Читать книгу Urodzona bogini część 1 - P.C. Cast - Страница 6
CZĘŚĆ I
ROZDZIAŁ CZWARTY
ОглавлениеOklahoma
Nim John Łagodny Orzeł z ponurym ładunkiem wjechał na drogę dojazdową, Richard Parker już czuł, że dzieje się coś złego. Przez cały wieczór był podenerwowany i rozdrażniony, co gorsza, również wszystkie jego psy były bardzo niespokojne. Cała szóstka mieszańców greyhounda z wilczarzem irlandzkim, kiedy tylko zapadł zmierzch, zaczęła wyć i choć ostro je skarcił, zamknęły się dopiero po pięciu minutach.
Nie musiał sprawdzać w kalendarzu, jaki to był dzień. Zawsze był na bieżąco. Od listopada, kiedy po raz ostatni widział swoją córkę, skrupulatnie liczył dni, tygodnie i miesiące, chociaż nie wiedział, kiedy dokładnie nastąpi rozwiązanie. Wiedział tylko, że w końcu kwietnia, a dziś był trzydziesty kwietnia. Tego dnia wypadały urodziny Shannon. Jego córka, czczona w tamtym innym świecie jako wcielenie bóstwa, właśnie kończy trzydzieści sześć lat.
No tak… Ale przecież to niemożliwe, żeby aż do tego stopnia przejmował się urodzinami, więc najpewniej chodzi o coś całkiem innego. Kto wie, może nawet pozytywnego. Bardzo pozytywnego, jeśli Shannon, która przebywa w dziwnym starożytnym świecie za niewyobrażalną barierą czasu i wymiaru, właśnie dziś urodziła córeczkę i próbuje przekazać mu radosną nowinę.
Nie, to chyba jednak nie to.
Kiedy tamtego dnia, w czasie okropnej śnieżycy Shannon nieoczekiwanie zapukała do jego drzwi, wyglądała bardzo nieciekawie. Ubrana byle jak, przemoknięta, a co najważniejsze, sprawiała wrażenie bardzo wylęknionej i przybitej. Był z nią pewien mężczyzna, w którym Richard rozpoznał Clinta Freemana, byłego pilota wojskowego. Pilota bohatera.
Shannon opowiedziała ojcu niebywałą historię o tym, jak w wyniku działań niepojętych sił i splotu pewnych okoliczności zamieniła się miejscami z niejaką Rhiannon, Wcieleniem Bogini z innego świata, a potem za sprawą Clinta z powrotem znalazła się w Oklahomie. Trudno było w to wszystko uwierzyć, z drugiej jednak strony Richard wiedział, że jego córka jest osobą niezwykle prawdomówną. A kobieta, która przez ostatnie miesiące zachowywała się wyjątkowo wrednie i zraziła do siebie wszystkich bliższych i dalszych znajomych, o rodzinie nie wspominając, wyglądała co prawda identycznie jak Shannon, ale zachowywała się całkiem inaczej.
W rezultacie zanim jeszcze znalazł się w lodowatym stawie, gdzie za sprawą tego monstrum, Nuady, omal nie stracił życia – dzięki czemu miał możność przekonać się, jak wielką mocą bogini obdarzyła Shannon – łatwiej mu było zaakceptować istnienie jakiegoś alternatywnego świata niż fakt, że osobowość jego córki uległa tak diametralnej zmianie.
Kiedy Shannon po pokonaniu Nuady powróciła do Partholonu, wierzył jej już bez żadnych zastrzeżeń. Był pewien, że wszystko, co powiedziała, jest całkowitą prawdą, a tamten inny świat jest tak samo realny jak świeży zapach deszczu czy miękka ciepła sierść konia, którą wyczuwa się pod palcami.
Po prostu było to już dla niego faktem oczywistym. Tak samo, niestety, jak śmierć Clinta, który stracił życie, gdy Shannon wracała do Partholonu. Śmierć tego dzielnego człowieka o wspaniałym charakterze Richard bardzo przeżywał, niemal tak samo boleśnie, jakby stracił własne dziecko.
Shannon na szczęście nic się nie stało. Tylko jej tu nie ma. Po prostu wyjechała, tak jak wyjeżdża się do Europy czy do Australii. Zamieszkała tam na stałe, ale kiedyś na pewno zaczną się regularnie odwiedzać.
No właśnie! Po prostu tak na to wszystko należy spojrzeć.
Richard westchnął i zaczął nerwowo przemierzać wylane cementem patio. Shannon musiała wyjechać. Wyszła przecież za mąż za kogoś z tamtego świata. Ten ktoś jest ojcem jej dziecka. Shannon kocha go, a dziecko przecież potrzebuje ojca.
– Dziadka też… – mruknął pod nosem. Miał wielką nadzieję, że Shannon rzeczywiście będzie mogła utrzymywać z nim kontakt. I oby tak się stało, bo nawet jeśli miałyby być to tylko spotkania krótkie i sporadyczne, dzięki nim pozbędzie się okropnego uczucia, że stracił córkę na zawsze.
Śniła mu się bardzo często. W tych snach zawsze sprawiała wrażenie osoby bardzo zadowolonej z życia, otoczonej ludźmi, którzy wręcz ją uwielbiali. W tych snach zdarzyło mu się nawet zobaczyć męża Shannon.
Centaura.
– Coś naprawdę bardzo interesującego – mruknął Richard pod nosem, i to bardzo cicho, bo naprawdę tylko do siebie.
Był pewien, że za tymi snami stoi Bogini Epona, za co czuł do niej nieskończoną wdzięczność. Przecież taki sen to naprawdę wielka sprawa, prawie tak wielka, jakby dostał od Shannon list.
Dziś jednak nie chodziło o żadne sny, tylko o to, co czuł na bieżąco. Przez cały wieczór był bardzo niespokojny, jakby tliło się w nim jakieś przeczucie, którego nie potrafił sprecyzować. Poza tym jednym, że niewątpliwie było to złe przeczucie.
A może Shannon próbuje się z nim w jakiś sposób porozumieć? Urodziła już mu wnuczkę i chce przekazać dobrą nowinę. W takim razie dlaczego to, co on czuje, jest zdecydowanie negatywne? Dlaczego wyczuwa zagrożenie? Bo tak właśnie jest!
Richard, który od dłuższego czasu nerwowo przemierzał patio, znieruchomiał w pół kroku, bo uderzyła go nagła myśl. I była to myśl przerażająca.
Chryste! Czyżby… czyżby przeczuwał śmierć swojej córeczki? Czyżby nie przeżyła porodu w tamtym starożytnym świecie, gdzie nie ma szpitali, żadnej aparatury, po prostu nie ma nic? Shannon umarła? To dlatego wydaje mu się, że powietrze wokół niego jest ciężkie jak ołów? Dlatego ma poczucie nieuchronnego przeznaczenia?
– Epono, błagam… – szepnął cicho gdzieś w pustkę. – Czuwaj nad moim dzieckiem…
– Kochanie, co się dzieje?
W otwartych drzwiach stała Patricia Parker, dla całych legionów futbolistów, których Richard wytrenował, po prostu Mama Parkerowa.
– Nic się nie dzieje, kochanie. – Zachrypnięty głos świadczył jednak o czymś innym, dlatego szybko dodał uśmiech i krótkie uzupełnienie: – Jestem dziś po prostu trochę zdenerwowany, choć nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje.
Pogodna twarz Patricii natychmiast uległa metamorfozie, w oczach pojawił się strach.
– Kochanie, ale to nie jest znowu to?!
To, czyli Nuada. Podczas tamtych dramatycznych wydarzeń Patricii nie było w domu, bo pojechała do Phoenix odwiedzić siostrę, nie była więc świadkiem tamtych wydarzeń, ale widziała przecież, jakie były ich konsekwencje. Richard, naturalnie, niczego przed nią nie ukrywał, opowiedział wszystko. Zauważył, że kiedy Mama Parkerowa dowiedziała się o nieprawdopodobnej zamianie miejsc Shannon i Rhiannon, wyraźnie poczuła ulgę. Czemu zresztą wcale się nie dziwił. Musiała poczuć ulgę, kiedy okazało się, że młoda kobieta, którą wychowywała i kochała jak rodzoną córkę, wcale nie zwróciła się przeciwko niej. To nie Shannon mówiła jej te wstrętne rzeczy, to nie Shannon zachowywała się wobec niej po prostu obrzydliwie. Tylko Rhiannon.
– A skąd! – obruszył się bardzo zły na siebie, bo niepotrzebnie zdenerwował żonę. Zachował się bez sensu, przecież powinien na to spojrzeć rozsądnie. Niewątpliwie są to tylko jakieś domysły, a kiepski nastrój najpewniej zawdzięcza zbyt dużej ilości ostrej papryki jalapeño, którą spożył na kolację.
– Wszystko w porządku, kochanie – zapewnił jeszcze raz. – Zaraz do ciebie przyjdę!
– No to dobrze. A ja kończę zmywanie.
Kiedy odwróciła się, by wrócić do domu, nagle usłyszeli, że na drogę dojazdową wjeżdża jakiś samochód. Richard szybko spojrzał na zegarek. Wpół do jedenastej, więc na niezapowiedzianą wizytę towarzyską było stanowczo za późno. Ktoś jednak do nich jedzie. Nieśpiesznie, ale jedzie starym niebieskim pikapem chevy.
I jeszcze coś, coś bardzo niepokojącego. Na widok wysłużonego samochodu Richard – w końcu przecież nie histeryk! – poczuł ciarki na plecach.
Chevy zatrzymał się obok dwóch pikapów zaparkowanych na podjeździe, po czym z kabiny wysiadł stary Indianin.
– Dobry wieczór, panie Parker – powiedział, na co Richard odruchowo wyciągnął do niego rękę. Stary człowiek, spoglądając mu prosto w oczy, uścisnął podaną dłoń i przedstawił się: – Jestem John Łagodny Orzeł. Proszę wybaczyć, że zjawiam się tu o tak późnej porze.
– Nic się nie stało. A co pana do nas sprowadza?
– Rhiannon. Prosiła, bym ją tutaj przywiózł. Do domu.
– Rhiannon?!
Już bardziej zaskoczyć go nie mógł. Przecież od chwili, gdy Shannon przeniosła się z powrotem do tamtego świata, Rhiannon nie dawała znaku życia. Richard był pewien, że Shannon zabrała ją ze sobą, może i po to, by poniosła konsekwencje tchórzliwego i lekceważącego postępowania. Przecież uciekła z Partholonu, porzuciła święte obowiązki Wybranki Epony.
A z tego, co powiedział stary John Łagodny Orzeł, wynikało, że Rhiannon jest tutaj. Mało tego, powiedziała mu, że tu właśnie jest jej dom.
Jej dom?! Richard gwałtownie się wyprostował. Jej dom? Ta… komediantka ma czelność nazywać jego dom swoim domem?! O nie! Koniec z tą maskaradą. Co z tego, że są do siebie uderzająco podobne. Rhiannon to nie Shannon, a on nie ma najmniejszego zamiaru pozwolić, by dalej ją udawała! Oczywiście o tym nie będzie dyskutował z obcym człowiekiem, ale jak tylko stary Indianin stąd zniknie, Rhiannon usłyszy to i owo od Richarda, który po tej reprymendzie osobiście odwiezie ją do miasta lub na lotnisko, wszędzie, byle jak najdalej od Oklahomy.
– A gdzie ona jest? – spytał, spoglądając na kabinę pikapa. Ktoś tam siedział, było jednak zbyt ciemno, by dojrzeć twarz.
– Ona jest tutaj, panie Parker.
Stary Indianin nie podszedł do kabiny, tylko skierował się na tył pikapa i jednym zdecydowanym ruchem otworzył tylne drzwi. Stare zawiasy jęknęły, a stary człowiek spojrzał na Richarda, który kiwnął głową, podszedł bliżej i zajrzał do samochodu.
W pierwszej chwili pomyślał, że to jakieś złudzenie. Oczy go zawiodły, a poza tym naprawdę niewiele widać. W każdym razie to, co zdołał dojrzeć, wyglądało jak… ciało. Tak, nieruchome ciało zawinięte w indiański koc.
John Łagodny Orzeł z zadziwiającą zręcznością wskoczył do środka, przykucnął i ostrożnie zsunął koc, odsłaniając twarz, na widok której Richard poczuł się tak, jakby ktoś rąbnął go prosto w żołądek.
– Shannon! – I mimo zesztywniałych kolan błyskawicznie znalazł się w pikapie.
– To Rhiannon, nie Shannon – powiedział cicho Łagodny Orzeł. – Jej ostatnim życzeniem było, bym przywiózł ją tutaj, do pana. I oddał panu pod opiekę jej dziecko.
– Ale ona… ona nie żyje…
– To prawda, panie Parker. – Łagodny Orzeł ze smutkiem pokiwał głową. – Umarła zaraz po wydaniu córki na świat, ale przedtem zdążyła uleczyć duszę, wygnać z niej ciemność. Sprawiła to miłość do dziecka.
Richard z wielkim trudem oderwał wzrok od nieruchomej twarzy zmarłej, tak łudząco podobnej do jego córki.
– Pan wie, kim ona jest naprawdę? Wie pan o Partholonie?
– Tak, wiem. Byłem w Świętym Zagajniku, kiedy Biały Szaman pokonał zło i złożył siebie w ofierze, by Shannon mogła powrócić do tamtego świata. Byłem tam również i wtedy, kiedy zło uwolniło Rhiannon ze świętego drzewa, w którym była uwięziona.
Zło!
Spojrzenie Richarda bezwiednie przemknęło dookoła, natrafiając już tylko na ciemność.
– Czy to zło przybyło tu za panem?
– Nie. Razem z członkami starszyzny plemiennej wypędziliśmy Boga Ciemności ze Świętego Zagajnika, a Epona, która przybyła tam później, odegnała resztki czającej się jeszcze złej ciemności, a także zerwała więzy łączące duszę Rhiannon z Bogiem Ciemności i ożywiła nieśmiertelną nić łączącą ją z Rhiannon. Gdy więc umierała, jej Bogiem Jedynym na powrót była Epona.