Читать книгу Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi - Rafał Kosik - Страница 10

2. Mega­ko­rek

Оглавление

Minęło kilka tygo­dni i sprawa Gangu Nie­wi­dzial­nych Ludzi powoli uci­chła. Kie­rowca zna­lazł się w aresz­cie. Nie­stety, nie chciał albo nie potra­fił wydać swo­jego szefa ani żad­nego z gang­ste­rów. Wszystko wska­zy­wało na to, że Mor­ten dawno uciekł ze zra­bo­wa­nymi pie­niędzmi z Europy i ni­gdy już nie uda się go zła­pać.

— Straszny korek — powie­działa mama Felixa, bęb­niąc pal­cami w kie­row­nicę.

Wycie­raczki zgar­niały z szyby poranny deszcz. Ze wszyst­kich stron ota­czały ich samo­chody. Stały lub prze­su­wały się naj­wy­żej kilka metrów do przodu. Zwy­kle droga z domu do szkoły trwała nie wię­cej niż pięt­na­ście minut. Dziś jed­nak jechali już ponad czter­dzie­ści. Felix nie był szcze­gól­nie zmar­twiony, tym bar­dziej że pierw­szą lek­cją był pol­ski. Chło­pak może tylko żało­wał, że tym razem nie poje­chał auto­bu­sem szkol­nym, bo zamiast słu­chać narze­kań mamy, mógłby poga­dać z Netem. Na dru­giej lek­cji miał być test z geo­gra­fii. Obaj nic nie umieli, a nie zdą­żyli przy­go­to­wać elek­tro­nicz­nej ściągi.

— Wiesz, jaka to strata dla gospo­darki, taki korek? — cią­gnęła mama. — Tam z przodu sie­dzi w samo­cho­dzie jakiś kre­tyn, który nie wie, do czego służą kie­row­nica i pedał gazu. Roz­gląda się i dłu­bie w nosie, zamiast jechać. A my wszy­scy spóź­niamy się przez nie­mrawca do pracy.

— Albo do szkoły — auto­ma­tycz­nie dodał Felix, zmę­czony słu­cha­niem narze­kań.

— Albo do szkoły — potwier­dziła mama. — Poza tym założę się, że pani Lucynka, nasza sprzą­taczka, jak zwy­kle zapo­mniała o moim gabi­ne­cie. No rusz się, zamiast popra­wiać make-up! — wrza­snęła, wci­ska­jąc klak­son. — Baba za kie­row­nicą…

Felix, tak jak połowa jego klasy, dotarł do szkoły w poło­wie dru­giej lek­cji. Przy recep­cji natknął się na panią Pum­per­ni­kiel, która tłu­ma­czyła komuś z prze­ję­ciem, akcen­tu­jąc słowa wyma­chami ręki z mokrą szmatą:

— Ciu­rek samo­cho­dów w każdą stronę. Nie ma kawałka pustego asfaltu. One już tak zostaną na zawsze.

Pani Jola, wycho­waw­czyni i jed­no­cze­śnie nauczy­cielka pol­skiego, zamiast zro­bić praw­dziwą lek­cję, posta­no­wiła prze­czy­tać wszyst­kim począ­tek pew­nej książki. Hob­bit oka­zał się na tyle inte­re­su­jący, że po lek­cji wszy­scy ruszyli do szkol­nej biblio­teki, by go wypo­ży­czyć i dowie­dzieć się, co było dalej. Ci, któ­rzy nie sły­szeli początku, nie rozu­mieli tego entu­zja­zmu, ale na wszelki wypa­dek zapi­sali się w biblio­tece „na książkę”.

— To się nazywa trend — powie­dział Felix do Neta na prze­rwie po dru­giej lek­cji. — Nie wiesz, o co cho­dzi, ale się zapi­su­jesz, bo wszy­scy to robią.

— Wła­śnie. Cie­kawe, co oni widzą w tej książce? Chyba też się zapi­szę.

Felix pokrę­cił głową.

— Przy­czyną, dla któ­rej wszy­scy, włącz­nie z tobą, chcą ją prze­czy­tać, jest wła­śnie to duże zain­te­re­so­wa­nie. To przy­czyna i sku­tek w jed­nym.

Dal­szą dys­ku­sję prze­rwał im Lucjan, naj­wyż­szy chło­pak z ich klasy.

— Oto pozy­tywny wpływ korka na zdro­wie — oznaj­mił, prze­cho­dząc obok. — Stres momen­tal­nie mnie opu­ścił, gdy oka­zało się, że test jest odwo­łany.

Felix i Net musieli się z nim zgo­dzić. Nie mieli prze­cież elek­tro­nicz­nej ściągi, którą w cza­sie testu zamie­rzali odtwo­rzyć z dyk­ta­fonu do bez­prze­wo­do­wych słu­cha­wek. W połą­cze­niu z abso­lut­nym bra­kiem przy­go­to­wa­nia, czyli wie­czor­nego zaku­wa­nia w domo­wej ciszy, skoń­czy­łoby się to porażką na całej linii.

— Wie­cie, co mi się wydaje? — zaczęła Nika. — Wydaje mi się, że wię­cej pracy wło­ży­cie w zro­bie­nie tej elek­tro­nicz­nej ściągi niż w naucze­nie się tego.

— Cho­dzi o zasady — wyja­śnił Felix.

— Cho­dzi o czas — sprze­ci­wił się Net. — Infor­ma­cji do wku­cia jest tyle, że nie miesz­czą się w czter­dzie­stu pię­ciu minu­tach nagra­nia. Musimy to zro­bić ina­czej.

— Czy ja dobrze rozu­miem? — upew­nił się Felix. — Kon­stan­cja zadała nam do wyku­cia tyle, że samo odczy­ta­nie tego trwa dłu­żej niż jedna lek­cja?

— Tak — potwier­dził Net. — Pomy­śl­cie tylko, zała­du­jemy sobie to wszystko do głowy, a za dzie­sięć lat okaże się, że nie ma już w niej miej­sca na nic nowego.

— No, chyba że chcemy się dowie­dzieć — zaczął ostroż­nie Felix — w któ­rym z tych państw ukrył się Mor­ten.

— Zapo­mnijmy o nim — mach­nął ręką Net. — Niech okrada bra­zy­lij­skie banki. Uwa­żam, że pora się­gnąć po bar­dziej zaawan­so­wane tech­no­lo­gie niż dyk­ta­fon. Uży­jemy AI1.

— AI? — zdzi­wiła się Nika. — Co to jest?

— Sztuczna inte­li­gen­cja — wyja­śnił Net. — Zaawan­so­wany pro­gram kom­pu­te­rowy. Od zwy­kłego różni się tym, że potrafi się uczyć. Z każ­dym dniem staje się coraz spraw­niej­szy. Pro­gram sam dowie się, jaka infor­ma­cja jest nam potrzebna, odnaj­dzie ją w bazie danych i prze­każe nam wprost do ucha. Nasza wła­sna pamięć pozo­sta­nie czy­sta i nie­tknięta. Man­fred jest już pra­wie gotowy.

— Man­fred? — zdzi­wiła się jesz­cze bar­dziej Nika. — Nada­łeś mu imię?

— Pra­cuję nad nim wie­czo­rami i tro­chę się zży­li­śmy — przy­znał Net.

— Kum­plu­jesz się z pro­gra­mem kom­pu­te­ro­wym? — pytała dalej Nika, uno­sząc coraz wyżej brwi.

— No wiesz… — Net pró­bo­wał wybrnąć z sytu­acji. — Można powie­dzieć, że pra­cu­jemy razem. Pomaga mi w udo­sko­na­la­niu sie­bie… zna­czy, jego. Eee… Takie… hobby.

— Czy Man­fred będzie gotowy za tydzień? — zapy­tał Felix, nie zwra­ca­jąc uwagi na wąt­pli­wo­ści Niki.

— To tak, jak­bym się zapy­tał, czy ty jesteś już gotowy — obu­rzył się lekko Net. — On jest gotowy, tyle że uczy się cały czas i ni­gdy nie prze­sta­nie. Muszę tylko opra­co­wać dys­kretny spo­sób komu­ni­ko­wa­nia się z nim w cza­sie lek­cji.

— Nie wiemy, jak będzie wyglą­dał test — zauwa­żył Felix — ale swo­jego mini­kom­pu­tera na pewno nie będziesz mógł posta­wić na ławce.

— Dla­tego potrze­bu­jemy AI — odparł Net. — Man­fred zorien­tuje się w sytu­acji na bie­żąco.

— Chyba mam pewien pomysł — powie­dział Felix po namy­śle. — Przy­niosę jutro do szkoły małe „coś” i je prze­te­stu­jemy.

— Lepiej wpad­nij do mnie dziś po lek­cjach. Trzy­mam Man­freda w kom­pu­te­rze odłą­czo­nym od sieci.

— Dla­czego?

— Nie jestem pewien, jak się zachowa w kon­tak­cie z inter­ne­tem. To tak, jak­byś poszedł z domo­wym psem pierw­szy raz do lasu.

— Może mu odbić?

— Po pro­stu wolę być ostrożny. Wpad­niesz też? — Net skie­ro­wał to pyta­nie do Niki.

— Wpadnę — odpo­wie­działa z ocią­ga­niem. — Cho­ciaż nie jestem pewna, czy takie kom­pli­ko­wa­nie pro­stej ściągi ma sens…

* * *

Net miesz­kał z rodzi­cami na naj­wyż­szym pię­trze dwu­dzie­sto­pię­tro­wego apar­ta­men­towca. Felix i Nika musieli zacze­kać w hallu, aż ele­gancko ubrany por­tier zadzwoni na górę i spraw­dzi, czy gospo­da­rze naprawdę spo­dzie­wają się dwójki mło­dych gości. Wpro­wa­dzili nie­zbyt czy­ste rowery do dużej lśnią­cej windy i wci­snęli naj­wy­żej umiesz­czony przy­cisk. Drzwi zamknęły się bez­sze­lest­nie, a winda, rów­nież bez­sze­lest­nie, wje­chała na górę. Kiedy z niej wyszli, zna­leźli się w pro­sto­kąt­nym pomiesz­cze­niu. Dostrze­gli trzy pary drzwi: na klatkę scho­dową, węż­sze do zsypu, a na wprost windy – pomię­dzy wiel­kimi sztucz­nymi kwia­tami – sze­ro­kie drzwi do miesz­ka­nia. Do tylko jed­nego miesz­ka­nia. Poczuli, jak ich buty zapa­dają się w miękką jasną wykła­dzinę, którą był wyło­żony hall. Sta­nęli onie­śmie­leni.

— Zaj­muje całe pię­tro — powie­dział z nie­do­wie­rza­niem Felix. — Może nawet ma wyj­ście na dach…

Drzwi otwo­rzyły się i prze­jęty Net zapro­sił ich do środka. Miesz­ka­nie było bar­dzo nowo­cze­śnie urzą­dzone, na ścia­nach wisiały ogromne obrazy, przy­kłady współ­cze­snej sztuki abs­trak­cyj­nej. Felix pró­bo­wał domy­ślić się, co przed­sta­wiają, ale nie udało mu się. W apar­ta­men­cie bra­ko­wało tra­dy­cyj­nych ścia­nek dzia­ło­wych, wąskich kory­ta­rzy. Drzwiami zamy­kane były tylko łazienka i kilka mniej­szych pokoi – zapewne sypialni. Cała reszta pomiesz­czeń two­rzyła jedną prze­strzeń poprze­dzie­laną ażu­ro­wymi rega­łami, niskimi mur­kami. Meta­lowe schody pro­wa­dzące na wyż­szy poziom osło­nięte były jedy­nie balu­stradą z har­to­wa­nego szkła.

Net popro­wa­dził ich na górę, do prze­szklo­nego pawi­lonu sto­ją­cego… w zie­lo­nym, wypie­lę­gno­wa­nym ogro­dzie. Rozej­rzeli się – trawa, kwiaty, nie­wiel­kie drzewka i krzaki.

Onie­miali, wyszli na traw­nik. Za sobą mieli prze­szklony ogród zimowy i kuch­nię, a przed sobą zie­loną prze­strzeń zakoń­czoną ceglaną balu­stradką.

— Wyborny wido­czek — przy­znał Felix, patrząc na pię­trzące się w oddali wie­żowce Cen­trum, wraz z wyż­szym od Pałacu Kul­tury nowym budyn­kiem Silver Tower. Gdyby nie ten widok, można by pomy­śleć, że wszystko wokół to zadbany ogró­dek gdzieś na przed­mie­ściach.

— Obrazy też macie fajne — powie­działa Nika. — Muszą być warte mają­tek.

— Mamy je za darmo. — Net uśmiech­nął się i wska­zał na lewo, na pię­trowy prze­szklony pawi­lon. Czar­no­włosa kobieta w popla­mio­nym far­bami T-shir­cie poma­chała im z góry przez szybę i wró­ciła do pracy przy wiel­kim płót­nie.

— Nama­lo­wała je twoja mama? — domy­śliła się Nika.

Net przy­tak­nął i spro­wa­dził ich ponow­nie do salonu.

— To pra­cow­nia mojego taty. — Net wska­zał spore pomiesz­cze­nie z kil­koma róż­nymi kom­pu­te­rami usta­wio­nymi na dłu­gich bla­tach. Zasło­nięte żalu­zje spra­wiały, że w pra­cowni było dość ciemno.

— A jak urzą­dza­cie imprezy rodzinne? — zapy­tał Felix. — Prze­cież bra­tan­ko­wie, sio­strzeńcy, cała ta sza­rań­cza zaraz to wszystko roz­walą.

— To pro­ste. — Net wci­snął przy­cisk obok sze­ro­kiego przej­ścia. Ze ściany wysu­nęły się tafle mlecz­nego szkła i zasło­niły pra­cow­nię. Widać było tylko poświatę moni­to­rów.

— Więc twój tata jest infor­ma­ty­kiem — zasta­no­wił się Felix. — Może mógłby uczyć w naszej szkole zamiast Eftepa?

— I jak to sobie wyobra­żasz?! — krzyk­nął pra­wie Net. — Jak ja bym wyglą­dał? Wszy­scy mie­liby do mnie o wszystko pre­ten­sje. Chcie­liby, żebym wykra­dał tematy kla­só­wek… No i naj­gor­sze… on popra­wiłby zabez­pie­cze­nia szkol­nych kom­pu­te­rów.

Felix, po namy­śle, przy­znał mu rację.

— Chodź­cie do mojej jaskini — powie­dział Net. — Dopro­si­łem się o zwy­kłe drzwi, ze zwy­kłą klamką. Chce­cie soku, coli albo coś?

— Coli — odpo­wie­dzieli rów­no­cze­śnie.

— Nie chcemy, żeby nasz den­ty­sta stra­cił pracę — dodał ciszej Felix. Nika uśmiech­nęła się.

Pokój Neta przy­po­mi­nał pomniej­szoną pra­cow­nię jego ojca. Tyle że pano­wał tu bała­gan, dzięki któ­remu było znacz­nie przy­tul­niej. Nowo­cze­sne meble były poob­kle­jane kolo­ro­wymi pla­ka­tami i jaki­miś sche­ma­tami. Po kątach ponie­wie­rały się sterty zaba­wek i cza­so­pism. Widać było, że Netowi nie podo­bał się nowo­cze­sny styl, w jakim urzą­dzone było miesz­ka­nie, i pró­bo­wał nadać poko­jowi inny cha­rak­ter. Na podłuż­nym bla­cie, pod zaża­lu­zjo­wa­nym oknem, stały trzy moni­tory, dwie dru­karki i inne sprzęty. Zza biurka zwi­sały, plą­cząc się po ziemi, dzie­siątki kabli. Część z nich wpięta była w nie­które z kil­ku­na­stu gniaz­dek w ścia­nie. Migały lampki, szu­miały wen­ty­la­tory, coś tykało wewnątrz jed­nego z pude­łek.

— Po co ci aż tyle kom­pu­te­rów? — zapy­tał zasko­czony Felix.

— Róż­nie, ten stary służy wyłącz­nie do deko­do­wa­nia tele­wi­zji sate­li­tar­nej. Pra­wie czte­ry­sta kana­łów.

— Czy to legalne? — zapy­tała oszo­ło­miona Nika.

— Nie wiem. I tak nie oglą­dam, bo nie mam czasu. Robię to dla tre­ningu.

Posa­dził ich na krze­słach, sam usiadł w czar­nym, powy­cie­ra­nym fotelu na kół­kach. Może nie było to kul­tu­ralne, ale praw­do­po­dob­nie zbyt lubił ten fotel, by choć na chwilę go komuś oddać. Potarł palce, jak wir­tuoz for­te­pianu przed kon­cer­tem, i z nie­sa­mo­witą szyb­ko­ścią zaczął ude­rzać w kla­wi­sze naj­więk­szego kom­pu­tera.

— Daję mu tylko płyty CD i zabez­pie­czone przed zapi­sem dys­kietki — wyja­śnił. — Żeby się na coś nie nagrał.

— Zmie­ści się na dys­kietkę? — zapy­tał Felix.

— Nie, ale ostroż­ność przede wszyst­kim. Teraz uwa­żaj­cie, bo włą­czę kamerę i mikro­fon. Będzie nas widział, sły­szał i… rozu­miał.

Na czar­nym ekra­nie poja­wił się naj­pierw miga­jący kur­sor, a potem napis: „Cześć, Net. Widzę, że przy­pro­wa­dzi­łeś przy­ja­ciół”.

Cool! — zawo­łał Felix, ale bez prze­ko­na­nia. — Jak na fil­mach z lat osiem­dzie­sią­tych…

— Spo­dzie­wa­łam się, że będzie miał… jakąś twarz — powie­działa wyraź­nie zawie­dziona Nika.

— Hm. Ni­gdy o tym nie pomy­śla­łem — przy­znał Net — ale mogę go puścić przez gło­śniki.

— Cześć Man­fred! — powie­dział Net. — Poznaj Nikę i Felixa. Opo­wia­da­łem ci o nich.

Witaj­cie! — roz­le­gło się z małych gło­śni­ków przy moni­to­rze. — Miło mi was poznać. W rze­czy samej, Net wiele o was opo­wia­dał.

Nika odru­chowo ski­nęła głową.

— Wyraża się w nieco dziwny spo­sób — wyszep­tał Net.

— Cześć — powie­dział Felix. — Naprawdę jesteś pro­gra­mem kom­pu­te­ro­wym?

Tak, a ty naprawdę jesteś czło­wie­kiem?

— To wynik moich prób z poczu­ciem humoru — wyja­śnił prze­jęty Net. — Powiedz lepiej, czy pomo­żesz nam z kla­sówką z geo­gra­fii?

Z miłą chę­cią — odparł Man­fred. — Czy teraz prze­pro­wa­dzimy próbę z tym tajem­ni­czym spo­so­bem komu­ni­ka­cji dwu­stron­nej?

— Tak — odparł szybko Felix i wycią­gnął z dna ple­caka gruby meta­lowy dłu­go­pis. — Pomy­śla­łem, że ukryte kla­wia­tury i mikro­fony odpa­dają. Kamera też nie byłaby w pełni sku­teczna.

— Ale… dłu­go­pis? — zdzi­wił się Net.

— Co jest jedyną dozwo­loną czyn­no­ścią pod­czas testu? — zapy­tał Felix.

— Pisa­nie — przy­znał Net. — Ale… dłu­go­pis?!

— To nie jest zwy­kły dłu­go­pis — wyja­śnił Felix i podał go Netowi. — Napisz coś na kartce, ale tak, żebym nie widział. Wystar­czy krót­kie zda­nie.

Net wziął pognie­cioną kartkę i nie­uf­nie napi­sał coś, zasła­nia­jąc się ramie­niem, po czym oddał dłu­go­pis. Felix naci­snął przy­cisk z boku i roz­le­gło się ciche brzę­cze­nie. Wziął inną kartkę i napi­sał: „I tak nie wie­rzę, że to działa. A kuku!”. Net wytrzesz­czył oczy i poło­żył obok swoją kartkę. Napis był taki sam, nawet krzywa literka „ł” była iden­tyczna.

— Skon­stru­ował go mój tata — wyja­śnił Felix. — Zapa­mię­tuje ruch ręki przy pisa­niu, a potem go odtwa­rza. Wystar­czy doci­skać go do papieru i pozwo­lić mu się swo­bod­nie poru­szać.

Dosko­nały pomysł — powie­dział Man­fred, obra­ca­jąc nieco kamerę. — Będzie­cie zada­wać pyta­nia, pisząc je na kartce i nie budząc niczy­ich podej­rzeń, a ja będę odpi­sy­wał.

— Pra­wie — odparł Felix. — Odpo­wie­dzi będziesz nam prze­ka­zy­wał przez słu­chawki. Nie będziesz wie­dział, gdzie powinny być wpi­sane. Zresztą jest nas trójka, a dłu­go­pis tylko jeden.

— Nie obraź­cie się — wtrą­ciła Nika — ale ja naprawdę wolę nauczyć się i napi­sać to sama.

— Dla­czego? — zapy­tał Felix, a Net poparł go pyta­ją­cym spoj­rze­niem. Byli roz­cza­ro­wani. Man­fred spoj­rzał na nią, znów obra­ca­jąc kamerę.

— Dla zasady.

— Dla zasady? — upew­nił się Net. — Prze­cież jesteś dziew­czyną.

— Co to ma do rze­czy?! — Nika była naprawdę zła.

— Dobrze, dobrze. Wymsknęło mi się. Nie obra­żaj się.

— Jak połą­czymy Man­freda z dłu­go­pi­sem? — zapy­tał Felix. — Będzie musiał z niego wycho­dzić kabel.

Wystar­czy dowolny inter­fejs bez­prze­wo­dowy, z któ­rego będę mógł odbie­rać sygnały. Reszty się nauczę.

— Widzi­cie, jest bar­dzo ambitny — z dumą powie­dział Net. — Chce­cie zoba­czyć pra­cow­nię mojej mamy?

— Dzięki, ale jest już późno — powie­działa wciąż obra­żona Nika — a ja Z ZASADY wra­cam do domu przed zmierz­chem.

— Nie obra­żaj się o byle co — powie­dział Net, wsta­jąc i ruszył, aby odpro­wa­dzić ich do drzwi.

— Byle co! — skrzy­wiła się Nika.

Czy dostanę potem kolo­rową kamerę? — zapy­tał Man­fred, gdy wycho­dzili z pokoju.

— Masz to jak w banku — obie­cał Net.

* * *

Pod­czas dłu­giej prze­rwy Felix, Net i Nika jak zwy­kle poszli na strych do swo­jej kwa­tery głów­nej. Zacho­wy­wali przy tym szcze­gólną ostroż­ność, uwa­ża­jąc, by nikt ich nie zoba­czył.

— Znów się spóź­ni­li­ście na pierw­szą lek­cję — powie­działa Nika i dodała nieco zło­śli­wie — smutno byłoby mi bez was w dru­giej kla­sie.

— Dziś znów był nie­sa­mo­wity korek — wyja­śnił Felix. — I tak wsta­łem nie­mal godzinę wcze­śniej. Spóź­niły się też wszyst­kie auto­busy szkolne.

— Też wsta­łem wcze­śniej — dodał Net. — Nie wiem jak inni nauczy­ciele, ale Kon­stan­cja nie uznaje tej sytu­acji za oko­licz­ność łago­dzącą. Wczo­raj wpi­sała nam prze­cież spóź­nie­nie, choć ostatni kilo­metr prze­szli­śmy na pie­chotę.

— Nie­obec­ność. Wpi­sała nie­obec­ność — popra­wiła go Nika. — Ona mówi, że to nie jest kara, tylko stwier­dze­nie faktu, bo weszli­ście do klasy pół godziny po dzwonku. Lucja­nowi, który spóź­nił się tylko kwa­drans, powie­działa, że mógł jechać wcze­śniej­szym auto­bu­sem. On odpo­wie­dział, że zro­biłby tak, gdyby wcze­śniej wie­dział, że się spóźni. Ona na to, że trzeba prze­wi­dy­wać takie rze­czy. Wtedy on odpo­wie­dział: „Gdy­bym wie­dział, że się prze­wrócę, tobym się poło­żył”, no i wywa­liła go za drzwi.

— To nie­spra­wie­dliwe — jęk­nął Net. — Mam tu inter­ne­towy ser­wis infor­ma­cyjny. Spójrz­cie.

Odwró­cił w ich stronę ekran mini­kom­pu­tera.

„Dziś rano w cen­trum War­szawy miała miej­sce awa­ria podobna do wczo­raj­szej. Zapewne z powodu zala­nia prze­wo­dów, na wszyst­kich sygna­li­za­to­rach paliły się wyłącz­nie czer­wone świa­tła. Korek, jaki powstał, mimo akcji poli­cjan­tów, któ­rzy dawali z sie­bie wszystko, osią­gnął nie­spo­ty­kane wcze­śniej roz­miary. Awa­ria ustą­piła samo­czyn­nie około dzie­sią­tej.”

— To chyba nie prze­kona Kon­stan­cji — powie­dział Felix. — Dla niej liczy się sam fakt spóź­nie­nia, a my powin­ni­śmy być chyba jasno­wi­dzami.

— Szcze­rze mówiąc, to i tak sko­rzy­sta­li­śmy — stwier­dził Net. — Nie było testu. Egze­ku­cja odro­czona.

— Moja mama twier­dzi, że na początku korka sie­dzi w samo­cho­dzie jakaś guła i wstrzy­muje wszyst­kich.

— Łatwo wyobra­zić sobie kogoś, kogo można obar­czyć winą za całe zło — powie­dział Net. — Ale korek powstaje w zupeł­nie inny spo­sób.

— Nie jestem cie­kawa — zastrze­gła Nika.

— Nie możemy prze­cież przy­jeż­dżać do szkoły na rowe­rach — powie­dział Felix. — Jeśli szkolny auto­bus będzie się spóź­niał, to my będziemy mieć kło­poty. Nie­za­słu­żone, ale poważne.

— Nic na to nie pora­dzimy.

— A jak idzie z Man­fre­dem?

— Praca z Man­fre­dem to jak pie­lę­gno­wa­nie bar­dzo deli­kat­nego drzewka — powie­dział Net, ale Felix i Nika nie cał­kiem mu wie­rzyli.

— Będzie dzia­łać? — skon­kre­ty­zo­wał Felix.

— Man­fred to wybitny pro­gram. Test Turinga zdaje śpie­wa­jąco.

— Jaki test? — zapy­tała Nika.

— Test Turinga. Czło­wiek musi zgad­nąć, czy roz­ma­wia z innym czło­wie­kiem, czy z kom­pu­te­rem. Wszyst­kim, któ­rzy roz­ma­wiali z Man­fre­dem, wyda­wało się, że to czło­wiek. Test wymy­ślił Anglik, Alan Turing. Nie tylko stwo­rzył pierw­szy kom­pu­ter, ale rów­nież prze­wi­dział, że nadej­dzie czas pro­gra­mów uczą­cych się, czyli AI.

— To super — przy­znał Felix. — Ale czy Man­fred pomoże nam zdać test z geo­gra­fii?

— To było nieco trud­niej­sze, niż myśla­łem, ale udało mi się go połą­czyć z twoim dłu­go­pi­sem. Jesz­cze z godzina testów i nauczy się roz­po­zna­wać moje pismo. Pogra­tu­luj tacie dosko­na­łego wyna­lazku.

— Chciał­bym — wes­tchnął Felix — ale on nawet nie wie, że go wzią­łem. Mam z tego powodu wyrzuty sumie­nia.

— Coś ty! Oddasz prze­cież. Wyna­la­zek jest po to, aby go uży­wać.

— Wiem, wiem. Potrzebna będzie jesz­cze łącz­ność dwu­kie­run­kowa. — Felix wycią­gnął z ple­caka czarne pudełko z małą, pła­ską anteną. — Jedno takie połą­czymy z kom­pu­te­rem Man­freda, dru­gie będę miał w ple­caku. W ten spo­sób dłu­go­pis i trzy pary bez­prze­wo­do­wych słu­cha­wek będą mogły współ­pra­co­wać z twoim… „deli­kat­nym drzew­kiem”.

* * *

Zabrzmiał dzwo­nek. Ostatni dzwo­nek przed testem z geo­gra­fii. Felix i Net wło­żyli sobie do pra­wego ucha słu­chawki. Nika kon­se­kwent­nie odmó­wiła. Ucznio­wie weszli do sali, sta­ra­jąc się ukryć ściągi i drże­nie rąk.

— Cze­ski jestem z tej całej Ame­ryki Połu­dnio­wej — mruk­nął Net. — Jeśli Man­fred zawie­dzie, to leżę.

— A ja z tobą — dodał Felix.

Pani Kon­stan­cja roz­dała karty testowe, przy oka­zji od razu odnaj­du­jąc i zabie­ra­jąc połowę ściąg. Więk­szość uczniów z nie­do­wie­rza­niem patrzyła na kartki, choć zgod­nie z obiet­nicą były tam tylko szcze­gó­łowe pyta­nia o pań­stwa Ame­ryki Połu­dnio­wej. Pytań było dwa­dzie­ścia, a przy każ­dym z nich można było zakre­ślić jedną z czte­rech odpo­wie­dzi. Oczy­wi­ście tylko jedna była poprawna. Wąt­pliwe, czy sam mini­ster spraw zagra­nicz­nych Wene­zu­eli zdałby ten test.

Pani Kon­stan­cja zacze­kała, aż wszy­scy zajmą miej­sca. Potem usia­dła za swoim biur­kiem na pod­wyż­sze­niu, splo­tła dło­nie, aż strzyk­nęły kostki, i zamie­niła się w czuj­nego poli­cjanta. Była chudą, wysu­szoną kobietą o bystrym spoj­rze­niu. Sie­działa nie­ru­chomo, wolno obra­ca­jąc głowę, jak orlica wypa­tru­jąca ofiary z wyso­kiego szczytu.

Net prze­czy­tał pierw­sze pyta­nie i prze­pi­sał je tuż poni­żej, by Man­fred mógł je prze­ana­li­zo­wać. Popra­wił też odru­chowo słu­chawkę w uchu. Felix odkrę­cił skuwkę swo­jego pióra, zatknął z dru­giej strony i usta­wił złotą sta­lówkę w pozy­cji star­to­wej, cen­ty­metr nad papie­rem. Czarny kor­pus z chro­mo­wa­nymi zakoń­cze­niami drżał deli­kat­nie w jego dłoni.

Wydaje mi się, że metoda naucza­nia przy­jęta przez tę nauczy­cielkę cechuje się bar­dzo niską efek­tyw­no­ścią — powie­dział po kilku sekun­dach Man­fred poprzez słu­chawki.

Felix spoj­rzał z rezy­gna­cją w sufit, a Net napi­sał na mar­gi­ne­sie kartki:

„Nie myśl teraz o tym. Po pro­stu podaj odpo­wie­dzi.”

— Oczy­wi­ście mogę to zro­bić. Uwa­żam jed­nak, że sen­sem naucza­nia w szkole powinno być rozu­mie­nie, a nie mecha­niczne zapa­mię­ty­wa­nie tak nie­przy­dat­nych infor­ma­cji.

„My wszy­scy też tak uwa­żamy, ale teraz chcemy tylko zali­czyć ten test.”

— Przy­po­mina mi to pewien pro­blem sza­chowy –

„Jak tylko przyjdę do domu, to zablo­kuję ci dostęp do sza­chów!”

Pani Kon­stan­cja uśmiech­nęła się do Neta, widząc, jak w zapale zapi­suje kartkę.

— Wów­czas będę mógł poświę­cić cały czas na dosko­na­le­nie sie­bie. Ale wróćmy do testu. Ana­li­zu­jąc treść pytań i spo­sób ich zapi­sa­nia, nie mogę nie zauwa­żyć, że osoba pisząca je lubi czuć się mądrzej­sza od innych.

Net zaci­snął zęby i przez chwilę bli­ski był zgnie­ce­nia kartki i rzu­ce­nia nią w ścianę.

„Man­fred! Podasz te odpo­wie­dzi, czy nie?!!!”

— Patrząc per­spek­ty­wicz­nie, nie wiem, czy jest to dla cie­bie korzystne.

Zre­zy­gno­wany Felix wyjął z ucha słu­chawkę i zaczął roz­wią­zy­wać test, czę­ściowo zga­du­jąc, czę­ściowo losu­jąc, a czę­ściowo przy­po­mi­na­jąc sobie rela­cje tele­wi­zyjne z Ame­ryki Połu­dnio­wej.

Net pisał już po całej powierzchni kartki. Ze zło­ści sapał pod nosem.

„Jak wrócę do domu, to się poli­czymy!!! Żad­nych sza­chów! Żad­nych płyt edu­ka­cyj­nych! I zapo­mnij o kolo­ro­wej kame­rze!”

* * *

Póź­nym popo­łu­dniem Felix i Nika wpa­dli do Neta spraw­dzić, w jakim sta­nie znaj­duje się Man­fred po przy­ję­ciu na sie­bie ładunku zło­ści swego twórcy.

— Jed­nak go nie wyłą­czy­łeś — zauwa­żył Felix, patrząc na moni­tor ze zmie­nia­ją­cymi się set­kami cyfe­rek i liter.

Net wzru­szył ramio­nami i brze­giem bluzy zaczął prze­cie­rać oku­lary.

— W końcu to kum­pel — mruk­nął.

— Czy on teraz śpi? — zapy­tała Nika, nachy­la­jąc się do moni­tora wyświe­tla­ją­cego wolno zmie­nia­jące się sekwen­cje zna­ków.

— Można tak powie­dzieć. Wyłą­czy­łem kamerę i mikro­fon. To na ekra­nie, to obraz jego myśli.

— Czy to go nie boli? — zatrosz­czyła się Nika.

— Man­fred twier­dzi, że wtedy ma czas na samo­do­sko­na­le­nie się.

— Wyuczy­łeś go na upar­tego osła — pod­su­mo­wał Felix.

— Wprost prze­ciw­nie — Net pokrę­cił głową. — Wycho­wa­łem go za dobrze. Chcia­łem prze­pro­wa­dzić z nim poważną roz­mowę w spra­wie tego testu, a zamiast tego on zro­bił mi wykład, kim zostanę w przy­szło­ści, jeżeli teraz będę ścią­gał, zamiast się uczyć.

— Też powie­dział, że zosta­niesz kre­ty­nem? — zapy­tała iro­nicz­nie Nika.

— Coś w ten deseń…

— O! Co czy­tasz? — zawo­łał Felix, się­ga­jąc po leżącą na brzegu stołu książkę. — Książka… To do cie­bie nie­po­dobne.

Hob­bit — odparł Net. — Pani Jola tak ją zare­kla­mo­wała, że wszy­scy ją poży­czali. To i ja poży­czy­łem… z biblio­teczki taty. Cał­kiem nie­zła.

— Może będą jesz­cze z cie­bie ludzie — uśmiech­nęła się Nika.

Wyszli na taras, czy raczej do ogrodu, i oparli się o murek. Cztery metry poni­żej był praw­dziwy dach budynku oto­czony dodat­kową wysoką barierką. Jak okiem się­gnąć, wszyst­kie ulice zablo­ko­wały uwię­zione w korku samo­chody.

— Co to jest? — Felix wska­zał cen­trum, nad któ­rym uno­siła się dziwna ciem­no­szara mgła.

— To chyba smog — odparł Net.

— Tak — przy­tak­nął Felix. — Nie ma wia­tru. Samo­chody stoją, ale mają włą­czone sil­niki. Nie­długo nie da się nor­mal­nie oddy­chać.

— Dzień dobry — powie­działa mama, sta­jąc za nimi. Miała ciemne włosy się­ga­jące ramion, nie­bie­skie oczy i uma­lo­wane na czer­wono usta. W prze­ci­wień­stwie do mamy Felixa, zawsze noszą­cej ele­ganc­kie kostiumy, buty na wyso­kich obca­sach i nie­na­ganny maki­jaż, mama Neta miała na sobie jeansy z dziu­rami, podwójne T-shirty i spor­towe buty. Wszystko pochla­pane far­bami.

— Net — mama patrzyła na syna bez zwy­kłego roz­tar­gnie­nia. — Wła­śnie dzwo­nił ze szkoły dok­tor Jam­nik. Chce się ze mną spo­tkać. Powin­nam o czymś wie­dzieć?

Net zro­bił wiel­kie oczy i wzru­szył ramio­nami.

— Zatem dowiemy się jutro — powie­działa mama, zamy­ka­jąc temat. Nalała wszyst­kim mro­żo­nej her­baty i wró­ciła do sie­bie malo­wać.

— Celina mówiła, że dok­tor Jam­nik prze­pi­suje wszyst­kim, nie­za­leż­nie od rodzaju cho­roby, aspi­rynę i wita­minę C — przy­po­mniała sobie Nika.

— Ale co to może być? — zasta­na­wiał się Net. — Zęby myję, uszy też, cza­sami. Paznok­cie czy­ste, głowa OK, w nosie nie dłu­bię, sta­ram się nie pluć na pod­łogę, jeśli nie jest to abso­lut­nie konieczne. O co może mu cho­dzić?

Mama, malu­jąc, zer­kała co jakiś czas na dzieci. Obraz przed­sta­wiał chyba dzie­siątki samo­cho­dów sto­ją­cych jeden na dru­gim, ale z dołu nie było dobrze widać.

— Mar­twi się o cie­bie — powie­działa Nika.

— To ja powi­nie­nem mar­twić się o nią. Poznała kogoś w inter­ne­cie i całymi wie­czo­rami z nim cza­tuje.

— Dużo ludzi ma zna­jo­mych w inter­ne­cie.

— Ja sam mam ich wielu — przy­znał Net. — Ale… mama?

— Może twój tata poświęca jej za mało czasu?

— Fakt, koń­czy pisać jakiś bar­dzo skom­pli­ko­wany pro­gram i od mie­siąca sie­dzi w pra­cowni całymi dniami i przez pół nocy. Ale… no prze­cież mamy nie mają zna­jo­mych w sieci.

— Mama też czło­wiek — stwier­dziła sta­now­czo Nika.

* * *

Następ­nego dnia, na dłu­giej prze­rwie, przy­ja­ciele weszli do swo­jej kwa­tery. Net był w złym humo­rze, bo nie miał poję­cia, czego może chcieć od niego szkolny lekarz.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 AI (ang. Arti­fi­cial Intel­li­gence) – sztuczna inte­li­gen­cja. [wróć]

Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi

Подняться наверх