Читать книгу Drogi święty Mikołaju... - Natasza Socha - Страница 9

KAROLINA I KAROL

Оглавление

Mimo entuzjastycznego stosunku do spacerów w listopadowy wieczór Karolina musiała jednak przyznać, że nie jest to lato na Riwierze Francuskiej i skryła się w przytulnym wnętrzu kafejki nieopodal swojego domu. Wypiła kubek americano i zjadła kanapkę z kozim serem. Zamówiła też ciasteczko z nadzieniem agrestowym, ale było dość podłe w smaku. Może i dobrze, żadna kobieta nie potrzebuje nadmiaru kalorii.

Najchętniej zadzwoniłaby teraz do przyjaciółki, ale za każdym razem, kiedy sięgała do torebki, przypominała sobie, że zostawiła telefon w domu. Miała dwa wyjścia – albo zostanie tutaj do stycznia, albo wróci do domu, który wyglądał tak, że chyba lepiej byłoby go podpalić. Dlaczego życie musi być tak bardzo skomplikowane?

Kiedy była mała, marzyła o tym, żeby jak najszybciej dorosnąć, nosić buty na obcasach i korzystać z tego wszystkiego, co było zabronione dzieciom. Kiedy dorosła, najchętniej wróciłaby do piaskownicy, karuzeli i beztroskiego życia, w którym największym zmartwieniem był kolor gumki myszki. Buty na obcasach były świetne, owszem, ale cała reszta zdecydowanie mniej.

Przy stoliku obok usiadł przystojny, śniady i ciemnowłosy mężczyzna koło czterdziestki.

„Dlaczego po ulicy zazwyczaj tacy nie chodzą?”, zastanowiła się Karolina.

Szybko go oceniła: dobrze skrojony garnitur, drogi zegarek, ekstrawaganckie oprawki okularów, zadbane dłonie, bez obrączki.

„Raczej nie bankowiec” – pomyślała. „Stawiam na wolny zawód. Architekt? I to z tych modnych”.

Facet nie wyglądał, jakby na kogoś czekał, skupiał się całkowicie na ekranie komórki, po której co chwila przesuwał palcem. Od czasu do czasu sięgał po filiżankę z kawą i przeczesywał palcami opadające na czoło włosy.

„A dlaczego w sumie nie poprosić go o pożyczenie telefonu? Zadzwonię do Małgosi, numer w końcu pamiętam, niech mnie ratuje”, pomyślała odkrywczo i uśmiechnęła się do przystojniaka.

Zerknął na nią zaciekawiony.

– Karolina – przedstawiła się grzecznie.

– Tomasz – odpowiedział i uścisnął jej dłoń.

– Może to głupio zabrzmi, ale czy nie pożyczyłbyś mi na chwilę swojego telefonu? Chcę, żeby ktoś mnie stąd zabrał, a swoją komórkę… eee… zostawiłam w domu. Szybko wychodziłam, no i zapomniałam – zaczęła się tłumaczyć nieporadnie i zdecydowanie zbyt szczegółowo. Gdyby świadek na sali sądowej tak zeznawał, zanotowałaby: kręci.

Wzięła głęboki oddech.

– Uciekinierka? – zaśmiał się domyślnie brunet i odblokował klawiaturę. – Proszę.

– Można tak powiedzieć – przyznała cicho Karolina, zastanawiając się, czy naprawdę już nawet obcy widzą jej desperację i niechęć do zmierzenia się z sytuacją pozostawioną za zatrzaśniętymi drzwiami mieszkania.

A może po prostu ma wymalowane na czole, że to wszystko ją przerasta i najchętniej zwiałaby na koniec świata? Ostatecznie mogłyby to być Malediwy i mały domek na wodzie.

Wybrała numer.

– Halo? – W słuchawce odezwał się pełen rezerwy głos jej najlepszej przyjaciółki.

– Małgosia? To ja, Karola. Jestem w „Chill roomie”, nie mam telefonu, pożyczyłam na chwilę od jednego miłego pana, dlatego nie znasz numeru, który ci się wyświetlił. – Posłała mu raz jeszcze pełen wdzięczności uśmiech.

– Tak wiem. Twój telefon ma Karol, przed chwilą z nim rozmawiałam. Powiedział, że wybiegłaś jakoś tak nagle i zapomniałaś o komórce. A on też się pomylił i wziął twoją.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Drogi święty Mikołaju...

Подняться наверх