Читать книгу Korporacja Kościół - Piotr Babiński - Страница 3
Wstęp
ОглавлениеSiedzę w galerii handlowej. Z głośników płynie muzyka od czasu do czasu przerywana reklamami. Wokół obojętni ludzie, jeszcze nie tłum, bo za wcześnie. A ja siedzę i zaczynam pisać być może najważniejszą książkę mojego życia. Odpowiada mi ta obojętność. Nikogo nie obchodzi, kim jestem ani co tu robię. Mogę sobie siedzieć i klikać w klawiaturę. Robię swoje i nikomu nie przeszkadzam. W jakimś sensie tak jak w czasach, które nazywam „poprzednimi”. Choć wtedy w niektórych momentach wydawało mi się, że jestem naprawdę potrzebny. I to mnie – między innymi – w księżostwie trzymało. Pamiętam taką sytuację, kiedy jechałem sam do Warszawy. Byłem bardzo zmęczony, choć jeszcze nie przysypiałem. Zacząłem myśleć, co by było, gdybym się teraz zabił. Spróbowałem sobie wyobrazić swój pogrzeb. Zobaczyłem twarze osób, które wtedy wydawały mi się bliskie. I nagle zacząłem się modlić, żeby wrócić bezpiecznie, bo przecież „tylu ludziom jestem potrzebny”. To złudzenie, które wtedy we mnie zakiełkowało, trwało potem bardzo długo i bardzo długo nie pozwalało mi się uwolnić. Dawało mi wyjątkowo silną potrzebę bycia lojalnym wobec korporacji, której poświęciłem życie. Korporacji, która to życie prawie zniszczyła. Korporacji, której wtedy bym tym słowem raczej nie określił. Którą wszyscy znają. Korporacji „Kościół rzymskokatolicki”.
Pisząc, często zastanawiam się, jak ten czy ów zareaguje na to, co przeczyta. To się po prostu tak jakoś samo narzuca. Zaraz potem jednak dociera do mnie, że w większości wypadków reakcją będzie po prostu wyparcie lub zlekceważenie, może trochę agresji. Ale nie łudzę się, że ta książka wywoła jakieś gwałtowne przemiany lub rewolucję w KRK. Chrystus podsumował tę kwestię następująco: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś zmartwychwstał, nie uwierzą” (Łk 16:31) . To prawda, że w ostatnim czasie pojawia się coraz więcej książek i artykułów na ten temat. A to o księżach i ich przewinieniach, a to o cicho odchodzących zakonnicach (niezła książka), a to o celibacie (za i przeciw). Są też paszkwile, typu Byłem księdzem, które poza obrzydzeniem i gniewem nic nie wnoszą. Tak, im więcej czytam, tym bardziej dochodzę do wniosku, że łatwo mówić o objawach, piętnować przestępstwa. Łatwo pisać sensacyjnie. Ale jakoś nie wydaje mi się, żeby ktoś w ogóle chciał dotrzeć do przyczyn. Tych prawdziwych. Albo zatrzymujemy się na moralnym potępieniu księży gwałcących dzieci (i to potępienie jest jak najbardziej słuszne), albo analizujemy (ostatnio często na podstawie anonimowych ankiet), ilu z duchownych ma „babę”, oburzamy się, dyskutujemy na temat wierności (bądź niewierności) złożonym przysięgom, a tutaj trzeba by dojść do sedna i wreszcie nazwać przyczyny. Dlaczego? Ano dlatego, że trzeba by powiedzieć, że przyczyną problemów KRK jest on sam. Zanegować wszystko od podstaw, a raczej do podstaw i stwierdzić, że KRK to w ogóle nie jest Kościół, a z chrześcijaństwem takim, jakiego chciał Jezus Chrystus, łączą go tylko pozory. Czytałem na ten temat sporo artykułów, przede wszystkim z kręgu Kościołów protestanckich czy ewangelikalnych, ale tam podchodzi się do tematu religijnie, udowadniając na przykład, że Kościół rzymskokatolicki to „Wielka Nierządnica”, „Wielki Babilon”. I pewnie jest to po części prawda, choć zazwyczaj ogrom trudnych emocji zaburza logikę. Ja jestem przekonany, że KRK to sprawnie funkcjonująca korporacja i wszystko, co się tam dzieje, podlega regułom korporacyjnym. Chciałbym tego w swojej książce dowieść.
Kim jestem, żeby tak mówić? Byłym katolikiem, byłym księdzem, byłym zakonnikiem. Byłym kościelnym prawnikiem. Wiem, że gdybym to napisał na FB, to serwery by im siadły od hejtu. Że robię do własnego gniazda, że jestem zdrajcą, że odreagowuję jakieś swoje problemy itd. Dlatego nie piszę na FB, nie zakładam forów ani grup dyskusyjnych. To nic nie da, niczego nie zmieni. Zresztą zmiana KRK od wewnątrz nie jest możliwa. Wielu próbowało… Ta zmiana nie jest możliwa, bo nie jest potrzebna. KRK jest od początku swojego istnienia (czyli od czasów cesarza rzymskiego Konstantyna) błędem i nadużyciem. Nie ma czego tu zmieniać, trzeba się uwalniać. Ale żeby się uwalniać, człowiek musi wiedzieć, od czego i dlaczego.
I o to mi najbardziej chodzi. W tej książce być może jest trochę informacji wyglądających na sensacyjne, ale raczej niewiele. Jeśli ktoś szuka thrillera, pewnie się zawiedzie. Piszę ze swojego punktu widzenia. I ze swojego punktu odczuwania. Człowieka, który w tym siedział od wczesnej młodości, który ofiarował KRK najbardziej twórcze lata życia, który zostawił tam zdrowie. I który nie żałuje (!). Taka jest po prostu moja życiowa droga. Taką przyszło mi zapłacić cenę za wolność i bliskość Boga. Życie…
Nie mam zatem poczucia jakiejś wielkiej misji. Nie będę się też wypróżniał literacko na KRK. Ani moralizował. Piszę o własnych (głównie) doświadczeniach, o tym, co widziałem, co słyszałem, co przeżyłem, a mam o czym opowiadać. Za to nie mam już złudzeń. Nic już nie wypieram. Choć momentami brzmi to może brutalnie, piszę prawdę. Wszystkie przywołane w książce wydarzenia są prawdziwe, choć jasne, że ukrywam nazwiska, zmieniam imiona, bo nie mam pieniędzy na procesy. Formułuję też własne oceny. Mam prawo.
Odwołuję się do dokumentów własnych korporacji KRK, do Katechizmu Kościoła Katolickiego, do Kodeksu Prawa Kanonicznego i do kilku innych. Ale to nie jest praca naukowa, więc będę dobierał teksty źródłowe oszczędnie. Bo to jest książka z kluczem, a jej celem jest – jeszcze raz powtórzę – ukazanie, że Kościół rzymskokatolicki to nastawiona na władzę korporacja, myśląca, działająca właśnie na zasadach korporacyjnych. Chcę też sprowokować czytelników do myślenia. Do dyskusji raczej niekoniecznie, bo szczerze mówiąc nie spodziewam się merytorycznej dyskusji z korporacją. Jeśli już jakaś dyskusja, to przede wszystkim czytelnika z samym sobą. Czyli zmierzenie się z problemem. Oczywiście, że można napisać książkę o pieniądzach i seksie w KRK. Ale pieniądze i seks tylko towarzyszą władzy, one są środkami do celu lub gratyfikacjami niższego rzędu. Władza jest na topie. Zdecydowanie!
„Die Sache Jesu braucht Begeisterte” – to tytuł i jednocześnie początek refrenu jednej z bardziej znanych i popularnych niemieckich piosenek religijnych. Nie wiem, czy katolickiej, ale bardzo chętnie przez katolików w Niemczech śpiewanej (przynajmniej jakieś piętnaście lat temu). W tłumaczeniu na język polski słowa te znaczą: „Sprawa Jezusa potrzebuje zachwyconych / oddanych / zaangażowanych”. Według autora tekstu istnieje jakaś „sprawa Jezusa” w sensie Jego idei, pomysłu, projektu. I ten projekt potrzebuje grupy zaangażowanych wykonawców. Podobnie jak idea / projekt Steve’a Jobsa potrzebował zaangażowanych wykonawców. Jest lider, on jest autorem i właścicielem rewolucyjnego, wspaniałego, ba! genialnego projektu, a wszyscy, którym się ten projekt podoba, mają go wspierać wszystkimi swoimi zasobami, poświęcić się mu. W wypadku Steve’a Jobsa to projekt Apple. W wypadku Jezusa Chrystusa to projekt „zbawienie świata”. I teraz: naśladowcy i współpracownicy Jobsa mają oddać swoje życie jego projektowi, a naśladowcy Chrystusa mają oddać swoje życie jego pomysłowi. To jest schemat korporacyjny. Całkowicie i doskonale odpowiedni, jeśli chodzi o projekt Apple, całkowicie i doskonale nieodpowiedni, wręcz obraźliwy i nieadekwatny, jeżeli chodzi o projekt „zbawienie świata”. Bo ten ostatni został w całkowicie doskonały, wystarczający i pełny sposób zrealizowany przez Chrystusa. I niczego więcej zrobić się nie da ani robić nie trzeba. Bo zbawienie jest darem, który albo ktoś przyjmuje, albo nie. Niczego się nie da tu dodać, rozwinąć, ulepszyć. Nie da się też poświęcić życia jego realizacji, bo już wszystko jest zrealizowane. Można to po prostu wziąć i z tego skorzystać. Lub nie.
Budowanie korporacyjnych schematów wokół zbawienia jako projektu genialnego fundatora oznacza, że da się ten projekt rozwijać, ulepszać, poprawiać i wciąż sprzedawać w coraz lepszych i nowocześniejszych wersjach, dlatego właśnie w korporacji KRK oprócz Biblii musi funkcjonować tradycja, która poprzez dogmaty rozwija projekt źródłowy.
Czytanie tej książki (jak i wszystkich innych) to wolna decyzja czytelnika. Nie biorę odpowiedzialności za emocje odbiorcy. I za skutki w postaci ewentualnych decyzji. Czy zachęcam do czytania? Oczywiście!