Читать книгу Cudowny chłopak (wydanie filmowe) - R.J. Palacio - Страница 15
U pana Tushmana
ОглавлениеPrzed spotkaniem z panem Tushmanem dostałbym jeszcze większej tremy, gdybym wiedział, że mam również poznać paru uczniów. Ale nie uprzedzono mnie, więc było mi raczej do śmiechu. Ciągle chodziły mi po głowie żarty, jakie tato robił sobie z jego nazwiska. Gdy razem z mamą przybyliśmy do szkoły podstawowej Beechera kilka tygodni przed rozpoczęciem roku szkolnego i zobaczyłem pana Tushmana, który czekał na nas przy wejściu, od razu zacząłem chichotać. Byłem trochę zaskoczony, bo wcale nie wyglądał tak, jak sobie wyobrażałem. Nie miał pokaźnego tyłka i w ogóle robił wrażenie całkiem normalnego gościa. Wysoki i szczupły. Stary, ale nie tak bardzo. Chyba dość sympatyczny. Podał rękę najpierw mamie.
– Dzień dobry, panie dyrektorze. Miło pana znowu widzieć – odezwała się mama. – To mój syn, August.
Pan Tushman spojrzał wprost na mnie, uśmiechnął się i skinął głową, wyciągając do mnie rękę.
– Dzień dobry. – Przywitał się zupełnie naturalnie. – Cieszę się, że mogę cię poznać.
– Dzień dobry – wymamrotałem.
Podałem mu wiotką dłoń i wbiłem wzrok w jego buty. Miał czerwone adidasy.
– Dużo o tobie słyszałem od twoich rodziców – mówił dalej, kucając przede mną tak blisko, że nie mogłem patrzeć na buty, tylko musiałem spojrzeć mu w twarz.
– Co na przykład? – zapytałem.
– Słucham?
– Mów głośniej, kochanie – zwróciła mi uwagę mama.
– Co na przykład? – powtórzyłem.
– Że lubisz czytać – odparł – i że masz zdolności artystyczne. – Oczy pana Tushmana były niebieskie, okolone białymi rzęsami. – Poza tym interesują cię przedmioty ścisłe, zgadza się?
– Uhm. – Kiwnąłem głową.
– Prowadzimy bardzo ciekawe zajęcia fakultatywne z przedmiotów ścisłych – oznajmił. – Może któreś z nich wybierzesz?
– Uhm – mruknąłem, choć nie miałem pojęcia, co to są zajęcia fakultatywne.
– No dobrze. Idziemy obejrzeć szkołę?
– Teraz?
– Myślałeś, że wybierzemy się do kina? – zapytał z uśmiechem i podniósł się z kucek.
– Nic nie mówiłaś o zwiedzaniu szkoły – zwróciłem się do mamy oskarżycielskim tonem.
– Auggie… – Nie dokończyła zdania.
– Będzie dobrze. Obiecuję – powiedział pan Tushman, wyciągając do mnie rękę.
Chyba chciał zaprowadzić mnie do szkoły, ale wolałem trzymać się mamy. Uśmiechnął się i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Mama ścisnęła mnie lekko za rękę. Nie wiem, czy to miało oznaczać „kocham cię”, czy „przepraszam”. Prawdopodobnie jedno i drugie po trochu.
Do tej pory byłem tylko w szkole mojej siostry, dokąd rodzice zabierali mnie, gdy śpiewała na wiosennych koncertach i różnych takich imprezach. Ta szkoła była zupełnie inna. Przede wszystkim mniejsza. Zalatywało w niej szpitalem.