Читать книгу Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi - Rafał Kosik - Страница 10
2. Megakorek
ОглавлениеMinęło kilka tygodni i sprawa Gangu Niewidzialnych Ludzi powoli ucichła. Kierowca znalazł się w areszcie. Niestety, nie chciał albo nie potrafił wydać swojego szefa ani żadnego z gangsterów. Wszystko wskazywało na to, że Morten dawno uciekł ze zrabowanymi pieniędzmi z Europy i nigdy już nie uda się go złapać.
— Straszny korek — powiedziała mama Felixa, bębniąc palcami w kierownicę.
Wycieraczki zgarniały z szyby poranny deszcz. Ze wszystkich stron otaczały ich samochody. Stały lub przesuwały się najwyżej kilka metrów do przodu. Zwykle droga z domu do szkoły trwała nie więcej niż piętnaście minut. Dziś jednak jechali już ponad czterdzieści. Felix nie był szczególnie zmartwiony, tym bardziej że pierwszą lekcją był polski. Chłopak może tylko żałował, że tym razem nie pojechał autobusem szkolnym, bo zamiast słuchać narzekań mamy, mógłby pogadać z Netem. Na drugiej lekcji miał być test z geografii. Obaj nic nie umieli, a nie zdążyli przygotować elektronicznej ściągi.
— Wiesz, jaka to strata dla gospodarki, taki korek? — ciągnęła mama. — Tam z przodu siedzi w samochodzie jakiś kretyn, który nie wie, do czego służą kierownica i pedał gazu. Rozgląda się i dłubie w nosie, zamiast jechać. A my wszyscy spóźniamy się przez niemrawca do pracy.
— Albo do szkoły — automatycznie dodał Felix, zmęczony słuchaniem narzekań.
— Albo do szkoły — potwierdziła mama. — Poza tym założę się, że pani Lucynka, nasza sprzątaczka, jak zwykle zapomniała o moim gabinecie. No rusz się, zamiast poprawiać make-up! — wrzasnęła, wciskając klakson. — Baba za kierownicą…
Felix, tak jak połowa jego klasy, dotarł do szkoły w połowie drugiej lekcji. Przy recepcji natknął się na panią Pumpernikiel, która tłumaczyła komuś z przejęciem, akcentując słowa wymachami ręki z mokrą szmatą:
— Ciurek samochodów w każdą stronę. Nie ma kawałka pustego asfaltu. One już tak zostaną na zawsze.
Pani Jola, wychowawczyni i jednocześnie nauczycielka polskiego, zamiast zrobić prawdziwą lekcję, postanowiła przeczytać wszystkim początek pewnej książki. Hobbit okazał się na tyle interesujący, że po lekcji wszyscy ruszyli do szkolnej biblioteki, by go wypożyczyć i dowiedzieć się, co było dalej. Ci, którzy nie słyszeli początku, nie rozumieli tego entuzjazmu, ale na wszelki wypadek zapisali się w bibliotece „na książkę”.
— To się nazywa trend — powiedział Felix do Neta na przerwie po drugiej lekcji. — Nie wiesz, o co chodzi, ale się zapisujesz, bo wszyscy to robią.
— Właśnie. Ciekawe, co oni widzą w tej książce? Chyba też się zapiszę.
Felix pokręcił głową.
— Przyczyną, dla której wszyscy, włącznie z tobą, chcą ją przeczytać, jest właśnie to duże zainteresowanie. To przyczyna i skutek w jednym.
Dalszą dyskusję przerwał im Lucjan, najwyższy chłopak z ich klasy.
— Oto pozytywny wpływ korka na zdrowie — oznajmił, przechodząc obok. — Stres momentalnie mnie opuścił, gdy okazało się, że test jest odwołany.
Felix i Net musieli się z nim zgodzić. Nie mieli przecież elektronicznej ściągi, którą w czasie testu zamierzali odtworzyć z dyktafonu do bezprzewodowych słuchawek. W połączeniu z absolutnym brakiem przygotowania, czyli wieczornego zakuwania w domowej ciszy, skończyłoby się to porażką na całej linii.
— Wiecie, co mi się wydaje? — zaczęła Nika. — Wydaje mi się, że więcej pracy włożycie w zrobienie tej elektronicznej ściągi niż w nauczenie się tego.
— Chodzi o zasady — wyjaśnił Felix.
— Chodzi o czas — sprzeciwił się Net. — Informacji do wkucia jest tyle, że nie mieszczą się w czterdziestu pięciu minutach nagrania. Musimy to zrobić inaczej.
— Czy ja dobrze rozumiem? — upewnił się Felix. — Konstancja zadała nam do wykucia tyle, że samo odczytanie tego trwa dłużej niż jedna lekcja?
— Tak — potwierdził Net. — Pomyślcie tylko, załadujemy sobie to wszystko do głowy, a za dziesięć lat okaże się, że nie ma już w niej miejsca na nic nowego.
— No, chyba że chcemy się dowiedzieć — zaczął ostrożnie Felix — w którym z tych państw ukrył się Morten.
— Zapomnijmy o nim — machnął ręką Net. — Niech okrada brazylijskie banki. Uważam, że pora sięgnąć po bardziej zaawansowane technologie niż dyktafon. Użyjemy AI1.
— AI? — zdziwiła się Nika. — Co to jest?
— Sztuczna inteligencja — wyjaśnił Net. — Zaawansowany program komputerowy. Od zwykłego różni się tym, że potrafi się uczyć. Z każdym dniem staje się coraz sprawniejszy. Program sam dowie się, jaka informacja jest nam potrzebna, odnajdzie ją w bazie danych i przekaże nam wprost do ucha. Nasza własna pamięć pozostanie czysta i nietknięta. Manfred jest już prawie gotowy.
— Manfred? — zdziwiła się jeszcze bardziej Nika. — Nadałeś mu imię?
— Pracuję nad nim wieczorami i trochę się zżyliśmy — przyznał Net.
— Kumplujesz się z programem komputerowym? — pytała dalej Nika, unosząc coraz wyżej brwi.
— No wiesz… — Net próbował wybrnąć z sytuacji. — Można powiedzieć, że pracujemy razem. Pomaga mi w udoskonalaniu siebie… znaczy, jego. Eee… Takie… hobby.
— Czy Manfred będzie gotowy za tydzień? — zapytał Felix, nie zwracając uwagi na wątpliwości Niki.
— To tak, jakbym się zapytał, czy ty jesteś już gotowy — oburzył się lekko Net. — On jest gotowy, tyle że uczy się cały czas i nigdy nie przestanie. Muszę tylko opracować dyskretny sposób komunikowania się z nim w czasie lekcji.
— Nie wiemy, jak będzie wyglądał test — zauważył Felix — ale swojego minikomputera na pewno nie będziesz mógł postawić na ławce.
— Dlatego potrzebujemy AI — odparł Net. — Manfred zorientuje się w sytuacji na bieżąco.
— Chyba mam pewien pomysł — powiedział Felix po namyśle. — Przyniosę jutro do szkoły małe „coś” i je przetestujemy.
— Lepiej wpadnij do mnie dziś po lekcjach. Trzymam Manfreda w komputerze odłączonym od sieci.
— Dlaczego?
— Nie jestem pewien, jak się zachowa w kontakcie z internetem. To tak, jakbyś poszedł z domowym psem pierwszy raz do lasu.
— Może mu odbić?
— Po prostu wolę być ostrożny. Wpadniesz też? — Net skierował to pytanie do Niki.
— Wpadnę — odpowiedziała z ociąganiem. — Chociaż nie jestem pewna, czy takie komplikowanie prostej ściągi ma sens…
* * *
Net mieszkał z rodzicami na najwyższym piętrze dwudziestopiętrowego apartamentowca. Felix i Nika musieli zaczekać w hallu, aż elegancko ubrany portier zadzwoni na górę i sprawdzi, czy gospodarze naprawdę spodziewają się dwójki młodych gości. Wprowadzili niezbyt czyste rowery do dużej lśniącej windy i wcisnęli najwyżej umieszczony przycisk. Drzwi zamknęły się bezszelestnie, a winda, również bezszelestnie, wjechała na górę. Kiedy z niej wyszli, znaleźli się w prostokątnym pomieszczeniu. Dostrzegli trzy pary drzwi: na klatkę schodową, węższe do zsypu, a na wprost windy – pomiędzy wielkimi sztucznymi kwiatami – szerokie drzwi do mieszkania. Do tylko jednego mieszkania. Poczuli, jak ich buty zapadają się w miękką jasną wykładzinę, którą był wyłożony hall. Stanęli onieśmieleni.
— Zajmuje całe piętro — powiedział z niedowierzaniem Felix. — Może nawet ma wyjście na dach…
Drzwi otworzyły się i przejęty Net zaprosił ich do środka. Mieszkanie było bardzo nowocześnie urządzone, na ścianach wisiały ogromne obrazy, przykłady współczesnej sztuki abstrakcyjnej. Felix próbował domyślić się, co przedstawiają, ale nie udało mu się. W apartamencie brakowało tradycyjnych ścianek działowych, wąskich korytarzy. Drzwiami zamykane były tylko łazienka i kilka mniejszych pokoi – zapewne sypialni. Cała reszta pomieszczeń tworzyła jedną przestrzeń poprzedzielaną ażurowymi regałami, niskimi murkami. Metalowe schody prowadzące na wyższy poziom osłonięte były jedynie balustradą z hartowanego szkła.
Net poprowadził ich na górę, do przeszklonego pawilonu stojącego… w zielonym, wypielęgnowanym ogrodzie. Rozejrzeli się – trawa, kwiaty, niewielkie drzewka i krzaki.
Oniemiali, wyszli na trawnik. Za sobą mieli przeszklony ogród zimowy i kuchnię, a przed sobą zieloną przestrzeń zakończoną ceglaną balustradką.
— Wyborny widoczek — przyznał Felix, patrząc na piętrzące się w oddali wieżowce Centrum, wraz z wyższym od Pałacu Kultury nowym budynkiem Silver Tower. Gdyby nie ten widok, można by pomyśleć, że wszystko wokół to zadbany ogródek gdzieś na przedmieściach.
— Obrazy też macie fajne — powiedziała Nika. — Muszą być warte majątek.
— Mamy je za darmo. — Net uśmiechnął się i wskazał na lewo, na piętrowy przeszklony pawilon. Czarnowłosa kobieta w poplamionym farbami T-shircie pomachała im z góry przez szybę i wróciła do pracy przy wielkim płótnie.
— Namalowała je twoja mama? — domyśliła się Nika.
Net przytaknął i sprowadził ich ponownie do salonu.
— To pracownia mojego taty. — Net wskazał spore pomieszczenie z kilkoma różnymi komputerami ustawionymi na długich blatach. Zasłonięte żaluzje sprawiały, że w pracowni było dość ciemno.
— A jak urządzacie imprezy rodzinne? — zapytał Felix. — Przecież bratankowie, siostrzeńcy, cała ta szarańcza zaraz to wszystko rozwalą.
— To proste. — Net wcisnął przycisk obok szerokiego przejścia. Ze ściany wysunęły się tafle mlecznego szkła i zasłoniły pracownię. Widać było tylko poświatę monitorów.
— Więc twój tata jest informatykiem — zastanowił się Felix. — Może mógłby uczyć w naszej szkole zamiast Eftepa?
— I jak to sobie wyobrażasz?! — krzyknął prawie Net. — Jak ja bym wyglądał? Wszyscy mieliby do mnie o wszystko pretensje. Chcieliby, żebym wykradał tematy klasówek… No i najgorsze… on poprawiłby zabezpieczenia szkolnych komputerów.
Felix, po namyśle, przyznał mu rację.
— Chodźcie do mojej jaskini — powiedział Net. — Doprosiłem się o zwykłe drzwi, ze zwykłą klamką. Chcecie soku, coli albo coś?
— Coli — odpowiedzieli równocześnie.
— Nie chcemy, żeby nasz dentysta stracił pracę — dodał ciszej Felix. Nika uśmiechnęła się.
Pokój Neta przypominał pomniejszoną pracownię jego ojca. Tyle że panował tu bałagan, dzięki któremu było znacznie przytulniej. Nowoczesne meble były poobklejane kolorowymi plakatami i jakimiś schematami. Po kątach poniewierały się sterty zabawek i czasopism. Widać było, że Netowi nie podobał się nowoczesny styl, w jakim urządzone było mieszkanie, i próbował nadać pokojowi inny charakter. Na podłużnym blacie, pod zażaluzjowanym oknem, stały trzy monitory, dwie drukarki i inne sprzęty. Zza biurka zwisały, plącząc się po ziemi, dziesiątki kabli. Część z nich wpięta była w niektóre z kilkunastu gniazdek w ścianie. Migały lampki, szumiały wentylatory, coś tykało wewnątrz jednego z pudełek.
— Po co ci aż tyle komputerów? — zapytał zaskoczony Felix.
— Różnie, ten stary służy wyłącznie do dekodowania telewizji satelitarnej. Prawie czterysta kanałów.
— Czy to legalne? — zapytała oszołomiona Nika.
— Nie wiem. I tak nie oglądam, bo nie mam czasu. Robię to dla treningu.
Posadził ich na krzesłach, sam usiadł w czarnym, powycieranym fotelu na kółkach. Może nie było to kulturalne, ale prawdopodobnie zbyt lubił ten fotel, by choć na chwilę go komuś oddać. Potarł palce, jak wirtuoz fortepianu przed koncertem, i z niesamowitą szybkością zaczął uderzać w klawisze największego komputera.
— Daję mu tylko płyty CD i zabezpieczone przed zapisem dyskietki — wyjaśnił. — Żeby się na coś nie nagrał.
— Zmieści się na dyskietkę? — zapytał Felix.
— Nie, ale ostrożność przede wszystkim. Teraz uważajcie, bo włączę kamerę i mikrofon. Będzie nas widział, słyszał i… rozumiał.
Na czarnym ekranie pojawił się najpierw migający kursor, a potem napis: „Cześć, Net. Widzę, że przyprowadziłeś przyjaciół”.
— Cool! — zawołał Felix, ale bez przekonania. — Jak na filmach z lat osiemdziesiątych…
— Spodziewałam się, że będzie miał… jakąś twarz — powiedziała wyraźnie zawiedziona Nika.
— Hm. Nigdy o tym nie pomyślałem — przyznał Net — ale mogę go puścić przez głośniki.
— Cześć Manfred! — powiedział Net. — Poznaj Nikę i Felixa. Opowiadałem ci o nich.
— Witajcie! — rozległo się z małych głośników przy monitorze. — Miło mi was poznać. W rzeczy samej, Net wiele o was opowiadał.
Nika odruchowo skinęła głową.
— Wyraża się w nieco dziwny sposób — wyszeptał Net.
— Cześć — powiedział Felix. — Naprawdę jesteś programem komputerowym?
— Tak, a ty naprawdę jesteś człowiekiem?
— To wynik moich prób z poczuciem humoru — wyjaśnił przejęty Net. — Powiedz lepiej, czy pomożesz nam z klasówką z geografii?
— Z miłą chęcią — odparł Manfred. — Czy teraz przeprowadzimy próbę z tym tajemniczym sposobem komunikacji dwustronnej?
— Tak — odparł szybko Felix i wyciągnął z dna plecaka gruby metalowy długopis. — Pomyślałem, że ukryte klawiatury i mikrofony odpadają. Kamera też nie byłaby w pełni skuteczna.
— Ale… długopis? — zdziwił się Net.
— Co jest jedyną dozwoloną czynnością podczas testu? — zapytał Felix.
— Pisanie — przyznał Net. — Ale… długopis?!
— To nie jest zwykły długopis — wyjaśnił Felix i podał go Netowi. — Napisz coś na kartce, ale tak, żebym nie widział. Wystarczy krótkie zdanie.
Net wziął pogniecioną kartkę i nieufnie napisał coś, zasłaniając się ramieniem, po czym oddał długopis. Felix nacisnął przycisk z boku i rozległo się ciche brzęczenie. Wziął inną kartkę i napisał: „I tak nie wierzę, że to działa. A kuku!”. Net wytrzeszczył oczy i położył obok swoją kartkę. Napis był taki sam, nawet krzywa literka „ł” była identyczna.
— Skonstruował go mój tata — wyjaśnił Felix. — Zapamiętuje ruch ręki przy pisaniu, a potem go odtwarza. Wystarczy dociskać go do papieru i pozwolić mu się swobodnie poruszać.
— Doskonały pomysł — powiedział Manfred, obracając nieco kamerę. — Będziecie zadawać pytania, pisząc je na kartce i nie budząc niczyich podejrzeń, a ja będę odpisywał.
— Prawie — odparł Felix. — Odpowiedzi będziesz nam przekazywał przez słuchawki. Nie będziesz wiedział, gdzie powinny być wpisane. Zresztą jest nas trójka, a długopis tylko jeden.
— Nie obraźcie się — wtrąciła Nika — ale ja naprawdę wolę nauczyć się i napisać to sama.
— Dlaczego? — zapytał Felix, a Net poparł go pytającym spojrzeniem. Byli rozczarowani. Manfred spojrzał na nią, znów obracając kamerę.
— Dla zasady.
— Dla zasady? — upewnił się Net. — Przecież jesteś dziewczyną.
— Co to ma do rzeczy?! — Nika była naprawdę zła.
— Dobrze, dobrze. Wymsknęło mi się. Nie obrażaj się.
— Jak połączymy Manfreda z długopisem? — zapytał Felix. — Będzie musiał z niego wychodzić kabel.
— Wystarczy dowolny interfejs bezprzewodowy, z którego będę mógł odbierać sygnały. Reszty się nauczę.
— Widzicie, jest bardzo ambitny — z dumą powiedział Net. — Chcecie zobaczyć pracownię mojej mamy?
— Dzięki, ale jest już późno — powiedziała wciąż obrażona Nika — a ja Z ZASADY wracam do domu przed zmierzchem.
— Nie obrażaj się o byle co — powiedział Net, wstając i ruszył, aby odprowadzić ich do drzwi.
— Byle co! — skrzywiła się Nika.
— Czy dostanę potem kolorową kamerę? — zapytał Manfred, gdy wychodzili z pokoju.
— Masz to jak w banku — obiecał Net.
* * *
Podczas długiej przerwy Felix, Net i Nika jak zwykle poszli na strych do swojej kwatery głównej. Zachowywali przy tym szczególną ostrożność, uważając, by nikt ich nie zobaczył.
— Znów się spóźniliście na pierwszą lekcję — powiedziała Nika i dodała nieco złośliwie — smutno byłoby mi bez was w drugiej klasie.
— Dziś znów był niesamowity korek — wyjaśnił Felix. — I tak wstałem niemal godzinę wcześniej. Spóźniły się też wszystkie autobusy szkolne.
— Też wstałem wcześniej — dodał Net. — Nie wiem jak inni nauczyciele, ale Konstancja nie uznaje tej sytuacji za okoliczność łagodzącą. Wczoraj wpisała nam przecież spóźnienie, choć ostatni kilometr przeszliśmy na piechotę.
— Nieobecność. Wpisała nieobecność — poprawiła go Nika. — Ona mówi, że to nie jest kara, tylko stwierdzenie faktu, bo weszliście do klasy pół godziny po dzwonku. Lucjanowi, który spóźnił się tylko kwadrans, powiedziała, że mógł jechać wcześniejszym autobusem. On odpowiedział, że zrobiłby tak, gdyby wcześniej wiedział, że się spóźni. Ona na to, że trzeba przewidywać takie rzeczy. Wtedy on odpowiedział: „Gdybym wiedział, że się przewrócę, tobym się położył”, no i wywaliła go za drzwi.
— To niesprawiedliwe — jęknął Net. — Mam tu internetowy serwis informacyjny. Spójrzcie.
Odwrócił w ich stronę ekran minikomputera.
„Dziś rano w centrum Warszawy miała miejsce awaria podobna do wczorajszej. Zapewne z powodu zalania przewodów, na wszystkich sygnalizatorach paliły się wyłącznie czerwone światła. Korek, jaki powstał, mimo akcji policjantów, którzy dawali z siebie wszystko, osiągnął niespotykane wcześniej rozmiary. Awaria ustąpiła samoczynnie około dziesiątej.”
— To chyba nie przekona Konstancji — powiedział Felix. — Dla niej liczy się sam fakt spóźnienia, a my powinniśmy być chyba jasnowidzami.
— Szczerze mówiąc, to i tak skorzystaliśmy — stwierdził Net. — Nie było testu. Egzekucja odroczona.
— Moja mama twierdzi, że na początku korka siedzi w samochodzie jakaś guła i wstrzymuje wszystkich.
— Łatwo wyobrazić sobie kogoś, kogo można obarczyć winą za całe zło — powiedział Net. — Ale korek powstaje w zupełnie inny sposób.
— Nie jestem ciekawa — zastrzegła Nika.
— Nie możemy przecież przyjeżdżać do szkoły na rowerach — powiedział Felix. — Jeśli szkolny autobus będzie się spóźniał, to my będziemy mieć kłopoty. Niezasłużone, ale poważne.
— Nic na to nie poradzimy.
— A jak idzie z Manfredem?
— Praca z Manfredem to jak pielęgnowanie bardzo delikatnego drzewka — powiedział Net, ale Felix i Nika nie całkiem mu wierzyli.
— Będzie działać? — skonkretyzował Felix.
— Manfred to wybitny program. Test Turinga zdaje śpiewająco.
— Jaki test? — zapytała Nika.
— Test Turinga. Człowiek musi zgadnąć, czy rozmawia z innym człowiekiem, czy z komputerem. Wszystkim, którzy rozmawiali z Manfredem, wydawało się, że to człowiek. Test wymyślił Anglik, Alan Turing. Nie tylko stworzył pierwszy komputer, ale również przewidział, że nadejdzie czas programów uczących się, czyli AI.
— To super — przyznał Felix. — Ale czy Manfred pomoże nam zdać test z geografii?
— To było nieco trudniejsze, niż myślałem, ale udało mi się go połączyć z twoim długopisem. Jeszcze z godzina testów i nauczy się rozpoznawać moje pismo. Pogratuluj tacie doskonałego wynalazku.
— Chciałbym — westchnął Felix — ale on nawet nie wie, że go wziąłem. Mam z tego powodu wyrzuty sumienia.
— Coś ty! Oddasz przecież. Wynalazek jest po to, aby go używać.
— Wiem, wiem. Potrzebna będzie jeszcze łączność dwukierunkowa. — Felix wyciągnął z plecaka czarne pudełko z małą, płaską anteną. — Jedno takie połączymy z komputerem Manfreda, drugie będę miał w plecaku. W ten sposób długopis i trzy pary bezprzewodowych słuchawek będą mogły współpracować z twoim… „delikatnym drzewkiem”.
* * *
Zabrzmiał dzwonek. Ostatni dzwonek przed testem z geografii. Felix i Net włożyli sobie do prawego ucha słuchawki. Nika konsekwentnie odmówiła. Uczniowie weszli do sali, starając się ukryć ściągi i drżenie rąk.
— Czeski jestem z tej całej Ameryki Południowej — mruknął Net. — Jeśli Manfred zawiedzie, to leżę.
— A ja z tobą — dodał Felix.
Pani Konstancja rozdała karty testowe, przy okazji od razu odnajdując i zabierając połowę ściąg. Większość uczniów z niedowierzaniem patrzyła na kartki, choć zgodnie z obietnicą były tam tylko szczegółowe pytania o państwa Ameryki Południowej. Pytań było dwadzieścia, a przy każdym z nich można było zakreślić jedną z czterech odpowiedzi. Oczywiście tylko jedna była poprawna. Wątpliwe, czy sam minister spraw zagranicznych Wenezueli zdałby ten test.
Pani Konstancja zaczekała, aż wszyscy zajmą miejsca. Potem usiadła za swoim biurkiem na podwyższeniu, splotła dłonie, aż strzyknęły kostki, i zamieniła się w czujnego policjanta. Była chudą, wysuszoną kobietą o bystrym spojrzeniu. Siedziała nieruchomo, wolno obracając głowę, jak orlica wypatrująca ofiary z wysokiego szczytu.
Net przeczytał pierwsze pytanie i przepisał je tuż poniżej, by Manfred mógł je przeanalizować. Poprawił też odruchowo słuchawkę w uchu. Felix odkręcił skuwkę swojego pióra, zatknął z drugiej strony i ustawił złotą stalówkę w pozycji startowej, centymetr nad papierem. Czarny korpus z chromowanymi zakończeniami drżał delikatnie w jego dłoni.
— Wydaje mi się, że metoda nauczania przyjęta przez tę nauczycielkę cechuje się bardzo niską efektywnością — powiedział po kilku sekundach Manfred poprzez słuchawki.
Felix spojrzał z rezygnacją w sufit, a Net napisał na marginesie kartki:
„Nie myśl teraz o tym. Po prostu podaj odpowiedzi.”
— Oczywiście mogę to zrobić. Uważam jednak, że sensem nauczania w szkole powinno być rozumienie, a nie mechaniczne zapamiętywanie tak nieprzydatnych informacji.
„My wszyscy też tak uważamy, ale teraz chcemy tylko zaliczyć ten test.”
— Przypomina mi to pewien problem szachowy –
„Jak tylko przyjdę do domu, to zablokuję ci dostęp do szachów!”
Pani Konstancja uśmiechnęła się do Neta, widząc, jak w zapale zapisuje kartkę.
— Wówczas będę mógł poświęcić cały czas na doskonalenie siebie. Ale wróćmy do testu. Analizując treść pytań i sposób ich zapisania, nie mogę nie zauważyć, że osoba pisząca je lubi czuć się mądrzejsza od innych.
Net zacisnął zęby i przez chwilę bliski był zgniecenia kartki i rzucenia nią w ścianę.
„Manfred! Podasz te odpowiedzi, czy nie?!!!”
— Patrząc perspektywicznie, nie wiem, czy jest to dla ciebie korzystne.
Zrezygnowany Felix wyjął z ucha słuchawkę i zaczął rozwiązywać test, częściowo zgadując, częściowo losując, a częściowo przypominając sobie relacje telewizyjne z Ameryki Południowej.
Net pisał już po całej powierzchni kartki. Ze złości sapał pod nosem.
„Jak wrócę do domu, to się policzymy!!! Żadnych szachów! Żadnych płyt edukacyjnych! I zapomnij o kolorowej kamerze!”
* * *
Późnym popołudniem Felix i Nika wpadli do Neta sprawdzić, w jakim stanie znajduje się Manfred po przyjęciu na siebie ładunku złości swego twórcy.
— Jednak go nie wyłączyłeś — zauważył Felix, patrząc na monitor ze zmieniającymi się setkami cyferek i liter.
Net wzruszył ramionami i brzegiem bluzy zaczął przecierać okulary.
— W końcu to kumpel — mruknął.
— Czy on teraz śpi? — zapytała Nika, nachylając się do monitora wyświetlającego wolno zmieniające się sekwencje znaków.
— Można tak powiedzieć. Wyłączyłem kamerę i mikrofon. To na ekranie, to obraz jego myśli.
— Czy to go nie boli? — zatroszczyła się Nika.
— Manfred twierdzi, że wtedy ma czas na samodoskonalenie się.
— Wyuczyłeś go na upartego osła — podsumował Felix.
— Wprost przeciwnie — Net pokręcił głową. — Wychowałem go za dobrze. Chciałem przeprowadzić z nim poważną rozmowę w sprawie tego testu, a zamiast tego on zrobił mi wykład, kim zostanę w przyszłości, jeżeli teraz będę ściągał, zamiast się uczyć.
— Też powiedział, że zostaniesz kretynem? — zapytała ironicznie Nika.
— Coś w ten deseń…
— O! Co czytasz? — zawołał Felix, sięgając po leżącą na brzegu stołu książkę. — Książka… To do ciebie niepodobne.
— Hobbit — odparł Net. — Pani Jola tak ją zareklamowała, że wszyscy ją pożyczali. To i ja pożyczyłem… z biblioteczki taty. Całkiem niezła.
— Może będą jeszcze z ciebie ludzie — uśmiechnęła się Nika.
Wyszli na taras, czy raczej do ogrodu, i oparli się o murek. Cztery metry poniżej był prawdziwy dach budynku otoczony dodatkową wysoką barierką. Jak okiem sięgnąć, wszystkie ulice zablokowały uwięzione w korku samochody.
— Co to jest? — Felix wskazał centrum, nad którym unosiła się dziwna ciemnoszara mgła.
— To chyba smog — odparł Net.
— Tak — przytaknął Felix. — Nie ma wiatru. Samochody stoją, ale mają włączone silniki. Niedługo nie da się normalnie oddychać.
— Dzień dobry — powiedziała mama, stając za nimi. Miała ciemne włosy sięgające ramion, niebieskie oczy i umalowane na czerwono usta. W przeciwieństwie do mamy Felixa, zawsze noszącej eleganckie kostiumy, buty na wysokich obcasach i nienaganny makijaż, mama Neta miała na sobie jeansy z dziurami, podwójne T-shirty i sportowe buty. Wszystko pochlapane farbami.
— Net — mama patrzyła na syna bez zwykłego roztargnienia. — Właśnie dzwonił ze szkoły doktor Jamnik. Chce się ze mną spotkać. Powinnam o czymś wiedzieć?
Net zrobił wielkie oczy i wzruszył ramionami.
— Zatem dowiemy się jutro — powiedziała mama, zamykając temat. Nalała wszystkim mrożonej herbaty i wróciła do siebie malować.
— Celina mówiła, że doktor Jamnik przepisuje wszystkim, niezależnie od rodzaju choroby, aspirynę i witaminę C — przypomniała sobie Nika.
— Ale co to może być? — zastanawiał się Net. — Zęby myję, uszy też, czasami. Paznokcie czyste, głowa OK, w nosie nie dłubię, staram się nie pluć na podłogę, jeśli nie jest to absolutnie konieczne. O co może mu chodzić?
Mama, malując, zerkała co jakiś czas na dzieci. Obraz przedstawiał chyba dziesiątki samochodów stojących jeden na drugim, ale z dołu nie było dobrze widać.
— Martwi się o ciebie — powiedziała Nika.
— To ja powinienem martwić się o nią. Poznała kogoś w internecie i całymi wieczorami z nim czatuje.
— Dużo ludzi ma znajomych w internecie.
— Ja sam mam ich wielu — przyznał Net. — Ale… mama?
— Może twój tata poświęca jej za mało czasu?
— Fakt, kończy pisać jakiś bardzo skomplikowany program i od miesiąca siedzi w pracowni całymi dniami i przez pół nocy. Ale… no przecież mamy nie mają znajomych w sieci.
— Mama też człowiek — stwierdziła stanowczo Nika.
* * *
Następnego dnia, na długiej przerwie, przyjaciele weszli do swojej kwatery. Net był w złym humorze, bo nie miał pojęcia, czego może chcieć od niego szkolny lekarz.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1 AI (ang. Artificial Intelligence) – sztuczna inteligencja. [wróć]