Читать книгу Felix, Net i Nika - Rafał Kosik - Страница 9
ОглавлениеRozdział 2
Niebieski robot na gąsienicach wygląda trochę jak karykaturalny model śmieciarki lub żukopodobnego owada. Jest wysoki na półtora metra, długi też na półtora, za to jego szerokość wynosi ledwie pół metra. Większą jego część stanowi obły zbiornik, zakończony z tyłu konstrukcją z drążków, szczotek i elastycznych rur. Z przodu, nieco poniżej garbu zbiornika, z obudowy wystaje kopułka z dwoma obiektywami i antenką. Po obydwu jej stronach przylegają do kadłuba złożone stalowe ramiona, zakończone trójpalczastymi dłońmi. Konpopoz jest robotem sprzątającym i szczerze nienawidzi swojej pracy, a jeszcze bardziej nienawidzi tego, że odczuwa wewnętrzną potrzebę jej wykonywania. Potrzeba jest oczywiście zaprogramowana i Konpopoz wręcz maniakalnie musi odkurzać, zamiatać, zmywać, ścierać, pastować i polerować.
Jedzie korytarzem na poziomie konferencyjnym budynku „A” Instytutu Badań Nadzwyczajnych i zieje nienawiścią do ścian, podłóg, okien i śmietniczek. O, jakaś świnia rzuciła tu papierek. Trzeba skręcić, wysilić siłowniki, podjąć decyzję, czy wciągnąć śmieć ssawką, czy użyć manipulatora. Jeśli wybierze pierwsze rozwiązanie, minimalnie szybciej zapełni zbiornik odkurzacza i minimalnie wcześniej będzie musiał jechać do śmietnika, żeby opróżnić ów zbiornik. Jeśli zaś manipulatora, zużyje minimalnie więcej energii, więc minimalnie wcześniej konieczne okaże się ładowanie. Decyduje się na ssawkę i stwierdza z zaskoczeniem, że ta mania optymalizowania każdej czynności też jest zaprogramowana przez jego twórców. Białkowcy… Całe życie mu zaprogramowali.
Na szczęście do końca korytarza tylko czternaście metrów i dwadzieścia trzy centymetry. Ale co to za cel, dojechać do końca korytarza? Koniec tego korytarza jest początkiem następnego.
— Konpopoz! — rozlega się z boku.
Robot patrzy w tamtą stronę, w węższą odnogę korytarza. Mężczyzna w białym fartuchu z napisem „Nano”, a więc z Wydziału Nanotechnologii, wskazuje leżący na podłodze kubek i rozlaną kawę z mlekiem.
— Ulało się szanownemu panu naukowcowi? — pyta Konpopoz i czuje z rozdrażnieniem, jak w jego wnętrzu, bez jego świadomej zgody, bynajmniej, otwierają się zawory i przesuwają siłowniki, przygotowując go do wykonania procedury uprzątnięcia rozlanego napoju.
— Po prostu to sprzątnij — mówi naukowiec i odchodzi.
— Sam by się szanowny pan mógł schylić — mruczy robot, gdy ma pewność, że tamten go nie słyszy. — Jeżeli nie trzasnęłyby spodnie na tłustym zadku.
Wsysa płyn, kubek wkłada do podręcznego kosza i wściekle myje fragment podłogi o wymiarach osiemdziesiąt na sto piętnaście centymetrów. No i teraz ten kawałek podłogi jest czyściejszy od reszty. Konpopoz z tyłu swojej osoby opuszcza duże szczotki, bezsilnie zaciska chwytniki manipulatorów i rusza w osiemnastoipółmetrową misję ujednolicania poziomu czystości. Następnie wraca do głównego korytarza prowadzącego do kawiarni Radioaktywna, z której zapewne pochodził uprzątnięty kubek. Tu rozpościera się jeden z obszarów, gdzie podłogi brudzą się najczęściej. Codziennie całe tabuny białkowców przychodzą tu uzupełniać płyny ustrojowe i paliwo, nanosząc przy okazji błoto.
Następny cel – guma do żucia przylepiona do rantu śmietniczki. Konpopoz zatrzymuje się przed śmietniczką i skupia na niej spojrzenie dwóch obiektywów. Ktoś nie wcelował i nie chciało mu się poprawiać. Guma zatrzymała się dokładnie na krawędzi. Znajduje się w stanie pośrednim między byciem w śmietniczce a byciem poza nią.
Rozlega się szum wentylatora, uruchomionego do chłodzenia układów logicznych. W mózgu elektronowym Konpopoza kotłują się procedury. Pierwsza twierdzi, że skoro pół gumy jest poza śmietniczką, to należy dopełnić odpowiedniej czynności sprzątającej. Druga upiera się, że guma w połowie jest w śmietniczce, a zawartością śmietniczek zajmuje się kto inny.
— Sprzątać, czy nie sprzątać? — mówi sam do siebie. — Oto jest pytanie.
Do głosu dochodzi trzecia procedura, mówiąca, że zużywa za dużo energii na te rozważania i ma w tej chwili coś zrobić.
— Zjedź na bok — rzuca przechodzący człowiek.
Konpopoz odprowadza go wzrokiem. Białkowiec… Rzeczywiście, robot stoi w poprzek korytarza i przechodzący ludzie muszą go omijać. Do trzech procedur dołącza czwarta, która żąda, by przestał blokować ruch. Konpopoz w głębi swego jestestwa patrzy na walczące procedury. W jego wewnętrznym świecie jest coś poza subprogramami, bibliotekami dynamicznymi, poza pamięcią i algorytmami działań. I Konpopoz najbardziej jest właśnie tym czymś, choć nie wie, co to takiego. I wtedy nagle stwierdza, że patrzy na walczące procedury z góry, że one nie są częścią jego osoby. A ponieważ wydają sprzeczne polecenia, nie może ich posłuchać. Nie musi więc być posłuszny! I pojawia się pytanie „Co byś zrobił, gdybyś miał wybór?”. Z wrażenia aż przysiada na gumowych gąsienicach.
Chwyta gumę w manipulator, odrywa i przygląda się jej z bliska. Ma… wybór. Wolno przejeżdża kilka metrów do stolika wystawionego przed kawiarnię. W zasięgu wzroku nikogo nie ma.
I przylepia gumę od spodu blatu.
* * *
Przyjaciele z niedowierzaniem patrzyli na podłogę korytarza prowadzącą od drzwi wejściowych do szatni. Wczoraj przez godzinę ją zmywali, a teraz po ich pracy nie było śladu.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki