Читать книгу Zimowa forteca - Neal Bascomb - Страница 7

Оглавление

Prolog

Okupowana przez nazistów Norwegia, 27 lutego 1943 roku

Dziewięciu narciarzy przecięło slalomem górskie zbocze1. Grupa młodych mężczyzn zdawała się polegać bardziej na własnym instynkcie niż na słabym świetle księżyca. Przemknęli między sosnami i zjechali trawersem w dół stromego, nierównego stoku pokrytego gdzieniegdzie wykrotami, a gdzieniegdzie grubymi zaspami śniegu. Ubrani w białe kombinezony maskujące nałożone na mundury wojsk lądowych Brytyjskich Sił Zbrojnych mężczyźni wyglądali jak grasujące po lesie widma. Poruszali się bezgłośnie niczym duchy, ciszę zakłócał jedynie szmer sunących po śniegu nart i co pewien czas odgłos uderzenia kijka o niedostrzeżoną w porę gałąź. Ciepły wiatr wiejący nieprzerwanie przez dolinę Vestfjord zagłuszał jednak nawet i te dźwięki. Mężczyźni liczyli na to, że wiatr zatrze również ich ślady.

Kiedy pokonali półtora kilometra od chaty, która służyła im za bazę wypadową, las stał się zbyt gęsty, a zbocze zbyt strome, by mogli kontynuować wędrówkę inaczej niż na piechotę. Młodzi Norwegowie odpięli narty i zarzucili je na ramiona. Ale i tak poruszali się z wielkim trudem. Objuczeni plecakami z 15 kilogramami sprzętu, a przy tym uzbrojeni w karabiny maszynowe, granaty, pistolety, materiały wybuchowe i noże, ślizgali się, zsuwali i brnęli przez ciężki, mokry śnieg. Pod ciężarem sprzętu zapadali się niekiedy po pas w zaspach. Sytuacji nie ułatwiała gęstniejąca ciemność, kiedy nisko wiszące chmury zaczęły przesłaniać księżyc.

W końcu las się przerzedził. Mężczyźni wyszli na drogę, która biegła przez północną część doliny Vestfjord w kierunku jeziora Møsvatn na zachodzie oraz oddalonego o kilka kilometrów miasta Rjukan na wschodzie. Dokładnie na południu, po drugiej stronie stromego wąwozu rzeki Måna, znajdował się ich cel: Vemork.

Pomimo dużej odległości dzielącej ich od drugiego brzegu wąwozu oraz świszczącego im w uszach wiatru komandosi doskonale słyszeli ciche buczenie hydroelektrowni2. Jej budynek wraz z ośmiopiętrowymi zakładami chemicznymi znajdował się na półce skalnej nad blisko dwustumetrową przepaścią, poniżej której w dolinie wiła się rzeka Måna. Dolina była tak głęboka, że promienie słoneczne rzadko docierały do jej najniższych partii.

Gdyby Hitler nie zaatakował Norwegii, a Niemcy nie przejęli kontroli nad fabryką, od Vemork biłby blask niczym z latarni morskiej. Ale teraz okna zakładów były zaciemnione ze względu na nocne naloty aliantów. W trzech miejscach nad doliną rozciągnięto również liny, aby zapobiec dziennym atakom nisko lecących bombowców.

Ciemna sylwetka fabryki przypominała imponującą fortecę wzniesioną na pokrytej lodem, skalistej grani. Pracownicy mogli się dostać do niej jedynie przez bacznie strzeżony wiszący most z jednopasmową drogą. Otaczające zbocza zostały zaminowane, a okoliczne tereny stale patrolowali żołnierze. Przygotowane były również reflektory, syreny, stanowiska karabinów maszynowych oraz stacjonujące w koszarach wojsko.

I właśnie do środka tej twierdzy zamierzała się włamać grupka komandosów.

Stali na skraju drogi, z zafascynowaniem patrząc po raz pierwszy na Vemork3. Nie potrzebowali dziennego światła, by wiedzieć, gdzie kryją się rozliczne zabezpieczenia fabryki. Przestudiowali w tym celu sterty zdjęć zwiadowczych, setki stron raportów, nauczyli się na pamięć planów budynku i dziesiątki razy przećwiczyli na jego makiecie zakładanie ładunków wybuchowych. Wszyscy znali na pamięć każdą ścieżkę, korytarz i klatkę schodową na terenie zakładów.

Nie oni pierwsi próbowali wysadzić Vemork w powietrze. Wysiłki te były dotychczas okupione licznymi ofiarami. Podczas gdy w Europie, Rosji, Afryce Północnej i na Pacyfiku szalała wojna, a bataliony czołgów, eskadry bombowców, flotylle łodzi podwodnych i niszczycieli oraz miliony żołnierzy ścierały się ze sobą w globalnym konflikcie, zdaniem alianckich przywódców to właśnie ta ukryta na surowym norweskim pustkowiu fabryka była języczkiem u wagi, który miał rozstrzygnąć o zwycięstwie lub przegranej.

Pomimo całej niezwykle bogatej wiedzy na temat Vemork, dziewiątka komandosów wciąż nie do końca rozumiała, dlaczego ten obiekt ma tak duże znaczenie. Powiedziano im, że w fabryce produkuje się tajemniczą substancję o nazwie „ciężka woda” i przy jej użyciu naziści mogą „wysadzić w powietrze sporą część Londynu”4. Sabotażyści sądzili, że przedstawiono im to w wyolbrzymiony sposób, aby zagwarantować ich pełne zaangażowanie w misję.

Oni zaś byli oddani tej misji bez względu na cenę, jaką przyjdzie im za to zapłacić, włącznie z najwyższą ceną własnego życia. Od początku zdawali sobie sprawę, że mają niewielkie szanse na przeżycie. Byli w stanie wkraść się do fabryki i wypełnić zadanie, ale wydostanie się na zewnątrz to już całkiem inna sprawa. Jeśli zajdzie taka konieczność, na pewno podejmą walkę, ale ucieczka wydawała się mało prawdopodobna. Aby nie dać się pojmać żywcem, każdy z komandosów miał ukrytą w klapie lub pasie i zabezpieczoną w gumowej osłonie kapsułkę z cyjankiem.

Wszyscy niewątpliwie denerwowali się przed akcją, ale przeważało poczucie fatalizmu. Od wielu miesięcy przebywali z dala od domów, spędzając czas na treningach, planowaniu i przygotowaniach. Teraz mieli w końcu przejść do działania. Jeśli zginą, jak wielu członków sił specjalnych podczas innych operacji – to trudno5. Przynajmniej będą mieli okazję stanąć do walki. W takiej wojnie jak ta każdy powinien liczyć się z tym, że prędzej czy później przyjdzie mu zginąć.

Tymczasem w Anglii kierujący operacją Leif Tronstad czekał na wieści. Zanim komandosi wyruszyli na misję, obiecał im, że ich czyny będą pamiętane przez setki lat. Ale żaden z mężczyzn nie brał w niej udziału po to, by zapisać się w historii. W gruncie rzeczy nikt z nich nie robił tego dla ciężkiej wody czy dla Londynu. Wszyscy oni widzieli na własne oczy, jak Niemcy zaatakowali ich kraj, jak upokarzano i zabijano ich przyjaciół, jak ich rodziny przymierały głodem, a rodaków pozbawiano praw. Podjęli się tej misji przede wszystkim ze względu na Norwegię, aby wyzwolić norweską ziemię oraz norweski naród spod władzy nazistów6.

Zaraz miała nadejść ich wielka chwila, przypięli więc z powrotem narty i ruszyli w ciemnościach w dół drogi.

Zimowa forteca

Подняться наверх