
Grzesiek się tym interesował, ale nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. Nie wracamy do tego. Staram się zapewnić swoim dzieciom dom pełen miłości, troski i szacunku do drugiego człowieka. Czasami tylko mi żal dziewczyny, którą byłam: ona była czysta, miała marzenia, pomysł na siebie. Nie udało się jej.
Jesteś wyjątkowa, Małgosiu, pamiętaj o tym zawsze.
Dzięki, Monia (płacz).