Читать книгу Brama - Richard Phillips - Страница 6

ROZDZIAŁ
1

Оглавление

Profesor Rodger Dalbert wysiadł z czarnego mercedesa i niemal stracił równowagę na oblodzonym asfalcie. Jego kierowca wyciągnął rękę, by go podeprzeć, ale naukowiec powstrzymał go gestem.

– W porządku, Carl. Poradzę sobie.

– Dziś od rana jest paskudna gołoledź. Myślałem, że na tym ostatnim rondzie zsuniemy się z jezdni.

Rodger uśmiechnął się do znacznie potężniejszego mężczyzny.

– Też mi to przeszło przez głowę – stwierdził.

Podmuch lodowatego wichru zmusił Rodgera do pochylenia głowy i poszukania ochrony za wysokim kołnierzem płaszcza. Cholera, ale było zimno. No ale czego można było się spodziewać po marcu w Szwajcarii?

Na szczęście Meyrin leżało niedaleko od Genewy. Rodger zawsze uwielbiał to miasto. Szkoda, że tym razem harmonogram nie pozwalał mu zwiedzić niczego więcej poza lotniskiem. Trudno. W końcu, gdy zgadzał się na objęcie stanowiska przewodniczącego Prezydenckiej Rady Ekspertów do spraw Nauki i Techniki, zdawał sobie sprawę, że ucierpi na tym jego życie prywatne.

Zaciskając mocno kołnierz wokół szyi, Rodger pospiesznie umknął przed wiatrem i wpadł do budynku, w którym miało się odbyć dzisiejsze spotkanie. Planowano podczas niego omówić naprawy prowadzone przy Wielkim Zderzaczu Hadronów, zwanym także LHC, najbardziej ambitnym projekcie naukowym, jakiego kiedykolwiek podjął się człowiek. Akcelerator mieścił się w ogromnym tunelu, położonym sto metrów poniżej gruntu, kawałek na zachód od Jeziora Genewskiego, a jego liczący dwadzieścia siedem kilometrów obwód w kilku miejscach przecinał granicę między Francją a Szwajcarią. Budynek zaś znajdował się siedemdziesiąt metrów nad grotą, w której zainstalowano potężny detektor cząstek elementarnych ATLAS, otulający LHC Point One, czyli punkt, w którym zderzały się dwie rozpędzone do wielkich prędkości wiązki protonów. Przynajmniej tak było, dopóki to wszystko działało.

– Profesorze Dalbert, bardzo się cieszę, że mógł pan przyjechać.

Rodger obrócił się i ujrzał idącego w jego stronę profesora Louisa Dubois, znanego francuskiego fizyka kierującego zespołem naukowców pracujących przy ATLAS-ie. Mężczyzna postarzał się od ich ostatniego spotkania podczas konferencji w Nowym Jorku. Wtedy wyglądał bardziej jak grecki kompozytor Yanni w wieku dwudziestu kilku lat niż jak teoretyk fizyki kwantowej i laureat Nagrody Nobla. Długie czarne włosy spływały mu na ramiona, jakby właśnie wyszedł z paryskiego salonu fryzjerskiego. Teraz zebrał je w przetłuszczony kucyk, jakby od tygodni nie zawracał sobie głowy ich myciem. Po oczach, które zdawały się zapadać w głąb twarzy, widać było zmęczenie, na które nie mogła zaradzić żadna ilość snu.

– Cała przyjemność po mojej stronie, profesorze Dubois. I przepraszam za opieszałość. Poranna jazda zajęła nam więcej czasu, niż się spodziewałem. – Rodger skinął głową w stronę recepcji. – Mam się zarejestrować?

– Nie ma potrzeby. Mam tu pański identyfikator. A teraz proszę za mną, konferencja za chwilę się rozpocznie.

Przeszli przez drzwi, Dubois poprowadził Rodgera krótkim korytarzem, po czym skręcił w prawo, do pomieszczenia znacznie mniejszego, niż Amerykanin oczekiwał. Przy stole konferencyjnym stało dwanaście krzeseł, lecz zajęte były tylko trzy z nich. Licząc Dubois i towarzyszącego mu Dalberta, w sumie w pokoju znalazło się pięć osób.

Rodger usiadł, a profesor Dubois przeszedł do szczytu stołu i rozpoczął niezbędną prezentację.

– Dzień dobry wszystkim państwu. Wprawdzie część z nas już się poznała, ale i tak przedstawię każdego po kolei. Po mojej lewej stronie siedzi profesor Robert Craig, główny doradca naukowy w Ministerstwie Obrony Zjednoczonego Królestwa.

Przysadzisty rudowłosy mężczyzna pochylił głowę.

– Patrząc dalej zgodnie z kolejnością ruchu wskazówek zegara, następny jest profesor Klaus Gotlieb, doradca naukowy Komisji Europejskiej.

Rodger rozpoznał łysą, ptasią głowę starszego mężczyzny poznanego na sierpniowej konferencji w Sztokholmie. Wprawdzie rozmawiali wtedy tylko przez chwilę, jednak spotkanie wydawało się ciągnąć bez końca.

– Obok zajmuje miejsce profesor Pierre Bourdre, starszy astrofizyk w Europejskiej Agencji Kosmicznej.

Uniósłszy minimalnie lewą brew, Rodger zerknął na posadzonego po drugiej stronie stołu szczupłego naukowca. Znał i lubił Pierre’a, odkąd współpracowali dla NASA nad Międzynarodową Stacją Kosmiczną ISS. Francuz był błyskotliwy i posiadał przyjazną osobowość, którą z równą łatwością potrafił oczarować grupę miejscowych w kawiarni w Houston, jak i śmietankę towarzyską z Long Island. Ale co robił tutaj?

Zresztą co sam Rodger tu robił? Spotkanie, które zapowiadano jako konferencję poświęconą omówieniu napraw LHC, wyraźnie miało służyć czemuś innemu. Pięć osób? To za mało na porządną dyskusję naukową, nie mówiąc już o konferencji. Skład grupy nie pasował także do rozmów o LHC, czyli wspólnym projekcie międzynarodowym. Zatem o co tu chodziło?

– A na prawo ode mnie siedzi profesor Rodger Dalbert, przewodniczący Rady Ekspertów do spraw Nauki i Techniki przy prezydencie USA. Ja nazywam się profesor Louis Dubois i jestem starszym fizykiem pracującym przy eksperymencie ATLAS. W zasadzie tytuł ten jest nieco bezczelny, ponieważ projektem zajmuje się ponad dwa i pół tysiąca fizyków z trzydziestu siedmiu krajów. Powiedzmy po prostu, że ATLAS jest moim dzieckiem, na dodatek nieźle wyrośniętym.

Rodger usłyszał od niewielkiej grupki chichoty aprobaty.

Dubois przerwał na chwilę i rozłożył dłonie niczym duchowny wzywający swą trzódkę do modlitwy.

– Jest już dla panów zapewne oczywiste, że nie spotkaliśmy się, by omawiać harmonogram napraw LHC. Przepraszam za ten podstęp, ale jestem pewien, że wkrótce zrozumiecie, dlaczego uznaliśmy go za niezbędny, zważywszy na bieżącą sytuację, która wymaga delikatności, aby uniknąć niepożądanego zainteresowania mediów.

Rodgerowi przyspieszył puls. Zainteresowania mediów? Czyżby naukowcy z CERN dokonali przełomu? Czy wreszcie udało im się ostatecznie potwierdzić fizyczny model standardowy? Ale dlaczego nie zaprezentowano po prostu wyników? Nie miało to żadnego sensu.

– Zamiast próbować wyjaśniać, dlaczego panów tu zebrałem, pokażę to.

Profesor Dubois podniósł ze stołu małego pilota i wciskając przycisk, uruchomił płaski ekran na przeciwnej ścianie. Widniało na nim mnóstwo kolorowych linii wychodzących z centralnego punktu i wyglądających jak coś, co mogłoby narysować dziecko, gdyby na cały dzień dostało do dyspozycji spirograf.

Dubois przesunął kursor, otaczając punkt centralny kręgiem.

– Oto obraz z ATLAS-a, z testów przeprowadzonych tuż przed ostatnim wyłączeniem systemu, wczesnym rankiem w ostatni piątek listopada. Gdy go zarejestrowaliśmy, w Ameryce trwał jeszcze wieczór Dnia Dziękczynienia.

Roger przyjrzał się ekranowi. Bez szczegółowej analizy pełnego zestawu danych nie dostrzegał w wykresie nic niezwykłego. Najwyraźniej ogromna energia wyzwolona w wyniku zderzenia protonów doprowadziła do powstania wielu cząsteczek o różnych ładunkach, spinach i masach, których trajektorie się przed nimi wyświetlały.

– A to – oznajmił Dubois, przełączając obraz – są dane z ATLAS-a uzyskane dzisiejszego ranka.

Wprawdzie pierwszy slajd wskazywał zdarzenie, podczas którego wytworzyła się olbrzymia ilość energii, jednak bieżący przedstawiał interakcję cząsteczek o mocy większej o rząd wielkości, tak wielu, że trudno było odróżnić trajektorie.

– Bardzo przepraszam – wtrącił się profesor Craig. – Czy podczas ostatniego zdarzenia korzystaliście z takich samych ustawień filtra i trygera?

– Ustawienia instrumentów w ATLAS-ie nie uległy zmianie – odparł Dubois.

Coś w jego słowach zaniepokoiło Rodgera, który przysunął się bliżej ekranu.

– Ale mówił pan, że obraz został uzyskany dziś rano. Jestem zaskoczony, że tak szybko skończyliście naprawiać uszkodzone elektromagnesy i że w systemie została przywrócona próżnia. Czy udało wam się zwiększyć energię wiązek powyżej dziesięciu teraelektronowoltów?

Profesor Dubois usiadł wygodniej.

– To prowadzi nas do spraw bieżących. Naprawdę nie da się tego ująć inaczej niż wprost. W rzeczywistości nigdy nie nastąpiło żadne uszkodzenie elektromagnesów ani utrata próżni w tunelu. Podaliśmy te informacje prasie jako przykrywkę, aby zyskać czas na dokładne zrozumienie anomalii.

Wszyscy obecni podnieśli głosy, naukowcy domagali się uwagi, w panującym hałasie nie dało się słyszeć poszczególnych pytań. Dubois czekał cierpliwie, aż fizycy znów umilkną.

– Rozumiem, że są panowie zaniepokojeni, ale zanim oddam głos, musicie wysłuchać reszty informacji, które będą odpowiedzią na wiele z zadanych właśnie pytań, choć z pewnością doprowadzą do wielu kolejnych. Czy mogę kontynuować?

Rozejrzał się wokół stołu i nie napotkał sprzeciwu. Wstał z krzesła, jakby na siedząco nie mógł już dłużej znieść napięcia.

– Jak wspomniałem w swoich wcześniejszych wypowiedziach, testy przeprowadzone pod koniec listopada dały nam szereg ekscytujących wyników. Jednak podczas próby, która miała miejsce w ostatni piątek listopada, zanotowaliśmy dziwny pik w pomiarach rejestrowanych przez wiele przyrządów w ATLAS-ie. Mam tu na myśli detektor wewnętrzny, kalorymetry, spektrometr mionowy, a nawet zewnętrzne magnesy toroidalne. Co bardziej niepokojące, odczyty utrzymywały się też po wyłączeniu wiązki. Oczywiście najpierw zaczęliśmy szukać usterek w przyrządach, błędów w elektronice albo w oprogramowaniu odpowiedzialnym za zbieranie oraz przetwarzanie danych.

Twarz profesora Dubois nabrała bladości, której nie dało się przypisać wyłącznie oświetleniu w sali. Rodgera to nie dziwiło. Implikacje były bardzo poważne. Fakt, że ATLAS zarejestrował tak silne zdarzenie bez wystrzelenia wiązki, nie mógł świadczyć o niczym dobrym.

– Wstrzymaliśmy wszelkie dalsze próby w LHC aż do wyjaśnienia dokładnej natury problemu. Od tamtego dnia nie wypuszczaliśmy wiązek.

– Moment. – Profesor Gotlieb wstał z krzesła i wskazał na ekran. – Mówił pan, że ten obraz powstał dziś rano.

– Zgadza się – przytaknął Dubois. – To wycinek danych zebranych tego ranka przez detektor ATLAS.

– Ale skoro w LHC nie rozpędzono żadnych protonów, to jak...?

Pytanie Niemca zawisło w pełnym grozy milczeniu.

– Jezu Chryste – słowa te wymknęły się z ust Rodgera niczym modlitwa. Było gorzej, niż sądził.

– Listopadowa Anomalia, bo tak ją zaczęliśmy nazywać, pojawiła się w punkcie kolizji w ATLAS-ie i w jakiś sposób osiągnęła pozory stabilności. Natychmiast spróbowaliśmy odizolować ją w silnym polu elektromagnetycznym, aby nie uciekła z komory próżniowej. Od tego dnia zespół inżynierów wprowadza liczne dodatkowe zabezpieczenia, aby zapobiec awariom pola, i pracuje na okrągło nad poprawą jakości próżni otaczającej anomalię.

Dubois wyciągnął z kieszeni chusteczkę i otarł krople potu, które pojawiły mu się na skroniach.

– Chyba rozumieją panowie, dlaczego tak strzegliśmy tych informacji, podczas gdy najlepsze umysły uczestniczące w programie starały się zrozumieć, co konkretnie się stało.

– Ale jak to możliwe? – spytał profesor Bourdre. – Przyznaję, że jestem bardziej astrofizykiem niż specjalistą od mechaniki kwantowej, ale nawet energie wyzwalane w wyniku kolizji w LHC charakteryzowały się zdecydowanie zbyt niskim przekrojem czynnym, aby mogła się utworzyć jakaś czarna mikrodziura. Poza tym promieniowanie Hawkinga powinno w niecałą sekundę rozproszyć każdy tego typu obiekt o masie poniżej dwustu tysięcy kilogramów. Czarna mikrodziura, taka jak wasza, powinna zniknąć w drobnym ułamku tego czasu.

– Nie sądzimy, by chodziło o czarną mikrodziurę.

– Nie sądzicie? – prychnął Gotlieb.

Rodger uświadomił sobie, że również wstał, choć opierał się dłońmi o stół.

– I czego dowiedzieliście się po trzech miesiącach tajnych badań?

Profesor Dubois zaczął mówić, zająknął się i spróbował od nowa:

– Anomalia jest sprzeczna z wszelką uznawaną teorią. Przetrząsnęliśmy każdą pracę opublikowaną w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat, która mogła choćby zahaczać o ten temat, i znaleźliśmy tylko jedną, która wydaje się opisywać to, co widzimy. Jest to rozprawa teoretyczna pod tytułem Metastabilne osobliwości kwantowe, wydana trzy lata temu.

– I co ma do powiedzenia na temat waszej anomalii fizyk, który napisał tę pracę? – naciskał Rodger.

– Nie wiem. Nie rozmawialiśmy z nim.

– Co? Dlaczego nie, do diabła? – zagrzmiał profesor Craig.

– Panowie, usiądźcie, proszę. Wiem, że zastanawiacie się, dlaczego zebrałem was tutaj, zamiast skierować sprawę bezpośrednio do organizacji międzynarodowych. Zjawisko, z którym się tutaj zetknęliśmy, całkowicie wykracza poza naszą bieżącą wiedzę fizyczną i obecnie wydaje się metastabilne. Ma potencjał, żeby przekształcić się w coś znacznie bardziej niebezpiecznego, być może nawet w czarną dziurę, która pochłonie naszą planetę. Gdyby rządy zareagowały, kierując się strachem, możecie sobie wyobrazić, czego by spróbowały.

Stół aż podskoczył, gdy profesor Craig uderzył w niego pięścią.

– Rozwaliliby wasz cholerny eksperyment w drzazgi atomówkami. I tak powinno się zrobić już wcześniej.

Rodger rozumiał gniew Craiga, był jednak zbyt oszołomiony, by odpowiedzieć, oparł się tylko bardziej na krześle.

Profesor Dubois wychylił się do przodu.

– A jeśli się na to zdecydują, najprawdopodobniej wywołają katastrofę, której wszyscy się obawiają. Według naszej analizy równań zawartych w publikacji, o której wspominałem, tego rodzaju anomalia zajmuje punkt przegięcia pomiędzy kilkoma bardziej stabilnymi stanami, z których większość jest nieprzyjemna. Nawet względnie drobne zakłócenie może wytrącić ją z niepewnej równowagi i ludzkość zostanie zmieciona przez lawinę zniszczenia. Uznaliśmy zatem, że wasza czwórka, czyli szanowani reprezentanci nauki z Unii Europejskiej, Wielkiej Brytanii oraz Stanów Zjednoczonych, najlepiej nadaje się do zaprezentowania tej wiedzy waszym przywódcom politycznym. Gdy rządy zapoznają się z faktami, będą mogły osiągnąć konsens w sprawie wyboru najlepszego biegu wydarzeń.

– Wciąż nie odpowiedział pan na moje pytanie. – Twarz profesora Craiga nabrała odcienia fioletu. – Dlaczego nie skontaktowaliście się z fizykiem, który napisał tę cholerną pracę?

– Bo aż do tej pory nie mieliśmy takiej możliwości. – Dubois popatrzył bezpośrednio na Rodgera. – Aby do niego dotrzeć, będziemy potrzebowali pomocy rządu USA.

Rodger wciągnął cicho powietrze.

– A to dlaczego? – spytał.

– Ponieważ znajduje się obecnie w amerykańskim więzieniu. Fizyk, o którym mówię, to słynny profesor Donald R. Stephenson.

Brama

Подняться наверх