Читать книгу Baśń o wężowym sercu - Radek Rak - Страница 9
I. O pieśni zaklętej I O pieśni zaklętej
ОглавлениеPowiadają, że wszystko zaczęło się wieczorem.
Wieczorem, wieczorem
Pieśń się niesie borem.
Kogo pieśń poniesie,
Zatraci się w lesie.
— Jaka pieśń, dziadku? — pyta Kóba.
Stary Myszka mamle coś w bezzębnych ustach. Nie wiada, czy jakie słowa, czy to może takie zwykłe starcze dziamdziolenie. Wypełniony gliną wóz podskakuje na wybojach. Stary Myszka i Kóba jadą aż z Kopalin, bo tam glina najlepsza w całej okolicy. Droga jeszcze daleka, a w drodze, wiadomo, dobrze jest śpiewać i opowiadać przeróżne historie.
W lesie nad ruczajem
Pieśń się niesie majem.
W imię Syna, Ducha,
Pieśni tej nie słuchaj.
Stary oblizuje spierzchnięte wargi, zerka na Kóbę. Oczy ma jasne i nie znać w nich wcale przeżytych siedemdziesięciu i dwóch zim.
— Jak to, jaka? — pyta. — A czyja ma być? Rusałczyna!
Kóba na te słowa smarka jeno pogardliwie, wpierw z prawej dziurki, potem z lewej. Za drugim razem obsmarkuje sobie portki, bo wozem zarzuca na jakimś kamieniu. Stary Myszka widząc to, rechocze rzęźliwym śmiechem, aż mu z tej uciechy kolebie się indycze wole pod szyją.
— Rusałczyna — powtarza pod nosem, jakby sam do siebie.
Na świecie zmierzcha, a tutaj, w bukowym lesie, noc trwa już na dobre. Nawet ptaki się pospały i tylko spóźniony kos co rusz wyśpiewuje jedną i tę samą strofkę. Dziki bez pachnie tak, że idzie oszaleć. Bo to jest taki właśnie las: buki, bez i ciemność.
— Wychodzą na święty Jan na polanę, tutaj, niedaleko. A śpiewają, a tańcują, aby tylko chłopów zmamić. Jak posłyszysz ich wołanie, to czym prędzej zatkaj uszy woskiem, coby nie słyszeć i nie słuchać. Najlepiej wtedy pieśń jaką pobożną zaśpiewaj albo majową litanię do Matki Bożej, albo módl się w kółko tysiąc razy: Panie Jezu kyrielejzon, pomiłuj mnie grzesznego, aż w ciebie wejdą te słowa i staną się częścią ciebie. Bo jak zaczniesz słuchać, to przepadłeś. A jeśli pójdziesz rusałki podglądać, toś zgubiony z ciałem i z duszą. Bo one w samych giezełkach tańcują, i jak raz zobaczysz, to już sobie nie znajdziesz miejsca na ziemi między ludźmi.
— Starzyście, dziadku, a jedno wam we łbie — zaśmiewa się Kóba, ale Stary Myszka nic na to. Wraca tylko do swej śpiewki:
Hej, kogo pieśń chyci,
Snadnie się zachwyci.
Los swój zdepce, rzuci,
Z lasu nie powróci.
Drzewa rzedną, między gałęziami znać błękit nocy. Wóz turkoce drogą w dół, ku wsi. Słońce dawno znikło już za górami, ale wciąż świeci jakby spod ziemi, bo piaskowa łuna rozlewa się jeszcze po świecie, złoci strzechy i dach kościoła.
Stary Myszka i Kóba mijają rów i kołyszące się nad nim wierzby. Wierzb jest dwanaście i stary powiada, że to są Panajezusowe apostoły, a ostatnia, uschnięta i stoczona przez robactwo, to Judasz Iskarjota. Stary Myszka powiada jednak różne rzeczy i nie należy mu we wszystkim wierzyć.
Nim na dobre zjadą do wsi, Kóba staje jeszcze na wozie. Nasłuchuje, ale od lasu nie idzie żadna pieśń. Tylko świerszcze grają w trawie.