Читать книгу Felix, Net i Nika oraz Gang Niewidzialnych Ludzi - Rafał Kosik - Страница 6
ОглавлениеPrzez szklane drzwi banku wyszedł ostatni klient. Znudzony strażnik zamknął je na klucz, leniwie podciągnął obwieszony bronią pas i sprawdził, czy wszystkie komputery zostały wyłączone oraz czy nikt niepowołany nie pozostał w budynku. Potem poczłapał w stronę korytarza prowadzącego na zaplecze. Codziennie właśnie o tej porze otwierano skarbiec i chowano do niego wszystkie pieniądze ze wszystkich kas.
— Dzień dobry, pani Lucynko — pozdrowił sprzątaczkę, która dopiero teraz zaczynała pracę, i zniknął za drzwiami w drugim końcu korytarza.
— Dzień dobry, panie Stefanie — odpowiedziała pani Lucynka z charakterystycznym dla siebie opóźnieniem.
Była już starszą kobietą i wszystko robiła z opóźnieniem. Pracowała w banku od trzydziestu lat. Jakieś trzy, może cztery lata temu przestała nadążać odpowiadać „Dzień dobry”. Ciągle też myliła imiona – pan Stefan tak naprawdę nazywał się zupełnie inaczej.
Otworzyła drzwi niewielkiego schowka, przecisnęła się między ogromnym odkurzaczem a froterką do podłogi i wyciągnęła wózek z kubłami i mopami. Pani Lucynka nie miała już najlepszej pamięci. Przeszła połowę długości korytarza, zatrzymała się i palnęła otwartą dłonią w czoło, aż klasnęło. Narzekając na swoje roztargnienie, zawróciła po butelkę płynu do mycia podłóg. Codziennie zapominała o płynie i codziennie po niego wracała. Zwykle musiała wracać po różne rzeczy dwu- albo i trzykrotnie, za każdym razem akcentując moment olśnienia klaśnięciem. Wieczorem zastanawiała się, dlaczego boli ją czoło.
Otworzyła schowek i wytrzeszczyła oczy. W ciasnym pomieszczeniu stało trzech rosłych mężczyzn w niebieskoszarych kombinezonach. Wyszli na korytarz i otoczyli osłupiałą sprzątaczkę. Pierwszy rozwinął szeroką taśmę klejącą i przykleił jej koniec do rękawa pani Lucynki. Przekazał rolkę drugiemu, drugi – trzeciemu, a trzeci – znów pierwszemu. W kilka sekund trzy pary rąk, współdziałając jak ramiona jakiegoś wielkiego pająka, okleiły kobietę tak, że nie mogła się poruszyć.
— Przepraszam, chyba pomyliłam drzwi — powiedziała dopiero teraz pani Lucynka.
Pierwszy mężczyzna uniósł rolkę na wysokość twarzy kobiety, drugi odwinął kawałek taśmy, a trzeci odciął nożykiem. Używając trzech par rąk, zakleili pani Lucynce usta, przyklepali taśmę z dwóch stron, żeby się lepiej trzymała, i wyjęli z kieszeni fartucha sprzątaczki kartę magnetyczną, która otwierała wszystkie drzwi w banku. Wreszcie wstawili nieszczęsną kobietę do schowka i zamknęli drzwi na klucz. Poprawili kombinezony i równym krokiem pomaszerowali w stronę końca korytarza, skąd właśnie rozległ się szczęk otwieranych drzwi skarbca.
Przed wejściem do banku zatrzymała się z piskiem opon biała furgonetka. Wysiadło z niej kolejnych trzech mężczyzn w niebieskoszarych kombinezonach.