Читать книгу Iggy Pop: Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca - Paul Trynka - Страница 4
SŁOWO WSTĘPNE
ОглавлениеTa książka to opowieść autentyczna, choć historia rocka żywi się mitami i legendami, w których roi się od bohaterów i antybohaterów, w większości zresztą martwych. Tę barwną panoramę tworzy galeria dziwaków i odmieńców. To hałaśliwy korowód nonkonformistów, kontestatorów i wszelkiej maści odszczepieńców społecznych. Ten swoisty firmament mniej lub bardziej romantycznych straceńców i indywidualistów raz po raz rozbłyska migotliwym światłem kolejnej upadłej gwiazdy. Miliony zwykłych śmiertelników wypatrują z zachwytem narodzin, wzlotu, a przede wszystkim spektakularnego samospalenia kolejnego herosa. Pół wieku kultu seksownych łobuzów z gitarami elektrycznymi i baterią kotłów to iście psychodeliczny kalejdoskop najdziwniejszych życiorysów. Idole zbiorowej świadomości kolejnych pokoleń fanów rocka konkurują ze sobą w ilości skandali, pokręconych karier i widowiskowych śmierci. W tej rywalizacji są prawdziwi mistrzowie, najlepsi z najlepszych, najtwardsi, niezniszczalni, wybrańcy bogów, wiecznie młodzi, nieujarzmieni, odporni na upływ czasu. W tej kwaśniej śmietance szołbizu króluje właśnie on – niezłomnie stojący na straży wyznaczników swej epoki: „sex, drugs and rock and roll” – ojciec chrzestny outsiderów, guru popaprańców, papież Kościoła wszystkich niepoprawnych typów. Niezwyciężony przez miernotę i na ciągłej kontrze – IGGY POP. Bez niego i legendarnych The Stooges punk rock byłby sierotą, a grunge’owcy wraz z deszczem spłynęliby bez śladu rynsztokami Seattle.
Gdyby Iggy nie istniał, chyba nikt nie odważyłby się go wymyślić. Bo kto przy zdrowych zmysłach uwierzyłby w kogoś tak pokręconego?
Gdy Iggy burzył wszelkie granice między pierwotnym szaleństwem a ideą czystej sztuki, Marilyn Manson bawił się jeszcze w pampersach swoim siusiakiem.
Gdy amerykańska młodzież obwiesiła się pacyfkami i nurzała w błogostanie, gitarzysta The Stooges pojawiał się na scenie ze swastyką na ramieniu, w nazistowskim mundurze, a Iggy zalewał się wymiocinami i własną krwią. W okrutny i wyrazisty sposób pozbawiał złudzeń swoje pełne nadziei pokolenie. „No fun, my babe, no fun”.
Iggy Pop – kochany i nienawidzony, wzgardzony i uwielbiany. Zawsze na przekór głównemu nurtowi, wbrew rozsądkowi i przeciw normom. Hołubiony przez intelektualną bohemę, utrzymywany przez bogate matrony i rozdziewiczający zakochane w nim nastolatki. Uwodzący gejów i transwestytów, zdradzający przyjaciół. Naćpany wszystkim, co wpadło mu w ręce. Pacjent szpitali psychiatrycznych i bezwstydny ekshibicjonista, przez lata nieutrzymujący kontaktu z jedynym synem. Wyrachowany i pamiętliwy.
A teraz z drugiej strony – Jim Osterberg. Ujmujący „Piotruś Pan” z rozbrajającym uśmiechem i głębokim spojrzeniem wielkich, błękitnych oczu. Uosobienie błyskotliwej inteligencji, elokwencji i dobrych manier. Kipiący poczuciem humoru ekstrawertyk o chłopięcej sylwetce i zwinności jaszczurki. Człowiek obdarzony niebanalnym talentem literackim, muzycznym i scenicznym. Dusza towarzystwa. Miłośnik zwierząt i koneser dobrych win. Wnikliwy obserwator rzeczywistości. Niezwykle kreatywny, pracowity i ambitny. Istny wulkan energii i uosobienie amerykańskiego snu o drugiej szansie.
Jim Osterberg, a może Iggy Pop, to człowiek o dwóch twarzach – obu równie wyrazistych i autentycznych. Trudno jednoznacznie stwierdzić, czy miarę jego sukcesu stanowi ilość życiowych porażek, czy też niezwykła siła przetrwania. Nie sposób jednak nie zauważyć, że nad artystą zdaje się czuwać opatrzność: podczas gdy kolejni współpracujący z nim muzycy, jakby na skutek jakiejś klątwy, kolejno rozstawali się z życiem – on wyszedł cało z niezliczonej liczby wypadków, udało mu się nie przedawkować i nie zarazić hiv, wyrwał się także mocy voodoo. Zupełnie jakby dane mu było poznać tajemne zaklęcia przeciw fatum.
W 2012 roku Iggy Pop skończył sześćdziesiąt pięć lat. Wydał kolejną płytę i wyruszył w światową trasę koncertową z kapelą, której liderem pozostaje od lat czterdziestu pięciu. Historia Iggy’ego / Jima mogłaby stanowić kanwę filmów w zasadzie każdego gatunku i kategorii od A do C – komedii, dramatu, filmu porno, thrillera, romansu, a nawet kreskówki.
W przeszłości nic nie wskazywało na to, że jego życie okaże się tak pokręcone i niezwykłe. Był dzieciakiem spod znaku „dobrze zapowiadających się”, pilnym uczniem, sportowcem, aktywistą organizacji młodzieżowych z politycznymi ambicjami. Pochodził z porządnej inteligenckiej rodziny. Zawsze otaczał się gromadą wiernych druhów, zabiegając przy tym o względy kolegów z zamożnych i wpływowych rodzin. Był łasy poklasku, ale niekoniecznie akceptacji. Z czasem stało się jasne, że nie cofnie się przed niczym, by zrealizować każdy plan.
Nie sposób nie spytać, dlaczego ten bystry młodzieniec wybrał właśnie muzykę. Co przyciągnęło go do bluesa i rocka? Czym zafascynowali go mroczni bracia Ashetonowie, późniejsi Dum Dum Boys? Kiedy postanowił zejść na dobre z wygodnego szlaku przewidywalnej egzystencji zwykłego obywatela, pozwalając, by grzeczny chłopiec z przedmieść przeistoczył się w „ulicznego geparda”? Napędzany szaloną energią niczym atomowy podmuch dewastował amerykańskie dobre samopoczucie. Rozcierał w proch najśmielsze wyobrażenia o tym, jak daleko może posunąć się człowiek ogarnięty pasją.
Na kartach tej biografii znajdziecie studium tego wyjątkowego przypadku autokreacji.
Nie uwierzycie własnym oczom, czytając o losach The Stooges, zespołu skazanego przez swego twórcę na zagładę, który doczekał jednak zmartwychwstania i w glorii i chwale dołączył do pocztu królów rocka – Rock’n’Roll Hall of Fame. Będziecie przerażeni tym, co Iggy wyprawiał ze swoim ciałem i umysłem. Jego seksualne ekscesy z pewnością Was zniesmaczą, a opisy dalekiego od ideału ojcostwa wzbudzą co najmniej niechęć. Wzruszycie się jego niedolą i osamotnieniem. Być może Was rozśmieszy, a może zmrozi Wam krew w żyłach mroczna opowieść o Haiti. Powędrujecie przez Berlin lat siedemdziesiątych śladami kultowych albumów The Idiot i Lust For Life. Dowiecie się, co Jim robił w Moskwie, Warszawie i Paryżu. Nie doszukacie się wątków homoerotycznych w opowieści o wielkiej przyjaźni Iggy’ego z Davidem Bowiem – stety lub niestety – do wyboru. Zaskoczy Was imponująca lista współpracowników i kumpli bohatera tej historii, od guru lat sześćdziesiątych po współczesnych aktorów i reżyserów. Przewiną się MC5 i The Damned, Sex Pistols, Patti Smith i Blondie, Andy Warhol i Johnny Depp.
Jedno nie ulega wątpliwości – Iggy Pop nie przetrwałby dziesięcioleci burzy i naporu, gdyby zabrakło mu Jima Osterberga. Jim Osterberg zaś bez Iggy’ego Popa przepadłby już na początku swej drogi.
Książka, którą trzymacie w rękach, to akt absolutnego oddania i podziwu jej autora dla swojego idola. To także rzetelna biografia jednego z najwybitniejszych artystów naszych czasów. Jej autor, jak nikt dotychczas, uporządkował i opisał fakty dotyczące wzlotów i upadków Iggy’ego i The Stooges, ukazując historię „Ojca Chrzestnego Punka” w zupełnie nowy sposób. To lektura obowiązkowa nie tylko dla fanów, lecz także – a może przede wszystkim – dla tych, którzy chcą poznać kulisy szołbiznesu i muzyki rozrywkowej ostatnich pięciu dekad.
* * *
Redakcja biografii Iggy’ego Popa to dla mnie osobista frajda. Trafiłam na Iggy’ego Popa trzydzieści lat temu, poprzez fascynację Davidem Bowiem. Pracę nad tą publikacją traktuję więc jako wyróżnienie i swego rodzaju „prezent rocznicowy”. Pozwólcie mi zatem na odrobinę prywaty i kilka wspomnień.
Rok 1989 – wakacje w usa. Godziny spędzone przy Bleecker Street na Manhattanie, gdzie podobno mieszka Iggy. Tylko które to jego okno? Nigdy się nie dowiedziałam. Może dlatego, że… on chyba nigdy tam nie mieszkał. Jesień tego samego roku – koncert Steviego Wondera w Warszawie na Stadionie Dziesięciolecia. Wraz z przyjaciółką, zamiast słuchać klasyka subtelnego popjazzu, kolędujemy wśród publiczności z plikiem kartek, zbierając podpisy pod petycją w sprawie zorganizowania koncertu Iggy’ego w Polsce. Nazwisk na „tak” jest kilkadziesiąt.
Upada mur berliński, otwierają się granice. Rodacy masowo podróżują do Niemiec po zaopatrzenie w dyskontach i tanie magnetowidy. W pociągach po sufity wypełnionych kartonami dóbr konsumpcyjnych wraz z przyjaciółmi do Polski wwozimy tylko jedno: winyle, całą dyskografię Iggy’ego. Na stołecznej giełdzie płytowej wszyscy mnie znają – przychodzę regularnie uzupełnić płytotekę Bowiego, Popa i Lou Reeda.
Początek lat dziewięćdziesiątych – pierwsza praca dla branży muzycznej i kolejna próba namówienia decydentów na zorganizowanie występu Iggy’ego. Piszę faksy do agencji koncertowej w Nowym Jorku, o której dwadzieścia lat później czytam w niniejszej książce. Odpowiedzi dostaję zdawkowe.
Mija kilka lat, jestem promotorką zespołu Illusion, Iggy ma po raz pierwszy wystąpić w Warszawie, na Torwarze (zawita tu potem jeszcze raz). Udaje mi się załatwić support chłopaków z Trójmiasta. Po koncercie wspólna balanga z jego muzykami w podwarszawskiej Radości. Wśród gości są Martyna Jakubowicz, Apteka, Illusion i ówczesna awangarda polskiego szołbizu. Niestety gwiazda wieczoru wybrała intymną kolację i nam nie towarzyszy.
Wywiad z Iggym Popem udało mi się przeprowadzić trzykrotnie. Przy pierwszym spotkaniu okazał się towarzyski i gadatliwy, a moja trema prysła w mgnieniu oka. Wspominał swoich kumpli Polaków – podobno jeden z nich podarował mu skórę z wyhaftowaną cekinami Matką Boską Częstochowską. Kolejna rozmowa była już jak spotkanie ze starym znajomym (przynajmniej tak to odebrałam), a trzecia, czyli wywiad telefoniczny po płycie Préliminaires, trwała ponad godzinę i przerodziła się w luźną pogawędkę o współczesnej sztuce, sprzedaży domu w Miami i prozie Michel’a Houellebecq’a. Iggy opowiadał o swojej kilkuletniej wnuczce oraz o zerwaniu kontaktów z synem.
A jak obecnie wygląda codzienność „Iguany”? W wolnych chwilach czyta literaturę francuską, maluje i ćwiczy tai chi lub pływa długie dystanse. Od czasu do czasu bierze też udział w kampaniach społecznych. Ostatnio pojawił się w mediach w kreacji à la Seks w wielkim mieście, aby zaprotestować przeciw – nomen omen – seksizmowi. Swój udział w akcji skomentował słowami: „Nie wstydzę się ubierać jak kobieta, ponieważ nie uważam, by bycie kobietą było wstydliwe”. Nieźle jak na autora poezji w stylu Pussy Power.
Ten gość naprawdę wie, jak zrobić dobre wrażenie. I złe też. A już na pewno pozostawia niezatarte wrażenie po pierwszym kontakcie. Przekonajcie się sami, że Iggy Pop uzależnia bez reszty.
Jak śpiewał niegdyś zespół Manfred Mann: „Mama always told me not to look into the eyes of the sun, but mama. That’s where the fun is”.
Agnieszka Wojtowicz-Jach