Читать книгу Jej ostatni oddech - Роберт Дугони - Страница 11

Rozdział 3

Оглавление

Skręcając w podjazd do domu w dzielnicy Admiral w zachodnim Seattle, Tracy minęła zaparkowany radiowóz z komisariatu Południowy Zachód. Pomachała policjantowi i wjechała do aż nazbyt czystego i zadbanego garażu na dwa samochody, tyle że na miejscu dla drugiego stała sterta kartonów z dobytkiem przewiezionym z jej poprzedniego mieszkania na Capitol Hill. Dom był wynajęty od zaprzyjaźnionego agenta FBI, który przeniósł się z żoną na Hawaje, ale nie chciał go sprzedawać, póki oboje ostatecznie nie upewnią się, że życie w raju im pasuje.

Weszła do małego przedpokoju przy kuchni, wyjęła z lodówki napoczętą butelkę chardonnay i napełniła kieliszek. Roger, pręgowany szaro-czarny kot, wbiegł za nią do kuchni, wskoczył na blat i zaczął miauczeć, co nie oznaczało przypływu miłości, a jedynie sygnał, że domaga się jedzenia. W kuchni stał automatyczny dozownik suchej karmy, ale Tracy rozpieściła Rogera, dając mu wieczorem puszki, a przez zamieszanie na strzelnicy dotarła do domu dużo później niż zwykle.

– Typowy chłop – mruknęła, drapiąc go za uszami i głaszcząc po grzbiecie. – Teraz będziesz już chciał co wieczór.

Wyjęła puszkę z szafki, przełożyła zawartość do miseczki i zaczęła się zastanawiać, co zrobić z resztą wieczoru. Myśli przerwało jej brzęczenie domofonu. Przeszła przez pokój z plączącym się przy nogach Rogerem i nacisnęła przycisk interkomu przy furtce w wysokim na prawie trzy metry ogrodzeniu z kutego żelaza, które oddzielało posesję od ulicy.

– To ja – powiedział Dan.

Tracy wcisnęła przycisk odblokowujący furtkę i wzięła Rogera na ręce. Został ostatnio mistrzem ucieczek, a o tej porze mógł też łatwo stać się łupem dla kojotów. Otworzyła drzwi i zamachała do policjanta w radiowozie na znak, że wszystko pod kontrolą. Dan pchnął furtkę i wpuścił przed sobą Rexa i Sherlocka. Psy, mieszańce mastiffa z rodezjanem, ważyły łącznie ponad sto trzydzieści kilo. Wparowały pędem na posesję, okrążyły z dwóch stron fontannę pośrodku patio i zbiegły się ponownie przy Tracy. Roger, który nie życzył sobie żadnych bliższych kontaktów z intruzami, wyrwał się jej z rąk i prysnął do domu, by umościć się gdzieś wyżej. Tracy chwyciła oba psy za pyski i poczochrała im sierść.

– Jak się macie, koledzy? Co u was, chłopaki?

– Czemu przed twoim domem siedzi gliniarz w radiowozie? – spytał Dan, położywszy torbę na stoliku z marmurowym blatem.

– Już ci mówiłam tyle razy. Nie musisz naciskać domofonu. Przecież znasz kod.

Po wprowadzeniu czterocyfrowego kodu przy furtce jej zamek się odblokowywał. Mimo że od trzech miesięcy ona i Dan byli w całkiem poważnym związku, jeszcze ani razu nie wszedł bez dzwonienia ani nie dał jej kluczy do swojego domu w Cedar Grove.

Zamknęła drzwi i psy ruszyły na poszukiwanie Rogera, który stał z grzbietem wygiętym w pałąk na szczycie regału z książkami i groźnie syczał.

– Co się dzieje? – powtórzył Dan.

Uniosła kieliszek w powitalnym geście i ruszyła do kuchni.

– Napijesz się? – spytała.

– Jasne, ale chyba najpierw je wypuszczę. – Cedar Grove, małe miasteczko, w którym oboje się wychowali i do którego Dan niedawno wrócił, leżało półtorej godziny jazdy na północ od Seattle.

Usłyszała kroki Dana na schodach prowadzących w dół i towarzyszące im drapanie psich pazurów. Dom był zbudowany tarasowo. Na górnym piętrze, na poziomie ulicy, mieściły się kuchnia, połączona z nią otwarta przestrzeń pełniąca funkcję jadalni i salonu, główna sypialnia oraz łazienka. Wszystko razem miało powierzchnię dwukrotnie większą od jej poprzedniego mieszkania na Capitol Hill. Do tego dochodziła dolna kondygnacja, z której Tracy prawie nie korzystała. Znajdowały się tam duży pokój z dobrze zaopatrzonym barem, skórzaną kanapą w kształcie litery L i płaskim telewizorem projekcyjnym, dwie sypialnie gościnne i druga łazienka. Prowadzące do tych pomieszczeń drzwi w dole schodów były na stałe zamknięte na zamek z bolcem, który bywał otwierany tylko po to, by Dan mógł wypuścić psy za dom.

Tracy wyszła na taras przy części jadalnej. Znad Zatoki Elliotta napływała gęsta szara mgła, w której tonęła większość miejskiej panoramy Seattle. W pogodne noce roztaczał się stąd wspaniały widok na przeglądające się w ciemnych wodach rozjarzone wieżowce centrum, a także na wodne taksówki ślizgające się po zatoce od przystani 50 po zachodnią część Seattle niczym owady wodne oraz rzęsiście oświetlone promy kursujące z przystani Colmana na wyspę Bainbridge i do Bremerton. To ten widok oraz poczucie bezpieczeństwa ostatecznie przekonały Tracy do wynajęcia tego domu.

Psy wypadły radośnie przez tylne drzwi, zalewając podwórko powodzią światła dzięki czujnikom ruchu, które Dan zainstalował, kiedy był tu ostatnio, i zabrały się do obwąchiwania kępek trawy na zboczu wzgórza, sześćdziesiąt metrów niżej przechodzącego w Harbor Way, drogę okrążającą całą Zatokę Elliotta. Ich wydłużone cienie kładły się na podwórko.

Gdy już załatwiły swoje potrzeby, Dan je przywołał, wszyscy trzej wbiegli na górę i lekko zdyszani dołączyli do Tracy.

– Czujniki ruchu działają jak trzeba – wysapał Dan, biorąc od niej kieliszek wina.

– Zauważyłam.

– Dobra, więc przestań mnie dręczyć i powiedz, co się stało. Skąd ten radiowóz przed domem?

Opowiedziała mu o sznurze z pętlą.

– I myślisz, że to mógł być ten sam bandzior, który zamordował tancerkę? – spytał Dan, odstawiając kieliszek na stół

– Tego nie wiem. Mógł się tylko na nim wzorować. Albo to ktoś, kogo oburzyło odstawienie śledztwa na półkę.

– Jakie, twoim zdaniem, są szanse, że to naśladowca?

– Duże po tym, jak Maria Vanpelt ujawniła, że Hansen została uduszona pętlą na szyi, i podała typ sznura.

– No cóż, uważam, że twój sierżant miał rację, przydzielając ci ochronę. Ktokolwiek powiesił ten stryczek na strzelnicy, musiał cię śledzić. A ludzie zwykle nie śledzą gliniarzy. Nie wolno lekceważyć tego psychola.

– Wiem. I dlatego cię prosiłam, żebyś przyjechał.

Dan przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, przede wszystkim dlatego, że Tracy rzadko przyznawała, że czuje się czymś zagrożona. Bycie śledzoną mogło się jej kojarzyć z dwiema wcześniejszymi sytuacjami z Cedar Grove. Pierwsza zdarzyła się pod przychodnią weterynaryjną, do której trafił postrzelony Rex. Zdawało jej się wtedy, że ktoś ją śledzi z zaparkowanego samochodu. Niestety, z powodu obfitych opadów śniegu nie udało jej się rozpoznać marki ani dojrzeć twarzy człowieka siedzącego za kierownicą i szybko o tym zapomniała. Bardziej ją poruszył drugi raz, gdy w nocy pod motelem dostrzegła zaparkowany samochód z oczyszczoną szybą przednią, choć od dłuższego czasu padał gęsty śnieg. Wróciła do pokoju po broń, ale gdy ponownie wyszła, samochodu już nie było.

– No tak – bąknął wreszcie. – Dobrze zrobiłaś.

Podeszła bliżej i wtuliła twarz w jego pierś okrytą miękkim kaszmirowym swetrem. Dan objął ją i pocałował w czubek głowy. Z dala dobiegł posępny dźwięk syreny mgłowej i Tracy znów stanęła przed oczami pętla.

Jej ostatni oddech

Подняться наверх