Читать книгу Słowianie połabscy. Dzieje zagłady - Robert F. Barkowski - Страница 7
Słowiańskie organizacje plemienne na Połabszczyźnie
ОглавлениеPisząc o Słowianach, należy zacząć od przedstawienia dwóch wielkich zagadnień związanych z tym ludem: skąd się wzięli, czyli gdzie leży ich prakolebka, i kiedy ją opuścili, rozpoczynając swoje wędrówki i migracje. Wiele teorii, tych dawno zapomnianych i zarzuconych, aktualnie istniejących lub na nowo tworzonych, odsłania w najlepszym razie tylko zręby niewiadomej, nie dając odpowiedzi na całość zagadnienia. A jeżeli już, to nie są one ogólnie akceptowane przez świat nauki, ponieważ każdy pomysł znajduje na równi protagonistów, jak i antagonistów. Temat głębszy niż ocean i owocujący mnóstwem publikacji tworzonych na skalę międzynarodową. Siłą rzeczy w dalszej części rozdziału bardzo często wystąpią określenia: „prawdopodobnie”, „być może”, „zapewne”, „zakłada się”.
Niezależnie od tego, skąd Słowianie wyszli, z upływem czasu dokonał się podział na trzy duże odłamy: Wschodnich (Ukraina, Białoruś i częściowo Rosja), Południowych (Słoweńcy, Chorwaci, Serbowie oraz częściowo Bułgarzy) i Zachodnich (Polska, Czechy i Słowacy). Taki jest stan na dzisiaj, lecz na początku odłam Zachodni był o wiele większy, ponieważ w jego skład wchodziła jeszcze jedna, dziś już nieistniejąca grupa, będącą przedmiotem tej publikacji – Słowianie połabscy.
Początki ekspansji i migracji Słowian w kierunku zachodnim datowane są na pierwsze lata naszej ery. Liczne plemiona dotarły wówczas do obszarów położonych pomiędzy Odrą i Wisłą, nad Bałtykiem pojawiły się najpóźniej w II wieku. Po przybyciu Słowianie napotykali osiadłe tam od dawna szczepy, na przykład Wenetów, lub przebywające na tych terenach od niedawna koczownicze plemiona germańskie. Pochodzenie i przynależność etniczna Wenetów były długo dyskutowane i są nadal przedmiotem ożywionych dyskusji, raz uważano ich za etnicznie oddzielny, obok Celtów, Germanów i Słowian, lud indoeuropejski, innym razem za Prasłowian. Wenetowie byli prawdopodobnie ludem rdzennym na tych ziemiach, z własną przebogatą kulturą i tradycją, który z powodzeniem oparł się wielkim wędrówkom grup celtyckich i germańskich. Na zachodzie Wenetowie dochodzili do dorzecza Łaby i Haweli, mieszając się z osadnictwem germańskim. Pomiędzy III a VI wiekiem p.n.e. przez ich tereny przewaliły się falami najazdy Celtów, migrujących od paru stuleci po całej Europie, a niebawem doszły pierwsze przemieszczenia plemion germańskich. Wylały się one z Półwyspu Jutlandzkiego niczym rozlany atrament i w II wieku p.n.e. niektóre z tych plemion, jak Cymbrowie, Bastarnowie czy Teutonowie, przeszły przez dziedziny Wenetów. Na najcięższą próbę jednak gospodarze tych ziem wystawieni zostali na przełomie naszej ery i w pierwszych jej wiekach, gdy niektóre plemiona germańskie, jak Gepidowie, Goci, Burgundowie lub Wandale, zagnały Wenetów na obszary położone nad Wisłą i postanowiły dla odsapnięcia na jakiś czas się tu osiedlić. Wenetowie wytrzymali tę koegzystencję niemalże przez 2–3 stulecia i nie wiadomo, czy dokonali tego pokojowo, uginając się czasowo pod dominacją Germanów, czy też walcząc nieustannie o przetrwanie.
Plemiona germańskie nie usiedziały długo na jednym miejscu i pognały na południe Europy, przede wszystkim w kierunku rozpadającego się Imperium Rzymskiego, gdzie czekały na plądrowanie niebywałe bogactwa i przecudne miasta. Przecisnęły się przez Bramę Morawską i zalały najpierw Panonię, a później Półwysep Apeniński. Na ich miejsce przyszły nowe plemiona, tym razem ze wschodu i z południowego wschodu. I w tym momencie nastąpiło to, czego przez długie stulecia nie dokonały ludy celtyckie i germańskie – Wenetowie wchłonęli nowych przybyszów ze wschodu na zasadzie kompletnej asymilacji i wzajemnego wymieszania się. I tu powstaje otwarte pole do dalszych dyskusji. Czy Słowianie to plemiona, które nadeszły ze wschodu i zeslawizowały Wenetów? Czy może Weneci to Prasłowianie, którzy wchłonęli bliskie im etnicznie plemiona słowiańskie, przybywające ze wschodu?
Historycy antyczni i wczesnośredniowieczni uważali Wenetów za Słowian, tyle że zamieszkałych na północy i zachodzie, w odróżnieniu od słowiańskich Sklawinów zamieszkujących na południu i słowiańskich Antów osiadłych na wschodzie Europy. Również Germanie określali i nazywali plemiona słowiańskie Wenetami (niem. Wenden). A przecież Germanie nawiązali kontakty z Wenetami o wiele wcześniej niż przybyłe na te tereny ze wschodu plemiona słowiańskie! Jakkolwiek było, również wyniki ostatnich badań interdyscyplinarnych wskazują wyraźnie na słowiańskość Wenetów. Rozumieć przez to należy nie słowiańskość odwieczną, lecz w pewnym momencie trwale nabytą, wchłoniętą. Z tychże to asymilacji wywodzą się przecież okryte tyloma jeszcze tajemnicami początki Polski. Czytelnika zainteresowanego Wenetami odsyłam do znakomitej publikacji M. Gędka Tajemnica początków Polski. Fascynująca historia ludu Wenetów. Po tych ustaleniach dochodzimy do VI wieku naszej ery, kiedy to plemiona słowiańskie, nie spocząwszy na laurach, kierują się dalej na zachód, poza Odrę. Po przekroczeniu Odry Słowianie zasiedlili bardzo szybko cały obszar aż po rzekę Łabę, a miejscami nawet dalekie połacie na jej zachodnim brzegu, opanowując jednocześnie południowe wybrzeże Bałtyku, od ujścia Odry poprzez Zatokę Słowiańską aż do Zatoki Lubeckiej. Rzeka Łaba dała im ogólnie przyjętą nazwę Słowianie połabscy, czyli mieszkający aż po Łabę. Odpowiednikiem w języku niemieckim (oprócz wspomnianego powyżej Wenden) są Elbslawen: Elbe – Łaba, Slawen – Słowianie.
W tym miejscu pozwolę sobie na mały autoplagiat i przytoczę cytat z mojej innej publikacji Połabie 983: „Słowianie Zachodni na Połabiu – to kilkadziesiąt plemion zamieszkujących tereny na zachód od Polski, pomiędzy rzekami Odrą i Nysą na wschodzie a Soławą (niem. Saale) i Łabą (niem. Elbe) na zachodzie, łączących się częściowo i czasowo w większe lub mniejsze związki polityczne i określanych zwykle wspólną nazwą Słowian połabskich. Niektóre mniejsze grupy Słowian zawędrowały nawet na zachodni brzeg rzeki Łaby i zatrzymały się w głębi ziem czysto germańskich. Sąsiadami ich byli na południu Czesi, na zachodzie Niemcy (Sasi i Turingowie), na północy duńscy wikingowie, a na wschodzie Polacy. Jakaż część Europy Środkowej, operując współczesnymi nazwami i pojęciami geograficznymi, została zasiedlona przez Słowian połabskich? Zaczynając od południa: cała dzisiejsza Saksonia i wschodnia rubież Turyngii aż po rzekę Soławę, północno-wschodnia część Bawarii, cała Brandenburgia i wschodnia cześć kraju hanowerskiego, dzisiejsza Meklemburgia, południowo-wschodnia część Holsztynu oraz cała zaodrzańska część Pomorza. Jednym słowem, całe dzisiejsze Niemcy Wschodnie, czyli była Niemiecka Republika Demokratyczna, oprócz większości Turyngii”.
Rekonstrukcja słowiańskiego grodu w Raddusch, należącego do plemienia Łużyczan (polski: Radusz, serbski: Raduš). Gród wzniesiono około 880 roku, w 925 roku Łużyczanie zmodernizowali i ulepszyli wał obronny, obawiając się zapewne mającej nastąpić agresji Niemców, która faktycznie nastąpiła cztery lata później. W 963 roku warownia Raddusch została zdobyta i częściowo zniszczona przez margrabiego Gerona (fot. Robert F. Barkowski, 2007 r.)
Słowianie dotarli na Połabie z dwóch kierunków. Głównym punktem wyjścia ich wędrówki były tereny dzisiejszej środkowej i południowej Polski. Grupa ta zasiedliła północną i środkową część Połabia. Czy były to całe plemiona, czy też tylko nieokreślone części grup już osiadłych na wschodnim brzegu Odry, trudno powiedzieć. Jedno jest pewne, że byli zarówno etnicznie, jak i językowo spokrewnieni z plemionami tworzącymi niebawem zalążki państwa polskiego. Już sam fakt przynależności do tej samej grupy językowej, zwanej lechicką, pokazuje jak mocno zazębione były plemiona połabskie z polskimi. Grupa lechicka obejmuje trzy języki: polski (z dialektem śląskim włącznie), pomorskie (kaszubski i wymarłe słowiński oraz zachodniopomorski) oraz wymarły połabski. Za wspólnym językiem szły te same obyczaje, wierzenia, kultura, ustroje polityczne, wspólna przeszłość i przodkowie. Przekroczenie Odry nie oznaczało więc zerwania stosunków i kontaktów z plemionami polskimi. Wskazuje raczej na płynną migrację, ruchy być może w obu kierunkach. Gdy całe plemię zaczęło przeprawiać się przez Odrę, to odbywało się to zapewne przy pomocy ich pobratymców pozostających na miejscu. Mogło się to odbyć tak, że jakiś książę brał część plemienia i szedł na zachód, a jego brat zostawał z resztą ludu, albo też parę grup migracyjnych z różnych plemion formowało się w nowy związek polityczny, by podołać trudom i wyzwaniom wędrówki. To że później doszło do waśni i powstania murów wrogości pomiędzy poszczególnymi dużymi związkami ponadplemiennymi, nie zaprzecza ich ścisłym powiązaniom plemiennym na samym początku. Na pewno o wiele więcej wspólnych cech językowych i etnicznych łączyło Polaków ze Słowianami połabskimi aniżeli z Czechami lub Rusinami. Oprócz północnych ludów połabskich należy jeszcze wymienić ludy południowe, zwane potocznie Serbami połabskimi (niem. Sorben) – w odróżnieniu od Serbów bałkańskich. Była to druga, o wiele mniejsza od pierwszej, grupa plemion słowiańskich, która wyszła z okolic Czech, Moraw i północnej Panonii, zajmując niewielką, południową część Połabia. Należeli oni do łużyckiej grupy językowej, czyli innej niż plemiona na północy Połabia.
Gdy Słowianie przeszli w końcu Odrę, przed oczami roztoczyła im się ponętna, a jednocześnie tchnąca tajemniczym niepokojem kraina. Piękne prastare puszcze, niezliczone pojezierza z tysiącami jezior, wysp, rzek i rzeczek, polany pełne bujnych traw, dzikie brzegi Bałtyku. Obfitujące w dary natury, pełne zwierza, ryb i ptactwa. Jednym słowem przepyszny kraj, a do tego niemalże wyludniony. Była to okoliczność sprzyjająca dla przybyszów szukających odpowiednich miejsc pod osadnictwo i ułatwiająca im szybkie parcie dalej na zachód. Z drugiej strony niepokojący był właśnie ów brak miejscowej ludności. Dlaczegóż to plemiona germańskie opuściły te tereny? Nie notowano tu przecież zbrojnego parcia obcych kultur i ludów. Otóż jedynym tego wytłumaczeniem jest to, że kraina owa, co prawda była piękna, lecz właśnie ze względu na gęstość lasów i wód śródlądowych mało przydatna do prowadzenia zaawansowanej gospodarki rolnej. Trzeba by najpierw gigantycznego wysiłku organizacyjnego i logistycznego, by wykarczować knieje pod pola uprawne. Jednocześnie na osiadłe tu pierwotnie ludy germańskie zaczęła z całą mocą oddziaływać siła przyciągania wysoko rozwiniętej i bogatej cywilizacji rzymskiej. Po cóż więc przyzwyczajonym do wojen i brania siłą tego co potrzebne wojownikom było uczyć się rolnictwa? Wystarczyło przecież pójść na południe Europy, by kąpać się w dostatku i zbytkach. Tak też się stało i plemiona germańskie opuściły teren Połabia. Innym powodem porzucenia siedzib okazały się liczne migracje i wędrówki ludów, ciągnących na przestrzeni wieków wielokrotnie przez Połabie. Wędrówki te odbywały się najczęściej na osi północ–południe, w mniejszym stopniu zachód–wschód. Musiało to pozostawić trwałe, negatywne i wyniszczające ślady chociażby w ekologii, motywujące ludność do opuszczenia niespokojnych i wyeksploatowanych terenów. Przypomnijmy, że jeszcze w I wieku p.n.e. nad dolną Łabą mieszkali Longobardowie, w V wieku znaleźli się oni już nad górną Łabą i Dunajem, a później przeszli przez Panonię i zdobyli całą niemalże Italię. Na miejscu pozostały niewielkie grupki osadników, czy to niezdecydowanych, czy też niechętnych niepewnym przygodom, czy też po prostu złożone ze starców i inwalidów. Dlatego nowo przybyli osadnicy stanęli przed nie lada wyzwaniem – w puszczach ciężko o uprawę rolną, całkowity brak jakichkolwiek miast i grodów potęgował poczucie zagrożenia i niebezpieczeństwa, opustoszałe i wyjałowione osady i gospodarstwa nie nadawały się do zamieszkania. Niezrażeni tym przybysze przystąpili do zorganizowanej na wielką skalę odbudowy, renowacji i adaptacji zajętych terytoriów. Od samego początku wprowadzili pierwszą wielką innowację w kulturze rolnej – uprawę żyta. W surowych klimacie północnego Połabia żyto okazało się najlepszym rodzajem zboża pod względem odporności i wielkości zbiorów. A to już była mała rewolucja w porównaniu z dotychczasowymi zasiewami wyłącznie jęczmieniem lub pszenicą. Na pewno nie adaptowano jakichś olbrzymich połaci ziemi pod uprawę żyta, czyniono to zapewne na niewielkich obszarach wykarczowanych lasów. Również ze względu na dominujące zalesienie wydaje się, że zamiast wielkich ilości trzód zwierząt hodowlanych prościej było trzymać małe stadka, które łatwiej przecież wypasać pomiędzy drzewami. Specyfika topografii terenowej Połabia wpłynęła natomiast pozytywnie na łowy i połowy – zwierza i ryb chyba nie brakowało.
Najpilniejszym problemem na początku było zapewnienie bezpieczeństwa masom osadników. Nie było przecież wiadomo, czy nagle nie powrócą wojownicze zastępy germańskich migrantów, a na ich gościnność trudno byłoby liczyć. Dlatego pierwsze zakładane przez Słowian osady miały charakter wielkich grodów plemiennych, centralnych ośrodków skupiających w sobie wszystkie ważne funkcje: obronne, administracyjne, osadnicze i sakralne. Mogły one na wypadek zagrożenia pomieścić całe plemię. Ze względu na wielkość i rozmach tych wczesnych konstrukcji – niektóre przekraczały swą powierzchnią 2–3 hektary – ograniczone były możliwości wyboru miejsca pod ich budowę. Tak ulubione wyspy rzeczne okazywały się po prostu za małe. Szukano za to obszernych zakoli rzecznych pozwalających oprzeć przynajmniej trzy boki konstrukcji o bezpieczną linię wody. Niektóre z tych obronnych grodów plemiennych mogły pomieścić ponad 15 000 mieszkańców. Ten typ osadnictwa dominował stosunkowo długo, być może dlatego, że trwały cały czas walki z resztkami germańskich plemion niedających się pokojowo zeslawizować. Możliwe również, że niektóre plemiona germańskie lub ich część stwarzały zagrożenie, wracając przez tereny Połabia z powrotem do Skandynawii. Z tych powodów osadnictwo w wielkich grodach przetrwało aż do drugiej połowy VIII wieku. Dopiero wtedy plemiona słowiańskie poczuły się na tyle bezpiecznie na Połabiu, że mogły pomyśleć o budowie mniejszych grodów i wznoszeniu licznych i miejscami gęsto rozsianych małych osad. Zaczęły wtedy powstawać nowe struktury osadnicze oparte na zajęciu i zagospodarowaniu określonego obszaru skupionego wokół grodu terytorialnego – obszar taki kroniki łacińskie nazywały civitas; nazywa się on umownie okręgiem grodowym. Na terytorium jednego civitas składało się skupisko paru osiedli oddzielonych nawzajem puszczami i wodami, z których każde mogło objąć swym zasięgiem nawet ponad 200 kilometrów kwadratowych. W centrum civitas wznoszono gród, skupiający w sobie funkcję administracyjną, obronną i zarządczą nad całym okręgiem.
Słowianie usiali Połabie setkami (tysiącami?) takich okręgów grodowych i uczynili to z rozmachem zapierającym dech w piersiach. Grody wznoszono prawie wyłącznie na wyspach rzecznych i jeziornych, do tego najlepiej na wzniesieniach. W celach obronnych wykorzystano po mistrzowsku naturalną rzeźbę i walory terenu. Grody otoczone były fosami, wysokimi wałami i innymi elementami fortyfikacyjnymi. Wały dochodziły do 9, 12, a nawet więcej metrów wysokości. Podobny gród musiał zaobserwować żydowski handlarz niewolnikami i szpieg na usługach kalifatu Kordoby Ibrahim ibn-Jakub, gdy odwiedził Połabie w drugiej połowie X wieku. Mało tego, prawdopodobnie osobiście obserwował budowę słowiańskiego grodu, i to w poszczególnych fazach, ponieważ pozostawił nam dokładny i szczegółowy opis jego wznoszenia. Chyba że informacji zasięgnął bezpośrednio u niemieckiego cesarza Ottona I Wielkiego, który znał nie tylko doskonale zwyczaje Słowian, lecz posługiwał się również biegle ich językiem. Według opisu ibn-Jakuba wyglądało to tak: na nadającym się pod gród miejscu, czyli otoczonym wodami, odmierzano i nakreślano najpierw jego podstawę. Wzdłuż nakreślonej linii kopano głęboki rów i wznoszono wał obronny. Konstrukcja wału składała się z drewnianych, poukładanych jedna nad drugą wielkich skrzyń, wypełnionych ziemią, gliną i kamieniami. Całość przysypana była ziemią. Na teren grodu prowadziła umieszczona w wale jedna brama, do której wiódł z lądu drewniany pomost. Przepis prosty, lecz niezwykle skuteczny.
Okazało się, że próbujący później zaciekle zdobyć Połabie Niemcy prawie nigdy nie wzięli takiego grodu szturmem. Bo niby jak? Najpierw trzeba było wybudować liczną flotę rzeczną, by w ogóle przetransportować oddziały rycerstwa pod wały grodu. A przecież obrońcy nie spali, każdy gród posiadał własną flotyllę statków wojennych i transportowych, mogących skutecznie utrudnić lądowanie napastników pod samym grodem. A tam na koronach wałów czekały już zastępy słynnych łuczników słowiańskich kładących pokotem szturmujących wojowników. A jak ktoś miał na tyle szczęścia, że pokonał wodę i wdrapał się cało na wał, to czekała na niego włócznia, topór lub miecz słowiańskiego wojownika. Zadanie praktycznie niewykonalne i dlatego przez całą historię Połabia przewija się prawie ten sam scenariusz: grody zdobywano zdradą i przekupstwem lub próbowano oblężenia zimą, podchodząc po skutej lodem wodzie albo wykańczając obrońców głodem.
Mapa polityczna Słowiańszczyzny połabskiej, siedziby plemion. (Opracowanie własne).
Przypatrzmy się paru takim grodom. Zacznijmy od tego wybudowanego na terenie Spętowa (niem. Spandau), dzielnicy dzisiejszego Berlina, którego najwcześniejsza warstwa pochodzi z drugiej połowy VII wieku. Kompleks grodowy wzniesiono na dwóch sąsiadujących ze sobą piaszczystych wyspach leżących pośrodku delty dwóch rzek, Haweli i Sprewy, oddalonych 2 kilometry od dzisiejszego starego miasta w Spandau. Jest to jednocześnie najstarszy ślad osadnictwa słowiańskiego na tych terenach. Cały zespół architektoniczny ulegał dziewięć razy kompletnym zniszczeniom i przebudowom. Pierwotnie wzniesiono tutaj gród na mniejszej wyspie, otoczono wysokim wałem ciągnącym się dokładnie wzdłuż linii brzegowej wyspy i połączono długim drewnianym mostem z brzegiem. Pierwszym właścicielem grodu był nieznany z imienia książę słowiański, do którego należały rozległe okoliczne ziemie, mieszkający tu wraz z całym rodem, świtą i służbą. W krótkim czasie na przyległej wyspie powstały zabudowania mieszczące rodziny dalszych członków plemienia Sprewian, handlarzy i rzemieślników. W celach obronnych to pierwsze podgrodzie otoczono wzmocnioną palisadą i dodatkowo częstokołem oraz połączono osobnym mostem ze stałym lądem. W którymś momencie ten drugi most zburzono, wyspy połączono sztucznie i całość, zarówno gród książęcy, jak i podgrodzie otoczono dodatkowym wałem obronnym. Niezależnie od faz budowlanych grodu na okolicznych terenach powstawały małe osady, zajmujące się między innymi produkcją i zaopatrywaniem grodu w żywność i w inne artykuły. Z czasem coraz więcej budynków na lądzie stałym, mieszkalnych i handlowych, skupiało się coraz gęściej wokół wejścia na most prowadzący do grodu. W ten sposób naprzeciwko grodu powstała spora osada, która z czasem rozwijała się dalej i dała początek dzielnicy Berlina. Następnym ciekawym grodem, znajdującym się w Kopanicy (niem. Köpenick), również na terenie Berlina, jest kompleks grodowy rozłożony na trzech sąsiadujących ze sobą wyspach położonych na rzece Dahme (po słowiańsku Dubja), lewym dopływie Sprewy. Na najmniejszej wysepce znajdował się niewielki gród o średnicy 50 metrów, otoczony bardzo wysoką palisadą i połączony mostem z następną wyspą. Na tej drugiej wyspie mieściło się spore podgrodzie o wymiarach 135 na 80 metrów, otoczone wałem obronnym i połączone mostem z kolejną wyspą. Tam z kolei znajdowało się podgrodzie otoczone wałem o wymiarach 220 na 80 metrów. Niestety, konstrukcja kompleksu nie zachowała się do dzisiejszych czasów.