Читать книгу Łowca tygrysów - Paullina Simons - Страница 10
1
Wynalazek miłości
Оглавление– Wygląda na to, że nie żyję. To dobrze3. – Tak brzmiały pierwsze słowa, jakie do niego wypowiedziała.
Julian i Ashton przylecieli z Los Angeles do Nowego Jorku ze swoimi dziewczynami Gwen i Riley, by obejrzeć adaptację sztuki Toma Stopparda Wynalazek miłości w teatrze off Broadway. Sztuka – z Nicole Kidman w roli głównej! – o życiu i śmierci brytyjskiego poety A.E. Housmana, napisana dla mężczyzn, została wystawiona ponownie w wyłącznie kobiecej obsadzie, z wyjątkiem roli Mosesa Jacksona, objet d’amour Housmana, którego grał jakiś debiutant. „New York Times” opisał go z szacunkiem jako „złowieszczego jak beczka prochu”.
Gdy Gwen zaproponowała wyprawę, Julian nie palił się do tego pomysłu. Wiedział co nieco o Wynalazku miłości. Powoływał się na sztukę Stopparda w swojej niedokończonej pracy magisterskiej.
– Jules, wydaje ci się, że wiesz coś na każdy temat – powiedziała Gwen. Stale ciągała go na wydarzenia kulturalne. – Ale o tym nie wiesz nic. Zaufaj mi. Będzie fantastycznie.
– Gwen, jeśli już mamy jechać aż do Nowego Jorku, może obejrzymy Traviatę w Lincoln Center? – odparł Julian. Nie przepadał za operą, ale partię Armanda śpiewał Plácido Domingo. A to było warte wyprawy do Nowego Jorku.
– Nie słyszałeś, gdy mówiłam, że Nicole Kidman gra rolę A.E. Housmana? A Kyra Sedgwick jej towarzysza.
– Słyszałem, słyszałem – odparł. – Ashton się na to godzi?
– Zgodzi się, jeśli ty się zgodzisz. Myślisz, że wolałby oglądać Plácida? Ha. Musimy poszerzać jego horyzonty. I najwyraźniej nie tylko jego. No już, rozchmurz się, będzie świetnie. Obiecuję. – Gwen uśmiechnęła się od ucha do ucha, jakby jej obietnice miały moc wiążącą.
Postanowili przedłużyć wyprawę na cały weekend. Ashton wywiesił na drzwiach sklepu ulubioną tabliczkę: POJECHAŁEM NA RYBY (choć ryb nie łowił). Często wyjeżdżali we czwórkę, jak muszkieterowie, spędzali weekendy na południu w Cabo lub na północy w Napa. Wylądowali na JFK w piątek, udali się do Le Bernardin, gdzie Ashton znał właściciela (oczywiście) i mogli zjeść kolację za darmo. Potem spotkali się z kilkoma przyjaciółmi z UCLA, poszli się napić w Soho i potańczyć w Harlemie.
Skacowani i ociężali spędzili sobotnie popołudnie w MOMA i pooglądali wystawy sklepowe na pobliskiej Piątej Alei. Kiedy nadszedł sobotni wieczór, Julian był zbyt zmęczony, by znów gdzieś wychodzić. W sklepie z pamiątkami w muzeum kupił fascynującą książeczkę Księga wyroczni: Odpowiedzi na życiowe pytania i wolałby zamówić coś do pokoju, zdrzemnąć się i ją przekartkować – w poszukiwaniu obiecanych w tytule odpowiedzi. Otworzył ją na chybił trafił na dwóch prowokacyjnych odpowiedziach na pytania, których nie zadał.
Pierwsza: „Wyciągnąłeś siedem kielichów. Czy tego naprawdę chcesz?”.
Do czego odnosi się „tego” w tym zdaniu?
I druga: „Zaćmienie Słońca sugeruje nieoczekiwane zakończenie”.
Jakiego zakończenia oczekiwał?
Wyszykowani na sobotni wieczór w Nowym Jorku – mężczyźni w ciemnych dżinsach, dopasowanych koszulach i marynarkach; dziewczęta umalowane i z ułożonymi włosami, w szpilkach, z dużymi dekoltami, zjedli przed spektaklem sushi w Nobu w TriBeCa – wszyscy z wyjątkiem Riley, ponieważ jadała tylko co drugi dzień – i pojechali taksówką do teatru Cherry Lane w Greenwich Village.
A tam okazało się, że Nicole Kidman zastępuje dublerka!
Na tablicy wywieszono ogłoszenie: „Dziś wieczorem rolę A.E. Housmana zagra dublerka pani Kidman, Josephine Collins”.
Wśród posiadaczy biletów przebiegł głośny szmer niezadowolenia. Był sobotni wieczór! Czemu gwiazda spektaklu zniknęła bez słowa? „Spadła ze schodów? Złapała zakaźną chorobę?”, dopytywała się Gwen. Nikt nie wiedział. Kasjerka nabrała wody w usta. Media społecznościowe milczały. Ponieważ na wielkim afiszu nad wejściem widniało jedynie nazwisko Toma Stopparda, zwrot pieniędzy za bilety nie wchodził w grę.
Julian pomyślał, że jego dziewczyna roztopi się na chodniku jak lody Arktyki. Wściekała się na biedną kasjerkę, jakby to ona ponosiła winę za nieobecność Nicole.
– Ale czemu jej nie ma? – powtarzała. – Nie może mi pani powiedzieć? Czemu?
Julian próbował jakoś załagodzić sytuację. Kiedy zajmowali miejsca, poklepał Gwen współczująco po plecach i powiedział:
– Josephine Collins to niezły pseudonim sceniczny, nie uważasz?
Spojrzała na niego ze złością.
– Nigdy nie potrafisz powiedzieć niczego, żebym poczuła się lepiej, gdy jestem wściekła – rzuciła. – Jakby w ogóle ci nie zależało.
Julian spojrzał na siedzącego po prawej stronie Ashtona. Przyjaciel gawędził z Riley, śmiejąc się z jakiegoś żartu, ich jasne głowy się stykały.
Spróbował jeszcze raz.
– Świetnie to zorganizowałaś, Gwen. Te miejsca są niesamowite. – Bo były. Na samym środku trzeciego rzędu.
– Rzeczywiście są niesamowite – odparła. – Świetnie będzie stąd widać dublerkę.
Ashton szturchnął go łokciem.
– Stale ci to powtarzam, Jules. W niektórych sytuacjach lepiej trzymać gębę na kłódkę. A to zdecydowanie jest jedna z nich.
Julian gapił się przed siebie. Po ciągnącej się w nieskończoność minucie czerwona kurtyna się uniosła.
Dublerka stała w światłach rampy na środku sceny.
– Wygląda na to, że nie żyję. To dobrze – powiedziała do niego i zakręciła biodrami.
Julian, który siedział zgarbiony, a powieki opadały mu ze zmęczenia, wyprostował się.
Sztuka mogła być niezła. Mogła być okropna. Gwen w czasie braw i przerwy bez końca ciskała gromy na dublerkę, więc Julianowi trudno było wyrobić sobie spójną opinię na temat przedstawienia.
Ale wyrobił sobie opinię na temat dublerki.
Przypadkowa dziewczyna stała przed Julianem przez dwie bite godziny.
Okazała się niezwykła. Choć była młoda i grała starszego mężczyznę spoglądającego wstecz na nieudane życie, wniosła na scenę melancholię i elegancję, dowcip, ból i wściekłość. Wniosła wszystko. W kulisach nie pozostało nic. Julian miał przed sobą całe jej wnętrze.
Może nie była tak wysoka jak Nicole Kidman, ale była równie szczupła, miała długie kończyny, jasną skórę i delikatne rysy. W przeciwieństwie do Nicole miała brązowe oczy i lekko chropawy głos. Jej głos brzmiał jak głos nastolatki, lecz z dosadnym dorosłym wydechem na końcu każdego zdania. Zderzenie jej kobiecości z rolą szorstkiego profesora wywarło na Julianie potężne wrażenie. Mocne wersy Housmana wypowiadane jej ledwo słyszalnym chrapliwym głosem uwiodły go. Uwiodły go jej rozkołysane biodra. „Miłość jest jak kawałek lodu trzymany w dłoni przez dziecko”, wyszeptała z nieskazitelnym brytyjskim akcentem, stojąc na brzegu rzeki Styks, wyciągając do niego szczupłe ramiona. Walczył z impulsem, by zerwać się z miejsca. „Kto wie, iloma jeszcze dniami bogowie zechcą nas obdarzyć?”, pytała raz po raz.
A potem, porzucając Housmana na rzecz Czechowa, wypowiedziała kwestię z Trzech sióstr:
„O, gdzie to wszystko, gdzie się podziały te lata, gdy byłem młody, wesoły, mądry, gdy marzyłem i myślałem tak subtelnie, gdy teraźniejszość i przyszłość moja opromienione były nadzieją? Dlaczego my, ledwo zacząwszy żyć, od razu stajemy się nudni, bezużyteczni, nieszczęśliwi? Nie ma ani jednego człowieka, który byłby niepodobny do innych, ani jednej ofiarnej duszy – czy to w przeszłości, czy teraz – ani uczonego, ani malarza, ani jakiejkolwiek wybitnej jednostki, która budziłaby zazdrość albo namiętne pragnienie naśladowania”4. Czego ty chcesz, Julianie? CZEGO TY CHCESZ?
Rozdziawił usta ze zdumienia. Czyżby się przesłyszał? Księga wyroczni przemawiała do niego na głos. Oszołomiony pochylił się do przodu. Ashton szturchnął go, żeby się oparł o fotel. Czy ta dziewczyna przed chwilą zwróciła się do niego po imieniu?
*
– To było koszmarne, prawda? – powiedziała Gwen, gdy spektakl dobiegł końca. – Ależ ona była pretensjonalna. Myślała chyba, że jest rewelacyjna. Jakim cudem w ogóle dostała tak wymagającą rolę? Na pewno bzyknęła się z producentem, nie sądzicie?
– Skąd mam wiedzieć? – odparł Julian. – Dlaczego pytasz mnie? Nic o niej nie wiem. – Czy naprawdę jest Brytyjką? Przecież nie można do tego stopnia udawać akcentu.
– Czemu tak się wycofujesz? – Gwen westchnęła, ujmując jego bezwładną rękę. – Przepraszam, okej? Miałeś rację. Powinniśmy byli pójść na Traviatę. Ale tak szczerze, co o tym myślisz? Koszmar, prawda?
Julian nie do końca tak myślał.
Gwen chciała poczekać przy wyjściu dla artystów, by zdobyć autograf Kyry Sedgwick.
– Żeby ten wieczór nie okazał się totalną stratą czasu. – Stłoczyli się przy barierce. – Potem pójdziemy prosto do Art Baru – oświadczyła Gwen. – Stawiam pierwszą kolejkę. Napijemy się, żeby zapomnieć.
– W całym Nowym Jorku nie ma tyle alkoholu – wtrąciła Riley. – Mnie ona też się nie podobała, Gwennie. Coś mi w niej zgrzytało, ale nie wiem dokładnie, co.
– A ty jak uważasz, Jules? – zapytał Ashton. – Czy w Nowym Jorku jest dość alkoholu, żeby o niej zapomnieć?
– Nie sądzę.
Ashton żartował, ale bez uśmiechu. Przez jego beztroską twarz przebiegł mroczny cień. Julian odwrócił wzrok na różową tablicę przy wyjściu dla artystów.
– Drażniła mnie – mówiła dalej Gwen do Riley. – Dobrze jest wnieść coś nowego do roli. Ale nie można od niej całkowicie odejść.
– To kobieta grająca rolę mężczyzny. Czy można odejść jeszcze dalej? – zapytał Julian.
– Nie była dość męska. Słyszałeś jej głos?
– Słyszałem.
– A ja z trudem. No i jeszcze nie była wystarczająco wysoka. To tak bardzo rozpraszało uwagę.
– Jej wzrost ciebie też rozproszył, brachu? – zapytał Ashton, szturchając Juliana.
– Nie.
– Przepraszam, że wyraziłam swoją opinię – rzuciła Gwen.
Julian zauważył, że on też wyrażał swoją opinię.
– Zgoda, ale ja prowadzę intelektualną dyskusję na temat jej słabej gry – odparła Gwen. – A co ty robisz?
Julian odpuścił. Nie wiedział, co robi.
Był czerwcowy wieczór w Nowym Jorku, ciepły, pochmurny, wietrzny, w powietrzu unosiła się energia trzech milionów mieszkańców spacerujących po ulicach. Ludzie rozpychali się, tak jak czasami robią to w Nowym Jorku, gdy wydadzą dużo pieniędzy na bilet i uważają, że należy im się, by w obsadzie znalazła się gwiazda. Stoją z wyciągniętymi rękami, domagając się autografów, jakby to oni wyświadczali aktorom przysługę, a nie odwrotnie.
Juliana zirytowały kąśliwe uwagi Gwen pod adresem dublerki. Odsunął się, pozwalając, by inni mężczyźni i ich towarzyszki weszli pomiędzy nich. Echo słów dziewczyny nadal dźwięczało mu w uszach i waliło w piersi. „Wygląda na to, że nie żyję. To dobrze”. „Miłość jest jak kawałek lodu trzymany w dłoni przez dziecko”…
Kyra Sedgwick wyszła wsparta na ramieniu Kevina Bacona, swojego szczupłego, młodzieńczego męża aktora. Jakiś facet w tłumie głośno rzucił dowcip na temat gry „Six Degrees of Kevin Bacon”. Kevin Bacon uśmiechnął się, jakby miał ochotę mu przyłożyć. Kilka minut później wyszedł jedyny mężczyzna z obsady – atrakcyjna „beczka prochu”, który grał Mosesa Jacksona. Julian nie zapamiętał, jak się nazywa, i niewiele go to obchodziło. Kilka kroków za Misterem Universe szła dublerka. Julianowi zaparło dech.
Barierki jęknęły pod naporem tłumu; rozległy się okrzyki, Kyra, Kyra. Kevin, Kevin. Julianowi spodobało się, że choć Kevin Bacon nie należał do obsady sztuki, rozdawał autografy. Tak się zachowuje rasowy celebryta, pomyślał rozbawiony. To gwiazdorstwo w czystej postaci.
Nawet Mister Universe podpisał kilka programów. Ale nie dublerka Juliana. Stała z boku jak ostatnia panna do kupienia na aukcji na starym Dzikim Zachodzie. Nikt jej nie rozpoznał bez blond peruki, z wilgotnymi włosami zebranymi w ciasny kok.
Zaczęło mżyć.
Julian wyciągnął rękę z programem i pomachał nim, by zwrócić jej uwagę. Czy można się zachować jak dżentelmen, a nie dupek, kiedy macha się programem, by zdobyć autograf? Ale gdy dostrzegła, jak robi z siebie głupka, wyszła do przodu, uśmiechając się z wdzięcznością. Podał jej program lekko drżącą ręką, patrząc na czubek jej mokrej ciemnej głowy, gdy zamaszyście, prawie nieczytelnie pisała swoje imię i nazwisko: Josephine Collins.
Zanim Julian zdążył jej powiedzieć, że była świetna, zdumiewająca, zawołał ją naszpikowany sterydami macho. Brakowało tylko pstryknięcia palcami. Pobiegła.
I to by było na tyle.
*
Po powrocie do Los Angeles Julian prawie o niej zapomniał.
W sklepie Ashtona jak zwykle panował ruch, trzech braci Juliana miało urodziny, zbliżał się Dzień Ojca, chrzciny, matka organizowała przyjęcie z okazji zakończenia szkoły i potrzebowała jego pomocy w znalezieniu florystki i cateringu, a Gwen rzucała aluzje na temat romantycznego wypadu do Meksyku na Święto Niepodległości, mając chyba nadzieję, że w Cabo dostanie pierścionek zaręczynowy.
Od czasu do czasu Julian przypominał sobie pierwszą kwestię dziewczyny.
Nie, nawet sobie nie przypominał. Pojawiała się w marzeniach.
W wizjach pełnych ognia i lodu jej blada twarz rozjaśniała się na czarnym tle i ze środka sceny w jego piersi rozlegał się jej głos, który pytał, na co czeka, i powtarzał, że dusza nie zna granic.
Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
3 Tom Stoppard, Wynalazek miłości, w: Tom Stoppard, Arkadia. Wynalazek miłości, przeł. Jerzy Limon, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1998.
4 Antoni Czechow, Trzy siostry, przeł. Natalia Gałczyńska, Iskry, Warszawa 1983.