Читать книгу Ulysses Moore. - Pierdomenico Baccalario - Страница 15

Оглавление

Rick ułożył swój rower na żwirze jak pacjenta do operacji. Śrubokręty, młotki, klucze, obcęgi i inne narzędzia, które dał mu Nestor, leżały porozrzucane dokoła.

– Hmm… – zmartwił się jeszcze bardziej, obejrzawszy rower ze wszystkich stron. – Jest gorzej, niż myślałem.

– Bardzo źle? – spytała Julia.

Rodzeństwo Covenant przyglądało się przyjacielowi, całkowicie bezradne. Zmysł praktyczny Jasona kończył się tam, gdzie informacje zaczerpnięte z komiksów i kreskówek, a Julia w ogóle nigdy nie troszczyła się o to, jak działa rower.

Rick chwycił łańcuch, połączył go i spróbował nasadzić na przerzutki.

– Chyba tak – odpowiedział Julii na zadane wcześniej pytanie. – Zabierze mi to z godzinę, może nawet więcej.

Jason pokiwał markotnie głową. To zmuszało ich do całkowitej zmiany planów.

– Możemy ci jakoś pomóc?

– Teraz nie, ale potem tak, jak dojdę do tamtych – i wskazał dwa stare rowery państwa Moore, które poprzedniego dnia pożyczył im Nestor.

– Tamte mają tylko trochę pokrzywione ramy, ale żeby je wyprostować, potrzeba co najmniej trzech osób.

Jason nerwowo przeszukiwał kieszenie.

– Gdzie ja wsadziłem tę kartkę ze spisem spraw do załatwienia?

Zajrzał kolejno do wszystkich kieszeni, ale karteczka znikła, jakby ją ktoś wykradł.

Julia uznała, że rozsądniej będzie nie komentować jego prób przypomnienia sobie, gdzie też położył tę kartkę.

Nestor podjechał bardzo blisko, by opróżnić taczkę wyładowaną liśćmi i suchymi gałęziami, po czym pochylił się z trudem, by podpalić usypany kopiec.

Rick sięgnął po śrubokręt, próbując nim nałożyć łańcuch na zębate koło przerzutki.

– Jak mawiał mój ojciec, jeśli nie wiesz, od czego zacząć, zacznij tak, jak ci się wydaje.

Przerzutka straszliwie zgrzytnęła, ale Rick nie tracił ducha.

– Miejmy nadzieję, że twój ojciec wiedział, co mówi… – zażartował Jason.

– Wiesz co, Rick, w czasie, kiedy ty wojujesz z rowerami, Julia i ja moglibyśmy przeszukać te pokoje, których dotąd nie sprawdzaliśmy.

– Z rowerami? – mruknął z przekąsem Rick. – Dobrze będzie, jeśli poradzę sobie z tym jednym. Ale potem musicie mi pomóc. Koniecznie.

– Doskonale – zgodził się Jason. – To my tymczasem je przeszukamy, może znajdziemy jakąś sensowną wskazówkę. Idziemy, siostrzyczko?

Julia nie miała wielkiej ochoty wracać do domu. Wciąż jeszcze była pod wrażeniem widoku mężczyzny w oknie mansardy – widoku albo przywidzenia. Po raz pierwszy od czasu przybycia do Kilmore Cove myśl o przeszukiwaniu domu napawała ją lękiem.

Willa Argo – z jej pełnymi mebli i najrozmaitszych przedmiotów pokojami – wznosiła się nad nimi majestatycznie. Wszystkie okiennice były już szeroko otwarte.

Julię kusiło, by odpowiedzieć, że woli zostać tutaj i pomagać Rickowi, ale przełamała strach. Rozsądek wziął górę. To w końcu jej brat bliźniak, a nie ona, po lekturze kolejnego komiksu widział duchy za każdymi drzwiami, choć w rzeczywistości nigdy żadnego nie widział. Okno mansardy znajdowało się bardzo wysoko, wystarczył więc cień, jakaś gra światła, promień słońca, żeby mogło się przywidzieć, że tam ktoś jest i szpieguje ich z ukrycia.

– Faktem jest, że miał kapelusz – przypomniała sobie Julia.

– Kto miał kapelusz? – spytał brat.

Tymczasem Rick z wysuniętym z przejęcia językiem i z dłońmi upapranymi smarem nadal mocował się z rowerem.

– Możecie mi podać klucz numer pięć? – poprosił, ale ich już nie było w pobliżu.

Bliźnięta weszły do kuchni, a stamtąd do jadalni.

Jason uniósł zasłony w kwiaty i przyjrzał się zawieszonym na ścianie obrazom, czterem rycinom z XIX wieku, ukazującym sceny ze Starego Testamentu.

Otworzył drzwiczki starego pieca na drewno – pusty.

W szufladach kredensu – jedynego mebla w tym pokoju – znalazł tylko obrusy i serwetki.

– Wydaje mi się, że tutaj nic tajemniczego nie znajdziemy.

– A my szukamy czegoś tajemniczego? – spytała Julia.

– Ma się rozumieć.

Jason przeszukiwał już sąsiedni salon. Wsadził nawet głowę do kominka, rozrzucił stos książek i zajrzał pod figurkę czarnego jak noc charta w biegu.

Na końcu z bólem serca uznał, że także i w tym pokoju nie ma nic tajemniczego.

Julia zgodziła się z nim i tym razem. Potem zadała pytanie:

– To według ciebie czego mamy szukać?

– Jakiegoś szczegółu, który nam umknął – myślał głośno Jason. – Czegoś, co nie pasuje, czegoś, co jest nie tak. Czegoś, co pozwoli nam lepiej zrozumieć podróże starego właściciela, tajemnicze drzwi albo rolę Obliwii Newton w tym wszystkim.

Kiedy tak starannie przeszukiwali drugą jadalnię, a potem pokój z telefonem, Julia przypomniała sobie opowieść Nestora i to wszystko, czego się od niego dowiedziała o podróżach Ulyssesa Moore’a i jego żony.

– Powiedział, że Obliwia Newton była błędem, paskudnym błędem. Ale nie sądzę, żeby wiedział o tym wiele więcej.

Weszli do kamiennego pokoju i zatrzymali się przed Wrotami Czasu.

– Jeśli szukasz tajemnicy, masz ją niewątpliwie tutaj – powiedziała Julia, czując dreszcz przebiegający po krzyżu.

Jason nachylił się i koniuszkami palców zebrał z ziemi kilka ziarenek piasku.

– Oto dowód, że nie zwariowaliśmy… – szepnął, pokazując je Julii. A potem spytał: – Masz klucze?

– Mam – Julia skinęła głową. – A co chcesz zrobić?

– Daj mi je.

– Nestor mówi, że drzwi dają się otworzyć tylko wtedy, kiedy ten, który przez nie wyszedł, powrócił…

– Albo kiedy nie może już powrócić.

Jason wsunął w górny zamek klucz z główką w kształcie aligatora.

– Zastanawiam się, czy zamiast mnie i Ricka mógłby wrócić ktoś inny?

Wsunął drugi i trzeci klucz, z dzięciołem i z żabą.

– Jason… ale będziesz ostrożny?

– Z czym?

Na końcu w najniżej położony zamek wsunął klucz z jeżozwierzem.

– Przy ponownym otwieraniu tych drzwi.

Klik, klik, klik, klik – zgrzytnęły zamki. Wrota Czasu stanęły otworem.

Jason i Julia trwali nieruchomo. Tuż za progiem znajdowało się okrągłe pomieszczenie, które obiegał napis – palindrom.

Wytężając wzrok, mogli zobaczyć trzy wyjścia i trzy biegnące w dół korytarze, wśród nich ten, który przez pochylnię łączył się z podziemną grotą, gdzie czekała Metis.

– Manfred miał w ręce klucz podobny do naszych – powiedziała nagle Julia.

Wzięła klucze z rąk brata i pogładziła ich główki.

– Ale nie mogłam go dokładnie zobaczyć. Padało i byłam za bardzo wystraszona.

– Klucz – szepnął Jason. – Chciał wejść do Willi Argo, żeby z niego skorzystać?

– Na to wyglądało – potwierdziła Julia.

– A Nestor?

– Powiedział, że były jedne klucze zapasowe do Willi Argo.

Jason kiwnął głową. To miało sens.

Manfred wszedł do domku ogrodnika, ukradł klucz, żeby otworzyć Willę Argo i spróbować wedrzeć się głębiej…

– A ty mu wierzysz?

– Tak.

– Wczoraj wydawało mi się, że nie bardzo mu ufasz.

– Od wczoraj tyle się zmieniło! Nestor narażał życie w obronie domu. Manfred zachowywał się jak szalony, był niebezpieczny. Nestor ma charakterek, ale to bardzo dzielny człowiek. I wszystko, co nam dotychczas opowiadał, okazało się prawdą.

– A zatem musi też być prawdą, że Ulyssesa Moore’a już tu nie ma – westchnął Jason. – Musimy go szukać, Julio… Chociaż nie mamy najważniejszej wskazówki. Tracąc tę mapę, zgubiliśmy trop. To tak, jakby kontakt ze starym właścicielem gwałtownie się urwał. – Spojrzał w ciemność okrągłej izby i spytał: – Ciekawe, czy łódź powróciła na tę stronę pomostu? I czy świetliki krążą jeszcze w grocie…

Siostra przerwała mu w połowie zdania:

– Przestań, jeśli przekroczymy ten próg, będziemy musieli wejść na pokład Metis.

– Jesteś tego pewna?

– Wyjaśnił mi to Nestor – skłamała Julia, która po prostu nie chciała, żeby Jason pakował się w nową przygodę z grotą. – Jeżeli przekroczysz próg, będziesz musiał zejść na sam dół.

Jason oparł czubek buta o próg i powiedział:

– Zatem to jest granica przekroczenia czasu. Wystarczy zaledwie jeden krok i…

Julia oparła się o Wrota Czasu i powoli je zamknęła.

– Nie teraz, Jason – powiedziała, kiedy starał się jej pomóc. – Mamy inne sprawy do załatwienia, tu, w Kilmore Cove.

Weszli na piętro, oglądając uważnie portrety dawnych właścicieli, zawieszone na łańcuszkach na ścianie. Gdy doszli do szczytu schodów, nie weszli wprost do wieżyczki, lecz postanowili zajrzeć do biblioteki.

Mimo otwartych okiennic pokój tonął w przygnębiającym mroku. A przecież miał dwa okna – z jednego widać było wierzchołki drzew w parku, a z drugiego – wyżwirowany dziedziniec i furtkę do ogrodu.

Może to z powodu ciemnych drewnianych regałów, a może sufitu pokrytego malowidłami, ten pokój sprawiał wrażenie niezwykle mrocznego…

Niektóre półki regałów osłonięte były siatką z mosiądzu. Mosiężne tabliczki określały poszczególne działy tematyczne biblioteki.

Pośrodku pokoju kołysała się lampa z brązu w kształcie stojącej czapli. Światło lampy padało na stoliczek z kryształowego szkła i kanapę z bawolej skóry. Umeblowania dopełniały dwa kręcone fotele i fortepian pod ścianą.

Julia – zauroczona biblioteką – oglądała najcenniejsze stare książki ze złoconymi grzbietami, podczas gdy Jason uniósł pokrywę fortepianu i na chybił trafił trącił kilka klawiszy. Przenikliwy dźwięk przestraszył ich oboje.

– Przestań, błagam! – roześmiała się Julia.

– Rozkaz! – tym razem brat usłuchał jej prawie natychmiast.

Na półce podpisanej Paleografia, w miejscu, skąd dzieci wyjęły wcześniej Słownik języków zapomnianych, widać było wyraźną przerwę.

– Żeby zrozumieć historię tego miejsca – odezwał się Jason – musimy dobrze poznać historię jego ostatnich właścicieli.

– Nestor mówił, że w tym pokoju można znaleźć materiały dotyczące genealogii rodziny Moore’ów… – przypomniała sobie Julia – ale nie widzę tu nic takiego.

Przeszukiwali półki, wyobrażając sobie, że muszą to być opasłe, pokryte kurzem tomiska. Tymczasem kiedy podnieśli kolejną mosiężną siatkę, natrafili na serię niedużych książeczek oprawnych w czarne płótno. Na grzbiecie każdej z nich złotą czcionką umieszczone były kolejne numery.

– Może to to… – Julia sięgnęła po tomik, który wydał jej się najnowszy.

Na okładce nie było tytułu.

W środku, po kilku pustych stronicach, zobaczyli stylizowany rysunek drzewa genealogicznego, a zaraz za nim czarno-białą fotografię mężczyzny w wojskowym brytyjskim mundurze, o surowym spojrzeniu, z potężnymi siwymi faworytami. Sfotografowano go na tle nogi ogromnego słonia.

Napis pod fotografią wyjaśniał, że to Merkury Malcom Moore, a data jego śmierci sięgała początku ubiegłego stulecia.

Dalej następowały listy i najrozmaitsze dokumenty związane w jeden pakiet tak, żeby się nie pogubiły, i porozdzielane specjalną bibułką, jakiej dawniej używało się do osłaniania fotografii. Były też listy ostemplowane starymi pieczęciami, znaczki i jakieś egzotyczne papiery.

– Przypuszczam, że ten Merkury mieszkał w Indiach albo gdzieś tam… – zauważyła Julia, przerzucając kartki.

Po Merkurym Malcomie Moore i jego korespondencji natrafili na fotografię Thomasa i Annabelli Moore w strojach myśliwskich. Także przy nich była kolekcja fotografii, listów i dokumentów.

Jason wyjął inny tomik w czarnym płótnie i zaczął go przeglądać. Znalazł kolejne nazwiska i dalsze dokumenty poukładane porządnie i poklasyfikowane. Rodzeństwo rozsiadło się na kanapie, żeby było im wygodniej czytać.

– Kto wie, ile czasu poświęcił na uporządkowanie tego wszystkiego – szepnął Jason, po czym zamknął tomik i dodał: – Ale to jeszcze nie jest drzewo genealogiczne. To zbiór pism i listów przodków, zbiory rodzinne…

– Tak sądzisz? – przerwała mu Julia. – To podnieś głowę!

Jason spojrzał na sufit biblioteki, gdzie namalowanych było pięć wielkich medalionów, połączonych ze sobą gałęziami ogromnego drzewa.

Na gałęziach widniały zaś najdziwniejsze zwierzęta i owoce, a każdemu z nich towarzyszyło jakieś imię.

– To jest drzewo genealogiczne! – wykrzyknął zdumiony. – Cantarellus Moore… Tyberiusz i Adriana Moore… Ksawery Moore…

Dzieci zaczęły odczytywać na głos imiona, które – gałąź za gałęzią – biegły aż do samej góry, gdzie na koronie drzewa siedziały dwie białe mewy: Ulysses i Penelopa – ostatni przedstawiciele dynastii.

– Fantastyczne! – wykrzyknęła Julia, szeroko otwartymi oczami przyglądając się zwierzętom namalowanym na tym niezwykłym drzewie.

– Nie pojmuję, jak mogliśmy tego wcześniej nie zauważyć… – wyszeptał Jason.

– Po prostu nigdy nie podnieśliśmy głowy do góry.

Julia i Jason prędko odnaleźli na drzewie genealogicznym imiona osób występujących w czarnych tomikach i odkryli, że to malowane drzewo może służyć jako doskonała wskazówka do kojarzenia materiałów zawartych w książkach.

– Spójrz! – krzyknął nagle Jason, patrząc na korzenie drzewa wyrastające z jednego z medalionów.

– Drzewo genealogiczne Moore’ów wyrasta z grzbietów trzech żółwi! Znów ten sam symbol!

– Znów?

– Taki sam symbol widzieliśmy nad drzwiami w grocie pod urwiskiem, jest też w Krainie Puntu, w Nieistniejącej Komnacie, u stóp nagrobków czcigodnych Założycieli.

Jason rzucił okiem na to malowidło. Potem przyjrzał się uważniej innym medalionom: wewnątrz nich były ukazane zwierzęta z czterech kluczy Wrót Czasu.

– Nareszcie jakaś wskazówka!

Julia też była przekonana, że to ważny trop, nawet jeśli jeszcze nie wiedziała, dokąd może ich doprowadzić.

Jason rozpoznał na fresku sylwetkę Metis i jakiejś innej łodzi podobnej do żaglowca. Przypomniał sobie nagle drewniane modele z pokoju w wieżyczce i wybiegł z biblioteki.

Otworzył lustrzane drzwi i wszedł do pokoju, z którego rozciągał się widok na całą zatokę Kilmore Cove.

Rozejrzał się dokoła – zwrócił uwagę na spaczone okno z uszkodzonym zamkiem, które Nestor zabezpieczył wczorajszego wieczoru. Poza tym wszystko było jak przedtem. Dzienniki i zeszyty leżały na podłodze, tak jak je zostawili, a modele okrętów i łodzi stały na skrzyni.

Jason wziął do rąk model Oka Nefretete, myśląc o Najwyższym Pisarzu, który go wykonał, a potem przejrzał inne: piroga, gondola, mały żaglowiec, galeon… Dlaczego niektóre z nich znalazły się na drzewie genealogicznym, a inne nie?

Julia, która dogoniła tymczasem brata, obeszła wszystkie okna po kolei.

Rick, który dostrzegł ją z dziedzińca, pomachał do niej, krzycząc:

– Skończyłem! Mój jest już gotowy! Przyjdziecie mi pomóc z tamtymi?

Dziewczynka dała głową znak, że tak, i zawołała brata.

– Jason! Rick już prawie skończył!

Jason pokręcił głową.

– Może się mylę, może w Willi Argo odkryliśmy już wszystko, co było do odkrycia.

Julia zdumiała się. Przyszło mu to do głowy akurat teraz, kiedy historia tego dworu zaczynała ją coraz bardziej fascynować…

– Dziwnie to brzmi w twoich ustach. Są jeszcze setki książek do przeczytania, a te dzienniki, notesy…

– Nie mamy czasu czytać tego wszystkiego.

– To co chcesz robić?

– Wsiąść na rower!

Ulysses Moore.

Подняться наверх