Читать книгу Drogi święty Mikołaju... - Natasza Socha - Страница 8

RENATA I TOMASZ

Оглавление

– Nieźle – powiedziała Renata Wrzos do swojego odbicia w lustrze.

Wąskie spodnie zgrabnie opinały uda i łydki. Poprawiła jeszcze cienki paseczek w żakiecie, żeby lepiej podkreślił jej ciężko wypracowaną z trenerem fitness figurę. I rozpięła trzeci guzik jedwabnej bluzki, by bardziej wyeksponować biust, oprawiony w starannie dobrany przez brafiterkę stanik. Nikt nie mógł nawet podejrzewać, że ta atrakcyjna czterdziestolatka ma płaską pupę, za grube kostki u nóg i kompletny brak talii.

Nie ma niezgrabnych kobiet, są tylko takie, których nie stać na odpowiednie ubrania – to było jej ulubione motto.

Narzuciła markowy płaszcz na ramiona, chwyciła z marmurowego stolika kluczyki do auta i szybko omiotła ostatnim spojrzeniem swój idealnie czysty, utrzymany w stylu modernistycznym i odcieniach szarości apartament.

– Wielkim plusem bycia singielką jest to, że kiedy wracasz do domu, wciąż panuje w nim porządek – oświadczyła kiedyś zdumionym koleżankom.

Z kojącą świadomością, że jej mieszkanie za dziesięć godzin będzie równie nieskazitelne, wyszła, lekko trzaskając drzwiami. Przepadała za robieniem małego hałasu. Stukot szpilek na wyłożonej granitem klatce schodowej, zamaszyste zatrzaśnięcie drzwiczek samochodu, znaczące, ale nie ostentacyjne, dawały jej poczucie bycia kimś ważnym.

– Witaj, nowy dniu – powiedziała do siebie Renata zgodnie z poradami swojego guru od rozwoju osobistego. I ruszyła do biura.

Praca była w jej życiu bardzo ważna – tak ją nauczono w domu. Dawała prestiż, ale mierzyła go własną, dość oryginalną miarą. Zdaniem Renaty Wrzos, dyrektor działu obsługi klienta w agencji reklamowej, pozycję w strukturach firmy najlepiej określało to, gdzie zostawiało się samochód. Zwykli pracownicy-śmiertelnicy całymi kwadransami szukali wolnego miejsca, a potem brnęli przez listopadowe kałuże, żeby wreszcie zasiąść za biurkiem. Szczebel wyżej był parking na powierzchni – nie chronił przed deszczem i wiatrem, ale gwarantował, że będzie gdzie zaparkować. Ona mogła przyjechać do pracy w szpilkach o każdej porze roku, bo wyjeżdżała z podziemnego garażu w swoim apartamentowcu, a wjeżdżała wprost na parking pod biurowcem. Była kimś.

Praca oczywiście dawała Renacie pieniądze. Tutaj sprawa była jednak bardziej skomplikowana, bo Renaty nie cieszyły one same w sobie. Kochała dopiero cele, które dzięki wysokiej pensji mogła realizować. Dlatego choć zawsze miała dużo pieniędzy, nigdy nie byłaby w stanie powiedzieć „dość”. Trzeba zawsze mierzyć wyżej i dalej, nawet jeśli jest to cholerne trudne.

Koniec końców – praca miała dać Renacie męża. Już jakiś czas temu wypatrzyła w niej idealnego kandydata i od razu zabrała się za realizację swojego planu. Wiedziała, jak to się robi, bo dwóch poprzednich kandydatów również poznała przy okazji obowiązków służbowych. Mąż dla Renaty był nie mniej ważny niż praca. A kto wie, może nawet ważniejszy?

W opinii jej matki, z którą zawsze się liczyła, obrączka była jedynym sposobem na określenie wartości kobiety. Matka naprawdę ciężko przeżyła rozwody córki. A Renata raczej nie sprzeciwiała się Lucynie Wrzos, kobiecie władczej i przywykłej do posłuchu. Od dwudziestu lat była ona prezesem wzorcowej spółdzielni mleczarskiej w Kotulach pod Kielcami. Można powiedzieć, że Renata sukces wyssała z mlekiem matki.

Teraz szła przez pełen ludzi open space (nazywała ich w myślach „zajczykami”) świadoma wrażenia, jakie robi.

„Ileż to pracy i pieniędzy trzeba, żeby wyglądać, jakby się tak urodziło”, przemknęło jej przez głowę.

Pokój dzieliła z dwiema koleżankami. Obie uważały, że Renata jest absolutnie cudowna, nietuzinkowa, po prostu chodząca alegoria sukcesu.

– Kochana, idealnie się składa, że już jesteś, bo muszę to komuś opowiedzieć. Nie uwierzysz, co mi się przytrafiło! – Dorota, szefowa marketingu i komunikacji wewnętrznej, co poniedziałek zdawała relację na temat poszukiwań nowego partnera, którego zamierzała zdobyć przez modną aplikację randkową. W dzisiejszych czasach był to jedyny sposób na szybką i skuteczną ocenę kandydata. Krótka charakterystyka, kilka znaczących pytań, seria zdjęć w różnych ujęciach i człowiek już po piętnastu minutach wiedział, czy jest sens umawiać się na pierwszą randkę. Oczywiście w obliczu zderzenia rozbuchanej wyobraźni z rzeczywistością zawsze istniało ryzyko porażki, ale Dorota była mocno przekonana co do słuszności swoich poszukiwań.

Mężczyzna portalowy był po prostu symbolem partnera dzisiejszych czasów.

– Zrobię sobie kawę i zamieniam się w słuch – westchnęła Renata.

Lubiła swoją koleżankę, ale wysłuchiwanie jej niekończących się historii o miłosnych podbojach trochę ją męczyło.

W biurze kobiety nieustannie mówiły o kłopotach z mężczyznami, problemach z dziećmi, awanturach z matką, braku kasy, nadmiarze kilogramów i ogólnym niezadowoleniu z życia. Renata nigdy nie planowała dzieci, sama na nic nie narzekała, lub przynajmniej niewiele, bo uważała, że to strata energii. Co do mężczyzn, wybierała ich według prostego klucza: nieważne, czy kocha, nieważne, czy wierny – liczyła się przede wszystkim jego zdolność zarabiania i miejsce, jakie zajmował w świecie biznesu. A jednak to jej rad koleżanki słuchały najchętniej i nawet nie podejrzewały, że ich zwierzenia przepuszczała przez górne warstwy świadomości, puentując je jakimś ogólnikiem. Najwyraźniej jednak lubiły się zwierzać, a Renata wydawała im się osobą najbardziej kompetentną i jak nikt inny znającą mężczyzn.

Dorota usiadła na skraju biurka.

– Dyrektor finansowy, świetny garnitur, zadbane ręce, zrobione zęby, może trochę za niski, ale ogólnie niczego sobie. Po piętnastu minutach chciał natychmiast wpakować mi się do łóżka, aż zażartowałam, że w takim tempie to zaraz będziemy mieć dzieci, a ja już przecież mam dwójkę. Tak uciekał, że aż szalik zgubił! Co za dupek! – Dorota zasłoniła twarz dłońmi, a Renata przez moment poczuła szczere współczucie.

Strach pomyśleć, w jakiej sytuacji jest kobieta, która nierozważnie zdecydowała się na macierzyństwo. Praktycznie jej szanse na poznanie kogoś ciekawego maleją niemal do zera i jest skazana na bycie samotną matką, właściwie bez szans na seks.

– Zgroza! – skomentowała głośno własne myśli i zaraz dodała: – Nie przejmuj się. W sumie dobrze, że od razu odkrył karty, szkoda by było twojego czasu. Dzisiaj faceci są coraz mniej dojrzali, lepiej być samą niż z takim kretynem. Szkoda co prawda, że na świecie coraz mniej jest normalnych, porządnych facetów, ale niestety. To bardzo słaby gatunek.

Dorota wycisnęła na jej policzku serdecznego całusa.

– Ren, ty zawsze umiesz znaleźć właściwe słowo. I jesteś najlepszym przykładem tego, że nie wolno zadowalać się byle kim! W końcu mam dwójkę cudownych dzieciaków, to naprawdę wiele – rzuciła, wprawiając Renatę w osłupienie.

Kto dzisiaj cieszy się z dzieci? Chyba tylko męczennica, kandydatka na cholerną świętą. Dzieci są jak energetyczne wampirki, wysysające ze swoich matek urodę i chęć do życia.

Aż się wzdrygnęła. Otrząsnęła się dopiero na dźwięk telefonu wewnętrznego.

– Szef cię potrzebuje – przekazała asystentka, Gabriela Wszędko.

Renata dałaby głowę, że słyszy w jej tonie zgryźliwą nutę. Wstała bez pośpiechu, poprawiła żakiet, a idąc do gabinetu oddzielonego od reszty biura starannie zasuniętymi żaluzjami, przejrzała się w szybie, by mieć pewność, że rowek w piersiach jest dostatecznie widoczny. Tomasz Konieczny, szara eminencja świata reklamy, był jej szansą na męża numer trzy. Kiedy zobaczyła wzrok błądzący po jej dekolcie na prezentacji rocznych wyników krótko po tym, kiedy dołączyła do jego zespołu, wiedziała, że połknął haczyk.

Mężczyźni byli bardzo przewidywalni.

Weszła pewnym krokiem do jego gabinetu, okrążyła biurko i stanęła tuż obok niego.

– Nareszcie jesteś, zobacz, co ci kretyni nam przysłali! A za pieniądze, które nam oferują, nie warto nawet z łóżka wstawać! – Tomasz rozsypał na biurku stos kartek.

Był zdenerwowany – zauważyła mocno pulsującą żyłkę na jego szyi. Idealny moment, żeby go wyciszyć, uspokoić i pokazać, że przy niej nawet najgłupsza oferta wcale nie jest warta takich nerwów.

– Uporządkuję to, potem przeanalizuję i wyślę ci wnioski. Jestem pewna, że dostaniemy, czego chcemy. – Nachyliła się, żeby pozbierać rozrzucone dokumenty, a jej biust znalazł się pięć centymetrów od jego oczu.

– Nie rób tak – wydusił zdławionym głosem. Kobiece piersi były słabością, której nie umiał się oprzeć.

– Wpadnij do mnie po pracy, ubiorę się w coś ładnego – szepnęła Renata, nachylając się nad nim jeszcze bardziej, aby poczuł zapach jej perfum.

Od trzech miesięcy mieli romans. „Jeszcze trzy i poprosisz, żebym zrobiła ci miejsce w szafie”, pomyślała, wychodząc, i uniosła znacząco brew. Innego scenariusza pod uwagę nie brała. Mężczyźni naprawdę byli przewidywalni, choć uważali, że jest inaczej.

Tomasz odczekał, aż Renata zniknie z pola widzenia, i sięgnął po komórkę.

– Aniu, będę później, mam jeszcze spotkanie.

– Nie uprzedzałeś mnie. – Żona nie była szczęśliwa z powodu zmiany planów, ale nie wyczuł w jej głosie irytacji.

– Umówmy się, że wracając, zabiorę Tosię i Zosię z tenisa, będziesz miała trochę czasu dla siebie.

Ich córki, jedenastoletnie bliźniaczki, miały tak zapełniony kalendarz, że szczerze im współczuł – były bardziej zajęte niż ich zarządzający firmą ojciec.

– Jest poniedziałek, mają dziś taniec – westchnęła Anna. – Zaraz po szkole, więc już są w domu.

– Dobrze, pomyślę, jak ci wynagrodzić moje nadgodziny – powiedział swoim specjalnym czarującym głosem.

– Nie naciskaj, bo się upomnę. – Anna się zaśmiała.

Była wyraźnie w niezłym nastroju. Poczuł się rozgrzeszony.

Tomasz z natury był prawdomówny, życie zmuszało go jednak czasem do zatajenia pewnych szczegółów przed żoną. Teraz też powiedział prawdę. Spóźni się. Anna była cudowną matką, idealną partnerką na życie, ciepłą, bez wybujałych ambicji, wspierającą. Miewał inne kobiety. Ale z nimi łączył go wyłącznie seks. A z Anną całe życie. I tak uważał, że w branży, w której kreski białego proszku znaczyły drogę do kariery, postawił na najmniej kontrowersyjny sposób odreagowania codziennego ciśnienia. Ważne było tylko, żeby wiedzieć, kiedy romans skończyć. Jeśli trwał zbyt długo, istniało niebezpieczeństwo pojawienia się emocjonalnej więzi. Przyczyny afer pełnych krzyków i łez, powodu rozbitych związków i nieszczęścia dzieci. Ogólnie zła. A tego sobie nie życzył.


Wprowadził kod i wszedł na klatkę Renaty. Drzwi jej mieszkania były otwarte, jak zawsze zresztą. Podobało mu się, że na niego czeka.

– Lubię punktualnych mężczyzn. – Przywitała go w czymś zwiewnym, założonym na coś fascynująco skąpego, czego prawie nie było, a co w cudowny sposób podkreślało jej piersi. A te były absolutnie idealne. Nie za duże, pełne, zachęcająco prześwitujące przez delikatną tkaninę.

– Jak mógłbym spóźniać się do tego, co tu na mnie czeka – zamruczał jej w szyję.

Nie doszli nawet do sypialni. Kanapa w salonie była bliżej.


Dwie godziny i szybki prysznic w łazience Renaty później, w niewielkiej kafejce na rogu zamawiał filiżankę espresso zaparzonego ze świeżo zmielonej Colombii Excelso. Nie lubił przychodzić wprost od innej kobiety do domu i żony. To było jednak niekomfortowe. Kawiarnia stanowiła dobry bufor między jednym a drugim światem. A kawa skutecznie zabijała pozostałość po cudzych perfumach.

Kiedy parkował pod swoją willą, nie czuł już ich zapachu na sobie. Za wielkim oknem salonu widać było Annę i dziewczynki, wszystkie trzy siedziały na dywanie koło kominka i pochylały się nad czymś. Ogień dodawał wnętrzu ciepłego blasku i było w nim coś magicznego. Tomasz poczuł, że chyba pora, by rozstać się z Renatą. Tak będzie lepiej dla wszystkich.

Drogi święty Mikołaju...

Подняться наверх