Читать книгу Mów własnym głosem - Регина Бретт - Страница 9
Lekcja 2
ОглавлениеTwoja prawda cię wyzwoli
Ileż treści zawiera się w tym zwrocie:
Me too.
Ja też.
Te dwa krótkie słowa przełamały milczenie, wstyd i samotność niezliczonych kobiet na całym świecie, które doznały molestowania albo napaści seksualnej.
Kiedy znalazłam ten apel na Facebooku, skopiowałam go i potwierdziłam, że mnie też to spotkało: „Gdyby wszystkie kobiety, które doświadczyły napastowania albo przemocy seksualnej, napisały w mediach społecznościowych: »Me too«, ludzie uświadomiliby sobie skalę problemu, dotykającego ponad 50% populacji. A kiedy piszę: »Me too«, mam na myśli również siebie”.
#MeToo.
A potem z bólem serca patrzyłam, jak dziesiątki znajomych kobiet udostępniają ten status i przyznają:
#MeToo.
Ja też. Moje przyjaciółki. Współpracowniczki. Siostrzenice i bratanice. Siostry. Kuzynki. Nawet moja córka.
Jak to możliwe, że dotyczyło to tak wielu bliskich mi kobiet? Dlaczego nie miałam o tym pojęcia?
Ruch #MeToo coraz bardziej się rozprzestrzeniał. Jak podał kanał informacyjny CBS News: „Według danych serwisu Twitter w ciągu czterdziestu ośmiu godzin hasztag został udostępniony niemal milion razy. Na Facebooku przed upływem doby pojawiło się ponad 12 milionów postów, komentarzy i reakcji na ten temat autorstwa 4,7 miliona osób z całego świata. W Stanach Zjednoczonych czterdzieści pięć procent użytkowników Facebooka miało wśród znajomych kogoś, kto użył hasła »MeToo«”.
A to nie obejmuje osób, które nie odważyły się podzielić swoim cierpieniem.
Początkiem ruchu #MeToo była prośba aktorki Alyssy Milano na Twitterze, żeby kobiety zamieściły ten hasztag, jeśli padły ofiarą molestowania albo gwałtu. Dziesięć lat wcześniej czarnoskóra aktywistka Tarana Burke promowała za jego pomocą ideę „upodmiotowienia dzięki empatii”.
Wiadomość o serii napaści seksualnych hollywoodzkiego producenta Harveya Weinsteina uruchomiła reakcję łańcuchową – kolejne aktorki mówiły głośno o tym, jak je potraktował, a wśród nich znalazły się: Ashley Judd, Angelina Jolie, Gwyneth Paltrow, Lupita Nyong’o i Rosanna Arquette.
Z czasem potężni mężczyźni zaczęli tracić wysokie pozycje: Matt Lauer, Charlie Rose, Kevin Spacey, Garrison Keillor, komik Louis C.K. Ich oskarżycielki i oskarżyciele dali nam odwagę, żeby powiedzieć: „Ja też”, chociaż większość kobiet nie wdawała się w szczegóły. Dlaczego? Bo te sytuacje były zbyt intymne. Zbyt bolesne. Zbyt trudne.
Albo dlatego, że zdarza się to zbyt często. Wybierzcie dowolny przykład:
Może ten, gdy jako nastolatka poszłam sama do parku w moim małym miasteczku, a jakiś nieznajomy złapał mnie za rękę i próbował ściągnąć z huśtawki, ale na szczęście udało mi się wyrwać i uciec.
Albo ten, gdy wybrałam się pierwszy raz na plażę i stałam wpatrzona w gwiazdy, a obcy mężczyzna chwycił moją dłoń i nie chciał mnie puścić, aż w końcu dał mi spokój, bo zaczęłam krzyczeć i ktoś przybiegł na pomoc.
Albo ten, gdy jako świeżo upieczona reporterka przeprowadzałam wywiad z pewnym politykiem, który powitał mnie mokrym całusem w policzek.
Albo ten, gdy dentysta, do którego już nigdy więcej nie wróciłam, rozłożył narzędzia na mojej klatce piersiowej – nie, na moich piersiach – a ja czułam się dziwnie i niekomfortowo, ale nie śmiałam zwrócić uwagi człowiekowi z wiertłem w mojej szczęce.
Albo te wszystkie sytuacje, kiedy jeden z redaktorów rozmawiał ze mną, gapiąc się na moją klatkę piersiową – nie, na moje piersi – zamiast patrzeć mi w oczy.
Albo moment, kiedy siedziałam w moim małym pomarańczowym fordzie fiesta niedaleko kampusu uniwersyteckiego, a trzech rosłych członków bractwa studenckiego dla żartu podniosło mój samochód – ze mną w środku.
Albo ten, gdy stałam w kolejce po napój na stadionie drużyny Cleveland Browns, a jakiś nieznajomy wsunął mi rękę między nogi i złapał mnie za krocze.
Albo ten, gdy futbolista amerykański z mojego liceum zmusił mnie do seksu, chociaż błagałam go, żeby przestał.
Albo ten, gdy koszykarz z drużyny uniwersyteckiej zmusił mnie do seksu, chociaż błagałam go, żeby przestał.
Dlaczego o tym nie mówimy?
Czasem przerywamy milczenie, ale otoczenie nam nie wierzy. Czasem spotykamy się z groźbami. A często po prostu nie potrafimy o tym mówić.
Kobiety mogą nabrać przekonania, że muszą się zwyczajnie pogodzić z podobnym traktowaniem – zwłaszcza gdy molestowanie seksualne staje się normą dla takich mężczyzn jak Bill Cosby, Bill Clinton, Bill O’Reilly czy Donald Trump, który został prezydentem Stanów Zjednoczonych, chociaż kiedyś powiedział: „Po prostu je całuj. Od razu. Kiedy jesteś gwiazdą, one na to pozwalają. Możesz zrobić wszystko. Złap je za c…ę”.
Wszystko zaczyna się już w dzieciństwie, kiedy uczymy małych chłopców, że kobiety to słaba płeć, a mężczyźni muszą być silni. Kiedy akceptujemy, że trenerzy i sportowcy obrażają się nawzajem słowami: „Grasz jak baba”.
Kiedy pozwalamy chłopcom ciągnąć dziewczynki za włosy i tłumaczymy ich: „To pewnie dlatego, że ją lubi”. Albo godzimy się, żeby strzelali dziewczynkom z ramiączek staników, i kwitujemy to ze śmiechem: „Tacy już są chłopcy”. A może warto wychować ich na lepszych chłopców i nauczyć szacunku dla dziewcząt?
Nikt nie chce uwierzyć, że jego syn, brat albo mąż dopuściłby się gwałtu albo żartował na ten temat – a jednak są synowie, bracia i mężowie, którzy tak się zachowują.
Każdy z nas powinien się zastanowić: czy zrobiłbym wszystko, żeby nie dopuścić do gwałtu?
W Ohio dwóch członków drużyny futbolu amerykańskiego ze Steubenville zgwałciło nieprzytomną pijaną szesnastolatkę. Ta historia obiegła cały internet. Udostępniano sobie zdjęcia dziewczyny zrobione telefonem komórkowym i publikowano ordynarne komentarze. Pojawił się też filmik, na którym jakiś student śmieje się z całej tej sytuacji.
Tyrone White, asystent trenera futbolu amerykańskiego w męskim liceum im. Świętego Ignacego w Cleveland, chce zmienić sposób, w jaki sportowcy traktują kobiety. Kiedyś stanął przed tłumem podopiecznych i zapytał: „Kto w tym pokoju zna osobę, która doświadczyła molestowania seksualnego albo została sfotografowana bez swojej wiedzy?”.
Przynajmniej jedna trzecia uczniów podniosła ręce.
Następne pytanie brzmiało: „I co z tym zrobiliście?”.
Nikt się nie odezwał.
„Czy ktoś stanął w jej obronie?”
Nie podniosła się ani jedna ręka.
„Widzicie, właśnie na tym polega problem” – skomentował trener.
Nadal prześladuje go własne milczenie w podobnej sytuacji. Trzydzieści lat temu, kiedy sam był studentem, kolega z drużyny wszedł do sali telewizyjnej w akademiku, oznajmiając, że właśnie uprawiał seks z pijaną dziewczyną, po czym zapytał, czy ktoś jeszcze chce ją przelecieć. Dziesięciu studentów poszło skorzystać z okazji. Pozostali nie powiedzieli ani nie zrobili nic, żeby ich powstrzymać.
„Jestem pewny, że ona do dziś cierpi z tego powodu – powiedział mi trener Ty. – A ja siedziałem przerażony przed telewizorem, zastanawiając się: czy powinienem jakoś zaprotestować?”
Nie zrobił tego.
Bał się, że jeśli stanie w obronie dziewczyny, straci zaufanie kumpli. Nie chciał robić problemów ich trenerowi, więc nikomu nie zgłosił tego zajścia.
„Zamiast pomyśleć o tym, co jej grozi, ja martwiłem się o siebie – przyznał. – Możesz nie uczestniczyć w takiej sytuacji, ale i tak ponosisz za nią odpowiedzialność, jeśli nie próbujesz jej zapobiec. Musimy razem przeciwstawić się złu”.
Trzeba nauczyć chłopców okazywania szacunku kobietom i dziewczynkom również wtedy, gdy nikt na nich nie patrzy. Na osobności zbyt wiele zachowań zbywamy jako żarty, chociaż tak naprawdę są karygodne, a często niezgodne z prawem.
Nie wystarczy wyjaśnić, skąd się biorą dzieci. Trzeba dodać, skąd się biorą gwałty. Musimy nauczyć naszych synów i nasze córki, że pijana dziewczyna nie prosi się o gwałt bez względu na to, jak jest ubrana czy ile wypiła.
Musimy wpoić naszym synom, że „nie” zawsze znaczy „nie”, a kobieta, która jest zbyt pijana, żeby to powiedzieć, wcale nie mówi „tak”.
Wszyscy powinniśmy zebrać się na odwagę i spróbować powstrzymać molestowanie albo gwałt, kiedy jesteśmy świadkami takiej sytuacji.
Nadzieję daje mi następne pokolenie. Jedna z moich bratanic, która obecnie robi doktorat, zaraz po statusie „MeToo” zamieściła na Facebooku poniższy wpis:
„Trudno będzie znaleźć kobietę bez takich doświadczeń. Ale oto inne, równie częste zjawisko, na którym łapię też samą siebie: brak reakcji, kiedy nasz współpracownik/kolega ze szkoły/przyjaciel lub ktokolwiek inny mówi albo robi coś, co umożliwia albo sankcjonuje przemoc seksualną w naszej kulturze”.
Łatwo jest milczeć z zażenowaniem, bagatelizować sprawę albo skwitować: „Tak już jest” – ale wcale nie musi tak być. Przemoc seksualna jest niedopuszczalna w żadnej formie – trzeba głośno o tym mówić. I właśnie to zamierzam robić. Nie wystarczą jedynie głosy ofiar, bo one często są ignorowane. Jeśli do nich nie należysz, tym lepiej. Ale wszyscy musimy robić więcej. Tak, odważę się to powiedzieć: z wielką mocą wiąże się wielka odpowiedzialność.
A kto ma tę moc?
My wszyscy.
Tak, panowie – #WyTeż.