Читать книгу Świnia ryje w sieci, czyli z pamiętnika hejtera - PigOut PigOut - Страница 6
Оглавление1
A CO, JEŚLI REKLAMY KŁAMIĄ?
Aco, jeśli gdzieś w Polsce jest matka, która bezgranicznie ufa reklamom i układa dla swoich dzieciaków jadłospis zgodnie z tym, co pokazują w telewizji i mówią w radiu? Śniadanie jak wiadomo jest najważniejszym posiłkiem dnia, warto zatem zacząć je od bomby witaminowej, czyli kanapek z Nutellą i szklanki mleka w postaci Kinder Czekolady. Drugie śniadanie również powinno być zdrowe, więc wypada, żeby matki poszły za ciosem i wrzuciły do plecaka swojej pociechy Petitki Lubisie. W końcu w TV mówili, że to samo dobro i sama natura w postaci pełnoziarnistej mąki, jaj i mleka. Oczywiście do kompletu Knoppers, bo „o wpół do dziesiątej rano” w Polsce nie ma niczego lepszego, no i obowiązkowo Kubuś Waterrr, czyli woda czerpana bezpośrednio z naturalnie „truskawkowego” źródła. Opcjonalnie można dorzucić kilka cukierków Nimm2, przecież to „łakocie i witaminy” w jednym, więc win-win dla rodziców i dzieci. W porze obiadowej są dwie opcje: dla mamy karierowiczki zestaw Happy Meal z nuggetsami, złapany w biegu z pracy do domu, lub parówki Morlinki dla mam, które mają czas „gotować” (13 g białka piechotą nie chodzi). Na deser Danonki, by dzieci zdrowo rosły oraz Kinder Pingui, co przy okazji będzie drugą i trzecią szklanką mleka w ciągu dnia. W końcu docieramy do kolacji, czyli kolejnego najważniejszego posiłku dnia, zależy, co kto czyta. Czy na kolację można podać coś lepszego niż Nestle Nesquik? Toż to siedem witamin, wapń i żelazo za jednym zamachem. Tylko patologiczny rodzic by się nie skusił.
Teoretycznie odhaczyliśmy już wszystkie posiłki, niestety nie żyjemy w idealnym świecie i nadal nie dostarczyliśmy naszym pociechom odpowiedniej porcji witamin. Na szczęście z pomocą przychodzą suplementy diety. I tak, do każdego posiłku obowiązkowo podajemy następujący pakiet piguł i syropków: Marsjanki, czyli „odporność i wspaniała zabawa” + Tran Mollers, jako źródło kwasów Omega 3 + Apetizer, żeby „nasz niejadek zjadł obiadek” (kiedyś sprawę załatwiał pasek) + Junical Zęby, bo wiadomo, że „w okresie wymiany mleczaków na zęby stałe” nic nie robi tak dobrze, jak dodatkowa porcja cukru + Luteina Gold Junior, żeby dzieci nie bolały oczka po 10-godzinnym maratonie bajek na MiniMini. Jako kropka nad „i” Tulleo, potocznie zwane „spokojnym snem”, czyli preparat „wyciszający” dzieci rozbudzone po Apetizerze i Marsjankach.
Tym, którzy nie wierzą, że ktoś mógłby być aż tak nieodpowiedzialny, chciałbym przypomnieć, że Trybson i Eliza z „Warsaw Shore” też są rodzicami.
*
A co z dorosłymi? Spokojnie, przemysł reklamowy o was też pamięta. Pierwsza rzecz, którą powinniście zrobić po przebudzeniu, to odklejenie ze stopy plastra Aikido. Jeśli jest czarny jak węgiel, to znak, że organizm podczas snu brawurowo pozbył się toksyn albo niedokładnie myjesz nogi. Ewentualnie lunatykowałeś w nocy do lodówki, co jest chyba najbardziej prawdopodobną wersją. Wstałeś? Dobrze, bo już najwyższy czas na aplikację dziennego pakietu piguł: na zdrowe włosy i paznokcie, na platfusa, na nietrzymanie moczu, na zgagę, na nudności, na kaca, na koła potu pod pachami, na chudnięcie, na grubnięcie, na zatrzymanie wagi w miejscu, na nietolerancję laktozy, na awersję do glutenu. Na wyblakłe tatuaże, na kurz, pyłki, roztocza, uczulenie na sierść, na menopauzę, na andropauzę, na trupi oddech, no i w końcu na, a raczej przeciw niekontrolowanemu puszczaniu wiatrów. Należy pamiętać, aby kupować wyłącznie piguły wyposażone w sztuczną inteligencję i z wbudowanym GPS-em, bo tylko takie uderzą bezpośrednio w źródło bólu, a nie jakieś plebejskie z przesiadką w żołądku.
Połknięte? Doskonale, możemy przejść do maści i kremów. Na pierwszy ogień najważniejsze, czyli maść na ból dupy. Bez wklepania odpowiedniej dawki kategorycznie nie wychodzimy z domu, o włączaniu internetu nawet nie wspominając. Efekt chilloutu można spotęgować, wciągając kreskę psychotropów na zszargane nerwy. Dalej krem Corega, coby ci szczena nie wypadła podczas robienia pijackiego kebsa. Kobiety dodatkowo smarują się czymś na żylaki, rozstępy, obrzęki, cellulit, popękane naczynka i higienę intymną. Najlepiej tym, co swego czasu reklamowała Żanet Kalyta, czy tam Jeannette Kalyta, a może jednak Żanetka Lyta? Never mind.
Niestety to nadal nie wszystko. Pozostaje suche oko i zapchany nos, więc wypada coś wkropić, a że od kataru już tylko rzut kamieniem do kaszlu, dla pewności łykamy jeszcze syrop. Pytanie, jaki mamy kaszel? Suchy czy mokry? Lepiej golnąć dwa rodzaje. Skoro idziemy już kompleksowo, warto przy okazji possać coś na chrypkę, zwłaszcza jeśli pracujesz oralnie, np. w call center, no i nie zapominajmy o czymś na grypę, nawet jeśli jej chwilowo nie mamy. Ostatecznie lepiej zapobiegać, niż leczyć, no nie? Co jest bronią masowego rażenia, jeśli w grę wchodzi grypa? Rutinoscorbin, wiadomo. Połykamy trzy listki i zagryzamy czymś na ból zatok.
Teraz pozostają już tylko detale, czyli dziewczyny aplikują sobie kulki gejszy, które dostały gratis do tabletek na menopauzę. Sorry, ale mięśnie Kegla same się nie wyrobią. Faceci z kolei potajemnie wstrzykują sobie między palce od stóp Penigrę, bo nigdy nie wiadomo, czy w ciągu dnia nie trafi się niespodziewany numerek, a chyba lepiej, żeby konar płonął, kiedy przyjdzie właściwy moment. Przed wyjściem z chaty wkładamy jeszcze do kieszeni Enterol, bo być może przyjdzie nam lecieć tego dnia Ryanairem, a jak wiadomo, piloci lubią wysłać stewardesy, żeby podpytały pasażerów, czy nie mają przypadkiem jakiegoś priobiotyku. Chyba nie chcemy, żeby pilot rozwalił sobie mikroflorę jelita (i przy okazji nas) przez głupi antybiotyk? Nope, niech się skupi na pilotowaniu, zwłaszcza jeśli trasa leci nad Alpami. No i to by było na tyle. Przed snem nie zapomnijcie o ponownym przyklejeniu plastra Aikido. Piguły na bezsenność i niespokojne nogi też nie zaszkodzą. I tak mniej więcej wygląda dzień z życia człowieka, który dba o swoje zdrowie. Można się pogubić, na szczęście na pamięć też znajdzie się odpowiedni specyfik.